Gaeul

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystkiego najlepszego, Yoongi!

a/n; wydaje mi się, że ten shot jest trochę specyficzny... ale może się Wam spodoba X'D

***

Yoongi był bardzo skryty. Był dla niego jak starszy brat, który udaje, że go nie kocha, choć tak naprawdę skoczyłby za nim w ogień. Poza tym, był jego hyungiem. Gdyby potrzebował pomocy, na pewno udałby się do Jina albo któregokolwiek z hyung line.
Dlatego Jungkook nie spodziewał się zobaczyć Mina w progu mieszkania swojego brata o pierwszej w nocy z butelką alkoholu w dłoni.

— Co ty tu robisz? — zapytał sennym głosem, nie za bardzo rozumiejąc, co się dzieje.

Młodszy jeszcze kilka minut temu spał, przykryty ciepłą kołdrą, gdy nagle obudziło go natarczywe pukanie.

Suga minął go w drzwiach, lekko się kiwając. Opierał się rękami o ścianę, a butelka omal nie wypadła mu z dłoni. Jungkook przytrzymał go i powoli zaprowadził do salonu. Posadził przyjaciela na sofie i próbował zabrać mu butelkę, ale ten był nieugięty.

Jeon widział go pijanego tylko kilka razy. Raz, gdy dowiedział się o chorobie brata, z którym był bardzo związany. I jeszcze kiedyś, ale wtedy wypił mniej.

— Yoongi hyung? — Mężczyzna otworzył butelkę i właśnie unosił ją do ust. — Yoongi.

Na dźwięk swojego imienia otrzeźwiło go trochę. Postawił alkohol na stoliczku stojącym przed sofą i opadł na poduszki.

Jungkook lubił spędzać z Taehyungiem wieczorki filmowe, a starszy nie mógł zasnąć bez przytulania się do czegoś. I choć młodszy zdecydowanie wolał, żeby Kim przytulał się do niego, to zawsze zostawiał na kanapie kilka miękkich poduszek, specjalnie dla niego.

W pomieszczeniu rozległ się jęk pomieszany z westchnieniem.

— Jimin to idiota.

Nastała niezręczna cisza. Jungkook nie wiedział, o co chodzi. Przecież... Nie, oni byli szczęśliwą parą... Chyba, że...

— Co się stało? — Yoongi westchnął ponownie i przeczesał włosy dłonią. Choć udawał silnego i niewzruszonego, Kookie doskonale widział jego drżące ręce i opuchnięte oczy.

Pewnie płakał. Yoongi płakał, przemknęło mu przez myśl i trochę go zamurowało.

To nie tak, że Yoongi nie miał do tego prawa. Miał i to pełne, ale Jeon po prostu nie widział go płaczącego od bardzo dawna.
Jungkook ponowił swoje pytanie i dopiero za trzecim razem dostał odpowiedź.

— Jimin mnie zdradza. — Zamurowało go. Jimin? Ten Jimin? Jak to możliwe? Nie, to jakiś żart... — Z Taehyungiem, Jungkook. Z Taehyungiem.

Nie, nie, nie, nie, nie.

Młodszy chyba na chwilę stracił rozsądek i zrozpaczony chwycił butelkę. Pociągnął długi łyk alkoholu i poczuł, jak drażni jego gardło.

Taehyung i Jimin razem? Jak Taehyung mógł... Oh, Tae mógł wszystko. Nie był z nikim, miał prawo... Ale dlaczego z Jiminem? Przecież wiedział, że Yoongi...

Czuł się zdradzony, choć tak naprawdę nie mógł posądzić Kima o zdradę, bo nie byli razem. I teraz nie wiedział, co gorsze — fakt, że chłopak, w którym jest zakochany, ma romans z Jiminem czy to, że Jimin zdradza Yoongiego... Cholera.

Chwilę później podawali sobie butelkę i na zmianę pili, dopóki nie opróżnili jej zawartości. Kookie byłby już całkowicie pijany i momentami pewnie traciłby świadomość, gdyby Suga nie wypił większości, choć i tak niewiele to dało, bo wciąż niewiele kontaktował.

— Tae... J-ja... A ja go k-kochał-łeem... — wyjąkał młodszy. Kręciło mu się w głowie i najchętniej upiłby się jeszcze bardziej, najlepiej do utraty przytomności. — Skur...wiel...

Myśl, że Jimin dotykał Taehyunga... Nie, nie, nie. Nie powinien nawet sobie tego wyobrażać...

— Czyli wiesz, jak się czuję — mruknął Suga, bawiąc się włosami. — Zawsze zastanawiałem się, jak mógł mnie kochać. Takiego zepsutego i zagubionego chłopaka jak ja. Teraz już wiem, że nie mógł.

Mimo promili, Yoongi nie plótł głupot. A Kookie miał ochotę umrzeć, bo nagle słowa przyjaciela wydawały się dotyczyć jego. Taehyung go nie kochał, choć tak bardzo starał się zwrócić na siebie uwagę, tak długo próbował mu powiedzieć o swoich uczuciach, aż w końcu było za późno. Za późno na jakiekolwiek działania, bo już się stało — Taehyung czuł do Jimina coś więcej, niż przyjaźń.

To uczucie było nie do zniesienia. Problemem był fakt, że nie miał alkoholu w mieszkaniu.

— Boli, prawda? — Przytaknął. — Cholernie boli.

Nie pamiętał już, kiedy zakochał się w Tae. Czy było to wtedy, kiedy zaczęli się integrować przed debiutem, czy już po nim, gdy Kim zaczął być taki uroczy na fanmeetingach? Kiedy wpadł i jak długo tkwił w dziurze o nazwie Kocham Taehyunga? Sam nie wiedział. Bolało go, że to miłość nieodwzajemniona, ale wciąż kochał tego radosnego i wiecznie wesołego chłopaka.

Ale teraz? Po tym, co zrobił? Jak mógł kochać kogoś, kto nie dość, że go zranił, choć nieświadomie, to jeszcze zranił Sugę.

Sugę, który wycierpiał już wystarczająco dużo, który zasługiwał na coś więcej niż zdrady Jimina. Zasługiwał na jego miłość, którą wydawał się przez jakiś czas otrzymywać.

Jungkook miał w tym momencie ochotę odegrać scenę z MV RUN, w której bije się z Yoongim, ale zamiast Yoongiego, najchętniej uderzyłby Taehyunga albo Jimina. Chociaż... Nie. Kima kochał i nie mógłby podnieść na niego ręki, a Park był jego przyjacielem. Przecież tak cierpiał, gdy ktoś krzywdził jego hyungów, nie byłby w stanie sam ich skrzywdzić.

Miał dość. Bolało. Tak bardzo bolało...

— Widziałeś ich razem? — wydukał, mając przed oczami obraz Jimina, który całuje Taehyunga po szyi i sprawia mu tym przyjemność.

Chciało mu się wymiotować. Nie przez alkohol, a przez samo wyobrażenie...

— Nie w takiej sytuacji. Widziałem, jak ten sukinsyn jest blisko tego dzieciaka i szepcze mu coś na ucho, porusza brwiami i przygryza wargę — wytłumaczył. — Gdyby to było tylko raz... Ale ja widziałem ich tak wiele razy, w różnych miejscach. Byli zbyt blisko, jak na przyjaciół.

— Nawet nie chcę myśleć o tym, że oni... razem... — Schował twarz w dłoniach.

— Więc o tym nie myśl dzieciaku. — Yoongi przybliżył się do młodszego i objął go mocno. — Musimy dać sobie z tym radę. Nie ma z nami Jina i Nama, musimy radzić sobie sami.

— A Hoseok? — szepnął niepewnie.

— Przecież wiesz, że razem z chłopakami pojechał na te warsztaty taneczne czy co to jest — westchnął. — Ja miałem was pilnować, a wyszło, jak wyszło...

Głos mu się załamał i po chwili opierał się na skupionym Jungkooku i płakał. Tej nocy wypłakał więcej łez, niż przez ostatnie kilka lat. Czuł, że w jednej chwili stracił wszystko — przyjaciela, chłopaka, a jedynym, który mógł być teraz dla niego oparciem, był najmłodszy, ten niewinny Kookie...

Było mu go żal. Że Taehyung nie widział jego uczuć, że tak go zranił, że widział, jak on cierpi, że dowiedział się, co zrobił Jimin, że...

Tego wszystkiego było za dużo. Zdecydowanie za dużo dla nich wszystkich. Nie powinni mierzyć się z tym w pojedynkę i, choć było ich dwóch, nie umieli nic poradzić.

Brak wsparcia najstarszego brata i reszty hyung line sprawiło, że stracił opanowanie i cała sytuacja tak bardzo go bolała...

Gdyby mógł cofnąć czas... Może gdyby nie zakochał się w Jiminie, pocieszałby teraz Kookiego, a może nawet zapobiegł temu wszystkiemu... Nie, nie powinien tak myśleć.

Kochał Jimina i choć teraz przez to cierpiał, nie żałował tych chwil, które spędzili razem. Wtedy był naprawdę szczęśliwy i na jego twarzy pojawiał się szczery i szeroki uśmiech. Przy Jiminie czuł, że żyje; mimo różnicy wieku i częstego traktowania go jak dzieciaka, wiedział, że może powiedzieć mu wszystko, zwierzyć się ze swoich największych lęków.

I teraz mu tego brakowało, bo po słodkich chwilach został rzucony na głęboką wodę, był sam wśród ciemności, które ponownie chciały go pożreć.

Bał się, że znowu upadnie i ten upadek będzie o wiele gorszy od poprzedniego. Że kiedy jego poobijane ciało uderzy o twarde dno depresji, już nikt nie będzie miał wystarczająco dużo siły, żeby go stamtąd wydostać. I ponowny upadek równałby się ze śmiercią.

***

Taehyung wytarł pot z czoła.

— Mógłbyś trochę schudnąć, wiesz? — prychnął, prostując się. Coś przeskoczyło mu w kręgosłupie. — Ja rozumiem, że zrobiłeś sobie coś w kostkę, ale jeśli jeszcze raz się wywalisz na podłodze w sklepie, przysięgam, mogę cię co najwyżej kopnąć jak piłkę. Żadnego noszenia na plecach. Jasne?

Jimin zaśmiał się cicho, przymykając oczy. On i grawitacja nie byli dobrymi przyjaciółmi. Nie mógł na to za wiele poradzić.

— Yoongi — zaśpiewał niższy, kuśtykając w stronę pokoju swojego chłopaka, przez co dostał w ramię od Kima.

— Jimin-ah, bo obudzisz Kooka — zganił go. Zabawy zabawami, ale wolał, żeby ten dzieciak się wyspał. Pewnie i tak położył się niedawno, bo grał w gry.

— Ale przecież on śpi u brata. Nie pamiętasz?

Walnął się w głowę. Zupełnie o tym zapomniał.

Ruszył w stronę swojego pokoju. Był już zmęczony; razem z Parkiem chodził po sklepach i szukał odpowiedniego pierścionka. Nie dla siebie, oczywiście. To starszy chciał kupić błyskotkę, ale nie byle jaką. W końcu kto kupiłby pierwszy lepszy pierścionek na rocznicę związku? Na pewno nie Jimin. A szarowłosy był przecież jego bratnią duszą, kto inny mógłby lepiej mu doradzić?

Gdy zdejmował z siebie pogniecioną koszulę i miał zamiar pójść się wykąpać, usłyszał krzyk.

— T-tae, j-jego nie ma — wydukał blondyn ze łzami w oczach. — Yoongiego nie ma.

Zmarszczył brwi i już miał powiedzieć, że może po prostu siedzi w studiu, co Suga robił często, ale Jimin podał mu kartkę, na której było coś nabazgrane.

A tym czymś okazał się być wielki napis PIERDOL SIĘ, PARK. NIENAWIDZĘ CIĘ.

Taehyung spojrzał na przyjaciela z powagą.

— Idź po kluczyki, jedziemy go szukać.

Nie musiał powtarzać dwa razy.

***

Kręcili się po Seulu już dobrą godzinę. Nie wiedzieli, gdzie szukać. Byli już w Big Hicie, kilku ulubionych restauracjach Mina i nawet zajrzeli do kilku pobliskich klubów. Na próżno; szukali igły w stogu siana. Jak mogli znaleźć wściekłego Sugę? Być może nawet pijanego? I to w Seulu? Litości, równie dobrze mogliby pójść na policję i zgłosić zaginięcie, to dałoby więcej, niż to kręcenie się po ulicach bez celu.

Jimin walnął w deskę rozdzielczą z frustracji, po czym skulił się na fotelu pasażera. Młodszego zabolało coś w sercu na ten widok. Spojrzał na przyjaciela ze współczuciem i wyciągnął rękę w jego stronę.

— Nie płacz, proszę — szepnął, gładząc go delikatnie po plecach. — Znajdziemy go, tak?

— Nie kłam, Taehyung. Dobrze wiem, że w to nie wierzysz — wychrypiał blondyn, dusząc się szlochem.

Choć przez jego myśl przeszło, że Yoongi może po prostu się upił i napisał pierwszą lepszą głupotę, która przyszła mu do głowy, ale jakaś jego część nie mogła odegnać od siebie tego dziwnego przeczucia, że starszy jednak właśnie to miał na myśli. Naprawdę go nienawidził? Co złego zrobił, że zasłużył sobie na nienawiść osoby, którą kochał? Dlaczego to tak bardzo bolało? Dlaczego?

Taehyung przygryzł dolną wargę. Cudem powstrzymywał łzy, bo wiedział, że musi być silny. Nie mógł się rozpłakać. Park na niego liczył. A Suga i tak się znajdzie... prawda?

— Na pewno jeszcze gdzieś nie byliśmy — powiedział, zaciskając swoje smukłe palce na kierownicy. — Pomyśl, może coś przegapiliśmy?

— To nie ma sensu. — Blondyn otarł łzy z pulchnych policzków. — Byliśmy u menadżera, nikt w wytwórni go nie widział. W restauracjach też nie. A kluby przeszukaliśmy kilka razy. I byliśmy nawet nad rzeką Han. Przecież nie pojechał do rodziców do Daegu, to byłby jego ostatni cel podróży. Jego po prostu nie ma.

Szarowłosy zmarszczył brwi.

— Nie, musieliśmy coś pominąć. Ludzie tak po prostu nie zapadają się pod ziemię, Jimin. Musi gdzieś być. Tylko... gdzie? — Przymrużył oczy. — Czekaj, gdzie poszedłbyś, gdybyś był wściekły na swojego chłopaka i nie chciał go widzieć?

— No... — zastanowił się chwilę. — Nie mam pojęcia. To Yoongi, jego nie przewidzisz.

— Racja, jego nie — przyznał, odpalając samochód. — Ale chyba wiem, gdzie bym poszedł, gdybyś mnie mocno, naprawdę mocno wkurzył.

***

Zapukał w drzwi po raz piąty. Znowu zero odpowiedzi. Westchnął głośno.

— Dzwoniłeś do niego? — zapytał starszy, opierając się o ścianę obok. — Poza tym, pewnie śpi. Wiesz przecież, że ma mocny sen.

— Wiem — powiedział przez zaciśnięte zęby. Kim był coraz bardziej zdenerwowany. Jeśli Yoongiego nie będzie tutaj, już naprawdę nie miał pojęcia, gdzie powinni go szukać. — Ale musimy tam wejść.

Blondyn już dawno zapomniał o kontuzjowanej kostce. Miał większe problemy. Nie mógł wyobrazić sobie, że Min tak po prostu go zostawi. Akurat teraz, gdy mieli obchodzić rocznicę związku? Przecież tak bardzo mu na nim zależało, nie mógł tak po prostu go stracić. Nie jego.

Taehyung zaczął walić w drewnianą powłokę pięścią i krzyczeć. W tamtym momencie mało obchodziło go, czy sąsiedzi zadzwonią na policję za zagłuszanie ciszy nocnej. Nie mógł patrzeć na cierpienie przyjaciela i chciał jak najszybciej je skończyć. Nawet, jeśli przez to miał wylądować na komisariacie.

— Cz-ego tak walisz, tu-manie? — wyjąkał Jungkook, otwierając drzwi.

Kim zrobił krok do tyłu z wrażenia. Czy on... czy on był pijany?

Zanim zdążył coś powiedzieć, młodszy wpadł na niego i zemdlał w jego ramionach.

***

Dwójka pijanych przyjaciół to było coś, czego Taehyung dawno nie widział. W szczególności, jeśli chodziło o Jungkooka i Yoongiego, którzy leżeli bez życia na kanapie w salonie. A on i Jimin stali nad nimi, niezbyt wiedząc, co zrobić.

— Co się tutaj wydarzyło? — spytał blondyn, siadając na szklanym stoliku. — Cholera, przecież oni musieli wypić kilka butelek.

— Kookowi wystarczyła jedna, przecież wiesz, że ma słabą głowę — westchnął Kim, siadając obok przyjaciela. — Ale Yoongs to chyba wypił pół barku na raz.

— To... co robimy? — Starszy podrapał się w głowę.

— Czekamy.

I czekali. Do samego rana.

***

— Ożeż... kur... — wyjąkał Yoongi, łapiąc się za głowę. Już dawno tyle nie wypił. Cholera, głowa bolała go tak bardzo, że miał ochotę bluzgać na lewo i prawo. — O ja pierdolę.

Podniósł się do siadu i rozejrzał po pomieszczeniu zamglonym wzrokiem. Nie poznawał tego miejsca, choć ewidentnie musiał tu już być; w jakiś sposób wydawało mu się znajome.

Nagle usłyszał coś, co było podobne do dźwięku, który wydaje z siebie człowiek, gdy wymiotuje. Wzdrygnął się lekko.

— Wstałeś już — powiedział ktoś, a wzrok starszego od razu powędrował w stronę tej osoby. W stronę Jimina. — Weź, będzie ci lepiej.

Choć w tamtym momencie miał ochotę walnąć chłopaka w twarz, z wdzięcznością przyjął szklankę wody i tabletki przeciwbólowe. Czuł, jakby mózg miał mu za chwilę wypłynąć uszami. Okropieństwo.

— Powiesz mi, o co ci wczoraj chodziło? — zapytał niepewnie blondyn, gdy przez kilka minut siedzieli w ciszy. — Co zrobiłem nie tak?

Przełknął głośno ślinę. Tak bardzo chciał wykrzyczeć mu w twarz wszystko, co o nim myśli... Ale co on tak właściwie o nim myślał? Wciąż go kochał i to chyba było najgorsze — że po takim bólu, który przez niego odczuł, nie potrafił go znienawidzić.

Zacisnął pięści. Mógł mu teraz wszystko powiedzieć. Tak po prostu.

I wtedy słowa zaczęły po prostu opuszczać jego usta, zupełnie zapominając o wszelkich granicach.

***

Jungkook oddychał ciężko, próbując po raz kolejny nie zwymiotować przez sam zapach, który unosił się w łazience. Taehyung westchnął głośno, podając młodszemu kubek wody, żeby mógł wypłukać sobie usta.

— A mówiłem, że nie powinieneś dużo pić? — Odgarnął kilka kosmyków z czoła bruneta. — Zaczniesz się mnie wreszcie kiedyś słuchać, hm?

Jeon spojrzał na niego spod byka.

— Nienawidzę cię — mruknął, czym wywołał salwę śmiechu u starszego.

— Wiesz, że wyglądasz nawet słodko? No, gdyby nie to, że nachylasz się nad muszlą klozetową i wali od ciebie jak nie wiem, mógłbym cię pocałować.

Młodszy zachłysnął się powietrzem i zaczął głośno kaszleć. Chyba się przesłyszał. Cholera jasna, przecież Taehyung... Taehyung czuł coś do Jimina, prawda?

— Powiesz mi, co się wczoraj stało? I dlaczego się upiłeś?

Nie potrafił odmówić tej szarowłosej piękności.

***

Śmiech Jimina odbił się od ścian salonu, a Yoongi siedział zdezorientowany i niezbyt wiedział, dlaczego jego chłopak się śmieje.

Co prawda, słowa starszego sprawiły, że trochę zabolało go serce, może nawet bardziej, niż tylko trochę; nie mógł nic na to poradzić. Mimo wszystko kochał Yoongiego całym sobą, nie chciał go stracić, a zarzucenie zdrady — choć w stu procentach błędne — bolało. Przemilczał jednak ten ból i uśmiechał się dalej.

— Ty idioto, chciałem kupić ci pierścionek — wydukał między kolejnymi salwami śmiechu blondyn. Zdążył już spaść z kanapy i teraz leżał na podłodze i patrzył na Mina z dołu. — A-a t-ty m-myślałeś, ż-że ja i T-tae...

Myślał, że spali się ze wstydu. Jaki z niego idiota... Bał się utraty Parka tak bardzo, że jego umysł nie potrafił nie stworzyć jakiejś chorej historyjki. Zacisnął oczy ze złością, mogąc tylko się domyślać, jak bardzo nadszarpnął zaufanie swojego chłopaka.

— Jimin, słyszałeś to? — zapytał Taehyung, wchodząc do pomieszczenia, ledwo trzymając się na nogach ze śmiechu. — Suga, chyba jeszcze nigdy nie odwaliłeś czegoś takiego, przysięgam.

Yoongi w myślach już planował morderstwo tej dwójki.

— Ale cóż, przynajmniej przez twoją głupotę ja i Kookie jesteśmy razem — westchnął, przyciągając bladego chłopaka do siebie. — Widzisz, królisiu? Może z tego twojego picia jednak coś wyszło.

Jungkook schował twarz w dłoniach, czując, jak jego policzki robią się czerwone ze wstydu, a Min jęknął głośno z zażenowania.

Byli bandą idiotów, to było bardziej niż pewne, ale tacy już byli i nic nie wskazywało na to, że coś się zmieni. Byli mieszaniną różnych, ale jednocześnie bardzo podobnych charakterów. Wszyscy kochali, wszyscy bali się straty — ale każdy w inny sposób. Byli zwykłymi ludźmi, których o mały włos nie rozdzieliło zwykłe nieporozumienie. Przez kilka niedopowiedzeń prawie zepsuli wszystko, co przez tyle czasu budowali — miłość, przyjaźń, zaufanie.

Ale byli też bandą idiotów, która nie odpuszczała i robiła wszystko, żeby wyjaśnić zaistniałe między nimi konflikty.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro