- 𝑰𝑰𝑰 -

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Violets Grover

- Co zamawiasz? - zapytał Matthew, wygodniej siadając na krześle.

- Um... Chyba nic... - mruknąłem, z uważnością czytając menu, bo naprawdę tym razem miałem na coś ochotę. - Nie ma tu niczego na szybko, a ja będę musiał wracać za godzinę

- Znowu? - prychnął, odwracając wzrok gdzieś na bok, jednak od razu wrócił wzrokiem na mnie. - Zawsze musisz wracać tak szybko. Nie wiem, twój kochanek wraca o północy? - szepnął do siebie pod nosem. - A może to ja jestem kochankiem?...

- Matthew, nie gadaj bzdur... - westchnąłem, przewracając oczami. - Uciekłem z domu. Mama myśli, że spokojnie sobie śpię... Muszę wrócić przed tatą. Na dodatek jutro o 7 rano muszę przyjść do pracy... - wytłumaczyłem. Zawsze tak było i zawsze musiałem mu przypominać!

- Jasne - mruknął opryskliwie, odwracając ponownie głowę na bok.

- Dobry wieczór - przywitał się kelner, wychodząc zza moich pleców, przez co ja lekko przestraszony podskoczyłem. - Czy mogę złożyć zamówienie? - uśmiechnął się życzliwie.

- Ja poproszę samą wodę - odwzajemniłem uśmiech, a on skinął głową.

- Ja tylko Tagliatelle - powiedział Matthew, nawet nie zerkając na kelnera. Zamiast to, swój wzrok miał wlepiony we mnie.

Gdy kelner odszedł, mój chłopak dalej wpatrywał się we mnie w ciszy, przez co ja poczułem się nieswojo...

- Coś nie tak?... - spytałem w końcu.

Przez chwilę, zamiast od razu odpowiedzieć, dalej się na mnie patrzył.

- Co to był za uśmiech? - zapytał oschłym głosem.

- Jaki znowu uśmiech? - prychnąłem.

A miał być taki świetny wieczór...

- Pańska woda - do stołu podszedł ten sam facet co przed chwilą.

- Proszę to wziąć, ja wychodzę - mruknąłem, wstając od stołu. - Przepraszam za kłopot - zmusiłem się do lekkiego uśmiechu.

Ignorując wszystko, po prostu wyszedłem z dostojnej restauracji.

- Viol kurwa, znowu się obrażasz jak panna z okresem! - krzyknął za mną Matthew.

Na ulicy na szczęście nikogo nie było, więc nie musiałem obawiać się, że ktoś nas usłyszy.

- Ja? - prychnąłem, stanąłem i odwróciłem się w jego stronę. - To ty jesteś zazdrosny, jakby twój chłopak był co najmniej dziwką - wysyczałem, gdy on zatrzymał się przede mną. - Wiesz co, Matthew? Zrywam z tobą - syknąłem.

- Słucham? - warknął.

- Ciekawe, czy twój kuzyn jest taki jak ty... - mruknąłem pod nosem, chwilowo odwracając wzrok.

Najwidoczniej był to mój błąd.

Poczułem nagle okropne pieczenie na policzku, a w ustach pojawił się metaliczny posmak krwi.

Przez pierwszy moment nie wiedziałem co zrobić. Albo po prostu nie mogłem...

Stałem w bezruchu, zastanawiając się, co się w ogóle stało... Uderzył mnie?...

- Naprawdę, Matthew? - spytałem niemal szeptem, dotykając policzek, w który dopiero co zostałem uderzony.

- Dziwka - warknął oschle, po czym jakby nigdy nic... Odszedł. Zostawiając zszokowanego mnie na środku chodnika.

... Co mi w ogóle strzeliło do głowy? Dlaczego pomyślałem w tamtym momencie o Riley'u? Dlaczego do cholery powiedziałem to na głos?...

⛥⛥⛥  ༘

Z moich ust wydobyło się głośne westchnienie.

- Hej Viol, co się stało? - usłyszałem nad sobą głos mojego przyjaciela, więc podniosłem głowę, którą dotychczas trzymałem schowaną w ramionach.

Chłopak usiadł obok mnie w ławce szkolnej.

- Mi? Nic... - skłamałem, chwilowo na niego zerkając, jednak niemal natychmiast odwróciłem wzrok, przypominając sobie o sinym przez sobotnie wydarzenia policzku. Elias niestety zdążył go zobaczyć.

- A co z tym na policzku? - skrzywił się, najpewniej wyobrażając sobie ból który ja wtedy poczułem.

- To nic takiego - uparłem się przy swoim. Ponownie schowałem twarz w ramionach.

- To zrobił Matt, prawda? - prychnął wściekle. - Zabije gnoja... - Elias wstał z krzesła, więc ja automatycznie oderwałem głowę od ramion i chwyciłem jego nadgarstek.

- Siadaj - rozkazałem już zmęczony. - Nie rób tego znowu... - mruknąłem.

Tak, to nie pierwszy raz, kiedy Elias chce pobić Matthew. Zrobił to już... Trzy razy? Pierwszy raz, jak przyszedłem do szkoły z podbitym okiem. A reszty tak w zasadzie nie pamiętam...

Mój przyjaciel ma 183 centymetry wzrostu, a mięśni akurat mu nie brakuje, tak więc... Nie problemem dla niego jest pobicie Matthew.

- A co, jak ten sadysta znowu cię tknie? - warknął wściekły.

- Spokojnie, nie tknie... - westchnąłem. - Zerwałem z nim

- Naprawdę? - spytał i natychmiast usiadł, a na jego ustach natychmiast pojawił się uśmiech. - O kurwa, jaka ulga - oparł się o oparcie i chwycił za serce. - To dlatego to zrobił, tak? - wskazał na mój policzek.

- W zasadzie to nie... - powiedziałem, ponownie odwracając wzrok. Było mi szczerze głupio... - To przeze mnie

- Jak to? - spytał, niczego nie rozumiejąc.

- Zastanowiłem się na głos, czy jego kuzyn jest taki sam... - mruknąłem, zaczynając bawić się palcami.

- To nie znaczy, że ma prawo cię bić - fuknął. Następnie pochylił się do przodu i oparł policzek na dłoni, wpatrując się we mnie. - A teraz opowiedz mi o tym kuzynie...

- No wiesz... - na moje usta automatycznie wpełzł uśmiech. - Widziałem go tylko raz... Wysoki brunet o pięknych, niebieskich oczach... -  rozmarzyłem się. - I ten jego uśmiech...

Z myśli wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na ekran. Szefowa? W takim momencie?!

- Co ona chce? - mruknął Elias, zerkając na ekran mojego telefonu.

- Dzwoni do mnie, od kiedy zacząłem ją ignorować - westchnąłem, nacisnąłem czerwoną słuchawkę i schowałem telefon z powrotem do kieszeni.

- A dlaczego ją ignorujesz? - zaciekawił się.

- Znowu spóźnia mi się wypłata. A nie dostałem jeszcze nawet wypłaty z kwietnia! - odpowiedziałem naburmuszony, opierając się o oparcie krzesła.

- Nie możesz po prostu znaleźć innej pracy? - prychnął.

- No właśnie... Właśnie mam zamiar - odpowiedziałem. - Dostałem świetną propozycję pracy, jako kelner w restauracji w centrum miasta... Chciałbym się zwolnić, tylko się... Boje - przyznałem niechętnie.

- Pracujesz na czarno, tak? - spytał, jak gdyby nigdy nic. - To dzwoń i po prostu się zwolnij - wzruszył ramionami.

- Tak o? Tak po prostu? - pytałem niepewny tego pomysłu.

- A w czym problem?

- ... Zrobisz to za mnie? - wyjąłem telefon i podałem mu, robiąc przy tym maślane oczka. - Proszę...

Chłopak ze zmarszczonymi brwiami patrzył to na mnie, to na telefon.

- Niech będzie... - westchnął, wyrywając mi telefon z dłoni.

Włączył go, a następnie wybrał numer do mojej szefowej. Zadzwonił. Patrzył z wyczekiwaniem na ekran telefonu, po czym nagle przyłożył go do mojego ucha.


--------------------------------

No to tak... Nie wiem od czego zacząć...

Po pierwsze, jest mi okropnie głupio. Miałam ogromną nadzieję, że zacznę wstawiać rozdziały regularnie... Ale tym razem znowu nie wyszło. Urodziły mi się kocięta, miałam wycieczkę, sporo tekstu do nauki na pamięć, szkoła... Na dodatek irytuje mnie taką jedna osoba. Przepraszam was okropnie...

Po drugie... Wiem, rozdział znowu jest do dupy. Ale ja wam obiecuję, że niedługo będzie ciekawiej!

Kocham was nad życie moje brzdące❤️❤️

Ps. Nie sprawdzałam tego rozdziału (lenistwo), więc jak są jakieś błędy, to błagam o napisanie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro