Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powrót do Wioski Ukrytego Piasku był dużo szybszy. Robiliśmy przystanki na krótki odpoczynek i regenerację sił. Lalkarz nie był by sobą gdyby ze dwa razy nie próbował zajrzeć mi pod maskę.
Kankuro zmienił mi opatrunek i nałożył nową porcje maści. Pomógł mi też zpleść nowy warkocz, bo ręka trochę mi dokluczała a gałęzie drzew nieźle mnie poczochrały.
- Mam pytanie a w zasadzie kilka pytań - odezwał się Kankuro gdy dotarliśmy do pustyni.
- A więc pytaj - ciężko szło się po piasku.
- Co myślisz o Gaarze?
Zaczęło się... Będzie robił mi sieczke w głowie.
- A cóż ja mogę o nim myśleć... jest miły, opanowany, dość niewinny w rozumowaniu na niektóre tematy a czasami ma minę jakby chciał mordować ale tak ma każdy.
- Gaara jest miły? - Brązowowłosy aż się potknął.
- Na harpagona nie wygląda - uderzyłam dłonią o udo... Ta rozmowa zaczęła mnie drażnić.
- Wiele osób bało się go jeszcze kilka lat temu... Niektórzy dalej się go boją. Przegrał tylko raz w swoim życiu więc... Jest prawie jak żywa legenda...
- Ale ty go chwalisz czy próbujesz mnie przestraszyć? Co mnie obchodzi jaki był widzę jaki jest - westchnęłam i znów uderzyłam dłonią o udo.
- Nie chce żebyś zbliżyła się do niego a później patrzyła na niego ze strachem. On naprawdę ma tego dużo na codzień. Jako Kazakage ludzie go szanują ale też się go boją. - Mówił z gniewem, w końcu był starszym bratem.
- Kochasz go, prawda? - Na moje pytanie zatrzymał się, spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, pochwali uśmiechnął się.
- Jestem jego bratem a od niedawna mogę być jego prawdziwym starszym bratem, w końcu zaakceptował mnie w tej roli. Ja i Temari mamy braciszka - Tak szczerego uśmiechu nie widziało się na codzień.
- Zaakceptował? Przecież jesteś nim od jego narodzin - czyżby ta rodzina była bardziej dziwna niż mi się wydawało?
- Gaara wcześniej był uważany za swego rodzaju broń, a traktowany w ten sposób zachowywał się jak bestia. Był nieprzewidywalny - pokręcił głową jakby chciał odegnać źle wspomnienia.
- Dlaczego mówisz mi to wszystko? Doceniam twoje zaufanie, niemniej jednak nie wiem dlaczego akurat mnie? - Przytłoczyły mnie myśli. Co musiał przejść Gaara kiedy był dzieckiem? Chciałam to wiedzieć ale... Jednocześnie bałam się odkryć prawdę, on być może nie chciał, żebym wiedziała.
- Mówiłem już. Gaara cie lubi.
- Oj no ja też go lubię ale jakoś nie opowiadam Ci z tego powodu o tym co złego mnie spotkało - wytknęłam mu.
- Jeżeli mój brat pójdzie po rozum do głowy to może niedługo zrozumiesz - Zaśmiał się.
Nastała cisza, bo niby co miałam powiedzieć... To co robił było złe, kierował moje myśli w kierunku czerwonowłosego czy tego chciałam czy nie.
- A tak swoją drogą to wiesz, że Temari urwie nam obojgu głowy? Nawet się z nią nie przywitaliśmy - zmieniłam temat.
Kankuro aż się spiął.
- Nie urwie... Ona nas po prostu zamorduje i to wszystko przez tego zaborczego dziada!
- Zaborczego dziada? Mówisz o Kazakage? - Zaśmiałam się.
- Temari to piekło wcielone więc powiemy prawdę i zwalimy na Gaare - powiedział poważnie.
Wyglądało na to, że teraz boi się Temari a nie młodszego brata. Ciekawe czy on też się jej bał.
Podróżując w takim tempie wieczorem przekroczyliśmy bramy, robiło się już chłodno. Kankuro powiedział, że zda raport jutro z rana. Życzył mi dobrej nocy i ruszył w kierunku swojego mieszkania. Musiałam iść do budynku administracyjnego po klucze i Yoru. Miałam nadzieję, że Kazakage jeszcze będzie pracował, bo wizja spania pod gołym niebem nie była za dobra.
W gabinecie świeciło się światło więc odetchnęłam z ulgą. Wspięłam się po schodach powoli i zastukałam do drzwi. Zostałam zaproszona stanowczym "wejść". Weszłam do pomieszczenia gdzie przy biurku zawalony dokumentami siedział czerwonowłosy a na kanapie Matsuri porządkowała raporty.
- Szanowny Kazakage, Yukari Usami melduje zakończenie misji sukcesem a raport Kankuro zda rano - powiedziałam głośno podchodząc do biurka.
Dopiero teraz spojrzał na mnie, bo wcześniej nie raczył nawet podnieść głowy.
- Jesteś - albo mi się zdawało albo odetchnął.
- Szybciej się nie dało - powiedziałam ponuro, zmęczenia dało o sobie znać.
- Rozumiem jednak mogliście spokojnie wypocząć jeden dzień przed powrotem - powiedział lekko zdziwiony.
- Za przeproszeniem ale powiedziałeś "natychmiast wracacie", więc jesteśmy. - Spać mi się chciało i robiło się zimno. Co było dobre, bo łatwiej będzie zabrać choinkę ze sobą.
- Rozumiem - uśmiechął się.
- Wezmę klucze oraz Yoru i już mnie nie ma - wyciągnęłam rękę po klucze.
Gaara wyjął je z szuflady ale mi ich nie podał. Zamiast tego wstał.
- Matsuri możesz już iść do domu, dziękuję za dzisiaj i widzimy się jutro - odprawił dziewczynę.
Niezwłocznie wstała, ukłoniła się i wyszła, ale raportów nie zabrała do archiwum.
Czerwonowłosy odszedł biurko i oparł się o nie zakładając ręce na piersiach.
- Coś się stało? Narozrabiałam? - Jego mina nie była za tego miła.
- Jak było na misji?
- Zaatakowały nas trzy kobiety ale udało nam się dotrzeć do Liścia - odpowiedziałam też zakładając ręce na piersiach.
- Jesteś ranna - stwierdził patrząc na moje ramię. Bluza miała przecięcie od kunaia więc było widać opatrunek.
- To ryzyko zawodowe - wyruszyłam ramionami - to tylko draśniecie. Sakura obejrzała je przed powrotem.
- Pokaż - odetchnął się od mebla i podszedł do mnie.
- Nie - Zaprotestowałam i skręciłam się odsuwając ramię, kiedy próbował za nie chwycić.
- Pokaż! - Warknął.
- Kazakage ogląda każdego rannego? - Piorunowałam go spojrzeniem, nie lubiłam gdy ktoś oglądał moje rany. Były oznakiem słabości.
- Pokażesz po dobroci albo cie zmusze - Jego głos był przerażający ale nie dałam po sobie pokazać jakie wrażenie na mnie zrobił.
- Co tobie się dzieje?! To draśniecie! Odciski na moich nogach też chcesz zobaczyć? Żyje i nic mi się jest! - krzyczałam na niego chyba ze zmęczenia.
- Muszę być pewny, że... - Urwał i zawiesił głowę.
Czekałam na dalszy ciąg wypowiedzi a gdy już miałam zapytać co ma ma musli, zostałam przyciągnieta do szerokiego torsu i mocno opleciona ramionami.
- Gaara co ty... - urwałam, bo jeszcze mocniej mnie ściągnął jakby się bał, że uciekne. Staliśmy tak dłuższą chwilę, odwzajemniłam uścisk licząc, że on swój poluzuje ale tak się nie stało. Otworzyłam już usta, chcąc prosić, żeby mnie puścił.
- Tęskniłem - to była petarda. Powiedział to tak cicho, że mogło mi się wydawać. I co ja mam z nim zrobić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro