Tommy!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- O mój Boże... Marvin! - krzyknęłam łapiąc za blond włosy i odsuwając go od swojej twarzy. 

- Cicho! Nie drzyj się... - spojrzał z wyrzutem, znów zbliżając się do mnie.

 W sumie poziom alkoholu w mojej krwi sięgał granicy, więc wręcz chciałam, aby panowie się mną zajęli, ale nawet przy takiej "znieczulicy" nie mogłam przestać myśleć o Rudolfie. O blondynie, słodkim i uroczym, nie tak męskim jak na przykład jego jednooki przyjaciel, ale czułym i opiekuńczym. 

- Nie, na prawdę, czekają tam na mnie! - zaśmiałam się rozbawiona. 

Nagle w tle przemknęła mi postać, która zatrzymała się, patrząc na nasze poczynania.

- Nie za dobrze się tu bawicie?! - mocny głos rozniósł się po pomieszczeniu.

Martin odwrócił się w stronę żołnierza, odsłaniając mi widok.

- Thomas! Chcesz dołączyć? - spytał uśmiechnięty.

- Niech no się tylko ktoś dowie...

- Kto? - roześmiał się pewny siebie.

- Gruppenführer. - oznajmił nie wprowadzając ich w szczegóły.

- Thomas, wyluzuj. Jej się to podoba...

- Hertha, co ci dali? - zaczął iść żywo w naszą stronę.

- Tommy! - krzyknęłam rozanielona, zrywając się do siadu, co poskutkowało ostrym zawrotem głowy.

- Widzisz, ciebie też chce! - Martin rozłożył ręce, lecz został przepchnięty przez Aryjczyka.

Mlecznowłosy nachylił się nade mną i uniósł mnie niczym pannę młodą. Spojrzałam mu zezowato w oczy i złapałam za szyję. Wbiłam się głową w jego klatę i westchnęłam.

- Thomas! 

Uśmiechnął się lekko i zwrócił w stronę drzwi. 

- Ej! - krzyknęli bracia.

- Radzę tu zostać. - rzucił mój znajomy i wyniósł mnie z pokoju, wciąż trzymając.

- Co się tam działo? - dopytywał.

- Tommy... Thomas! Tooommy! - smarowałam dłońmi po jego twarzy, mrucząc pod nosem.

On wytrwale starał się nie zwracać na to uwagi i niósł mnie dalej.

- Dla kogo mogę cię oddać, abyś była bezpieczna? - liczył na odpowiedź.

- Jest gdzieś może Rudolf? 

- Gdzieś poszedł.

- Zanieś mnie do Joachima. Proszę...

- To ten z przepaską na oku? - dopytał.

- Dokładnie.

- Już się robi...

Po góra dwóch minutach weszliśmy na salę. Roztrzepany jednooki, jakoś przystojniejszy niż zwykle siedział na krześle, najwyraźniej środki przestają działać...

- Oddaję. - Thomas postawił mnie przed ciemnowłosym, który spojrzał na mnie swoimi spowolnionymi, kocimi oczkami.

- Joach. - padłam na jego kolana, a ten złapał mnie powoli. - Ciężko mi...

Ten patrzył na mnie chwilkę, a oczy lepiły mu się straszliwie.  W końcu jego głowa spoczęła na mojej piersi.

- Źle się czuję... - mruknął, zamykając oczy. - Usadzili mnie, ale... Chodź potańczyć!

Oparłam podbródek na jego czuprynie, wzdychając ciężko i również dając swojemu ciału chwilę rozluźnienia.

- Weź, proszę. Przestań! - Zamknęłam oczy, jeżdżąc policzkiem po jego puszystych włoskach, które były takie przyjemne. 

Mężczyzna podniósł głowę, stykając się ze mną nosem. O Boże, Joachim, tak bym chciała...

Jak na zawołanie spojrzał na mnie z pożądaniem swym zielonkawym okiem i mrużąc powieki musnął moją dolną wargę, mrucząc.

Kurwaa, nie mogę z tobą, choć bym chciała... przecież... Rudolf...

- Obiecaliśmy coś sobie... - nie odsunęłam się od niego, ale nie odwzajemniłam też jego pocałunku.

- Kiedy? - zapytał zdziwiony.

- Weź, proszę cię.

- To ja cię proszę... - przeciągnął, wplątując swą dużą dłoń w moje włosy.

Odruchowo wtuliłam głowę w rękę. Ocknęłam się jednak i spojrzałam na niego krzywo.

- Rudolf...

- Aaa... Wszystko jasne. - westchnął.

- Znajdźmy go. - poprosiłam ładnie jednookiego przystojniaka.

- Dobra, ale wpierw chodźmy do łazienki... - stwierdził, ciągnąc mnie za sobą z niebywałą prędkością.

 - Nie, Joachim! Ja już ci mówiłam coś na ten temat... Słyszysz?! Halo? - bełkotałam podczas próby biegnięcia za facetem.

Wbiegliśmy do łazienki. Joachim puścił moją dłoń, rzucając się na jedną z kabin. Spojrzałam na to dziwacznie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przy zlewie, pod ścianą na siedząco spał mój blondyn. Nogi rozłożone, włos roztrzepany, cały blady. Z kabiny dobiegł głośny kaszel. Oj, wiedziałam, że jak weźmie to coś, skutki będą fatalne. Zygzakiem podeszłam do Rudiego, który siedział ze spuszczoną głową. Kucnęłam przy nim, klepiąc go po policzku.

- Rudi!

Chłopak podniósł głowę w górę, opierając ją o ścianę. Schował łep w szyi i patrzył na mnie otumanionym wzrokiem.

- Rudolf?

Wciąż spoglądał przed siebie, nie odpowiadając mi. 

On chyba dostał coś innego niż Joach. Ich zachowania są zupełnie inne.

- Rudooo? - wybałuszyłam oczy. - Chcesz wstać?

Słodki blondynek pokiwał głową.

Wzięłam go pod pachy i w miarę możliwości pomogłam wstać biedakowi.

Zachwiał się i próbował wyostrzyć wzrok. Po chwili wzdrygnął się i zrobił to samo co Joachim wchodząc tu. Udałam się za nim. Biedny Rudi. Ja wiedziałam, że tak się skończy. Organizm blondyna próbował chyba wyzbyć się tych toksyn.

- Rudoo... - podeszłam i zagarnęłam jego blond grzywkę do tyłu, trzymając jego czoło.

Obróciłam głowę w tył i zobaczyłam opartego o framugę Joachima, który wyglądał jakby go z grobu wyciągnęli. Patrzył na mnie skrzywiony i pozbawiony ducha. Cały zielony, a fryz roztrzepany. 

Podszedł do mnie powoli i spojrzał ze smutną miną, wyciągając do mnie ręce jak małe dziecko. Westchnęłam, przerażona zachowaniem naszych dzielnych mężczyzn i wyciągnęłam rękę, aby objąć Joachima, który od razu wtulił się w moje ramię.

Jak dzieci...

- Niedobrze mi... - wymruczał skwaszony. 

Pocałowałam biednego Joasia w czółko. Rudolf w końcu wyprostował się i stał tak chwilę wpatrując się w kafelki. Obrócił się i zerknął na opartego o mnie Joachima. Oboje patrzyli na siebie pustym wzrokiem. Rudolf nie odwracając spojrzenia od Joachima podszedł i wtulił się w moje drugie ramię. 

Po ile oni mają lat...?

- To ja nas odwiozę. - szepnął Joachim, mrużąc powieki.

 Co takiego...? 

 ***

Obudziłam się w swoim mieszkaniu... wraz z okropnym bólem głowy. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Nie wiedziałam też czemu po mojej lewej znajduje się Rudi, a po prawej Joachim! Leżałam sparaliżowana, objęta przez dwójkę. Oddychałam spokojnie, analizując sytuację. Najgorsza była myśl o tym, co my tu robiliśmy... Ja nie pamiętam. Rękę dam sobie uciąć, że oni też. Na sobie czułam ubranie, więc lekko się uspokoiłam. Uniosłam delikatnie kołdrę i panowie leżeli w poskręcanych mundurach. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że nic głupiego się tu nie zadziało.

Powolutku wstałam z łóżka, uważając na śpiących oficerów. Ziewnęłam i poczułam jak zaczynam odlatywać... Zakręciło mną i od razu ucisk objął moją głowę. Aj, myślałam, że nie wypiłam aż tyle. Podreptałam po szklankę wody, która była jak błogosławieństwo. Wróciłam do pokoju i oparłam się o ścianę, patrząc na SS-Manów. Joachim leżał na brzuchu ze spłaszczonym policzkiem, a włosy zasłaniały jego przepaskę, która ledwo się trzymała. Rudi jak zawsze spał na boku z otwartą buzią, rączkami przy twarzy i ugiętymi nogami. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wpatrując się w jakże błogi stan przyjaciół.

Nagle jednooki zmarszczył brew i przewrócił się na bok, zbliżając do blondyna. Stykali się teraz rękoma. Joach ewidentnie szukał głową czyjejś twarzy. Rudolf mlasną, przełykając ślinę i przysunął się do Hauptsturmführera , obejmując go, do tego zakładając nogę na jego biodro i chowając twarz w szyi przyjaciela.

- Hertha... - wymruczał pod nosem. 

Podeszłam od strony Joachima, pochylając się nad nimi.

- Co, kotku? - szepnęłam.

- Kocham cię... - wymruczał, zaczynając muskać ustami szyję niczego nieświadomego Joachima.

Zakryłam buzię, chcąc powstrzymać śmiech, który wciąż się nasilał.

- Mh... Byłaś wczoraj wspaniała - stwierdził pół przytomny jednooki, a mi zaczynało brakować powietrza.

Joachim również nie wybudzając się do końca włożył dłoń pomiędzy blond kosmyki Niemca i zaczął delikatnie masować jego głowę.

Rudolf wciąż myśląc, że to ja, zaczął jechać dłonią po brzuchu swojego towarzysza, jednak momentalnie zabrał rękę, gdy zorientował się, że mój brzuch nie posiada żadnego zarostu.

Otworzył oczy i ujrzał Joachima, wyostrzył obraz i wstając do siadu odsunął się na koniec łóżka, sprzedając plaska w ramię przyjaciela.

- Co ty robisz głupia... - podniósł głowię i nasz ciemnowłosy - Jezus, Maria...

Nim zdążyli mnie zauważyć, wycofałam się i usiadłam za szafką, aby posłuchać jak będzie przebiegała konwersacja.

- Czemu mnie dotykałeś? - wypytał Joachim, który pobladł momentalnie.

- Zacznijmy od czegoś ważniejszego. Pamiętasz, co działo się wczoraj... - spytał łamiącym się głosem Rudi. - po imprezie?

Joachim pokręcił przecząco głową, siadając na przeciwko blondyna.

Oboje skrzywili się, patrząc to na wspólną pościel, to na siebie.

- Nikt nie może się dowiedzieć! - wytknął go palcem, wytrzeszczając swoje jedyne oko.

Rudolf patrzył załamany na łóżko, a ja myślałam, że zaraz zejdę.

- Buahaha! - wybuchnęłam śmiechem, rzucając się na podłogę.

Oboje podskoczyli sparaliżowani i obrócili się w moją stronę.

- Co jest kurwa... - syknął Joachim. 

- To my nie...? - zaczął Rudolf.

- Leżałam pomiędzy wami, cepy... - wydusiłam, chichocząc jak opętana. - spokojnie!

***********

Słówko od autorki

Kochani! Dzisiaj Sylwester, Nowy Rok, wiadomo... Chciałam więc życzyć Wam hucznego zakończenia 2019, wszystkiego co dobre i niezapomnianego wieczoru. Dziękuję Wam też za to, że jesteście, że zawsze mogę wdać się w ciekawe dyskusje w komentarzach i radosna patrzeć, jak przeżywacie przygody bohaterów moich książek. Kocham Was, wszystkiego dobrego! ❤️😘



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro