Standartenführer

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Byłam już w pracy. Po wczorajszym wieczorze nie czułam się o dziwo źle. Siedziałam teraz przy biurku, wykonując swoje codzienne zadania.

Musiałam znaleźć Gretę i dać jej papiery, które właśnie skończyłam wypełniać.
Wstałam z krzesła, wzięłam stosik dokumentów pod rękę i udałam się do wyjścia. Nie zdążyłam przejść paru metrów po korytarzu, kiedy to w pośpiechu wpadł na mnie jeden z SS-Manów. Mój policzek rozpłaszczył się o jego ramię. Już chciałam wszcząć awanturę, myśląc, że to któryś ze zwykłych żołnierzy, ale leżąc tak na jego ramieniu, zauważyłam, że patki wskazują na to iż jest to Standartenführer.

- Najmocniej przepraszam... - usłyszałam kojący głos, który wręcz przyprawił mnie o dreszcze.

Czując jego dłoń na moich plecach, uniosłam wzrok w górę i zmierzyłam się z błyszczącymi wręcz, błękitnymi tęczówkami Niemca. Od razu rzuciły mi się w oczy blizny, które szpeciły jego twarz. Cały prawy policzek i kawałek szyi był w złączonych ze sobą sznytach, do tego widać było kreskę dzielącą brew na dwie części. Po lewej stronie, na gardle również widać było bliznę, lecz o wiele wyraźniejszą. Nawet nie chce myśleć co on musiał przeżyć...

- Nie, się nie stało. - stwierdziłam ze swoim głupim uśmieszkiem.

Blizny wcale nie odejmowały mu od przystojności. Wręcz dodawały tego... uroku...

- Eh, wie może Pani gdzie znajdę Rudolfa Maiera? - zapytał, mierząc mnie wzrokiem.

- Powinien być w biurze Gruppenführera... - poinformowałam, nie odwracając wzroku od mężczyzny. - A o co chodzi?

Odnosiłam również wrażenie, że mężczyzna kogoś mi przypominał.

- Sprawy prywatne. - uśmiechnął się - Jeszcze raz przepraszam.

Posłałam mu tylko nieśmiały uśmiech, SS-Man spojrzał przed siebie, niepewnie ruszając.
Stałam przez chwilę, gapiąc się w plecy Standartenführera. Dopiero kiedy znów się odwrócił, w ekspresowym tempie ruszyłam się z miejsca.

- Ee, nie wiem gdzie to. Mogłaby mnie Pani zaprowadzić? - zatrzymał mnie.

- Oczywiście - oznajmiłam i upewniając się, że Niemiec podąża za mną, poszłam w stronę biura.

- Nie widziałam Pana wcześniej, skąd Pan jest? - spojrzałam w stronę rozglądającego się po korytarzu mężczyzny.

- Z frontu wschodniego, jak widać - przeciągnął po policzku.

- O... przepraszam - zrobiło mi się głupio.

- Nie, no, skąd mogła Pani wiedzieć. - uśmiechnął się.

Zanim zdążyłam się zorientować już staliśmy przy drzwiach.

- To tutaj - wskazałam na wejście.

- Dziękuję bardzo. - Standartenführer skinął do mnie głową i wszedł do pokoju bez pukania.

Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam szukać Grety.

***

Właśnie wychodziłam, gdy usłyszałam głos Rudolfa.

- Hertha! - krzyknął uśmiechnięty idąc u boku Standartenführera, którego dziś poznałam. - Chodź, zapoznam was.

Zwróciłam się i podeszłam do dwójki, na uśmiech faceta z frontu odpowiedziałam tym samym. Rudolf szczęśliwy jak nigdy zaczął.

- To mój brat, Vinzenz. - poinformował, uśmiechając się szeroko do mężczyzny, który aktualnie skupiony był na mnie.

- A my się już widzieliśmy - stwierdził, a jego sposób mówienia był bardzo pociągający. Jak gdyby specjalnie mnie kusił...

Nie wiem czy to wynika z jakichś moich dni, czy po prostu facet ma w sobie to coś.

- Hertha Bausch, moja dobra znajoma. - stwierdził, przyglądając się nam.

- Miło poznać... - ujął moją dłoń i złożył pocałunek na jej wierzchu.

- Mnie również - posłałam uśmiech.

- Wpadniesz do mnie dziś wieczorem? Będzie Joachim, Vinzenz, posiedzieliśmy trochę.

- Widzę korzystasz z wyjazdu Gruppenführera? Z chęcią przyjdę. - oznajmiłam.

- W takim razie do wieczoru. - rzucił i udał się wraz z bratem do auta.

A więc ma brata... Vinzenza... ciekawe...

***

Siedziałam wyglądając pięknie i sącząc koniak wraz z SS-Manami.

- Vinzenz, to czym ty się zajmowałeś tam na tym froncie? - spytał Joachim.

- Byłem dowódcą czołgu. Tygryska... - rzucił, wbijając wzrok w szklankę, jak gdyby wróciły do niego jak mniemam straszliwe wspomnienia.

Joachim wytrzeszczył oczy, spoglądając z uznaniem na brata Rudolfa.

Blondyn widząc wyłączonego z rozmowy brata zaczął.

- Przykro mi, że tak się stało. Już tam nie wrócisz, Vinzenz, nie martw się. - pocieszył go blondyn.

Niemiec z blizną prychnął pod nosem.

- Rudi, mały... Daj mi wyzdrowieć, a znów pojadę czołgiem na Rosję. - uniósł jeden kącik ust, podkreślając tym swoją "pamiątkę" na twarzy.

- Chyba nie będziesz tam wracał, nie będą ci kazali... - zaczął Rudi, ale Vinzenz mu przerwał.

- Choćby mnie trzymali i tak tam wrócę, aby bić Iwany... - gdy powiedział o Sowietach, jego oczy zaczęły błyszczeć, a w jego tonie można wyczuć było nienawiść. - Nawet nie wiecie do czego oni są zdolni...

- To czerownoarmiści... Najgorsze co stąpa po tej ziemi. - stwierdził Joachim.

- Zdecydowanie na pierwszym miejscu. - przytaknął mu Vinzenz.

- No, a Żydzi? - znów zapytał jednooki.

- Osobiście... Ja bym tam pozbył się tylko komunistów, ale rozkazy są inne. - stwierdził.

- Polacy? - obudził się Rudolf.

- Polacy? Sprytny naród, nawet jak dla nas. Mówię, jeżeli chodzi o mnie... to tylko ruszać na Ruskich.

Słysząc to od razu na twarz wkradł mi się uśmiech.

- A jak twoja rana? - spytał zatroskany blondyn.

- Dopiero co się goi, będziesz mnie opatrywać - zaśmiał się.

- No to co ty, nie potrafisz się bandażem owinąć? - Rudolf uniósł brwi w górę.

- Na plecach to mam, sieroto - pokręcił głową Vinzenz.

- Joachim jest dobrą pielęgniarką. - stwierdził.

Jednooki rzucił przyjacielowi spojrzenie pełne zażenowania.

- No, potrzebującemu należy się pomoc... - uśmiechnęłam się uwodzicielsko w stronę cholernie przystojnego Niemca.

Powiem szczerze, niepokoiło mnie moje zachowanie, ale nie mogę nad sobą zapanować, to silniejsze.

- O i ty chcesz pomóc!? To ja też jestem ranny, halo, też chcę taką pielęgniarkę. - zerwał się Joachim.

- I co mam ci oko polerować? - parsknęłam śmiechem.

Jednooki pokręcił tylko głową.

Nagle ktoś zapukał w drzwi, tym samym przerywając nam rozmowę. Rudolf pobiegł w ich stronę. Za chwilę w pokoju znajdowała się Ellen, która rzekomo miała przynieść Untersturmführerowi papiery. Raczej tak ubranej i wymalowanej nie przychodzi się przynieść papierów, więc jak wnioskowałam, chce przypodobać się Rudolfowi, co mnie nieco zdenerwowało, ale odepchnęłam od siebie to uczucie.

- To może zostaniesz? - zaproponował gospodarz, po zapoznaniu jej ze swoim bratem.

- Dlaczego nie... - uśmiechnęła się i usiadła między Joachimem a Rudim.

- No to... Weź żeby nie zanudzić się na śmierć, puść coś. Potańczymy. - uśmiechnął się Hauptsturmführer i zerknął na Ellen.

Zmierzyłam dwójkę, zatrzymując się na kobiecie. Zerknęłam na Vinzenza i znów spojrzałam dumnie na Francuzkę.

Posłała mi tylko minę, która mówiła coś w stylu ''możesz sobie pomarzyć". W jednej chwili zapomniałam o swojej misji, którą jest wziąć Rudolfa pod włos. Teraz liczyło się udowodnienie czegoś Ellen, liczył się Vinzenz, który omotał mnie w pięć minut. Nikt się nie dowie, dowództwo też, jakby ktoś im powiedział... to dostałabym w łeb, że robię takie rzeczy dla przyjemności, a nie z konieczności.

Podczas moich rachunków sumienia Rudi puścił już jakąś muzykę. Jednooki spojrzał na mnie, lecz zaraz przeniósł wzrok na blondynę siedzącą przed nim i wstał, wystawiając do niej otwartą dłoń.

- Można prosić do tańca? - spytał, na co uradowana podskoczyła, od razu rzucając się w jego ramiona, oczywiście nie obyło się bez jej bezczelnego uśmiechu.

Rudolf postał chwilę przyglądając im się z zaraz potem wyszedł z pokoju, w którym się znajdowałyśmy.

- Hertha, ty coś kręcisz z moim bratem? - zapytał śmiało Vinzenz.

- Musisz mnie bardziej naprowadzić... - stwierdziłam, chcąc dowiedzieć się jakie konkrety chce wiedzieć.

- Dobrze o tobie mówi, zaprosił cię, nie jesteście może razem? - urwał na chwilę - wiesz, on nigdy się tak nie zachowywał... do żadnej - uśmiechnął się.

- Nigdy nie wyznał mi miłości... - powiedziałam. - Ani jakoś mi nie schlebiał.

- Czyli się nie obrazi, jeżeli zaproszę cię do tańca? - uśmiechnął się szelmowsko, co sprawiło, że cała oblałam się gorącem.

Właśnie na to czekałam.

- A twoja rana? Chyba nie powinieneś tańczyć. - stwierdziłam.

- Przyzwyczaiłem się do bólu, jeżeli można tak powiedzieć - zaśmiał się lekko, wstając.

Vinzenz, który prześwietlał mnie teraz pięknymi, niebieskimi oczami zaprowadził mnie w miejsce, gdzie aktualnie tańczył Joachim z Ellen.

Jednooki automatycznie spojrzał na mnie niezadowolony jak gdybym zrobiła coś strasznego. No chyba żarty sobie robi z tą zazdrością. Tańczy przecież z Ellen.

- Nie wiem, jak Rudolf jeszcze nie oparł się tak pięknej kobiecie, ja mam problem... - zostałam obrócona, otoczona ramionami Niemca, który szeptał mi właśnie do ucha.

Zaśmiałam się leciutko, czując, że się rumienię. Facet dolewał oliwy do ognia, robił to specjalnie.

- Jesteś przeciwieństwem swojego brata. - stwierdziłam bez wahania.

- Jest nieśmiały. Trudno zdobyć jego zaufanie. - poinformował Vinzenz i po dłuższej przerwie znów się spytał
- Na pewno nic cię z nim nie łączy? - upewnił się.

- Untersturmführer uważa mnie za dobrą znajomą. - zapewniłam.

Niemiec kiwnął głową z uśmiechem i przestrzeń między nami zmniejszyła się. Spojrzał na parę tańczącą obok, a ja miałam teraz idealny widok na jego blizny, które przyprawiały mnie o dreszcze, odzwierciedlały to, co czeka ludzi na froncie, ale nadawały Vinzenzowi również tego czegoś...

- Może Standartenführer potrzebuje dzisiaj lekarza... prywatnego? - zaproponowałam, wtulając się w szyję Niemca.

- Zdecydowanie. Pani pielęgniarka musi podać tylko adres. - uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.

- Po prostu powiedź braciszkowi, że dzisiaj masz jakieś spotkanie z ważnym oficerem - szepnęłam, ewidentnie dając ponieść się swoim zachciankom.

- Chcesz się wybrać do jakiejś knajpy? - ściszył ton.

- Czemu nie - uśmiechnęłam się pod nosem.

Przez cały czas Joachim mierzył mnie zabójczym wzrokiem. Nie rozumiałam o co mu dokładnie chodzi, w końcu znalazł sobie Ellen i jak widać świetnie się bawi.

Najwyraźniej nasz frontowiec jest też świetnym aktorem. Ocknął się natychmiastowo i przepraszając mnie, wyszedł z pokoju.
Usiadłam przy stole, zaraz to samo zrobił Joachim z Ellen.

- Jeden dzień i już się ślinisz do Standartenführera? - uśmiechnął się parszywie.

To do niego nie podobne... Nie spodziewałam się takich słów.

- Zazdrosny? - wyszczerzyłam zęby.

Prychnął pod nosem, milcząc chwilę. Ellen przyglądała się ciekawsko.

- Niby o co? - rzucił pod nosem po dłuższej chwili.

- Nie pamiętasz? - przeciągnęłam uroczo - Awans twojego kolegi...

Jednooki zalał się rumieńcem i wlepił wzrok w szklankę.

- Od razu wiedziałem, że jesteś tylko na jedną noc. Taka trochę Linda... - uniósł jeden kącik ust w górę.

- Ta wasza gestapowska suka? Porównujesz mnie do niej? - oburzona wstałam, a krzesło o mało co nie upadło.

Posłałam mu ostatnie spojrzenie i udałam się do wyjścia. Drogę zagrodził mi Rudolf wraz ze Standartenführerem, który zaniepokojony moim wyrazem twarzy, przyglądał mi się uważnie.

- Niestety Vinzenz ma spo... co się stało Hertha, już wychodzisz? - spytał zawiedziony.

Odwróciłam się w stronę jednookiego, który udawał, że mnie nie widzi, po czym znów wróciłam wzrokiem na blondyna.

- Przepraszam najmocniej Rudolf, ale... Nie za dobrze się dzisiaj czuję. - wyminęłam dwójkę.

Vinzenz wodził za mną wzrokiem, gdy tylko zobaczył, że gotuje się do wyjścia, zaczął:

- Rudolf, może przy okazji odprowadzę twoją koleżankę. Źle się czuje, ja bym jej samej nie puścił - stwierdził.

- To... - zaczął niepewnie blondyn, po czym zaraz dodał zrezygnowany - No dobrze... do jutra.

Czołgista pożegnał się i dotarł do mnie. Oboje wyszliśmy z kamienicy i podbiegliśmy chodnikiem.

- Widziałem jak młody się na Ciebie patrzył. Chyba nie powinienem cię nigdzie zabierać - stwierdził z podstępnym uśmiechem. - Ale w sumie nigdy cię o nic nie prosił?

- No tak! - potwierdziłam, przybliżając się do Niemca.

Wiem, że nie powinnam, ale to silniejsze ode mnie. Dzisiejszy wieczór zapowiada się ciekawie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro