2. Przetrwać sztorm

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Pogłoski o mistycznym owocu pojawiały się i znikały, jednak nikt nie był w stanie ich potwierdzić. Ani obalić. Dlatego trwały legendy przekazywane z pokolenia na pokolenie, bajki opowiadane dzieciom, pieśni śpiewane podczas najdłuższych sztormów przez doświadczonych żeglarzy. Szepty o tajemniczym obiekcie usłyszeć można było w portowych knajpach, wyślizgujące się spomiędzy warg wstawionych wilków morskich oraz na salonach, gdzie osób z wyższych sfer wymieniały się plotkami.

Jednak minęło wiele lat, zanim pojawił się pewien człowiek, podobno odważny, silny i inteligentny jak mało kto, który zdołał udowodnić światu, że w każdej bajce tkwi ziarnko prawdy. Ów osobnik zdołał wejść w posiadanie legendarnego diabelskiego owocu, zwanego „fandom fandom no mi". Pojawił się, jakby znikąd, na ogromnym placu i ujawnił swoje zdolności. Po czym rzucił się w odmęty oceanu.

Próby odratowania nieszczęśnika zakończyły się porażką. Dopiero dwa dni później wyłowiono jego martwe ciało. Jednak wieść o nim i o jego zdolnościach rozprzestrzeniły się po świecie, tak samo, jak pewna niewyjawiona prawda. Skoro poprzedni użytkownik nie żył, sam owoc musiał pojawić się na nowo gdzieś na świecie. A moce, które oferował, zdawały się być nieograniczone. Informacje te dotarły do najgłębszych lasów, najciemniejszych jaskiń, najbardziej zapomnianych miast i najdalszych zakątków oceanów.

Te informacje dotarły również i do was. Zdecydowaliście się wyruszyć na niebezpieczną wyprawę, której celem było odnalezienie mitycznego owocu. Wasza przygoda się rozpoczęła...

~Wstęp do gry "Wyścig po Fandom"

~~~~

  Cała czwórka zebrała się i powoli, niemal po omacku, podeszli do jedynych w pomieszczeniu drzwi. Stare deski stanowiły dość mocną konstrukcję, chociaż zawiasy skrzypnęły żałośnie przy otwieraniu. Przyjaciele wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami, jednak ruszyli przed siebie, pragnąc dowiedzieć się czegoś więcej o swoim miejscu pobytu. Mieli nadzieję odnaleźć wyjście na zewnątrz i nie zawiedli się. Po pokonaniu schodów i przebyciu kilku metrów korytarzem, oświetlonym jedynie przez oliwne lampy, dotarli do wyjścia na pokład. Przez niewielkie okienko byli w stanie dostrzec zaledwie zarysy pokładu oraz biegającej po nim załogi. Wiatr dmuchał z ogromną siłą, wzmacniając rozpryski morskiej wody oraz ulewę, przez co wyraźne zobaczenie czegokolwiek na odległości przewyższającej kilka metrów było niemalże niemożliwe. Huk fal uderzających o pokład, grzmoty i przeraźliwe skrzypienie okrętu sprawiało, że desperackie pokrzykiwania wilków morskich były prawie całkowicie zagłuszane.

- Co robimy? - Wojtek musiał krzyczeć, żeby pozostali go usłyszeli.

Nie miał pojęcia o żeglarstwie. Domyślił się, że część załogi starała się zwinąć żagle, aby nie uszkodził się maszt przez zbyt mocne podmuchy, jednak widział, jak ich wysiłki spełzały na niczym. Poza tym nie wiedział, co jeszcze można byłoby w takiej sytuacji zrobić.

- Powinniśmy im pomóc? - zapytała niepewnie Liliana, również wyglądając na zewnątrz, chociaż na jej twarzy malował się strach.

- Wiesz, co trzeba robić? - zapytała Kam, na co dziewczyna pokręciła przecząco głową. - Brąz, ty kiedyś pływałeś, prawda?

- Tak, ale... Obawiam się, że nie damy rady. Raczej nie mamy tyle siły, żeby zrobić coś innego niż pałętać się pod nogami. - Michał zmarszczył brwi w bezradnej wściekłości, chociaż pozostali wiedzieli, że miał rację. Może i potrafili co nieco, jednak wciąż nie mogli równać się z osobami, które już bywały w takich warunkach.

- Może udałoby się jakoś zastosować owoc? - zapytał Tofi, zerkając na blondynkę. Ta spojrzała na niego szeroko otwartymi ze strachu oczami.

- Co mam robić? - zapytała nieco drżącym głosem.

- Byle nie górę lodową... - wymamrotała Diana.

Wojtek, słysząc to, niemal automatycznie zaczął nucić „My Heart Will Go On", obrywając w nagrodę łokciem w żebra.

- Coś musi być... - Brąz podrapał się po nosie, usiłując coś wymyślić.

- Lewitacja! - Kam wyprostowała się gwałtownie.

- Lewitacja...? - powtórzyła Liliana.

- Masz na myśli; Leviosa? - podchwycił od razu Wojtek.

- Mówisz to źle, jest... - zaczęła z automatu Kam, ale Michał jej przerwał.

- Nie zadziała. Widzieliście te fale? - Na te słowa, wszystkie spojrzenia skierowały się na spienioną wodę, która niekiedy znajdowała się wysoko ponad burtami. - Musielibyśmy unieść cały okręt bardzo wysoko, a raczej waży więcej niż piórko.

- Spalenie go też nie skończyłoby się jedynie komicznym akcentem – dodał Wojtek.

- To wymyślcie coś lepszego! - fuknęła Diana, wciąż szukając w głowie jakiegokolwiek pomysłu.

- To... Room! - wykrzyknęła nagle Lils, wyciągając przed siebie dłoń w dość charakterystycznym geście.

Przez chwilę cała grupka stała bez słowa.

- Nie działa – zauważył usłużnie Brąz.

- FZF – przytaknął Tofi, na co Kam pokiwała głową.

- Nie można łamać reguł fandomu, którego używasz. Nie można mieć dwóch owoców jednocześnie.

- To ty go miej, Brąz! - Liliana spojrzała na chłopaka, który stał najbliżej niej.

- Uhm... Room? - Spróbował, chociaż efekt, a raczej jego brak, powtórzył się.

- Nie działa? - Wojtek rozejrzał się z niepewnością. Mocne kołysanie całej jednostki zdawało się potwierdzać jego tezę.

- Dwie osoby nie mogę mieć takiego samego owocu. Co oznacza, że jeżeli gdzieś jest Law, nikt z nas nie może dostać jego owocu – zauważyła Kam.

- Świetnie... - wymamrotała Lils.

- Magia wody? Z Avatara? - zaproponował Michał.

- To może... - zaczęła Liliana, jednak Wojtek się wtrącił.

- Nie zadziała, jeżeli nie znamy tych ich ruchów – zaprzeczył.

Słysząc to, Kam podniosła gwałtownie głowę.

- Jasne! Lils, mag wody poproszę, sztuk raz – oświadczyła twardo, na co przyjaciółka pokiwała głową i skoncentrowała się na twarzy drugiej dziewczyny.

Diana poczuła dziwne łaskotanie w brzuchu, po którym nastąpił gwałtowny przypływ sił. Wciągnęła głęboko powietrze.

- Trzymajcie kciuki – wymamrotała, po czym otworzyła drzwi i wybiegła, zanim ktokolwiek zdołał ją powstrzymać.

- Kciuki? Kam, cholera! - wrzasnął za nią Tofi i sam również wyleciał na spotkanie z żywiołem.

Michał zamknął za nimi drzwi, zanim gwałtowny wiatr zdołał wyrządzić jakiekolwiek szkody wewnątrz.

- Brąz? Czemu...? - Blondynka spojrzała na przyjaciela z niepokojem.

- Tai Chi Chuan – powiedział tylko chłopak.

Dziewczyna zmarszczyła brwi.

- To nie jest... To, czego Kam uczyła się w ramach „ćwiczeń relaksacyjnych"?

- Dokładnie. To jest też sztuka walki, na której wzorowali się, tworząc sposób poruszania się magów wody. Co znaczy, że może udać jej się to zrobić.

Lils pokiwała głową.

- W porządku, to ma sens – zgodziła się. - Tylko dlaczego zamknąłeś drzwi?

- Jeżeli naprawdę jej się to uda, dookoła się rozpogodzi i kimkolwiek jest załoga, z pewnością nas zauważą. Może się wtedy zrobić dość nieprzyjemnie. Chcę, żebyś była na to przygotowana. Powinnaś możliwie jak najszybciej znaleźć dogodną pozycję, żeby nas osłaniać w razie czego.

Dłoń dziewczyny zacisnęła się na kolbie strzelby, przerzuconej przez ramię, a na jej twarzy po raz pierwszy od skończenia gry pojawił się pewny siebie wyraz twarzy.

- Możecie na mnie liczyć – zapewniła.

- Wiem.

Po tych słowach, Michał otworzył drzwi i obydwoje wybiegli, aby dołączyć do przyjaciół.

Wojtek miał spory problem, żeby odnaleźć Dianę. Warunki naprawdę utrudniały znalezienie czegokolwiek, szczególnie na nieznanym terenie. Chłopak jednak uparcie parł przed siebie, kilka razy obijając się o obcych mężczyzn, biegnących w sobie tylko znanym kierunku. Jednak w końcu zdołał dotrzeć do przyjaciółki, która oparła się jedną dłonią o maszt, usiłując utrzymać równowagę, co nie było łatwe przy sile kołysania jednostką.

- Kam, co ty chcesz zrobić? - wrzasnął, podbiegając do niej i sam również szukając oparcia na drewnianym słupie.

- Zatrzymać to wszystko – odparła dziewczyna, chociaż jej głos był ledwie słyszalny na tle huku wody.

- Jak? Magowie potrzebowali długiego treningu, żeby opanować żywioł. - Tofi zmarszczył brwi. Nie wątpił w możliwości przyjaciółki, po prostu chciał wiedzieć, o czym ona myślała.

- Tak, ale oni nie trenowali Tai Chi.

- Tai Chi? - Wojtek był pewien, że kiedyś to słyszał. - Nie o tym gadaliście kiedyś z Brązem?

- Tak. Właśnie na podstawie tej sztuki walki opierały się ruchy magów wody. Między innymi dlatego zaczęłam się tego uczyć. No i dlatego, że stanowiło miłą odmianę od tych bardziej brutalnych zajęć.

Teraz to miało większy sens.

- To dlaczego nic jeszcze nie robisz? - Chłopak rozejrzał się uważnie.

- Nie jestem pewna... - wymamrotała dziewczyna na tyle cicho, że Wojtek nie mógł jej usłyszeć. Jednak widział jej twarz i to mu całkowicie wystarczyło.

- Denerwujesz się? - zapytał. Odpowiedziało mu jedynie niepewne wzruszenie ramion. - Po prostu rób, co uważasz. W razie czego, jestem tuż obok. Brąz i Lils też są niedaleko.

Diana wzięła głęboki oddech i w końcu oderwała rękę od masztu. Jak Tofi podejrzewał, nie miała większego problemu z utrzymaniem równowagi. Chodziła po gorszych rzeczach.

Ramiona dziewczyny uniosły się, a jej ciało zaczęło poruszać w znajomych sekwencjach, jak zawsze przynosząc spokój. Kam przymknęła oczy, pozwalając działać instynktom. Nogi poruszały się płynnie po pokładzie, a oddech wyznaczał tempo kolejnych kroków. Wydawała się być pogrążona w jakimś transie, dawno zapomnianym tańcu, który potrafiła zrozumieć tylko ona.

Choć nieco opornie, fale dookoła statku zaczęły się zmniejszać, mimo że kawałek dalej wciąż panował potworny sztorm. Obraz wyostrzył się, dzięki czemu Michał i Liliana bez problemu dotarli do pozostałej dwójki, uważnie rozglądając się dookoła. A to, co zobaczyli, wcale nie napawało ich optymizmem.

- Czy to jest statek marynarki? - zapytała Lils, niepewnie zerkając na wielkie logo, namalowane na ścianach statku.

- Jak bardzo mamy przesrane? - odparł pytaniem Wojtek, zaciskając palce na rękojeściach sztyletów. Nie żeby spodziewał się z ich strony dużej pomocy.

- W skali od jeden do dziesięciu? Tak z szesnaście – ocenił Michał, sam również chwytając za miecz.

- Nie spodziewajcie się pomocy z mojej strony – wydyszała Kam, przez co pozostali spojrzeli na nią.

Na czole Diany pojawiły się kropelki potu, a oddech stał się znacznie przyśpieszony. Widać było, że nie było to dla niej już zwykłym ćwiczeniem, a faktycznym wysiłkiem. Chociaż chyba nie powinni się dziwić, właśnie dosłownie powstrzymywała morze.

- Mamy twoje plecy – zapewnił Brąz.

- Mam nadzieję. Jeżeli zginę, będę was nawiedzać jako duch. I żaden fandom was nie uratuje – zażartowała jeszcze, chociaż wyraźnie uspokoiła się na te słowa.

- Jak będziemy tu tak kampić, to zgarną darmowe fragi – rzucił nagle Tofi, zauważając, że załoga statku skończyła zbierać szczęki z podłogi na widok uspokajających się wód dookoła, a zaczęli zauważać czwórkę osób, zdecydowanie nie należących do załogi.

Michał uśmiechnął się, po czym spojrzał na Lilianę.

- Powiedział właśnie, że jeżeli będziemy stać bez ruchu w tym samym miejscu, to nie będą mieć problemu z zabiciem nas – przetłumaczył rozbawiony.

- To, że z wami nie gram, nie oznacza, że nie wiem o czym gadacie – fuknęła wściekle Lils. - I wiem o tym, ale nie bardzo możemy się ruszyć – przypomniała.

- Może uda się z nimi pogadać? - zaproponował Brąz.

- To jest marynarka! O czym chcesz z nimi gadać? - Liliana spojrzała na chłopaka z niedowierzaniem.

- A my jesteśmy tylko dzieciakami bez listów gończych, którzy właśnie uratowali ich przed sztormem. Myślę, że gadanie z nimi to dobry pomysł – zaprzeczył Wojtek.

- Fakt. Poza tym, nawet w marynarce są ludzie i niektórzy mają ludzkie emocje. Powiemy częściową prawdę. Owoc zadziałał nie tak, jak powinien, znaleźliśmy się na ich statku i nie mamy pojęcia, jak wrócić – dodał Michał.

- Dodaj „proszę, nie zabijajcie" na końcu - mruknęła ironicznie Lils, jednak skinęła głową. - W porządku. Ale jeden niewłaściwy ruch i odstrzelę draniom łby.

- Robi się zabawnie. - Tofi zaśmiał się pod nosem.

- Jakbyś jeszcze mógł poprosić ich, żeby odpłynęli dalej od sztormu... - wymamrotała Kam, coraz bardziej zmęczonym głosem.

- To zrób na początku, później możemy myśleć o reszcie – dodał Wojtek, ze zmartwieniem zerkając na przyjaciółkę.

- W porządku. - Michał skinął głową.

Marynarze najwyraźniej również zdołali ogarnąć się na tyle, że właśnie jeden z nich szedł w ich stronę w obstawie dwóch innych. Facet pośrodku wydawał się jakimś szefem, kiedy pozostała dwójka mu towarzysząca, uważnie przyglądała się obcym.

- Ile on miał punktów w perswazji? - zapytał nagle Tofi, zerkając niepewnie na przyjaciela.

- Na pewno więcej od nas – odparła Lils.

~~~~

Podstawowe pytanie: co myślicie o takich wstawkach na początku? Mogę tam wrzucać losowe zasady dotyczące gry i nie tylko, np. same fzf, zasady przyznawania punktów umiejętności, punktów haki (tak, takie coś też jest), wyjaśnienia w sprawie wybuchów (których jeszcze nie było) itd... W sumie, jeszcze nie wiem na ile rozdziałów mi tego starczy, ale pewnie jakoś się ogarnie. Jest sporo nieprzekazanych informacji ;)

Ewentualnie, jeżeli bardzo ciekawi Was jakaś kwestia, to dajcie znać, umieszczę ją we wcześniejszych rozdziałach.

Co do fandomów, to chyba jednak nie będę ich wypisywać. Możecie zgadywać. Każde odgadnięte nawiązanie to punkt dla Was!

No i ten... Chyba wszystko na chwilę obecną. Piszcie, co myślicie i miłego dnia! Albo nocy...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro