1. Zagrajmy!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Diana obróciła nieco ciało, by za pomocą łokcia nacisnąć klamkę i otworzyć drzwi. Wielkie pudełka z pizzą w rękach wcale nie ułatwiały zadania. Jednak kiedy tylko wnętrze pomieszczenia ukazało się jej oczom, została uwolniona od ciężaru. W pewnym sensie.

- Która z salami? - zapytała Liliana, chwytając obydwa pudełka i kładąc je na stoliku.

- Nie wiem – odparła czarnowłosa, przewracając oczami. - Poczekaj na Tofiego – dodała, zanim przyjaciółka zdążyła dorwać pierwszy kawałek.

- Kam, psujesz zabawę – jęknęła blondynka, jednak posłusznie opuściła pokrywkę i usadowiła się na podłodze.

- Co on jeszcze robi? - zapytał Michał, podnosząc wzrok znad trzymanej w dłoni kartki.

- Kubki, kola... Chyba wspominał coś o talerzach.

- Tofi i talerze? - Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem. - Herbaty się napił, czy jak?

- To tak tematycznie, rozumiem? - Diana uśmiechnęła się rozbawiona.

- Oczywiście. Ja już się wczuwam w postać.

- Skąd wiesz, czy to nie ty będziesz prowadzić, Brąz? - zapytała Liliana.

- Bo to robota Tofiego.

- Co jest moją robotą? - wtrącił Wojtek, wparowując do pokoju, dość niebezpiecznie balansując kubkami na stercie talerzy w jednej ręce, drugą trzymając butelkę i jedną szklankę, która nie zmieściła się na kupce.

- Mistrz gry – poinformowała Diana, wyciągając kostki.

- Co? Nie chcę dzisiaj prowadzić – zaoponował brunet.

- Dlaczego? - Trzy zaskoczone spojrzenia wylądowały na Wojtku. On zawsze chciał prowadzić.

- Bo w to jeszcze nie grałem! Kam, to twoja gra!

Dziewczyna wahała się kilka sekund. Niby to była prawda, ale przecież ona rzadko kiedy prowadziła jakąś grę. Chociaż taka okazja nie zdarzała się często... Tak samo, jak zagranie we własną grę.

- Jesteś pewien? Może ktoś inny...?

- Ja odpadam! Jestem w to beznadziejna. Nie bez powodu raczej nie gram – zaprzeczyła natychmiast Liliana.

Michał skinął głową.

- Ja też. Wiesz, że się do tego nie nadaję.

- A ja chcę zagrać – potwierdził Wojtek.

- W porządku... - Diana westchnęła, kiwając głową. - Poprowadzę dzisiaj.

Pozostali wydawali się zadowoleni tą odpowiedzią. Chwilę im zajęło, zanim rozsiedli się wygodnie na dywanie, dookoła rozrzuconych kartek, długopisów i kostek. W wolnych przestrzeniach znajdowały się talerze z pizzą i kubki z napojami.

Diana wzięła głęboki oddech, przymykając oczy, by wczuć się w swoją nową rolę. W końcu skinęła głową, dając znak, że mogą zaczynać.

- Rozumiem, że używacie gotowych postaci? - upewniła się.

Gdzieś podczas tworzenia zasad rozgrywki każdy z nich stworzył swoją postać, zgodną z własnymi upodobaniami. Pozostała trójka przytaknęła entuzjastycznie. Rozgrywka się zaczęła.

- Rzucam! - oświadczyła Liliana, zagryzając dolną wargę w nieco nerwowym geście. Jeżeli wyrzuciłaby siedem lub więcej, mogła zdobyć owoc fandomu i wygrać!

- Nie trzymaj nas w niepewności! - fuknął Wojtek.

Kostki opuściły dłoń dziewczyny, lecąc w kierunku stołu. Dla obserwujących ją osób toczyły się nieprawdopodobnie wolno. Jakby chcąc podrażnić graczy. Jedna zatrzymała się na jedynce, wywołując cichy jęk blondynki, jednak druga wciąż się poruszała. W końcu zachwiała się na krawędzi i...

- Tak! - wykrzyknęła blondynka, podrywając się i wyrzucając w górę ramiona.

- Niemożliwe... Lils wygrała... - Michał pokręcił głową w udawanym zdumieniu.

- Masz z tym jakiś problem, Brąz? - zapytała dziewczyna agresywnym tonem.

- Nie, absolutnie. - Chłopak uniósł ręce w geście kapitulacji.

- Czasami nawet ty musisz wygrać – dodał Wojtek tylko po to, by zdenerwować przyjaciółkę. Co mu świetnie wyszło.

- Jesteś...

- Dobra, starczy. - Diana pokręciła głową z rozbawieniem. - Lils, otworzyłaś pokrywkę skrzyni, by dostrzec owoc, przypominający nieco grejpfruta, tylko całego białego i pokrytego czarnymi znakami, które wyglądały jak dziwne pismo. Z radością stwierdziłaś, że to jest mityczny fandom fandom no mi. Owoc, którego poszukiwałaś tak długo...

- Zjadam go! - wykrzyknęła natychmiast dziewczyna.

- Nie powinna rzucić kostką, czy nagle jakieś trzęsienie ziemi nie wytrąci jej go z ręki? - zaproponował Michał, ledwo powstrzymując śmiech.

- Zamknij się! - warknęła blondynka. - Daj mi chociaż raz wygrać, co?

- Dobra, dobra...

Kam pokręciła głową. Chciała już zakończyć rozgrywkę. Co prawda, bawiła się świetnie, ale naprawdę pragnęła ładnie zakończyć całą historię... I może się zdrzemnąć? Grali już od kilku godzin bez przerwy. O tyle dobrze, że rodziców Tofiego nie było w domu, więc mieli niemal cały weekend wolny.

- Smakował jak gówno. Takie przeżute i wyplute. Nie wiem, jak potrafiłaś to porównać, nie oceniam...

- Hej!

- Jednak z przełknięciem pierwszego kęsa poczułaś dziwną moc, przepływającą przez twoje ciało... Miałaś ochotę sprawdzić, czy to działa... - Diana zawiesiła głos, spoglądając na przyjaciółkę. Umówili się, że końcem historii będzie pierwsza rzecz zrobiona za pomocą owocu. Tylko dlatego, żeby zasady, które czarnowłosa wymyśliła mogły być użyte, chociaż w zakończeniu.

- I sprawiłam, że czwórka grających naprawdę stało się swoimi postaciami i trafili do świata One Piece'a! Lils razem z owocem!

Wszyscy zaczęli się śmiać.

- To chyba nie tak powinno... - Kam nie zdążyła zakończyć zdania, bo nagle za oknem słychać było donośny grzmot, a światło w pokoju zgasło, pogrążając przyjaciół w kompletnej ciemności.

- Ej...? Co jest...? - zapytał ostrożnie Michał, starając się wstać tak, żeby nie przewrócić kubka, który powinien stać niedaleko jego ręki... Nie pamiętał, czy wypił cały napój, a wolał nie ryzykować zniszczenia dywanu przyjaciela.

- Pewnie korki wysiadły. - Dało się słyszeć ciche westchnienie Wojtka. - Chyba powinienem to sprawdzić... Au, Brąz! Nie przewracaj się na mnie!

- Przepraszam... - wymamrotał Michał, starając się podnieść, jednak odkrył, że ma problem z utrzymaniem równowagi. - Czy tylko mi się wydaję, że podłoga się kołysze?

- Właściwie, nie tylko tobie... - powiedziała powoli Diana.

- Czy wy też to słyszycie? - zapytała niepewnie Liliana, co sprawiło, że wszyscy zamilkli.

Cichy szum deszczu i odległe grzmoty nie były jedynymi dźwiękami dochodzącymi do ich uszu. I, wbrew pozorom, pozostałymi wcale nie były odgłosy samochodów gdzieś na ulicach za oknem, a szum fal i skrzypienie desek... Oraz nawoływanie. Dużo krzyczących do siebie osób... Jakby nad nimi.

To Tofi jako pierwszy odzyskał głos.

- Czy to jest... statek?

- Niemożliwe. - Michał pokręcił głową, chociaż pozostali i tak nie mogli tego zobaczyć. - Chyba, że twój dom ma opcję zamiany w okręt i wystrzelenia na morze.

- To dlaczego się kołyszemy? - zapytała ostrożnie Liliana.

- Początek... - wyszeptała Kam.

- Co?

- Początek. Tak zaczynała się gra. Postacie budzą się na okręcie podczas sztormu. Mają przy sobie tylko podstawowe narzędzia zgodne z wcześniejszymi wyborami...

- Kam, nie pieprz głupot – warknął Brąz, nieco przestraszonym głosem.

- Mam... to chyba strzelba – wymamrotała Liliana, niepewnie przesuwając dłonią po ziemi dookoła siebie. Przedmiot, który wyczuła, niepokojąco przypominał kształtem widywane nieraz bronie z dawnych lat... A chłód metalu, choć dobrze jej znany ze strzelnicy, wcale nie uspokajał.

- U mnie krótkie i ostre... Sztylety? Poważnie mam robić za złodzieja? - zapytał z zaskoczeniem Tofi.

- Katana – potwierdził słabo Brąz. - Chociaż po dotyku wnosząc dość słabej jakości.

Przez chwilę panowała cisza.

- Czyli to coś zawinięte wokół mojego nadgarstka to faktycznie garota? - jęknęła Kam.

- Jumanji? - zapytał ostrożnie Tofi.

- Naprawdę kontynuujemy zabawę „znajdź nawiązanie do fandomu"? - wymamrotała z niedowierzaniem Lils.

- Czyli mamy rzucać kostkami, żeby skończyć, czy coś...?

- Przecież skończyliśmy... - zauważyła Kam.

- I Lils powiedziała, że przenieśliśmy się do gry jako nasze postacie – zauważył Wojtek.

- Z owocem! Lils, sprawdź, czy masz moce! - zawołała Kam.

- Jak? Mogę... - Głos dziewczyny zadrżał.

- Nie cokolwiek. Bezmyślne używanie mocy wywołuje wybuch! - przypomniał Tofi.

- Kto wymyślił tak głupią zasadę? - zapytał Brąz.

- A jak myślisz? - warknął Tofi.

- Hej, wybuchy są spoko! Skąd mogłam wiedzieć, że faktycznie będzie trzeba na nie uważać? - broniła się czarnowłosa.

- Dobra, spokój! Jak mam to przetestować? - zapytała Lils.

- Może... Może coś małego... Spróbuj... Uhm... - Brąz nie miał pomysłu na coś niegroźnego, a jednak pomocnego.

- Świetlika. Takiego ze Shreka – zaproponowała Kam. Może i nie widziała twarzy pozostałych, jednak cisza powiedziała jej wystarczająco dużo. - No co? Bajki to też fandom.

- Ok, świetlik... - wymamrotała Lils. Chwilę później ciemność rozświetlił pojedynczy, żółtawy punkcik fruwający w powietrzu.

- Cholera... - wymamrotał Brąz.

W bladym świetle mógł zauważyć jedynie zarysy pozostałych, którzy pokiwali głowami na znak zgody.

- Sprawdźcie, czy są tu jakieś kostki! - rozkazała Kam.

Kilka minut później okazało się, że nie było nie tylko kostek, ale niemal wszystkich rzeczy, jakie wcześniej mieli. Ubrani byli w całkowicie nieznajome sobie ubrania, tak samo ich wyposażenie wydawało się obce. Chociaż w pewnym sensie znane. Przecież sami je wymyślili przy tworzeniu postaci.

- Czyli nie ma mistrza gry? - upewnił się Tofi.

- Albo jest, ale jako przeznaczenie czy coś... - zaproponował Brąz.

- W takim razie... Może wyjdźmy na pokład i sprawdźmy, co tam się dzieje? - zaproponowała Kam, na co reszta przystała. Musieli zorientować się w sytuacji. I może... Zagrać w naprawdę wciągającą rozgrywkę...

~~~~

Przede wszystkim: przepraszam. Tak, to będzie głupie. Tak, będą pojawiać się nawiązania do różnych innych fandomów. Naprawdę różnych. Takie moje odpały. Możemy się pobawić w grę: ile nawiązań znajdziecie... Chociaż akurat w tym rozdziale są one dość jasno pokazane, istnieje szansa, że w przyszłości będą się pojawiać bez źródła... Chyba, że mam gdzieś w przypisach dawać, skąd się dane odniesienie wzięło? Nie, żeby mi się chciało...

Co by tu jeszcze napisać... Jakiś taki bardziej szczegółowy opis bohaterów pewnie gdzieś kiedyś wepchnę, żeby te postacie nie wyglądały tak... Bezwyglądowo. Najpierw jednak muszę ich sobie dokładniej zwizualizować. Ugh. Swoją drogą, brunet ma czarne czy brązowe włosy? Niemal każde źródło, jakie znajduje, podaje inaczej i w dalszym ciągu nie mam pojęcia...

Hmmm... Nie jestem pewna, czy zdołam gdzieś wcisnąć historię pseudonimów wszystkich postaci (chociaż Lils jest chyba oczywista?), więc chcecie, żebym to gdzieś zapisała? W sensie, mam dziwne podejrzenie, że pseudonim Kam wyjdzie dość szybko... Bardzo szybko... Ale Brąza i Tofiego nie jestem pewna. Ok, Tofiego w pewny, sensie chciałam wcisnąć w prologu, ale tak strasznie mi to tam nie pasowało, że usunęłam fragment i wcisnęłam coś innego.

Nie wiem, chcecie coś konkretnego zobaczyć(przeczytać)? Jak nie to spoko, kiedyś coś wydumam... Może ;)

Tooo, mam smutną wiadomość, bo obawiam się, że na ten rok zawieszam działalność... Ekhem...

Szczęśliwego Nowego Roku i trzymajmy kciuki za Polaków, którzy usiłują zdobyć K2! Upiekłam na ich cześć tort! (To wcale nie tak, że wyszedł po prostu strasznie nierówny i wysoki, więc starałam się wymyślić cokolwiek, żeby nie było, że mi się nie udał, więc go nazwałam K2...)

A jeżeli nie wiecie, co to jest garota, to sobie wygooglujcie. Chociaż sam opis mogę wrzucić gdzieś w następnym rozdziale. Świetna broń, swoją drogą.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro