Zięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podeszłam pod drzwi, pukając głośno. Był wczesny ranek, matka powinna być teraz w szpitalu i pracować. Otworzyła mi moja siostra - Frania.

- Waleria! - krzyknęła radośnie, wtulając się we mnie.

Nosiłam nieco bardziej luźne sukienki, lecz nie zwiodło to siostry, która spojrzała się na mój brzuch, marszcząc brwi.

- Przytyłaś! - zaśmiała się, oczywiście żartując. - Co to za czarne auto? Twoje? - wychyliła się przez moje ramię.

Nie chciałam jej jeszcze mówić ani o tym, że ten brzuch to nie nadmiar jedzenia, ani tego, że w aucie siedzi Niemiec, który sprawił mi ten brzuszek.

- Nie, nie moje. Jest mama? - zapytałam, spoglądając na nią krzywo.

- Nie... Wejdź! Tata się ucieszy. - uśmiechnęła się, otwierając drzwi szerzej.

Obróciłam się przez ramię, spoglądając na Rudolfa siedzącego za kółkiem. Obserwował wszystko w lusterku. Zobaczymy jak potoczy się moja rozmowa.

Franciszka wprowadziła mnie do środka. Na ganek przyszedł ojciec, który wyglądał coraz gorzej...

- Waleria... - mruknął, a łzy od razu napłynęły mu do oczu. - córeczko! - kąciki ust rozeszły mu się na boki, a usta zadrżały.

Od razu wtuliłam się w ojcowską pierś, która od urodzenia dawała mi bezpieczeństwo. Tylko na tatę mogłam liczyć. To on zawsze mnie chronił i pocieszał. 

- Tato... Jak dobrze cię widzieć. - uśmiechnęłam się, odrywając od niego. 

- Pewnie przyszłaś tylko na chwilę...  - stwierdził nieco zawiedziony.

- Nie mam dużo czasu, jak zawsze. - stwierdziłam ze smutkiem - W sumie to przyszłam wam o czymś powiedzieć... i... możliwe, że pożegnać.

Frania pobladła, patrząc na ojca, który przyjął informację ze stoickim spokojem.

- Tak to jest, jak jest się w wojsku. - ojciec zaśmiał się, gładząc Franciszkę po włosach splątanych w warkocz.

- Specjalnie przyszłam teraz, żeby nie było z wami matki. - stwierdziłam, uciekając wzrokiem.

- Co by to nie było, Waleria, pamiętaj, że masz w nas oparcie. -  uśmiechnął się, gładząc posiwiałe włosy ręką.

- Za jakieś sześć miesięcy urodzę. Jestem w ciąży. - oznajmiłam, wlepiając wzrok w drewnianą podłogę.

- O jejku... - Frania wytrzeszczyła oczka - To ja będę ciocią?! - zaczęła się cieszyć.

Bardziej jednak obchodziła mnie rekcja ojca. Dla ludzi z wioski, stąd, dziecko bez ślubu to już coś niemożliwego, a co dopiero moja sytuacja.

- A... to ten Irek, którego kiedyś przyprowadzałaś do domu? To jego dziecko? - zapytał, próbując znaleźć sprawcę.

Poczułam jak spłynął po mnie gorący pot. Nadszedł ten moment, w którym muszę przyznać, kto jest ojcem.

- Tato, usiądź. - złapałam go za ramiona i posadziłam na wersalce przykrytą zdobną narzutą. - Ja... zakochałam się w Niemcu, to on jest ojcem. - wpatrywałam się w jego oczy, szukając reakcji.

Jego pierś uniosła się powoli w górę, ale wzrok był spokojny. 

- I zostałaś sama? - spytał. Słychać było jak ciężko wypowiadało mu się te słowa.

Zdziwiło mnie trochę, że nie usłyszałam słów pogardy.

- Nie. - pokazałam mu dłoń. Na wskazującym palcu znajdował się piękny pierścionek. Nosiłam go w taki sposób, aby uniknąć pytań o zaręczynach. - Oświadczył mi się. Po wojnie chcemy się pobrać. Wiem, wiem jak to wszystko idiotycznie brzmi i w jakiej jesteśmy okropnej sytuacji. Tak naprawdę jeszcze... nic do mnie nie dociera.

- Boję się o ciebie. Boję się o wnuka. Nie chciałbym, abyś leżała gdzieś dwa metry pod ziemią, a my nawet się o tym nie dowiemy. - tłumaczył, oddychając głęboko.

- Chcesz poznać ojca? - przyłożyłam jego dłoń do brzucha, czekając z uśmieszkiem na odpowiedź.

Frania stała oszołomiona, przysłuchując nam się uważnie.

- To chyba musi być dobry człowiek...? - zadał pytanie, jakby kierując je w swoją stronę. - Nie zakochałabyś się w brutalu.

- Nie spotkałam jeszcze tak bardzo wrażliwego i czułego mężczyzny.

- To wojskowy? - zadał jeszcze szybkie pytanie.

- Jest z SS. To był jego życiowy błąd. - zaśmiałam się leciutko - Zaraz przyjdę.

Wyszłam z domu i biegiem ruszyłam w stronę auta.

Rudolf nie czekając wysiadł i spojrzał karcąco w moją stronę. 

- Uważaj. Nie wysilaj się. - pokręcił głową i obejrzał mnie, czy przypadkiem nic mi nie jest.

- Rudi... podbiegłam raptem dziesięć metrów. - parsknęłam i pociągnęłam go za rękę w stronę domu.

- Co ty robisz? - wystraszył się nieco, zapierając.

- Mój ojciec chce cię poznać. - uśmiechnęłam się do niego uroczo - Nie bój się. 

- Ja nie wiem czy to dobry pomysł. - zatrzymaliśmy się przed drzwiami.

- Mojej matki nie ma. Czyli wszystko będzie dobrze. Po prostu bądź sobą. W końcu powiedziałam mu, że zakochałam się w czułym i wrażliwym Niemcu. - objęłam go i wtuliłam się w jego pierś.

- Robię to dla ciebie... - pogładził mnie po głowie i pocałował czule.

Nieco podekscytowana wprowadziłam blondyna do środka. Przechodzenie przez drzwi stanowiło dla niego lekki problem, futryny były zbyt niskie. W końcu zaprowadziłam go do pokoju. Postawiłam przed ojcem żołnierza, który nosił mundur w kolorze feldgrau... Patrzyli na siebie. Widziałam, że mój Rudolf ogromnie się stresował, w końcu jednak zdjął czapkę z trupią czaszką i skłonił się w stronę starszego.

- Rudolf Maier. - przedstawił się, wyciągając dłoń w jego stronę - Jestem zaszczycony, że mogę pana poznać. - powiedział po polsku. Wyszło mu idealnie.

Tata spojrzał na mnie, na Franię, która wciąż stała zahipnotyzowana i wstał powoli, spoglądając i na blondyna. Małymi kroczkami podszedł do SS-Mana i chwycił go szybko, ściskając w ramionach.

- Jestem Tadeusz... - wychlipał mu w naramiennik. Trwali tak przez chwilę, po czym ojciec złapał go za ramiona i odsunął nieco od siebie. - Zaopiekujesz się moją Walerią? - spytał z nadzieją, pociągając nosem - Teraz to nie Niemcy są dla niej zagrożeniem, a swoi. Nasi rodacy. - spojrzał na mnie.

- Jej życie jest dla mnie najważniejsze. - Rudolf oznajmił z determinacją - Zrobię wszystko, aby ją uchronić.

Tata patrzył na niego przez chwilę, a oczy wciąż pełne miał łez.

- Ty nie masz może polskich korzeni, synu? - zapytał, marszcząc brwi.

Rudolf zaprzeczył, kręcąc głową.

- Uwierzyć nie mogę, że jesteś Niemcem... - dodał i otarł łzę.

- Tato... - mruknęłam pod nosem.

- Ja jestem Franciszka. - dziewczyna wepchnęła się między nich, przedstawiając się Rudolfowi - Siostra Walerii.

- Miło mi cię poznać. - Rudi uśmiechnął się do niej, podczas gdy tato usiadł ponownie na wersalce i zaczął nad czymś myśleć.

- Musicie uciec. - odezwał się nagle, przenosząc wzrok to na mnie, to na Rudolfa. - Musisz ją stąd zabrać, musicie uciec.

-Aaa... Praca... - zaczęłam.

- Jeszcze im nie powiedziałaś? Córcia, myślisz, że przyjmą go z otwartymi rękami, jak ja? - przerwał na chwilę, łapiąc trochę powietrza. - To okropne, sami kazali ci pracować w ten sposób, a teraz zgnębią cię za dziecko...

- Nie do końca kazali... To... Skomplikowane. Tak czy inaczej nie odpowiadają za to. Dla każdego będę zdzirą, która puści...

- Nie kończ już. -  przerwał mi stanowczo.

- Rudolf jest też naszą wtyczką. Pracuje dla nas. - oznajmiłam, obejmując ramię blondyna.

- Dla nich, nie ,,dla nas". Córciu, wiem, że podświadomie próbujesz znaleźć sposób, aby wszystko zostało jak jest, ale nie będą wyrozumiali. - tłumaczył - Rudolf jest teraz łatwym celem dla Niemców jak i Polaków. Dzieci moje, uciekajcie. - cały czas usiłował zmusić nas do porzucenia tego miejsca.

- Nie, tato. Porozmawiam z nimi i wcale nie będę musiała się z wami żegnać. Zobaczysz! - mówiłam szybko.

- Waleria, twój ojciec ma racje. - poczułam duże dłonie na barkach.

Rudi nachylił się nade mną z troską. Warto chociaż spróbować! Porozmawiać. Cezar jak i Bronek mnie lubią, zrozumieją. Naciągniemy jakieś fakty i może nawet tu zostanę.

- Ja się nie poddam! - krzyknęłam na mężczyzn, a Frania uśmiechnęła się pod nosem - Porozmawiam z nimi czy tego chcecie, czy nie! Nie będę tak łat... - urwałam, czując okropny skurcz, któremu towarzyszył ból, w dolnych okolicach brzucha.

Oczy otworzyły się szerzej, a oddech został wstrzymany. Odruchowo złapałam się za część ciała i nie dałam rady się wysłowić.

- Waleria... - zestresowany głos przyszłego ojca dotarł do moich uszu. - Kochanie, co się dzieje?

Niemiec złapał mnie pod rękę i oczekiwał odpowiedzi. Tata z kolei nie wiedział co ma robić. Stał i wpatrywał się w swojego ''przyszłego zięcia''.

- Wszystko dobrze... - stwierdziłam, zaciskając zęby - Muszę tylko usiąść...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro