Wsparcie
Joachim Roth
- Chodź tu, gnoju, jedziesz ze mną! - krzyknęła w moją stronę Sturmbannführer.
- Linda, możesz mnie do cholery tak nie nazywać? - warknąłem do współpracowniczki.
W biurze panował ogólny chaos, ponieważ wysłali nas jako wsparcie. Mamy jechać i wraz z tymi od przesiedleń szukać Wolfa. Bo w mieście niby go nie ma. Oczywiście jako że ta... suka, jest wyższa o jeden stopień to muszę do niej podbiec i wysłuchać co ma do powiedzenia. To boli mnie najbardziej.
Właśnie stanąłem przed władczą Panią SS, kiedy wyprzedził mnie młody ciemnowłosy blondasek.
- Co mam robić, Pani Sturmbannführer? - spytał posłusznie, wpatrując się w nią jak w święty obrazek.
Dobra, może i miała pełne, krwiste usta, pociągające spojrzenie, świetnie upięte w kok włosy i mocne, pomalowane oczy, którymi patrzy właśnie na mnie spod błyszczącego się daszka oficerskiej czapki... Ale to nie jest powód, aby ciągle się jej tak przyglądać.
- Czego się gapisz? - spojrzała na mnie zażenowana.
Nie czekała jednak na odpowiedź i wróciła wzrokiem na żołnierza.
- Zostaniesz tutaj, Eriś... Nie chcę, aby coś ci się stało. - uśmiechnęła się do niego i pogłaskała po idealnie ułożonych włosach.
- W macierzyństwo się bawisz? - spytałem, zakładając ręce pod pierś.
- Cicho! - podniosła głos, a ja od razu spuściłem głowę, nie wiem z jakiej to racji!
- Na pewno mam tu zostać? Mogę się przydać. - stwierdził, widać chcąc uczestniczyć w akcji.
- Przydasz się, ale wieczorem. - uśmiechnęła się do niego uroczo.
- Tak jest... - odpowiedział spuszczając wzrok, zacisnął usta w wąską linię, zaraz odchodząc.
- Naprawdę, odpowiednie miejsce i czas. - zwróciłem uwagę.
- Chciałbyś być na jego miejscu! - stwierdziła z szerokim uśmiechem.
- Ewidentnie - odparłem sarkastycznie, spoglądając na Lindę.
- O 16 macie być już w wiosce. Zaraz przyślę Ci kierowcę... - Friedrich wyjrzał przez drzwi, nasz Kriminaldirektor.
- Roth będzie kierował, już załatwiłam sobie szofera. - skinęła do przełożonego.
Fred zniknął za framugą zostawiając nas samych.
- Która godzina? - zapytała Sturmbannführer.
- 15:10 - odparłem, spoglądając na zegarek.
- W takim razie jedziemy. - stwierdziła, podchodząc do biurka i jeżdżąc po nim dłonią.
- Będziemy tam w jakieś 15 minut, po co teraz...
- Powiedziałam jedziemy! - przerwała mi, wychodząc z pokoju.
Zniesmaczony podążyłem za panią oficer.
***
Byłem skupiony na drodze, już wyjeżdżaliśmy z miasta, kiedy zerknąłem na Lindę.
- Boże, jak tu gorąco... - przeciągnęła w znajomy mi sposób i położyła rękę na swoim dekolcie, który wiele odsłaniał. Przymrużyłem oczy, nie wiedząc w co popaść. Droga, czy może obserwacja Sturmbannführer... Starałem się patrzeć i tu i tu. Nieco trudno było to zrobić, mając tylko jedno oko.
Ręka Lindy spoczęła teraz na guziku, który ledwo się trzymał. Rozpięła go jedynym ruchem, a materiał rozlazł się na boki. Nabrałem powietrza, zarzucając głową przed siebie i wlepiając wzrok w drogę.
- No co? Ochłodzę się trochę i ubiorę się z powrotem. - zrzuciła górę munduru, pod którą nic nie miała, oprócz stanika z przejrzystego, białego materiału.
Pokiwałem tylko głową. Może i stała się taką suką, ale wciąż jest pociągająca, szczególnie fizycznie. Gdyby nie to, że co chwila jest zakręt, naprawdę nie opierałbym się dłużej i wlepił w nią wzrok.
- Jak ty w ogóle kierujesz, z jednym okiem? - spytała, odwracając głowę w moją stronę.
- Lata praktyki - wzruszyłem ramionami.
- Że nikt Ci tego nie zabronił... - prychnęła pod nosem.
Po około dziesięciu minutach znajdowaliśmy się już na polnej, piaszczystej drodze, która na razie z wyglądu prowadziła do nikąd. Sturmbannführer narzuciła już na siebie mundur, więc teraz pozostało mi tylko prowadzić auto, które jechało w naprawdę żółwim tempie, na rozkaz Lindy. W sumie i lepiej, to dobre auto, żal, aby zniszczyło się na tych kamyczkach. Spojrzałem akurat w lusterko i faktycznie, dzięki temu, że nie mam prawego oka, nie zauważyłem, że Linda coś kombinuje. Dopiero słysząc jak się porusza, spojrzałem w jej stronę. W ręce trzymała pistolet, przyglądając mu się ciekawsko. Mierzyłem ją uważnie, wciąż jadąc po wertepach.
- Patrz trochę! - usłyszałem warknięcie, wraz z podskoczeniem auta.
Nie zauważyłem tej dziury, która znajdowała się zaraz pod kołem.
Od razu zahamowałem, gdy poczułem jak jej dłoń opera się na moim udzie, a lufa skierowana jest wprost na krocze.
- Co ty odpierdalasz? - spytałem na wdechu.
- Mam wielką ochotę poznęcać się nad kimś psychicznie... - obróciła się na siedzeniu, siedząc na nim kolanami i spoglądając na mnie z błyskiem w oczach - możliwe też, że fizycznie - dodała, przeładowując broń.
- Nie strzelisz... - pokręciłem przecząco głową z niepewnym uśmiechem.
- A to niby dlaczego? - przygryzła wargę, mierząc mnie od góry do dołu.
- Za dużo przyjemności ci to sprawiało - wyszczerzyłem zęby w stronę oficer.
- Już teraz nie sprawa - stwierdziła ze sztucznym uśmiechem.
- Wciąż może... - zapewniłem z zalotnym uśmiechem.
- Doprawdy? - docisnęła lufę nieco mocniej.
Przymrużyłem powieki, zaciskając zęby i nerwowo kiwając głową.
- Żeby się wyratować muszę to udowodnić? - uniosłem jedną brew w górę.
- Dokładnie - potwierdziła ciemnowłosa.
Ciało zdecydowanie "mówiło" - ratuj się! Honor mówił - jakoś się z tego wymigasz. Doskonale widziałem, że Linda sobie ze mną pogrywa i broń na pewno nie ma nawet naboi, ale cóż, w sumie nie skorzystać z takiej okazji to grzechem... Zdecydowanie. A ja grzesznikiem nie jestem!
Powoli przeniosłem swoją dłoń na udo kobiety i zacząłem je delikatnie masować. Linda rzuciła pistolet pod nogi i nachyliła się przez skrzynię biegów, opierając się jedna ręką na moim kolanie, a drugą kładąc na ramieniu. Wychyliłem się i musnąłem czerwone usta kobiety.
- Która godzina? - przerwała na chwilę, nawet się ode mnie nie odsuwając. Podwinąłem rękaw munduru, zerkając na zegarek.
- 15:24 - poinformowałem, jak najszybciej mogłem.
- W ile dojedziemy stąd do wioski? - wciąż zadawała zbędne pytania!
- Obiecuję, że w pięć minut! - kiwnąłem głową, przytakując samemu sobie.
- Mamy pół godziny. - stwierdziła i wpiła się w moje usta, strącając przy tym czapkę z mojej głowę.
***
- Heinrich... Też to widzisz? - jeden z żołnierzy siedzący obok kierowcy trącił go w ramię.
- Co miałem... Ehe... - Heinrich wyjrzał przez kompana, skupiając się na bordowym aucie, które podskakiwało w miejscu.
Kierowca zahamował lekko i przyjrzał się. Zmierzył wzrokiem kolegę, który wzruszył ramionami z dezaprobatą. Z tyłu ciężarówki dochodziły głośne chichoty uzbrojonych po zęby szeregowych.
- A to... Nie auto Sturmbannführer? - Heinz siedzący od okna zerknął na kierowcę wozu.
- W takim razie zdecydowanie nie potrzebna jest tu interwencja... - skręcił kierownicą, ostrożnie wjeżdżając na pole i wymijając kołyszące się w przód i tył auto.
- Mein Gott... - rzucił pod nosem Heinz, kręcąc głową na boki.
***
Przesiadłem się na miejsce kierowcy, przecierając czoło i niechlujnie zarzucając swoją oficerską czapkę na głowę. Linda z powagą na twarzy poprawiła się na siedzeniu, ściągając spódnicę w dół i opierając się o siedzenie.
Spojrzałem na nią zadowolony, oczekując na to samo. Ona zmierzyła mnie, uniosła brwi w górę i wystawiła otwartą dłoń w stronę drogi.
- Na co czekasz, jedz! - rzuciła oschle.
- Jeszcze przed chwilą jęczałaś tam z tyłu... - stwierdziłem.
- Już nie mam jak jęczeć. - uśmiechnęła się sztucznie, odwracając głowę w bok.
- Mieliśmy przecież zdążyć na akcje! - puściłem kierownicę, rozkładając ręce.
- Mamy jeszcze dwadzieścia minut, Joachim... Dwadzieścia minut! - krzyknęła zażenowana. - Mieliśmy szybko tam dojechać, a nie- zaczęła, ale jej przerwałem.
- Przestań, dobra?! - walnąłem w kierownicę, spoglądając na niewzruszoną Lindę .
- Co, Joaś się wkurwił?! - zaczęła słodko, skończyła rozwścieczona.
Zapowietrzyłem się, nie chcąc powiedzieć czegoś, czego bym żałował.
- Działałem pod presją czasu, dobra? - zacisnąłem ręce na kierownicy.
- Wiesz co...? - spojrzała zrezygnowana.
- Co?! - warknąłem.
- Starzejesz się! - krzyknęła.
- Aha? - pisnąłem na całe gardło.
***
Podążając za tą niewyżytą SS-Manką zauważyłem Gruppenführera Weisera.
- Czekaj - fuknąłem w stronę Lindy i podbiegłem do przełożonego mojego kolegi.
- Thorsten, i jak, macie już coś? - spytałem starego żołnierza, który obrócił się w moją stronę.
- Joachim! Nie, wciąż szukamy, jedną dziewczyna pisnęła coś o chacie na skraju lasu, ale nie powiedziała, gdzie dokładnie się znajduje. - poinformował mnie o wszystkim. - Tak w ogóle, dziękujemy za wsparcie. Przyda się.
- Zaraz się dowiemy. Gdzie macie tę panienkę? - wtrąciła się Linda.
- Ta murowana chata, tam ostatnio ją widziałem, Pani Sturmbannführer. - wskazał dłonią na budynek.
- Dziękuję. Chodź. - trąciła mnie w ramię, udając się w tamtą stronę.
Westchnąłem tylko i ruszyłem za kobietą.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro