- 𝑰𝑿 -

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov: Violets Grover

Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Zdziwiłem się, czując, że zamiast na twardej podłodze, leżę w wygodnym łóżku.

Mruknąłem sennie, uchylając powoli powieki. W moje oczy uderzała sterylna biel, przez co natychmiast zamknąłem je z cichym jękiem.

Lubię jasne kolory, ale bez przesady!

Wstałem do siadu z uciążliwym bólem głowy, po czym dopiero wtedy otworzyłem oczy. Pierwsze co zobaczyłem, to charakterystyczna, biała pościel.

Szpital?...

Rozejrzałem się po bokach. Oprócz mnie, nie było tutaj nikogo. Jednak co najważniejsze, mój telefon leżał na szafce nocnej obok mojego łóżka.

Natychmiast wziąłem go do ręki i znalazłem numer Riley'a. Bo w końcu to on był ze mną ostatnio, jeśli mnie pamięć nie myli...

Przyszły chłopak:

Co się stało?: Ty

Wysłałem chłopakowi krótkie pytanie. Nie chciałem wiedzieć więcej, wystarczyło mi tylko to, dlaczego zemdlałem... Nie muszę wiedzieć gdzie - bo za cholerę tego nie pamiętam, ani co działo się przed tym i po tym.

Chłopak odczytał wiadomość, jednak nie otrzymałem odpowiedzi, co nieco mnie... Zirytowało. No bo jak tak można!

Z prychnięciem odrzuciłem telefon na pościel pomiędzy moimi nogami, poczym skrzyżowałem ramiona.

Po niecałych pięciu minutach, drzwi do pokoju w którym przebywałem nagle, z głośnym hukiem otworzyły się. Do pomieszczenia dosłownie wbiegł Elias, a zaraz za nim Riley. Obaj przepychając się nawzajem, dotarli do mojego łóżka ciężko dysząc.

- Wszystko z wami w porządku? - spytałem mocno zdziwiony, a nawet i lekko przerażony na widok ich obu.

Nie pobili się gdy byli przez ten czas razem, prawda?...

- Czemu... Pytasz?... - wydyszał Riley, podnosząc wzrok z podłogi.

Ah, jasna cholera czy ten czerwony policzek Riley'a to sprawka Eliasa? Zabije go kiedyś!

- Co masz na policzku? - zapytałem zirytowany, patrząc się na nich obu wymownie.

Chłopak nie odpowiedział tylko przerzucił chwilowo wzrok na Eliasa, co dało mi jasną odpowiedź.

- Elias... - westchnąłem ciężko. - Będziemy musieli później porozmawiać - pokręciłem głową z dezaprobatą.

- Ale to nie mo...

- Twoja czy nie, będziemy musieli porozmawiać - przerwałem chłopakowi, nieco ostrzej niż poprzednio.

Obaj na to zamilkli, co zaskakująco bardzo mi się podobało.

- ... A jak się czujesz? - zapytał Elias, siadając na łóżku przy moich stopach.

- Głowa mnie boli - mruknąłem, kuląc nogi.

- Nie dziwne - Prychnął Riley, siadając na szpitalnym taborecie, obok mojego łóżka. - Lekarz mówił, że jesteś przemęczony

- Ja? - prychnąłem, marszcząc brwi. - Co ja niby takiego robię, by się przemęczać?

- Szkoła, praca, nauka... - wymieniał Elias. - Na dodatek problemy ze snem i anemia - westchnął głośno. - Powinieneś bardziej o siebie dbać, Viol

- To są moje obowiązki - mruknąłem, odwracając wzrok gdzieś na bok. - żadnych problemów ze snem nie mam, a anemia to zwykły wymysł lekarzy

- Pierwszy raz z nim się zgadzam - odezwał się Riley, palcem wskazując na Eliasa. - Widziałeś swoje wory pod oczami? Nie znam cię za bardzo... Ale na pierwszy rzut oka widać, że jesteś zmęczony

- Jasne, jasne, odpocznę - przewróciłem oczami.

Może w zasadzie mają rację? Może to przez to ostatnio jestem taki poddenerwowany? Albo po prostu to przez emocje...

⛥⛥⛥ ༘

Umiarkowany stopień anemii? Jasne! Żadnej anemii nie mam, to zwykły wymysł lekarzy! Czuję się świetnie i nie mam żadnej "niedokrwistości".

Wyszedłem ze szpitala jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem i właśnie kieruję się w stronę mojego domu. Riley i Elias proponowali mi, że mnie odwiozą, jednak ja nie chciałem znowu sprawiać im problemów.

Ugh, szefowa zabije mnie za te dni wolne...

- Jestem! - krzyknąłem wchodząc do domu.

O dziwo nikt nie odpowiedział, a w samym domu panowała zadziwiająca cisza. Dlatego wszedłem do salonu by zobaczyć, czy ktokolwiek w ogóle jest w mieszkaniu.

Z niego zauważyłem w kuchni matkę, siostrę i ojca...

Siostra siedziała na krześle przy stole, a rodzice stali nad nią w ciszy. Była tam dosłownie grobowa atmosfera...

- Co się stało?... - spytałem niepewnie, podchodząc do milczącej trójki.

Blondynka siedząca na krześle spojrzała na mnie... Błagającym wzrokiem.

- Sofia jest w ciąży - odpowiedział mój ojciec, nie odwracając zawiedzionego wzroku od dziewczyny.

- ... Jak to? - spojrzałem zdziwiony na siostrę. - Przecież ty masz dopiero szesnaście lat... - zmarszczyłem brwi.

Jaki dupek śmiał tknąć moją siostrę?... Ona jest przecież jeszcze dzieckiem!

- Trudno, czasu nie cofniemy... - westchnęła moja matka, opierając się o stół i chwytając się za głowę. - Gdzie byłeś? - spytała się matka, wzrok kierując na mnie.

- W szpitalu - odpowiedziałem idąc w stronę lodówki, po drodze czochrając długie włosy mojej siostry. - Ponoć mam anemię - prychnąłem, otwierając lodówkę.

- Anemię? - dopytał mój ojciec. - Nie wymyślaj - również prychnął.

- Też się z tym nie zgadzam - mruknąłem ostatecznie zamykając lodówkę, nic z niej nie biorąc. Jednak nie jestem głodny.

- Dalej ją masz? - zapytała moja matka. - To jest poważne, Violets... - mruknęła.

- Jasne, jasne - przewróciłem oczami. Mam już dość tego ich gadania! Pierwszy raz jestem za ojcem.

- Zrób siostrze kolację - powiedział nagle ojciec, kierując się w stronę wyjścia z salonu.

- Dlaczego ja? - jęknąłem, mimo to ponownie otwierając lodówkę, by wyszukać czegoś, co mógłbym zrobić Sofii.

- Bo chyba nie ona? - prychnął ojciec, rzucając mi to swoje dziwne, nieco przerażające spojrzenie.

- Czyli teraz mam jej usługiwać, tak?! - krzyknąłem tak, by ojciec usłyszał mnie z korytarza.

On jednak na to nie odpowiedział.

Yoohoo... Nowy obowiązek! Normalnie o tym marzyłem!

⛥⛥⛥ ༘

Eli🫀:

Masz czas by się spotkać?: Ty

Mam, ale po co? Jest 21

Spotkajmy się w parku za
dwadzieścia minut: Ty

Ale dlaczego?

Odłożyłem telefon na łóżko obok siebie, głośno przy tym wzdychając. I teraz się wymknąć tak, by nikogo nie obudzić...

Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy, którą następnie otworzyłem i zacząłem wybierać ubrania. Padło na jasne, szerokie dżinsy, jakąś białą koszulkę i tego samego koloru szeroką bluzę z kapturem bez nadruku.

Włożyłem telefon do kieszeni, po czym jak najciszej wyszedłem z mieszkania. Po niecałych dziesięciu minutach usiadłem przy wejściu do parku, czekając tylko na Eliasa.

Po następnych pięciu minutach zauważyłem motor przyjaciela, parkujący przy parkingu. Chłopak z szybkim tempem zszedł z pojazdu, zdjął kask i podobnym tempem podszedł do mnie.

- Co się stało? - Spytał zmartwiony, chwytając moją twarz w dłonie i obracając ją w jedną i drugą stronę.

- Nic się nie dzieje - odpowiedziałem, ściągając jego dłonie z moich policzków. - Jestem cały - dodałem. - Usiądź - rozkazałem, klepiąc miejsce obok siebie.

Chłopak westchnął niemal z ulgą, po czym usiadł obok mnie, tak jak o to prosiłem.

- To już wiem, o co chodzi - mruknął, odchylając głowę do tyłu.

- Tak, na pewno wiesz - powiedziałem, po czym ze stresu przegryzłem wargę. - Przykro mi, Elias, ale... Nie kocham cię - niemal wyszeptałem, wlepiając wzrok w swoje dłonie.

- ... Wiem... - westchnął, opierając łokcie o kolana. - Spodziewałem się tego od początku

- Przepraszam... - mruknąłem, zaczynając bawić się palcami.

- Nie masz za co - zaśmiał się krótko i poczochrał moje włosy.

Na ten gest fuknąłem i uderzyłem lekko jego dłoń.

I w tym momencie sobie o czymś przypomniałem.

- Ja nie, ale ty tak! - krzyknąłem ożywiony, odwracając się w stronę Eliasa.

- He? - mruknął marszcząc brwi.

- Riley'a - dopowiedziałem, nieco uspokajając swój zapał. - Jeszcze raz pobijesz jakiegokolwiek mojego znajomego, a własnoręcznie urwę ci jaja! - zagroziłem, po czym cicho się zaśmiałem. - Przez ciebie nie tylko ja, a cała nasza trójka wygląda jakbyśmy wyszli z wspólnej bójki

- Jasne, przeproszę go - przewrócił oczami z uśmiechem. - Ale Matta mam prawo pobić?... - uśmiechnął się błagająco.

- Za ten policzek? - prychnąłem, wskazując na swoją twarz. - Zrób to, ale nie daj się złapać policji, błagam - zaśmiałem się, jednak nie żartowałem. Już raz Elias dzwonił do mnie z aresztu...

- Spróbuję - odpowiedział, wstając z ławki. - To wszystko, tak? - zapytał z westchnieniem.

- Zdaje mi się, że tak - wzruszyłem ramionami, również wstając.

- Pozwolisz w takim razie, że cię odwiozę? - zaproponował z uśmiechem. - O tej godzinie jest niebezpiecznie

- Jeśli tak bardzo prosisz... - odpowiedziałem z uśmiechem, samemu kierując się w stronę jego motoru.

Szczerze to... Po prostu nie chciało mi się chodzić.

Stanąłem przed motorem, czekając na przyjaciela. W końcu chłopak podszedł i usiadł na pojeździe, a ja zaraz za nim.

Po dwóch minutach już byliśmy pod moim domem.

- Dzięki za przejażdżkę - zaśmiałem się, schodząc z motoru. - Do zobaczenia w poniedziałek - powiedziałem, stanąłem na palcach, a następnie objąłem szyję chłopaka.

Elias na początku najpewniej nie wiedział co się w ogóle dzieje, gdyż przez pierwsze sekundy nawet się nie ruszył, jednak potem śmiało oddał uścisk.

Po kilkunastu sekundach dopiero odsunąłem się od chłopaka.

- Do zobaczenia! - powtórzyłem, kierując się w stronę domu.

- Papa! - odkrzyknął, a następnie, bez większych ceregieli odjechał.

Niemal w podskokach, zadowolony z dzisiejszego wieczoru - a dokładniej z tego, że wszystko sobie wyjaśniliśmy - ruszyłem do drzwi.

Stanąłem w półkroku, gdy zza drzwi, chwiejnym krokiem wyszedł mój ojciec... Chciałem się wycofać, jednak nie byłem w stanie...

- No chodź, na co czekasz - ojciec pogonił mnie gestem dłoni, próbując mnie "zachęcić".

W milczeniu, już mniej żywym krokiem podszedłem do drzwi modląc się, by ojciec nie był pijany...

A w sumie, co ja się łudzę?! Przecież to widać gołym okiem...

Gdy stanąłem przed ojcem, ten boleśnie chwycił mnie za włosy i wprowadził do korytarza. Tam popchnął mnie tak, że wylądowałem na podłodze.

- Wszyscy jesteście hańbą dla naszej rodziny... - warknął, po czym jakby nigdy nic... Kopnął mnie w bok.

Skuliłem się z bólu na zimnej, twardej podłodze.

- Jedna dziwka... - syknął, ponownie mnie kopiąc, jednak tym razem jego but odbił się w moją twarz, a dokładniej w czoło. Na szczęście tylko się o nie otarł... - Drugi gej... - ponownie warknął.

Następnie kucnął przy mnie i ponownie chwycił moje włosy, tym samym podnosząc moją głową.

- Jesteś jebaną hańbą... - syknął, a następnie odrzucił moją głowę w tył, przez co nie lekko uderzyłem o podłogę.

--------------------------------

Zabijecie mnie, jak znowu będę pisać, że okropnie mi się nie podoba? BO STRASZNIE MI SIE NIE PODOBA!

Ten rozdział jest okropny, dosłownie, okropny...

Kocham was z całego serduszkaaaa

I przepraszam za to, że tak późno dzisiaj rozdział...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro