Prywatne Problemy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie miałem już siły nawet patrzeć, co mnie zaraz czeka. Łzy cisnęły mi się do oczu, ból był nie do zniesienia. 

- Marzena, zostaw go już. - usłyszałem głos, który był bardzo niewyraźny.

Powoli podniosłem wzrok na Cezarego, podchodzącego do nas. Rudowłosa kobieta dyszała nade mną cała zlana potem.

- Nie wytrzymam! Kurwa! Dlaczego on nic nie mówi?! - wydarła się do kolegi.

- Odsuń się... - przesunął ją ręką.

Czułem jak moja noga pulsowała, całe ciało było obolałe, a parę palców prawej ręki były zbite, zaczęły sinieć w zgięciach, a ból towarzyszący mi był bardzo silny. Twarz też miałem obitą.

Cezary podszedł do mnie i kucnął. Mnie nie trzymali, leżałem teraz na ziemi, taplając się we własnej krwi. Myślę, że na to zasłużyłem, stoję po niewłaściwej stronie, wiem. To wszystko moja wina, ale niestety, muszę służyć swojemu kraju. 

- Rudolf, powiedź, wtedy zostawimy cię w spokoju, opatrzymy. - powiedział z obojętną miną. 

- Zapytaj go o nazwisko i stopień, może to chociaż nam ujawni... - fuknęła rudowłosa, stojąc do nas tyłem. 

Poczułem jak złapano mnie za szczękę i uniesiono w górę, wodziłem powoli wzrokiem, próbując wyostrzyć obraz. To Cezary wiercił we mnie wzrokiem.

- Untersturmführer Rudolf... - szepnąłem - Rudolf Maier... 

W pomieszczeniu stał również facet, który wcześniej trzymał Wolfa. I on, i kobieta spojrzeli się na mnie ze zdumieniem, zaraz potem przenieśli wzrok na Cezarego. 

- Wyprowadzić go, przywiązać do kolegi! A Ciebie proszę na słowo, Cezary - warknęła. 

Usłyszałem tylko kroki i poczułem, jak wzięto mnie pod ręce. Na kolanach wyciągnięto mnie z pokoju, zamknąłem oczy. Byłem wyczerpany... nie miałem już siły na nic. 

- Mój Boże... - usłyszałem tylko kobiecy głos, który zdawał się być znajomy. Bardzo znajomy.

                                                                                    ***

Waleria Badosz

Zszokowana patrzyłam, jak ciągnął zakrwawionego, poranionego Rudolfa po ziemi. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, po prostu... Zmartwiłam się. Jakim cudem znalazł się tu Untersturmführer?! Gdy tylko Jurek z Tadkiem wynieśli go z budynku, bez uprzedzenia wparowałam wściekła do pokoju, gdzie znajdowało się moje dowództwo. 

- Chyba zaszła jakaś pomyłka! Jak to Untersturmführer? On nie może być zamieszany w całą tę sprawę. Jest nieśmiały, wręcz boi się dotknąć jakiejkolwiek kobiety. Jeżeli mi go skatujecie, to niczego się nie dowiem. - zaczęłam krzyczeć, patrząc na całą świętą trójcę.

- Nie rozpoznaliśmy go... Gdyby odezwał się wcześniej... - zaczęła niespokojnie Marzena, przerwałam jej natychmiastowo.

- Cezary! Ty dobrze wiedziałeś kto to jest! Dlaczego do cholery im nie powiedziałeś?! - wrzasnęłam na mężczyznę, który nabrał ogromnej ilość powietrza do płuc i odwrócił wzrok.

- Yyy... - zaczął Bronisław, po którym już widziałam, że próbował załagodzić sytuację - Widzisz, ktoś będzie musiał się nim opiekować jak wróci do swoich. Czas pobawić się w pielęgniarkę, heh - posłał mi niepewny uśmiech. 

Spojrzałam na niego nienawistnie, na co od razu spoważniał.

- I tak bardzo słabo ci to idzie. Wręcz zastanawiam się, czy nie odsunąć cię od tego zadania. - parsknęła ruda szm... Ruda szmata!

- Tak? Znajdziesz kogoś, kto wyciągnie z niego informacje? Znajdziesz taką drugą? Może gdyby były to informacje na piśmie, ale to wszystko wychodzi od niego. Nie oddalisz mnie, jestem tam waszą jedyną wtyczką. Beze mnie nie będziecie wiedzieli, co dzieje się w SS. Jestem najcenniejszym, co tutaj macie. Więc nie próbuj mnie zastraszyć, bo ci się nie uda. - warknęłam w stronę kobiety.

Przez chwilę towarzyszyła nam cisza, w końcu odezwał się Cezary.

- W sumie... Ten młody, pomimo, że go skopałem...

- To to podczas przesłuchania? To co opowiadałeś? - zaśmiał się Bronisław.

Skarciłam go wzrokiem, na co wyprostował się i słuchał dalej. Szkoda, że w dowództwie siedzi też taka Marzena, która w dupie ma moje miny i nastroje.

- Pomimo, że ode mnie dostał, pomógł mi uciec. Trzeba z nim coś zrobić, odwieźć go chociażby pod miasto. - poddał pomysł.

- Tak, teraz odwozić go z powrotem. Świetny pomysł! - podsumowała załamana Marzena. - Zaraz, chwila, dlaczego ja nie wiem, że ten blondasek pomógł ci uciec z komisariatu?!

- Nie musisz o wszystkim wiedzieć... - przeciągnął uroczo, patrząc Marzenie prosto w oczy.

- A mi się jednak zdaje, że muszę! - poderwała się oburzona zachowaniem kompana.

- Nie czas na małżeńskie kłótnie... - przeciągnął Bronisław.

- Małżeńskie? - fuknął Cezary - Proszę mnie nie swatać z tą w gorącej wodzie kąpaną kobietą! Dnia bym z nią w domu nie wytrzymał.

Rudowłosa spojrzała na niego zła jak nigdy.

- W takim razie nie przychodź do mnie więcej, już w żaden wieczór! Już Ci nie otworzę. - stwierdziła oburzona, a my z Bronisławem spojrzeliśmy po sobie, nie dowierzając w to, co właśnie nasze uszy słyszały.

Cezary spłonął rumieńcem, próbując coś powiedzieć.

- Dobrze, kurwa, może zajmijmy się tym SS-Manem?! - zaproponował zdenerwowany Bronisław.

- Ja do niej nigdy nie - zaczął dalej Cezar.

- Teraz się jeszcze nie chcesz przyznać?! - oczy wyszły jej z orbit.

- To niezbyt dobry pomysł współżyć ze swoim współpracownikiem. - wyszczerzyłam zęby w stronę rozwścieczonej rudowłosej.

- Stul się, suko! - ryknęła na mnie.

Pomrugałam parę razy, patrząc na nią i upewniając się, jak wygląda, bo już na pewno lepiej wyglądać nie będzie. Miałam ochotę się na nią rzucić, ale nie mogłam, to przecież mój dowódca. Nigdy nie mogłam jej nawet odpyskować!

- Niemiecka szmata... Będziesz jeszcze mnie tu pouczać? - syknęła, grożąc mi palcem.

Panowie obserwowali wszystko z dezaprobatą.

- Przestań ją tak nazywać... - Cezary zmierzył rudą chłodnym wzrokiem.

- A jak mam ją nazywać? Jak myślisz, z iloma już się jej udało przespać, pod pretekstem,  ,, ja to zrobię dla naszego kraju! Wyciągnę z nich informacje za wszelką cenę ". Pierdolenie! Tak bardzo nie mam ochoty na nią patrzeć! 

- Dobrze, przejmuję całą sprawę z Maierem na siebie. Waleria, idziemy, pomożesz mi. Do widzenia. - Bronisław złapał mnie za rękę, która już prawie dosięgnęła rudych kudłów diablicy, która została z Cezarym. 

Brunet wyprowadził mnie z pokoju, zatrzaskując za nami drzwi.

- Waleria... - zaczął, ale ja nie miałam chęci słuchać. 

Było mi przykro, a zarazem czułam jak ciśnienie rozpierało mnie od środka. Gdybym tylko miała przy sobie broń, strzeliłabym w nią bez wahania. Nienawidzę jej, zawsze mnie gnębiła, nienawidziła, ale dzisiaj przesadziła. Mam tego serdecznie dosyć.

- Bronek, ja mam ochotę to wszystko rzucić. Nie mam siły... - pociągnęłam nosem, starając się nie rozpłakać.

- Nie martw się, ona zawsze taka była. Niemiła dla wszystkich, nie tylko ci tak dopieka. - uśmiechnął się lekko - A dzięki tobie naprawdę dowiadujemy się o misjach najwyższej wagi. Uratowałaś już bardzo, ale to bardzo dużo ludzi. My z Cezarym jesteśmy z ciebie dumni. Naprawdę - poczułam jego dużą, ciepłą dłoń na ramieniu. Czuły uśmiech faceta nieco mnie rozpromienił, lecz wciąż byłam roztrzęsiona całą tą sytuacją.

- Co zrobimy z Untersturmführerem? - zapytałam, opierając się o drewnianą ścianę, znajdującą się za moimi plecami.

- Z tego co widziałem, Marzena go nie oszczędzała. O własnych siłach nie wyszedł, gdybyśmy go oswobodzili, nie dałby rady uciec.

- Bronek, przecież wtedy mógłby tu trafić z powrotem, a Gruppenführer, za to, co mu zrobiliśmy będzie chciał nas znaleźć i się zemścić. Pobiliśmy jego adiutanta, będzie nas szukało Gestapo. Z chęcią bym powiedziała kto go tak dotkliwie pobił...

- Nie, masz milczeć i zaproponuj, że się nim zaopiekujesz. W szpitalu raczej siedzieć nie będzie, ale w domu... Z tydzień na pewno zostanie. Wykorzystaj to. - kiwnął do mnie głową.

Przytaknęłam dowódcy, który wyjrzał przez okno, aby zerknąć na więźniów.

- Trzeba go podwieźć pod miasto. Dalej pójdzie sam. Która godzina? - spytał mnie mężczyzna.

- Wpół do czwartej. - odparłam, spoglądając na zegarek wiszący na ścianie przed za nami.

- Zdążymy. Ubierz się tak, aby cię nie poznał. Zaraz wyjedziemy. - oznajmił, nakładając kurtkę.

- A co z Wolfem? Ten drugi to Oberführer. Za niego może polać się dużo krwi. Tylko uprzedzam.

- Nic nie mogę z nim zrobić. Inni by mnie za to rozstrzelali. Rudolfa można uwolnić, ale za Oberführera wyciągniemy paru naszych. Nic mu nie będzie. - zapewnił mnie i udał się na zewnątrz, informując jeszcze, że idzie zaprzęgać konia.

Wzięłam długi, czarny płaszcz z głębokim kapturem. Nie było widać mojej twarzy, może jedynie co brodę. Pożegnałam się z domownikami i wzięłam szybko pistolet, który leżał na komodzie i wyszłam z budynku.

- Chodźmy po niego - Bronek wyłonił się z ciemności, podchodząc do słupa. - Rozwiąż go. - rozkazał, a ja zabrałam się za rozszyfrowywanie łańcuchów.

Wolf od razu zbudził się ze snu, próbując dostrzec co się dzieje.

- Zostawcie biednego chłopaka, on nic nie wie. Zajmijcie się lepiej mną. - warknął po niemiecku, patrząc na Bronisława stojącego przed nim.

- Nic twojemu koledze nie będzie. - Bronisław odpowiedział mu po polsku, nachylił się i poklepał oficera po mokrej od deszczu głowie. 

Oboje też byliśmy już przemoczeni, było okropnie zimno i lało jak z cebra.

W końcu łańcuch się poluzował. Wyswobodziłam blondyna, który wciąż ledwo co przytomny wpatrywał się w kałużę, znajdującą się przed nim.

- Wstawaj, Frycu, wracasz do swoich. - wziął Rudolfa za ramię, pomagając mu wstać.

- Waleria, pomóż! - stęknął, wstając wraz z Maierem.

Niemiec syknął z bólu i uniósł prawą nogę w górę, odciążając ją. To nie był dobry znak. Jakoś dokuśtykaliśmy z nim do wozu. Bronisław pomógł władować mi go na tył, wskoczył do przodu, zajmując miejsce woźnicy, a ja miałam siedzieć z tyłu i go pilnować.

Chciałam, aby blondyn odpoczął, choć chwilę. Gdy tylko na niego patrzyłam budziło się we mnie współczucie, którego zazwyczaj nie mam. Usiadłam na sianie, które miałam pod nogami i upewniając się, że Bronisław jest skupiony na drodze, położyłam głowę Niemca na kolanach, głaszcząc go po głowie.

- Gdzie jedziemy? - wyszeptał, próbując się rozejrzeć. Był wyczerpany, jego głowa opadła na moje uda, a zamoknięty blond kosmyk przykleił się do czoła. Nie spał, ale oczy miał przymknięte, nie do końca, wyglądało, jakby tracił przytomność.

Nie chciałam, aby rozpoznał mój głos. Nie mogę się narażać, nie odpowiedziałam. Nachyliłam się nad jego twarzą, chcąc osłonić go od ostrego deszczu, który nieustannie bombardował nas z nieba. Przykro mi, że nie udało mi się dostrzec wcześniej, że to ty, Rudolf... Oszczędziłabym ci wtedy tego okropnego bólu, jakiego musiałeś doznać.

                                      ***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro