Prawdziwe Oblicze Ellen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Waleria Badosz

Praca dłużyła się i dłużyła. Papiery za papierami, sterty dokumentów, przytłaczało mnie to wszystko. Teraz Thissen kazała jeszcze nosić nam kartony do piwnicy, więc biegam z góry na dół z paczkami. Dziewczynom zostało jeszcze trochę, ale było mi okropnie gorąco, więc postanowiłam przejść się do pokoju i napić się czegoś orzeźwiającego.

Weszłam do pokoju i obraz, który ujrzałam wiele mi wyjaśnił.
Ellen podskoczyła zamierając, kiedy spostrzegła, że obserwuję jak robi zdjęcia dokumentów, które Thissen trzyma w biurku. Jej mina mówiła sama za siebie, kobieta nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Ręce zaczęły jej się trząść, a aparat latał na boki.

- Ja... Ja... - zaczęła, jąkając się.

- Ja, ja, natürlich - podeszłam i chwyciłam ją za ramię, wyprowadzając z pokoju.

Od razu pognałam w stronę łazienki. Wepchnęłam kobietę i sama weszłam, zamykając drzwi na klucz.

- No, to teraz gadaj, czyim jesteś szpiegiem? - zmierzyłam dziewczynę, udając wrogo nastawioną.

Ellen pokręciła tylko przecząco głową, chowając aparat za plecami.

- Jeżeli nie powiesz tego mi, zaraz mogę pójść do Gruppenführera, a tam już cię przesłuchają.

- Jestem z francuskiego wywiadu... - wycedziła.

Westchnęłam, rozmyślając co teraz zrobić. Nie znam jej, nie mogę się wydać, więc muszę pozostać Herthą, aczkolwiek muszę również ją jakoś uspokoić.

- Jesteś tu, aby nas śledzić? Nasze działania? - zapytałam.

Kobieta ponownie udała, że mnie nie słyszy.

- Ellen! Czy jak ci tam na imię. Mów. - rzekłam nieco spokojniej.

- Tak... Po to tu jestem.

- Dobra, posłuchaj. Udamy, że nic się tutaj nie zadziało, nic nie powiem Thissen. Wiem, co robi naród niemiecki, nie popieram tego, więc rób tu swoje. Tylko na przyszłość uważaj, francuski szpiclu, bo Ingrid to nie ja, a przesłuchania nie są przyjemne, uwierz - ostrzegłam.

- Ty jesteś Niemką? - spytała, a jej wzrok mówił, że chyba nie wierzy w to co się właśnie stało.

- Tak. Ogarnij się i wracaj na swoje miejsce. - powiedziałam odchodząc.

Ja wiedziałam, że z nią jest coś nie tak! Niemożliwe, coś mi w niej nie pasowało... Jak zawsze miałam rację.

Wyszłam z pomieszczenia, od razu udając się do Thissen i reszty, która zbierała się już, aby wrócić do biura. 

- A ciebie co tak długo nie było? - zmierzyła mnie srogo.

- Mówiłam, że idę się napić... 

- Tak czy inaczej, właśnie skończyłyśmy, teraz możemy wrócić do siebie. - Ingrid zmierzyła zabójczym wzrokiem jednego z SS-Manów, przechodzącego obok - Powinni nas wyręczyć i to pozanosić... to nie było lekkie. Grube, biurowe marionetki - syknęła pod nosem.

Szłyśmy przez korytarz, wciąż prowadziłam rozmowę ze swoją przełożoną. Zainteresowane tematem, paplając, weszłyśmy do naszego pokoju, obie odwróciłyśmy się, gdy usłyszałyśmy dźwięk spadającego dokumentu. Nasza francuska agentka zdecydowała się również na podebranie czyichś papierów. Gratuluję dyskrecji... 

Ellen stała przy biurku Thissen, patrząc się na nas jak idiotka. Żal mi się jej aż zrobiło.

- Co do... - zaczęła chłodno Ingrid.

- Ellen, podnieś to i połóż na moim biurku, tak jak cię o to prosiłam. - pogoniłam dziewczynę, która stała wystraszona, reszta naszych współpracowniczek zaczęła przyglądać się wszystkiemu zza naszych ramion. Teraz zwróciłam się do Niemki, która z pewnością gotowa była rozstrzelać naszą agentkę - To te dokumenty, które miałam ci oddać do podstemplowania, zapomniałam wypełnić paru rubryk. Powiedziałam, aby Ellen je przeniosła, bo śpieszyłam się, aby wam pomóc - uśmiechnęłam się lekko do przełożonej.

Ingrid patrzyła na nas pogardliwie, a jej twarz i mina wskazywała na to, że miała naprawdę dużo podejrzeń. Z grymasem na twarzy olała jednak całą sprawę.

- Tylko nie zapomnij mi ich dać - rzuciła, idąc do swojego biurka i przyglądała się mu, w obawie, że pewnie coś zniknęło.

Francuzka spojrzała na mnie z wdzięcznością, wzdychając ciężko. Ta dziewczyna musi się jeszcze sporo nauczyć.

                                                                                                ***

Cezary Roman

Siedziałem w ciemnej celi. Od pierwszego przesłuchania minęły trzy dni, okazało się, że nie mam nic złamanego, ale moje ciało jest porządnie obite. Jednym słowem - nieciekawie. Miałem nadzieję, że jednak po mnie nie przyjdą, lecz już słyszałem podkute buty. Dzisiaj na pewno mnie zabiorą, ale kto wie, może znowu uda mi się stłuc SS-Mana?

- Pójdziesz z nami, Cezarze - zaśmiał się jeden, otwierając kłódkę.

- No wiem, wiem - rzuciłem pod nosem, już wstając i wystawiając im ręce.

Już za pięć minut wchodziłem przez drzwi, do magicznego pokoju przesłuchań. Wszedłem spokojnie, lekko pchany przez żołnierza z tyłu. W środku już znajdował się znajomy Untersturmführer i jakiś... Wyższy, o wiele wyższy stopniem facet. Z mordy typowy Aryjczyk, szczurzy pysk, tak jak każdy... No może oprócz tego blond szczeniaka stojącego tuż przy nim, któremu ostatnio sprzedałem kopa. Czyżby młody się wystraszył i przyszedł z tatusiem?

- Czyżby Roman nie chciał się złamać? - spytał jak wnioskuje z patki Gruppenführer, gdy dwójka usadziła mnie na krześle. Nic nie odpowiedziałem.

Ten generał był ode mnie nieco starszy. Raziło od niego powagą i wyższością.

Niemiec podszedł do mnie, mierząc z góry.

- Za jego czyny Rudolf, powinieneś kazać go wychłostać. Kazałem ci go nie zabijać, a nie nie ranić... - przeciągnął, chodząc przede mną wolnym krokiem - Musisz być skuteczny.

W ułamku sekundy obrócił się, stawiając podkutego buta między moimi nogami, opierając się piętą o krawędź krzesła. Poczułem jak robi mi się nie dobrze i cały blednę. Właśnie zaczynam żałować tego, co zrobiłem. Już czułem ten ból.

- Będziesz współpracować? - spytał, mierząc mnie pogardliwym wzrokiem.

- Nie - odpowiedziałem, pomimo ogromnego strachu.

- Zobaczymy - rzucił i obrócił się w stronę Untersturmführera, który przyglądał się wszystkiemu zboku. - Do ciebie należy decyzja, chcesz się mścić, czy nie? - wrócił na mnie swym zimnym spojrzeniem, leciutko się uśmiechając.

Blondyn stał, wodząc wzrokiem to po podłodze, to po mnie. Gruppenführer wyczekiwał odpowiedzi. W głębi duszy, modliłem się, aby odpowiedział, że nie... ale na co ja liczę!

Chłopak pokręcił przecząco głową. 

- Jesteś pewien? Ja bym za takie coś mu nie odpuścił - pokręcił głową, świecąc podkutym butem, który przyprawiał mnie o dreszcze.

- Sam się tym potem zajmę - rzucił, zapewniając generała.

Nagle w metalowe drzwi zapukano i weszła tu jakaś kobieta, z opisu Walerii, wyglądała jak jedna Niemka, jej przełożona, Thissen.

- Może by tak poczekać na odpowiedź? - stwierdził pretensjonalnie Gruppenführer.

- Pańska siostrzenica już dojechała, czeka na peronie - poinformowała ze sztucznym uśmiechem.

Mężczyzna obrócił się w stronę blondyna i ponownie spojrzał na mnie. Jego noga oddaliła się na bezpieczną odległość, a ja wewnątrz odetchnąłem z ulgą.

- Dobrze, ja po nią pojadę, ty Rudolf, zajmij się przesłuchaniem, tym razem, ma się udać. Pamiętaj o mojej radzie - rzucił na odchodne chłopakowi. Zostałem ja, on i dwójka Esesmanów.

Wymieniliśmy się spojrzeniami z oficerem.

- Dziś również zamierzasz milczeć? - zapytał, opierając się o biurko.

- Oczywiście - odparłem.

 Chłopaczek kiwnął do dwójki, która podstawiła kubeł z wodą przed moje krzesło. Untersturmführer usiadł z niezadowoloną miną, spoglądając na mnie.

- Pierwsze pytanie. Z kim współpracujesz? 

- Nie powiem wam nic, nie ma sensu mnie nawet torturować - prychnąłem. 

- Dalej - chłopak zdjął czapkę, odkładając ją na biurko.

W tym samym momencie, jeden z żołnierzy chwycił mnie za kark, zsuwając z krzesła na kolana i zanurzając moją głowę w wodzie. Zamknąłem oczy i zacząłem się kręcić, chcąc wydostać się na powierzchnię. Powietrze ulatywało w postaci bąbelków, a ja z każdą dłuższą chwilą zaczynałem dławić się wodą. Kiedy byłem już na krańcu wytrzymałości, wyciągnięto moją głowę nad wiadro. Zaczerpnąłem łapczywie powietrza, które wypełniło moje płuca, przynosząc ogromną ulgę. Zobaczyłem przed sobą lekko rozmazanego oficera, który podpierał głowę ręką, patrząc się w blat mebla. Znów skierowany zostałem na wiadro i sytuacja się powtórzyła.

                                                                                             ***

Już sporo czasu zanurzają mnie i wynurzają dosłownie na parę sekund. Nie czułem płuc, byłem wykończony. Oficer zapewne siedział dalej wpatrując się teraz w swoje buty, zamyślony i starający się na mnie nie patrzeć. Czułem, że jeszcze parę zanurzeń i się uduszę. Nie dam już rady. Zacząłem dławić się wodą, żołnierz podniósł mnie za kołnierz w górę, unosząc nad wiadrem. Pokręciłem głową, aby włosy zlazły mi z oczu. 

- Powiem. Wszystko powiem - wycedziłem pomiędzy oddechami, spoglądając na blondyna, który poderwał się i zerknął na mnie pełen nadziei.

- Jeszcze raz! Nie słyszałem! - wlepił we mnie wzrok.

- Powiem - wydyszałem.

- Podstawić go tu - Untersturmführer wskazał na miejsce przed biurko.

Jak na zawołanie odstawiono wiadro, usadzono mnie na drewnianym krzesełku i przysunięto do chłopaka. Żołnierze stanęli zaraz za mną.

- Będę się spowiadał tylko tobie, już i tak się upokorzyłem, łamiąc się - stwierdziłem, zerkając na dwójkę masywnych Niemców, pilnujących mnie z tyłu.

Oficer przechylił głowę, przyglądając mi się w zastanowieniu, po czym przytaknął.

- Dobrze, rozmowa we dwoje, ale strażnik zostaje przy drzwiach -  stwierdził, odsyłając podwładnych.

- Niech strażnik stoi za drzwiami - zacząłem negocjować.

- Nie ufam tobie... - zmierzył mnie od góry do dołu.

- Oszczędziłeś mi dzisiaj podkutego buta, nie mam zamiaru robić niczego głupiego, mogą mnie nawet przykuć do krzesła - wzruszyłem ramionami.

SS-Man nie był pewien co zrobić i dumał chwilę. Przytaknąłem mu, na co westchnął.

- Wyjdziecie przed drzwi, ale bądźcie czujni, być na każde moje zawołanie - powiedział do pachołków, którzy zrobili to, co kazał.

- Powinienem faktycznie się zemścić i dać ci w pysk, tak jak kazał Gruppenführer - poinformował.

- No żeby było po równo, to chyba nie w pysk, za to nie dostaje się 50 punktów - uśmiechnąłem się, ale blondyna zdecydowanie to nie bawiło.

- A za odstrzelenie zamiast kopa dostaje się 100 punktów? Bo ja jestem w stanie je zdobyć - stwierdził całkiem poważnie.

Oj, chyba nie powinienem brnąć w ten temat. Dobra, teraz trzeba coś szybko wymyślić, aby gościa wziąć pod włos. Zdążyłem go przejrzeć, to wrażliwy chłopak.

- Wiesz, że jesteście potworami? Dobrze wiesz, co dzieje się w obozach? - spytałem, od razu rzucając się na głęboką wodę.

Chłopak pokręcił głową, wzdychając pod nosem.

- Wiem, co dzieje się w obozach. Opowiedz mi na pytanie, z kim współpracujesz?

- Ja z nikim nie współpracuje, wykonuje rozkazy, tak samo jak ty. Jestem tylko pachołkiem w rękach generała. - stwierdziłem.

- Masz pod sobą ludzi, liczę, że wymienisz ich nazwiska, swoich przełożonych również... - założył ręce na blat. 

- Wymienię, ale musisz zagwarantować mi, że zobaczę się z córką, tylko ona mi została... Julita i Eryczek... - zacząłem bawić się uczuciami chłopaka, zaraz zmyślę, że mam rodzinę, która jest w obozie i... tak, to nie jest zły pomysł.

- Julita i Eryczek? - zapytał, unosząc brwi do góry.

- Moja żona Julita, wraz z synem... Są w obozie pracy. - zacząłem wymuszać płacz, łzy zlatywały mi po policzkach, a ton zmieniłem na rozpaczliwy - Została mi tylko Marynia, moja córeczka... Nie wiem nawet co się z nią dzieje, błagam, Rudolf, wypuść mnie, a obiecuję, że będę waszym szpiegiem, będę meldować o wszystkim! - zacząłem ryczeć przed biurkiem SS-Mana. 

Widziałem, że sam ma szklane oczy i  zaczęła ruszać go moja historyjka.

- Ja... - zacząłem, ale oficer mi przerwał.

- Przestań opowiadać o swojej rodzinie! Masz odpowiedzieć na zadane wcześniej pytanie! - mówił, próbują być twardy.

- Proszę, Rudolf! Widzę, że jesteś dobrym człowiekiem! - spojrzałem błagalnym wzorkiem.

Unterstrumführer odwrócił ode mnie wzrok.

Dramat czas zacząć...

Zsunąłem się z krzesła, klękając i opierając złączone dłonie o biurko, wciąż wylewając z siebie łzy, zacząłem :

- Błagam cię! Błagam, Rudolf! - chlipałem.

Chyba minąłem się z powołaniem. Jaki żołnierz?! Aktorstwo to moja przyszłość!

Oficer walnął pięścią w biurko, patrząc na mnie szklanymi oczami.

- Ale ja nie mogę! Poniosę za to konsekwencje - wyjaśnił na jednym wdechu, poirytowany.

- Błagam, proszę! Wydostań mnie stąd! - wciąż jęczałem, klęcząc przed Niemcem, co bardzo mi się nie podobało.

- Mów nazwiska! - huknął, naprawdę wkurzony.

- Wypuść mnie, wymyślisz coś! 

- Powiedz te cholerne nazwiska! - uderzył ręką w stół.

Koniec końców, musiałem mu coś powiedzieć. Zacząłem przypominać sobie wymienianych przez Walerię Niemców i Niemek, które w sumie dałoby się temu dzieciakowi wcisnąć. Jeszcze pozarzynają się nawzajem.

- Ingrid Thissen, Helen Fischer, Brigitte Bittner, Heinrich Diederichsen, Joachim Roth - i tu chłopak nie pozwolił mi wymieniać dalej, patrzył na mnie z zażenowaniem.

- Myślisz, że jestem idiotą? Podaj prawdziwe nazwiska - rozkazał.

- Podaje! - krzyknąłem.

Blondyn  oparł się na biurku, spoglądając na mnie z góry.

- Mam wezwać twoich dobrych kolegów? - zapytał.

- Nie, dziękuję... - odparłem, przypominając sobie o dwójce SS-Manów.

- Untersturmführer ma teraz przesłuchanie, nie wejdzie Pani - słychać było głos zza drzwi.

- To dlaczego nie jesteście w środku? Poza tym, mam rozkazy od Gruppenführera - słychać było delikatny, kobiecy głos.

Rudolf spojrzał na drzwi, rzucając głośne ,, Wpuścić ". Słyszałem jak zostały otwarte, a do pomieszczenia weszła kobieta, stukając obcasami o posadzkę.

- Hertha? Podejdź, o co chodzi? - chłopak nieco się rozpromienił, wstając z krzesła.

Kobieta podeszła do jego biurka i obejrzała się w moją stronę. Od razu pobladła i przeszedł ją dreszcz, mnie też. To była Waleria, Chryste, jak dobrze ją widzieć! Chociaż to może mało przyjemne miejsce...

- Hertho, wszystko dobrze? - spytał z troską oficer. 

Nie podobało mi się te jego zamartwianie, łapska precz... To mój najlepszy żołnierz!

- Trochę mi słabo... To nic, zaraz mi przejdzie. - zaczęła chłodzić się ręką i wypuściła powietrze przez usta.

- Ym... Usiądź - odsunął krzesełko, na którym zaraz usiadła.

- Przyszłaś z jakąś informacją? 

- Tak, Yh... Gruppenführer, kazał już skończyć przesłuchanie i mamy razem udać się do jego biura - poinformowała go, tnąc się co któryś wyraz.

- Fritz! Vincent! - do pokoju weszli żołnierze - Zaprowadźcie go do celi - rozkazał, zaraz zwracając się do Walerii - Na pewno dobrze się czujesz? Chodź, pomogę ci wstać, przynieść wody, czy czegoś do picia?

- Nie, nie... Już lepiej, to chyba, przez ten klimat - zaśmiała się niepewnie, rozglądając po pomieszczeniu. Rzuciłem na nią ostatnie spojrzenie, kiedy wyprowadzali mnie z pokoju. 

Widziałem jak ten blondasek pomógł jej wstać i udali się razem na górę.

Ja dalej będę tu tkwił, ale przynajmniej już Waleria wie, gdzie dokładnie jestem...

                                                                                      ***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro