Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

On się musi uspokoić! Jasne... Bo ma się o co wściekać! A co ja takiego zrobiłam? Chciałam ratować swoje dziecko. Wielka mi zbrodnia.

Maszerowałam, głośno oddychając ze złości. Usłyszałam trzask pękających gałęzi. Przestraszona, że straciłam czujność zerwałam się do biegu. Coś mnie goniło ale wiadomo, że nie wolno się odwracać. Postanowiłam zmylić owe coś. Stworzyłam klony, które rozpieszchły się w różne strony a sama schowałam się w krzakach. A po czekam jak pogoni w jakimś kierunku i ruszę dalej.

Nagle zostałam złapana przez ogromną łapę, która wyciągnęła mnie z kryjówki. Obejsrałam się ze strachu. Za chciało mi się spaceru po nocy. Próbowałam się wyrwać ale niestety nic się nie dało zrobić.

Wielkie łapsko stwora poruszało się szybko. Patrząc na jego rozmiary to pewnie był jakiś olbrzym, który mnie pewnie zje. Zamknęłam oczy czekając na nieuniknione. Gdy łapa się zatrzymała, powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam tylko kontur Gaary i jego turkusowe oczy, które odbijały się w świetle księżyca.

Oddychał ciężko. Dopiero teraz poczułam, że łapa zrobiona jest z piasku a on sam wiruje dookoła mnie.

- Gdzie się wybierasz? - zawarczał.

- Idę do domu - jakiś tam głosik w głowie mi podpowiadał, żebym skłamała i powiedziała, że to tylko spacer. Ja jednak musiałam go zignorować.

- Sama? W nocy? - oj powiedział to za cicho. Stanowczo za cicho.

- Ty jesteś zły a chłopaki pomagają Amu, to z kim mam iść? - powiedziałam a gdy tylko zobaczyłam  złowieszczy błysk w oczach męża wiedziałam, że to był duży błąd.

- Masz chociaż nikłe pojęcie o tym co się dzisiaj mogło stać? - od chłodnego tonu jego głosu dostałam ciarek.

- Daj już temu spokój. Nasz syn jest bezpieczny i to się powinno liczyć.

Piasek wystrzelił na boki obalając kilka drzew.

Przeżyłam szok. Pewnie gdybym była normalna zwiałabym albo posikała ze strachu. A mnie on nie tylko nie przestraszył a w dodatku zdenerwował.

- I co?! Masz się zamiar tak zachowywać?! Jak dzieciak, któremu zabrano lizaka! - wydarłam się. Piasek, który mnie trzymał opadł.

Gaara patrzył na mnie tak jakby rozmyślał czy mnie nie zabić.

- No i co się tak gapisz? Masz mi coś do powiedzenia to mów. A nie będziesz mnie tu straszył swoim zachowaniem i wygladem. Co takiego zrobiłam źle?! - zdzierałam gardło. A co mi tam w lesie mnie raczej sąsiedzi nie usłyszą. - Ratowałam nasze dziecko, do cholery! A ty zachowujesz się jakbym powycinała ci wszystkie kaktusy! Ryzykowałam swoje życie bez potrzeby? Moje życie mogę sobie robić z nim co chce! No co nic nie mówisz?! Dalej będziesz się tak gapił?!

Gaara poruszył mnie w zastraszająco szybkim tempie. Otwarzyłam oczy ze zdziwienia. Poczułam ból i zabrakło mi tchu ...

Czerwonowłosy tak mocno mnie objął, że miałam wrażenie, że połamie mi kręgosłup. Schował twarz w zagłębieniu mojego ramienia, drżał.   Z trudem uniosłam dłoń i pogłoskałam go po włosach.

- Tak bardzo... - westchnął - myślałem, że cię straciłem.

Miażdżył mnie w uścisku.

- Tak bardzo się bałem, że znów będę sam - pocałował mnie w szyję. - Nie istnieje bez ciebie.

Mnie zatkało. Ja się tu awantury spodziewałam.

- Więc nie dostanę lania?

Zaśmiał się.

- Dostaniesz ale w domu. Dam ci taki wycisk, że do końca życia popamietasz.

- Grozisz czy obiecujesz?

- I jedno i drugie - oderwał głowę od mojej szyi i zmiażdżył mi usta w brutalnym pocałunku.

Chciało mi się śmiać ... Kankuro mówił, że ja go nie znam ... Pieszczoch mi nigdy nic złego nie zrobi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro