Zdrajca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zamknąłem drzwi na klucz. Było już ciemno, oboje ledwo staliśmy na nogach. Czułem jak moje nogi drżały, gdy próbowałem wyprostować kolana. Irene stała pod ścianą nieobecna, patrząc martwo w podłogę. Nie miała nawet siły zdjąć z siebie filcowego okrycia.

- Jak dobrze rozmawiasz po niemiecku? - zerknąłem na nią.

- Średnio... - wymruczała, nie podnosząc nawet wzroku.

- Słuchaj, będziesz moją kuzynką, która od urodzenia mieszka w Irlandii i przyjechała w odwiedziny. Twój niemiecki jest fatalny. Wszystko się zgadza. Jutro załatwię ci ubrania i - zaciąłem się na chwilę - wszystko co potrzebne... Oddaj swoje papiery.

- Moje papiery spłonęły wraz z domem. - warknęła, zmieniając gwałtownie nastrój.

- Dobrze... Coś wymyślę. - przeciągnąłem, odwieszając mundur na wieszak.

- A ile pan ma lat? - spytała mnie.

Wykrzywiłem usta, westchnąłem i odpowiedziałem

- Za dwa dni kończę trzydziestkę.

- I mam udawać pana kuzynkę? - przeciągnęła, ziewając i próbując nie zasnąć.

- Faktycznie, z wiekiem średnio... Będziesz moją bratanicą. - stwierdziłem, układając sobie informacje w głowie.

Widziałem po młodej dziewczynie, że była strasznie wyczerpana. Stała oparta o ścianę, a oczy same jej się zamykały.

- Idź, usiądź tam. Zaraz przyjdę. - wskazałem na drzwi od saloniku i ruszyłem w stronę sypialni.

Chciałem nawlec jej pościel i przygotować łóżko. Gdy już to zrobiłem, zajrzałem do salonu. Irena spała, siedząc na kanapie. Pomyślałem, że zanim ją obudzę, zaparzę gorącą herbatę, która z pewnością ją rozgrzeje. Zawróciłem więc do kuchni i wstawiłem wodę. Poczekałem, aż zacznie wrzeć i zalałem suche listki. Zaniosłem parujący napój do swojego pokoju, stawiając na szafce nocnej. Każdy inny pewnie położył by ją na kanapie w salonie, ale... patrząc na dziewczynę, która w domu na pewno nie miała dobrych warunków stwierdziłem, że nic mi się nie stanie, kiedy to prześpię się parę nocy na sofie. 

Poszedłem po Irenę. Kucnąłem przy niej, próbując ją obudzić.

- Irene... - potrząsnąłem delikatnie ręką dziewczyny.

Brązowooka spała jak zabita. Westchnąłem ciężko i wziąwszy ją na ręce, zwróciłem się w stronę sypialni. Będąc na korytarzu, dziewczyna lekko ześlizgnęła się z moich ramion więc podrzuciłem ją do góry, chcąc chwycić pewniej. Ciemnowłosa zruszyła się przez sen, chwytając się kurczowo mojej szyi. Spojrzałem na włosy związane w gruby warkocz, uśmiechając się mimowolnie. Delikatnie położyłem ją na łóżku. Jej dłonie zjechały po moich barkach, opadając powoli na materac. Odsapnąłem i usiadłem przy niej. Powoli zacząłem ściągać z niej lichy płaszcz. Odłożyłem go na ramę łóżka i nakryłem drobne ciało ciepłą pierzyną, zerkając ostatni raz na dziewczynę, zamknąłem drzwi.

Rozejrzałem się po przedsionku. Rzuciłem podejrzliwie spojrzenie na pistolet, zaraz obracając się na drzwi od sypialni. Niby Irenka jest taka niewinna i drobniutka, ale dla własnego bezpieczeństwa wziąłem pistolet ze sobą.

   ***

Dopiłem ostatnie krople koniaku, który sączyłem przez ostatnią godzinę. Zostawiłem wpół pełną butelkę na stole i chwiejnym krokiem udałem się w stronę kanapy. Wciąż rozpaczając za młodym kompanem, próbowałem usnąć.

Waleria Badosz

- Rudi, jutro mamy do pracy, proszę, jestem już zmęczona. - przetarłam mokre czoło, próbując dotrzeć do dobrze bawiącego się blondyna.

- Jeszcze chwila... -  wysapał pomiędzy pocałunkami, którymi obdarowywał całe moje ciało. 

Boże, nie poznaję tego chłopaka. Przynajmniej w nocy, bo za dnia wciąż z niego niewinny chłopczyk. Rudolf to cicha woda, jak Boga kocham. 

- Rudolf, do cholery... - westchnęłam, marszcząc brwi.

     ***

- Nie śpimy! - podskoczyłam, słysząc trzask teczki.

Spod przymrużonych oczu spojrzałam na Thissen, która piorunowała mnie wzrokiem.

- Nie, tylko piszę z zamkniętymi oczami, nie? - zaśmiała się parszywie, zaraz zmieniając minę na wnerwioną. - Coś ty w nocy robiła?

- Papiery wypełniałam! - powiedziałam piskliwym głosikiem, naśmiewając się z Ingrid.

- Hertha do cho... - pogroziła mi palcem, lecz zastygła kiedy usłyszała za sobą Gruppenführera.

- Co tu się dzieje? - spytał groźnie naszą szefową.

- Coś trzeba? - spytała, wydymając usta.

- Za tydzień mamy... Powiedzmy imprezę. Przyjeżdżają przyjaciele z Francji. Wszyscy się zbierzemy i będziemy dobrze bawić, super. - wypowiedział wszystko z powagą na twarzy, a na słowo "super" większość dziewczyn wybuchnęła śmiechem.

- Widać pała pan entuzjazmem, Gruppenführer. - zaśmiałam się.

- A jakże... - uniósł brwi do góry i stwierdził z zadumą. - O właśnie, porywam Herthę, jest mi potrzebna.

- Słuchaj, Weiser. Załatw sobie zawodową dziwkę, a nie mi tu pracownice zabierasz. - parsknęła Thissen.

Przepraszam bardzo, co?

Spojrzałam wstrząśnięta na Thorstena, który zmarszczył brwi i spojrzał na nią.

- Musiałbym wtedy zabrać stąd ciebie, a dziewczyny chyba by tego nie przeżyły. - uśmiechnął się do niej pogardliwie - Wydaje mi się, że nie piszesz na maszynie, więc nie będziesz mi potrzebna.

Szatyn wyprowadził mnie z pokoju i zamknął drzwi do biura, zostawiając rozdziawioną Ingrid z resztą.

Na jakiej podstawie są w ogóle te plotki? Przecież my nigdy... Nawet się nie przytuliliśmy.

- Nie rozumiem, na jakiej podstawie śmiała nazwać mnie prostytutką? - oburzona spytałam Wesiera, który równie jak i ja nie był w stanie tego stwierdzić.

- Stara panna Ingrid próbuje znaleźć sobie jakieś zajęcie. Nudzi się. - oznajmił.

Nim się zorientowałam, wchodziłam już do jego biura.

- Siadaj - wskazał na swoje biurko - Będę dyktował.

Rudolf siedział na krześle przy ścianie, przeglądając jakieś dokumenty. Uniósł wzrok i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się ciepło, od ucha do ucha. Odwzajemniłam gest, choć byłam na niego nieco zła za dzisiejszą noc. Trzeba mieć nieco umiaru... o czym on najwyraźniej zapomniał.

- Wydaję nakaz... - zaczął Thorsten, patrząc przez okno.

Moje ręce wędrowały po klawiszach, a wzrok wlepiony był w Untersturmführera, który z zapałem czytał treści kartek. Tekst leciał i leciał, aż nagle usłyszałam " mężczyznę pod pseudonimem Cezar. Zbieg, więzień, żołnierz Podziemia". Zestresowałam się nieco i przeniosłam wzrok na kartkę. Wsłuchiwałam się uważniej w tekst.

Thorsten w końcu skończył i odwrócił się, chcąc odebrać od razu nakaz.

- Jeszcze tylko sprawdzę, czy na pewno nie ma żadnego błędu! - pod pretekstem, przestudiowałam kartkę.

Mają zwinąć Cezarego. Są tu wszystkie informacje. Gdzie mieszka, przebywa, rodzina, wzrost... Wszystko! Skąd? Jak?

- Co ty masz taką minę? Faktycznie musiałaś popełnić jakiś ogromny błąd. - zaśmiał się Thorsten.

- Nie, nie. Wszystko jest dobrze. Za bardzo się skupiłam! - zaśmiałam się niepewnie.

- Dziękuję, możesz już wracać. - poinformował mnie szatyn. - A ty chodź, Rudolf. Przekażesz im to osobiście, do tego dopowiesz szczegóły.

- Em, Thorsten. Mogłabym wyjść dzisiaj nieco wcześniej? Nie chce dzisiaj patrzeć na Ingrid... - fuknęłam, wypowiadając jej imię.

- Nawet jej nie mów, że wychodzisz. Ja potem ją poinformuję. Idź. - uśmiechnął się i skinął mi głową.

- Dziękuję! - krzyknęłam i nawet nie żegnając się z blondynek wybiegłam z budynku. Lecąc prosto do Bronisława.

Najbliżej była co prawda Marzena, ale jest ostatnią osobą z dowództwa, która bym o czymkolwiek poinformowała.

Kto mógł tyle wygadać na temat Cezara?

  ***

- Kiedy mają to zrobić? - Bronek wymachiwał rękoma, drepcząc pod ścianą.

- Nie wiem! Tego na kartce nie było. Boże, skąd oni mają o nim tak dokładne informacje?!

- Ktoś musiał zdradzić, ktoś z naszych... - spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Że niby ja? Co ty, chory jesteś!? - warknąłem, widząc jego wzrok.

- Nie mam na myśli ciebie! - krzyknął zniesmaczony moją diagnozą.

- To kogo?

- Nie wiem, kogo dokładnie. To ktoś z nas. Muszę zawiadomić o tym Marzenę no i samego Cezarego.

- Wiesz co? Powiedz mi, kto jest teraz najbliżej Czarka? - spytałam podstępnie.

- Marzena? - przymknął jedno oko, patrząc na mnie krzywo.

- Komu nie ufamy?

- Marzenie...

- Teraz tylko zdobyć dowód! - wykrzyknęłam triumfalnie.

- Bez przesady, to nie ona. Jest chamska i naprawdę denerwująca, ale to już przesada.

- Słuchaj, jeżeli mam rację i faktycznie to ruda... Jeżeli powiesz to jej, albo Cezaremu, który wszystko wypapla, to mnie zdemaskują! Bo to ja znam treść listu. To ja go pisałam. Będę pierwszym podejrzanym, jeżeli nasza niewinna naskarży się Niemcom.

- Musimy to sprawdzić. Wrócimy do tego. Na razie musisz koniecznie dowiedzieć się, gdzie, co i kiedy. Gruppenführer ci tego nie powie, ten jego adiutant, co go masz na celowniku, wie coś o tym?

- Weiser miał z nim porozmawiać, całkiem możliwe.

- Jak najszybciej się tego dowiedź. - spojrzał mi w oczy - Za wszelką cenę... - przygryzł wargę, widocznie nie chcąc wypowiadać tych słów.

- Tak jest. - wstałam, salutując i wychodząc z mieszkania.

Teraz to czas gra rolę... a ja jestem jego najemnikiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro