Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kto nie chciałby zobaczyć rodziców? Co innego jak ktoś straci rodziców i nie może ich zobaczyć a całkiem inna sprawa... jak sam nie żyje. Byłabym się teraz wrócić do domu, co by powiedzieli?
Przez te dziady z Mroku budzą się wspomnienia i nadzieję. A ja już nie chce pamiętać tego co było i już niestety nie wróci.
- Ja nie mam domu - powiedziałam wymijająco.
- Ale możemy pomóc ci wrócić, będzie szła tam delegacja. Zobaczysz rodziców! Nie bądź głupia! - Wiem, że Temari chciała dobrze ale nie rozumiała jednej jedynej rzeczy - Yamikage wydał na mnie wyrok śmierci. A to oznacza, że mogę narazić rodziców.
- Możesz nazywać mnie głupią, ale dzięki mojej głupocie żyje - nie byłam na nią zła.
Już się nie odezwała. Do budynku administracyjnego weszliśmy w ciszy. Pożegnała się pod gabinetem Gaary i uciekła szykować się na wieczór.
Zastukałam i po usłyszeniu zaproszenia, weszłam.
- Witaj - Uśmiechnął się. Siedział przy biurku i czytał gazetę.
- Część, co czytasz? - zamknęłam drzwi i podeszłam do niego obchodząc biurko.
- Patrzę co ciekawego napisali w gazecie. Ale oprócz artykułów nie ma nic ciekawego - złożył gazetę i odłożył ją na blat.
Nie zastanawiałam się długo, wcisnęłam mu sie na kolana i wtuliłam w niego. Zaskoczony ale objął mnie mocno.
- Coś się stało? - Oparł głowę na mojej.
- Nie chce o tym mówić. Potrzebuje chwili na zebranie się w sobie - mój głos był stlumiony przez materiał jego płaszcza.
Zaczął głaskać mnie po plecach. Wdychałam jego zapach i czułam się bezpieczna.
- Kiedyś tlumiłem w sobie enocje. Powodowało to, że nie panowałem nad sobą. Ludzie bali się przebywać ze mną a o rozmowie mogłem jedynie pomarzyć. - mówił spokojnym tonem a ja czułam czułe wibracjie gdy mówił. - W końcu ktoś walnął mnie w ten czerwony łeb i wytłumaczył, że nie tędy droga.
- Naruto?
- Dokładnie - poczułam pocałunek. Gaara musiał pocałować mnie w głowę.
- Temari myślała, że nie lubisz się przytulać. To dlatego?
- I tak i nie. - westchnął - nie umiem obchodzić się z rodzeństwem. Byłem dla nich szorstki, traktowałem gorzej jak wrogów. Są ostrożni co do mnie a ja nie chce ich straszyć. To nie tak, że lubię się przytulać do wszystkich. Tylko tobie na to pozwalam. Temari pewnie bym na to pozwolił ale nie czuł bym sie tak dobrze jak z Tobą.
Chciałam jeszcze o coś zapytać ale do biura weszła Matsuri. Spojrzała na mnie bykiem i położyła raporty na biurko. Wstałam z kolan czerwonowłosego z ociąganiem.
- Pójdę już do domu. Nie będę przeszkadzać.
- Nie chcesz na mnie zaczekać?
- Zrobię zakupy i przygotuje coś dobrego. - ruszyłam do drzwi, skinęłam głową Matsuri a ona w podpowiedzi zgromiła mnie spojrzeniem.
- Zaczekaj - zawołał Gaara.
- Słucham? - odwróciłam się
- Możesz spotkać się z dziwnym przydomkiem więc nie reaguj na niego zbyt impulsywnie.
- Kazekagowo? - zaśmiałam sie i oparłam ręce na biodrach.
- A czyli już słyszałaś - Oparł się wygodniej na krześle.
- Cała Wioska ponoć już wie, że kazekage ma dziewczynę. Więc cała wioska wie, że jesteś mój. A teraz już nie przeszkadzam. Miłej pracy - pożegnałam się i wyszłam.
Na kolacje zrobiłam zapiekankę, bo to było jedne z ulubionych dań Gaary. Posprzątałam, zrobiłam pranie i siadłam na kanapę. Miałam chwilę na rozmyślania.
Temari ma rację ... jakbym poszła z delegacją mogłabym chociaż zobaczyć czy wszystko w porządku z rodzicami. Może przy odrobinie szczęścia pokazałabym im się, może przeprowadziliby się do Konohy. Chcieć to znaczy móc a ja chciałam zobaczyć mamę i tatę. Ponoć Tata się załamał i nie chodzi misje a to przecież była pasja jego życia. Tylko jak przekonać Pieszczocha? Na misje nie pozwala mi chodzić a ja chce iść na delegację, z której mogłabym nie wrócić żywa.
On dłużej o tym myślałam tym bardziej byłam zdeterminowana, żeby to zrobić.
Usłyszałam jak Gaara wchodzi do domu. Przywitał sie ze mną namiętnie. Zjedliśmy kolację i usiedliśmy w salonie na kanapie popijając herbatę. Rozmawialiśmy o tym co działo się dzisiaj.
- Rozmawiałem z medykami. Kapitan Noaki jest już zdrowy lada moment wyruszą do Mroku. Ale ten cały Yuki złamał rękę i chcą się upewnić, że ręka dobrze się zrasta. - odstawił kubek na ławę.
- Będę mogła już swobodnie chodzić po szpitalu - uśmiechnęłam się, maskę  miałam zdjetą. Często przy Gaarze chodziłam bez niej.
- Dobrze, że nikt Cię nie rozpoznał. Musielibyśmy zadbać by nie mogli nikomu o tym donieść - rozsiadł się wygodniej.
- Jak już jesteśmy w temacie. Temari mówiła, że niedługo wyruszy delegacja do Mroku...
- Tak i co?
- Pomyślałam, że mogłabym pójść w tej delegacji. Zobaczyłabym rodziców.
Spojrzałam na niego niepewnie. Jego mina nie wyrażała niczego, nie miała wyrazu. Patrzył na mnie wręcz znudzony.
- Prędzej sam Cię zabije niż puszczę na delegacje do Wioski Ukrytego Mroku - jego głos był jak lód...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro