4. (Nie)całkowicie normalny poranek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Punkty haki dzielą się na cztery rodzaje, każdy ma odpowiednie granice mocy.

- obserwacja - pozwala na dostrzeżenie (bądź wyczucie) przeciwnika zza zasłony, ze znacznej odległości czy po ciemku. Pozwala przewidywać ruchy przeciwnika itd. Przy odpowiedniej ilości punktów daje możliwość przewidywania (w ograniczonym stopniu) przyszłości.

- uzbrojenie - pozwala na uderzenie użytkowników logii, zwiększa siłę ciosów, umożliwia chronienie ciała czy sprawia, że broń jest bardziej wytrzymała bądź skuteczniejsza.

- królewskie - daje możliwość pokonywania innych za pomocą jedynie siły woli, zwiększa siłę posiadacza i inne takie prześwietne bajery... Ilość punktów niewystarczająca na użycie, daje na tyle silne, aby nie paść po pierwszym użyciu tej zdolności przez kogoś innego (niech ktoś inny to poprawi, nie chcę mi się nad tym myśleć!)

- Ignorowanie - zdolność pozwala na ignorowanie haki innych osób w odpowiednim stopniu, lub też całkowicie, jeżeli ilość punktów jest wystarczająco wysoki. (Np. jeżeli osoba A ma 15 w ignorowaniu, a osoba B 10 w obserwacji, osoba A może sobie łazić metr od osoby B i jeżeli ta jest takim idiotą, żeby jej nie zauważyć, nie wyczuje jej za pomocą haki)

Brąz, weź to ogarnij, ty się lepiej znasz na ładnie wyglądających zasadach... O, i ustal limity punktów, jak możesz. Dzięki!

Kam

~Fragment zasad do gry "Wyścig po Fandom", wersja przed-pierwotna w wykonaniu Kam.

~~~~

 Michał obudził się jako pierwszy. Na początku rozejrzał się nieco zdezorientowany po obcym pomieszczeniu i dopiero po chwili przypomniał sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Tym samym zdając sobie sprawę z tego, że to nie był jedynie długi i bardzo dziwny sen. Uniósł się do pozycji siedzącej, drapiąc się po głowie. Powinien obudzić pozostałych...?

- Czyli wciąż tu jesteśmy? - Miękki głos po jego prawej sprawił, że obrócił głowę.

Diana leżała na łóżku z otwartymi oczami, wpatrując się w sufit. Oczywiście, musiała się obudzić, kiedy się poruszył.

- Albo coś nam wczoraj dosypali do tej pizzy i wciąż jesteśmy na fazie... - wyszeptał Brąz, sprawiając, że dziewczyna skrzywiła się nieznacznie i zerknęła na pozostałą dwójkę, wciąż pogrążoną we śnie.

Kam nie szeptała. Używała tego swojego tonu, który potrafił być ledwie słyszalny. Twierdziła, że szept sprawia, iż niektóre litery po prostu „brzmią głośno". Takie „s" na przykład. Michał rozumiał zdanie przyjaciółki, jednak nie potrafił inaczej mówić cicho.

- Powinniśmy wymyślić, co ze sobą zrobimy. Jakiś plan, albo... - zawahała się i pokręciła głową, w końcu podnosząc się. - Masz jakiś pomysł?

- Chwilowo nie bardzo – przyznał rudowłosy. Poczuł lekkie ukłucie winy. W końcu miał całą noc, powinien coś wymyślić!

- W porządku. Może uda nam się coś ustalić, jak pozostali się obudzą... - Diana przeciągnęła się ostrożnie. Chłopak zauważył nieznaczne drgnięcie mięśni jej twarzy, gdy to robiła. Czy wciąż odczuwała skutki walki ze sztormem? - Spróbuję rozejrzeć się trochę i może...

- Coś cię boli? - Brąz nie pozwolił jej skończyć zdania.

Czarnowłosa przeniosła na niego wzrok i uniosła kącik ust w wyzywającym geście.

- Czuję się jak jeden, wielki zakwas. Ale poradzę sobie z prostym zwiadem. Poza tym, muszę wypróbować, czy faktycznie posiadam staty mojej postaci. - Kam mrugnęła do niego porozumiewawczo, po czym uchyliła drzwi, wyjrzała przez nie ostrożnie i bezszelestnie wysunęła się z pokoju.

Michał pokręcił głową z niedowierzaniem. Chyba jedyną osobą lepszą w chowaniu się, był Tofi. Chociaż ten nie potrafił z taką łatwością zbierać informacji o przeciwniku. Również nie posiadał zdolności Kam do ujawniania się w taki sposób, żeby nikt nie zwrócił na nią uwagi.

Brąz podniósł się i chwycił w dłonie katanę – swoją katanę – delikatnie wysuwając ją z saya i oceniając. Tak jak przewidział na początku, nie była najlepszej jakości. Stal była nieco zbyt delikatna, jak na jego gust, a do tego znaczyły ją ślady rdzy. Samo ostrze również nie było aż tak ostre, jak mogłoby być, dodatkowo zostało wyszczerbione w kilku miejscach. Chłopak uznał, że mógłby trochę wyczyścić i naostrzyć broń, jednak wciąż nie byłoby to do końca to, czym miał nadzieję walczyć w przyszłości. Może faktycznie gra dała im początkowe itemy...? Przecież nigdy na początku nie miało się super broni. Tak samo ze zbroją. Jak przez mgłę pamiętał, że zanim położył się spać, zdjął kolczugę i powiesił ją na krześle. W identyczny sposób pozbył się butów, zostawiwszy je pod łóżkiem. Poza tym, miał na sobie najzwyklejszą, szarą koszulkę, granatową koszulę i skórzane spodnie. W zasadzie, powinno to dawać całkiem niezłą osłonę przed ciosami, a przynajmniej tymi słabszymi i skierowanymi na klatkę piersiową, chociaż wciąż nie do końca to, co rudowłosy definiował jako „zbroja dla wojownika"... Chociaż i tak nie było najgorzej. Koszula, pomimo, że gryząca się z żelaznymi ogniwami, chroniła skórę przed przetarciami i temperaturami, jakie metal mógł osiągać. A do tego, jakkolwiek t-shirt nie wyglądał dziwnie pod kolczugą, byli w świecie OP, a nie typowym fantasy osadzonym w średniowieczu... Więc może nie będzie tak źle...?

Pokręcił głową, podnosząc się i zakładając buty. Musiał poczekać na resztę, a w międzyczasie opracować jakiś plan działania. Coś w końcu musieli robić...



Diana ostrożnie wyjrzała zza rogu, przeczesując wzrokiem pokład. Było ledwo po świcie, większość marynarzy musiało być jeszcze pogrążonych w głębokim śnie. Zauważyła, a może raczej wyczuła, jednego człowieka kilka metrów od niej, stojącego obok barierki, prawdopodobnie wpatrującego się w morze... Cichy i miarowy plusk cieczy wpadającej do wody, który dopiero po chwili się rozległ, świadczył, że nie była daleka od prawdy... Skrzywiła się nieznacznie. Miała nadzieję, że facet umyje ręce...

Druga osoba znajdowała się na bocianim gnieździe, co zdawało się potwierdzać niemelodyjne pogwizdywanie. Dziewczyna uniosła się z kucek i, ostrożnie stawiając kroki, przeszła kawałek dalej, ukrywając się za niewielką stertą skrzyń. Zastanowiła się, gdzie jeszcze mogłaby zajrzeć, żeby się czegoś dowiedzieć. Potrzebowałaby jakiś zapisek, dziennika, raportu, listu... Czegoś, z czego da się coś przeczytać. Albo tego, albo jakiejś rozmowy, której mogłaby podsłuchać. Może mapy...? Zawsze mogłaby spróbować zagadać do jednego z żołnierzy, ale jeśli zostali ostrzeżeni, żeby nic nie mówić swoim gościom, próba wyciągnięcia z nich czegokolwiek użytecznego mogła się okazać niezbyt pomocna. Bez jakiegokolwiek punktu zaczepienia, Kam błądziła po omacku, zarówno w przenośni jak i dosłownie, ponieważ wciąż było szarawo, a nie lubiła czegoś takiego. Przenośni, oczywiście. Ciemność sama w sobie jej nie przeszkadzała...

Póki co, wyglądało na to, że mogła jedynie poznać topografię statku, odnaleźć szalupy, spróbować odgadnąć, czego wysadzenie spowodowałoby największe szkody i gdzie dobrze byłoby się ukryć. Zawsze coś, jednak niewiele mogłoby powiedzieć jej o zamiarach żołnierzy. Chociaż, jeżeli faktycznie ich listy gończe nie istniały, to przecież marynarka nie miała podstaw, by chcieć ich śmierci. Z drugiej strony, jeśli trafili na psychopatycznych sadystów, to kto wie...

- Ktoś już wstał? - Niski głos dobiegający gdzieś z drugiej strony pokładu sprawił, że dziewczyna znieruchomiała i zaczęła nasłuchiwać.

Wyglądało na to, że mężczyzna, który chwilę wcześniej ulżył sobie za burtę, zagaił rozmowę... Do gościa na bocianim gnieździe? Kam, chociaż nie miała pojęcia, skąd to wie, wiedziała, że poza nimi nikogo na zewnątrz nie było.

- Nie. Nawet Scott nie pofatygował się do kuchni. Jak chcesz, możesz go obudzić – odparł z wysokości drugi żołnierz, pochylając się nad barierką otaczającą niewielką platformę obserwatorium. Diana, dzięki wciąż pnącemu się w górę słońcu, widziała coraz lepiej.

- Jak wychodziłem, szukał świeżych spodni. Wspominał coś o dobrym prezentowaniu się, skoro mamy na statku dwie panie. - Żołnierz zaśmiał, się, wyraźnie kpiąc z pomysłu towarzysza.

- Jeśli zostaną z nami dłużej, to pewnie jeszcze dzisiaj zrobią pranie. - Głos faceta z bocianiego gniazda również nabrał wesołej nutki. - Pewnie sam skorzystam.

- Myślę, że ta blondyneczka będzie wolała męski zapach niż jakiś wypachnionych cieniasów – zakpił gość z dołu.

„Oj, nie zgodzę się z tobą" pomyślała Diana z rozbawieniem, przed oczami mając twarz przyjaciółki. „Bardzo się z tobą nie zgodzę."

- „Męski zapach?" Stąd cię czuję. Kiedy ostatni raz brałeś prysznic? - Marynarz z bocianiego gniazda musiał myśleć podobnie.

- Oszczędzam wodę.

- Jasne. - Górny gość prychnął. - Poza tym, ta druga była ciekawsza. To, co zrobiła... Mówię ci, aż poczułam, jak... - Na szczęście, głównie dla niego, nie miał okazji dokończyć zdania.

- O czym tak dyskutujecie? - Nowy głos wciął się w wypowiedź żołnierza, skutecznie ją ukracając. Diana w jakiś sposób wiedziała, że był to kapitan.

- O niczym takim, szefie! - zapewnił szybko gość z bocianiego gniazda, potwierdzając przypuszczenia dziewczyny. - Właśnie pytałem Reina, czy Scott już się obudził!

- Mam nadzieję, że tak jest. Śniadanie ma być gotowe za pół godziny. Rein, chodź za mną, omówimy kosztorys naprawy statku – rozkazał kapitan. Kam zagryzła nerwowo górną wargę. Jeśli poszłaby za nimi, może byłaby w stanie dowiedzieć się czegoś więcej... - Jak już wszyscy wstaną, wyślij kogoś po naszych gości. Mogą zjeść z nami, zapytamy ich o plany – dodał.

- Tak jest! - zapewnił żołnierz z góry. - Ma pan w planie zostawić ich na tej wyspie, na którą dzisiaj dopłyniemy, czy zabrać ich z nami dalej?

- Zobaczymy. Chcę najpierw wiedzieć, czy ich zdolności faktycznie mogą nam się przydać.

Po tych słowach, dwójka ludzi udała się pod pokład, a facet na bocianim gnieździe westchnął cicho i wrócił do pogwizdywania. Kam pokręciła głową. Skoro ktoś miał po nich pójść, powinna wrócić do kabiny i porozmawiać zresztą. Nie miała czasu na dalsze włóczenie się po statku, jeśli nie chciała zostać złapana. A czegoś się dowiedziała.

Cicho prześlizgując się pomiędzy kolejnymi cieniami, dotarła do drzwi, którymi wcześniej wydostała się i skierowała swe kroki ku przyjaciołom.



- Mogliście mnie obudzić – warknął po raz kolejny Tofi, kręcąc się nerwowo po pomieszczeniu.

Wiedział, że Kam była bardziej niż w stanie poradzić sobie z małym zwiadem. Cholera, bawili się w podchody na tyle często, żeby mieć do siebie nawzajem ogromne zaufanie. Bądź równie ogromną podejrzliwość, kiedy grali w przeciwnych drużynach. Chłopak świetnie wiedział, że przyjaciółka była w stanie podejść niemal pod sam nos przeciwnika i pozostać niezauważoną. A jednak na statku, gdzie to już nie była zabawa i nakrycie nie kończyło się utratą punktu, nie potrafił pozbyć się niepokoju. Mógłby być razem z nią!

- Potrzebowałeś odpoczynku – zaprzeczył Michał, krzyżując ręce na piersi.

Miał świadomość, że Wojtek pozostał przytomny najdłużej. Nasłuchując, czy ktoś przypadkiem nie zdecyduje się w środku nocy podejść i jednak pozbyć się nieproszonych gości. Wiedział też, że wypoczęcie mogło im się przydać przy dalszych wydarzeniach, jakikolwiek by one nie były.

- Kam sobie poradzi – oświadczyła Liliana, pewnym wzrokiem przeszywając miotającego się przyjaciela.

Tofi wziął głęboki oddech, w końcu zatrzymując się.

- Wiem. Wiem, że nic jej się nie stanie. Po prostu... Jesteśmy w świecie One Piece'a. Ludzie tutaj mają haki i...

- I my mamy dużo punktów w ignorowaniu haki. - Nikt nawet nie usłyszał, kiedy Diana weszła do pomieszczenia i leniwie oparła się o ścianę tuż obok drzwi, uśmiechając się łobuzersko.

- Czy możesz przestać mi to robić? - warknął Brąz, który zaledwie chwilę wcześniej podskoczył w krześle, słysząc nieoczekiwany dźwięk za plecami.

Liliana i Wojtek, którzy co prawda nie wychwycili momentu jej wejścia, jednak zauważyli ją zanim się odezwała, jedynie uśmiechnęli się kpiąco.

- Te punkty działają? - zainteresowała się natychmiast Lils.

Czarnowłosa wzruszył ramionami, podchodząc bliżej i siadając na skraju łóżka.

- Mam nadzieję. Wydaje mi się, że haki obserwacji działa... Byłam w stanie stwierdzić, gdzie znajdowali się marynarze. Chociaż to mogła być też moja zajebista intuicja. - Wyszczerzyła się głupkowato.

- Skoro haki działa, to może pozostałe punkty też mają jakieś odniesienie? - zaproponował Brąz, ignorując ostatnie zdanie przyjaciółki.

- Mam nadzieję. - Liliana zamyśliła się. - Jeśli nie, prawdopodobnie jesteśmy martwi.

- A nagroda dla największego optymisty, wędruje do... - Tofi przewrócił oczyma.

- O tym może później. - Diana zmarszczyła brwi. - Niedługo ktoś powinien przyjść i zaprosić nas na śniadanie. Do tej pory muszę wam wszystko przekazać.

- Jasne – zgodził się Michał. - A my przekażemy, co udało nam się wymyślić. Chociaż to tylko hipotezy.

Czarnowłosa skinęła głową i nieznacznie zagryzła dolną wargę, zbierając myśli. Nie chciała opowiadać wszystkiego, potrzebowała jedynie skompresować swoje obserwacje i przekazać najważniejsze wnioski, do jakich doszła.

- Prawdopodobnie mieliśmy rację co do naszych listów gończych, a jeśli nawet nie, oni o nich nie wiedzą – zaczęła powoli. - Mają w jakiś sposób uszkodzony statek, ale na chwilę obecną nie wiem, w jakim stopniu, ani czy nam się to przyda. Nie planują zabicia czy zaatakowania nas, właściwie myślą, czy by nie wcielić nas w swoje szeregi. Niestety, nie wiem czy przyjmują odmowę i czy aby na pewno wiążę się to z założeniem munduru marynarki, a nie bardziej ciężkich kajdan...

- A to skurwysyny... - wymamrotał Tofi, na co dostał w odpowiedzi skinienia głów.

- Jak mówiłam, nie wiem tego. Nie wspominali dokładnie co mieli na myśli. Może będzie to pokojowa propozycja... - Sama Kam nie wydawała się przekonana. - Dzisiaj dopłyniemy na wyspę. W razie problemów, będziemy mogli się wtedy ewakuować, właściwie nawet wcześniej, jeżeli ukradniemy łódź i Log Pose. Skoro statkiem zostało kilka godzin podróży, powinniśmy być w stanie dopłynąć do brzegu, nawet na wiosłach.

- W jaki sposób dowiemy się, czy faktycznie chcą nas zatrzymać? - zapytał Michał, jak zwykle szybko wyłapując to, co najpilniejsze.

- Będą chcieli „porozmawiać" przy śniadaniu. Musimy uważać, co odpowiemy.

- W jaki sposób dowiemy się, jeżeli faktycznie postanowią nas zatrzymać? O ile, oczywiście, nie zaproponują nam tego otwarcie. I możliwie zanim zamkną nas w jakiś klatkach? - zapytała Liliana.

- Porozmawiamy... - zaczęła ostrożnie Kam, myśląc intensywnie. - A później zapytamy, kiedy dopłyniemy na wyspę. Jeżeli nie będą kręcić, znaczy, że nie mają zamiaru nas przetrzymywać.

- Całkiem logiczne – przytaknął Brąz. - W jaki sposób prowadzimy rozmowę?

Diana tylko wzruszyła ramionami.

- Mówimy prawdę. A przynajmniej częściowo. Mamy użytkownika diabelskiego owocu, chociaż wciąż nie do końca znamy wszystkie jego możliwości. Nie mamy pojęcia, jakim cudem się tutaj dostaliśmy i nie wiemy, jak wrócić. Nie, nie potrafimy kontrolować jego mocy. Tak, prawdopodobnie możemy wyrządzić krzywdę naszym sojusznikom.

- Krzywdę? - Liliana uniosła jedną brew.

- Trzeci punkt Fundamentalnych Zasad Fandomu. - Kam uśmiechnęła się nieznacznie.

- To była najgłupsza możliwa zasada. Musiałaś ją wymyślić, prawda? - jęknął Wojtek.

- Oczywiście! Poza tym, wcale nie była aż tak głupia. Nie pozwala na całkowicie przypadkowe użycie czegoś, czego się nie zna. Jeżeli jesteś w jakimś fandomie, to albo go znasz, albo nie używasz!

- Możemy przełożyć rozmowę, jak bardzo ten punkt był genialny, na inny moment? Mamy teraz trochę inne problemy na głowie – przypomniał Michał, na co uzyskał jedynie zgodne „nie!" od dwójki przyjaciół. Jednak obydwoje zakończyli kłótnię i spojrzeli na rudowłosego, starając się wrócić do tematu. - W porządku, mniej więcej wiem, jak poprowadzić rozmowę. Coś jeszcze, o czym powinniśmy wiedzieć?

Diana wzruszyła ramionami.

- Lils, leci na ciebie facet, który najwyraźniej nie ma pojęcia, czym jest prysznic. Poza tym, chyba wszystkie najważniejsze rzeczy przekazałam.

- Obrzydliwe... - Wzdrygnęła się blondynka.

- W takim razie, nasza kolej. - Wojtek niepewnie oblizał wargi. - Przypuszczamy... To tylko teoria... Że może zasady w tym świecie są takie same, jak w naszej grze. Co oznacza, że aby wrócić, musimy... Nie wiem, znaleźć owoc fandomu?

Kam zmarszczyła brwi.

- Lils go ma. Nie mogą istnieć dwa, takie same owoce.

- Mówiłam – rzuciła śpiewnie dziewczyna.

- Co nie zmienia faktu, że musimy w jakiś sposób osiągnąć cel gry, aby ją zakończyć, a tym samym wyjść! - Tofi nie odpuszczał.

- I co, mamy czekać, aż jakiś NPC łaskawie się pojawi i wytłumaczy nam, co mamy zrobić? - Michał nie wydawał się zachwycony pomysłem.

- O ile nie zacznie narzekać na strzałę w kolanie, to mogę go nawet posłuchać. - Brunet wzruszył ramionami, uśmiechając się przy okazji głupkowato.

- To może wcale nie być taki głupi pomysł... - Czarnowłosa zamyśliła się. - Nie ze strzałą, oczywiście. Ani może niekoniecznie z NPC... Ale z tym zakończeniem gry. Pamiętacie, jakie były pomysły na początku?

Twarze pozostałych się rozjaśniły.

- Zanim wpadliśmy na pomysł owocu, mieliśmy inne cele – przypomniała Lils.

- Owszem. Dla piratów miała być odpowiednia nagroda... Albo podbicie odpowiedniej ilości wysp... - Zmarszczyła brwi druga dziewczyna.

- Aż w końcu wpadłyście na pomysł owocu, więc nie ustaliliśmy celu. Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia. - Brąz przewrócił oczami.

- Może nie do końca! - Tofi wyszczerzył się głupkowato. - Nie zapominajcie, że jesteśmy w świecie OP. Jaki tutaj cel mają piraci?

W pomieszczeniu na kilka chwil zapadła grobowa cisza. Po chwili Wojtek też jakby zrozumiał i zapadł się w sobie.

- No tak. Dopłynąć do Raftel i zdobyć One Piece, przy okazji pokonując tabuny potężnych wrogów i znajdując kogoś, kto będzie w stanie dotrzeć na tę przeklętą wyspę... Co może pójść nie tak...?

- Co robimy teraz? - zapytał Michał po kolejnej chwili ciszy, jaka zapanowała.

- Prawdopodobnie pójdziemy na śniadanie i naściemniamy trochę – zaproponowała w końcu Lila, kiedy na korytarzu za drzwiami dało się słyszeć czyjeś kroki. - Coś może uda się wymyślić w międzyczasie...?

~~~~

Coś się nic nie dzieje, nie? Dużo gadania, jeszcze więcej gadania, kolejne nieśmieszne żarty... Może kiedyś się poprawi... Może... Kiedyś...

Wspominałam, że nie mam na to planu, prawda? To znaczy: mam pomysł na zakończenie. I pewnie będzie strasznie głupie, ale... Czy cała historia taka nie jest? Będzie przynajmniej śmiesznie! (O ile kogoś śmieszy ten poziom humoru, oczywiście!)

Mam nadzieję, że zdołam wcisnąć coś (cokolwiek!) do kolejnego, chociaż na chwilę obecną nic nie wiadomo... Tak samo, jak nie mam pojęcia, kiedy coś kolejnego się pojawi. Ostatnio nie mam serca do poprawiania swoich wypocin, kompletnie... A takich wersji roboczych nie będę wstawiać, bez przesady... I tak pewnie wystarczająco dużo błędów się gdzieś po drodze zaplątało...

Kam stara się dowiedzieć czegokolwiek, Brąz układa w głowie przemowę, Lils w milczeniu panikuje i ma nadzieję, że będzie miała okazję w końcu z czegoś postrzelać, a Tofi jak zawsze stara się wszystkich wkurzyć, chociaż nie potrafi ukryć, że się martwi...

Jakieś nawiązania znaleźliście? Wciąż nie wiem, czy umieszczać tę grupkę na pokładzie Sunny, czy też może zrobić coś innego i... Nie wiem, wysłać ich samotnie? Albo rzucić im jakąś załogę stworzoną całkowicie z OC?

Możecie coś pisać, nie obrażę się ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro