Rozdział 13 - Listy miłosne

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia, tuż po przebudzeniu, Freja zajrzała do sypialni Wiktora tylko po to, by zastać ją pustą. Widząc starannie pościelone łóżko, z grymasem na twarzy oparła się o futrynę. Dlaczego znikają, gdy są najbardziej potrzebni? — pomyślała, ruszając w głąb korytarza.

Dom był wyjątkowo cichy. Freja zajrzała do reszty sypialni, kuchni, jadalni, ogrodu i pozostałych pomieszczeń, w których jej brat mógłby przesiadywać. Zerknęła nawet do gabinetu, co nadal było dla niej wyzwaniem. Po Wiktorze, ani Magali, Remim i bliźniaczkach, których nie zdążyła jeszcze poznać, nie było nigdzie śladu.

Po dobrej godzinie bezowocnych poszukiwań usiadła u dołu schodów w westybulu. Za najprawdopodobniejszą z możliwości uznała tę, iż hrabia musiał udać się gdzieś w ważnej sprawie, zapomniał o tym wspomnieć i prędzej czy później się odnajdzie. Zrezygnowana i nieco znudzona odwróciła się w stronę rodzinnego portretu i przypomniała sobie obietnicę brata, rzuconą na wiatr i rozwianą niczym nasiona dmuchawca.

— Chciałeś to zrobić przedwczorajszego popołudnia — wymamrotała pod nosem.

Wiedziała, że w pojedynkę nie da rady przenieść obrazu do pokoju rodziców. Uznała więc, że warto przynajmniej znaleźć mu odpowiednie miejsce.

Przez krótki moment poczuła żal spowodowany chęcią wymiany portretu rodziny na nowy, lecz uczucie to przegoniła myśl o potencjalnym zagrożeniu, jakie stwarzał. Każdy, kto znał ich rodziców, mógłby chcieć zgładzić ostatnich Gallangerów, gdyby tylko dowiedział się, że jest nimi ta nieszczęsna dwójka. Wtedy jednak w głowie dziewczyny rodziło się pytanie: Dlaczego Wiktor nie zrobił tego od razu?

W sypialni rodziców niemal od razu wybrała idealne miejsce — ścianę po prawej stronie od drzwi, na którą wpadały kolorowe promienie słońca, oświetlając dwa pejzaże wiszące jeden nad drugim. Obrazy nie były duże, toteż Freja postanowiła od razu je zdjąć i umieścić gdzieś indziej.

Zaczęła od płótna ukazującego surowy, górzysty krajobraz z pasącym się stadem owiec. Złapała za grubą, pozłacaną ramę i zdziwiła się, że taki, na pozór niewielki obraz może aż tyle ważyć. Z nieeleganckim jęknięciem ostrożnie przeniosła go na łóżko okryte narzutą w różowo-burgundowe romby. Gdy odwróciła się, chcąc sięgnąć po malowidło ukazujące las pokryty warstwą śniegu, zauważyła dziurę w ścianie.

Wnęka szeroka na otwartą dłoń Frei miała nieregularne brzegi, jakby została stworzona przypadkiem, na szybko ukryta pod obrazem, a później zupełnie zapomniana.

— Już coś psujesz? — zapytał ciekawskim tonem Wiktor, strasząc przy tym siostrę, zapatrzoną w dziurę.

— O! — jęknęła, łapiąc się za serce — w końcu się pojawiłeś.

Hrabia wszedł do sypialni, podwijając białe, szerokie rękawy koszuli do trzech czwartych przedramienia, odkrywając przybrudzoną ziemią skórę. Freja utkwiła w nim spojrzenie, gdy pochylił się, zaglądając do skrytki. Pachniał lasem. Miał zaróżowione od chłodu uszy i nasiono dmuchawca zaplątane w czuprynie. Niewiele myśląc, Freja przeczesała palcami włosy brata, by strzepać z nich paproch. Zaskoczyło ją jakie ciepłe były, mimo chłodnego poranka nagrzane słońcem. Nie spodziewała się również, że będą takie miękkie, a Wiktor przymknie oczy, oddając się chwilowej pieszczocie.

— Wstałem wcześniej i poszedłem na spacer. Nie chciałem cię budzić.

— To dlatego cię nie znalazłam — powiedziała bardziej do siebie niż do niego.

— Szukałaś mnie? — W jego oczach malowało się zaskoczenie, a po chwili kąciki ust drgnęły mu w grymasie zadowolenia. — Znów zatęskniłaś?

— Nie — skłamała z poważną miną, podpierając się pod boki. — Nudziło mi się, a sama nie przeniosę tu rodzinnego portretu. Chciałam tylko odstawić ten obraz, by zrobić mu miejsce i — wskazała na dziurę — sam widzisz.

Hrabia bez słowa sięgnął w dół wnęki.

— Co robisz? — zganiła do siostra, a Wiktor cmoknął i szerzej otworzył oczy.

Ostrożnie wydobył ze skrytki srebrną, dość dużą, ozdobną szkatułkę, która nie miała kłódki ani żadnych innych zabezpieczeń. Po jej otwarciu, rodzeństwo znalazło w środku kilkanaście plików kartek, podzielonych i powiązanych osobno czerwonymi, cienkimi wstążkami. Wiktor wziął do ręki jeden z nich i dokładnie mu się przyjrzał, odkładając pudełko na komodę stojącą pod dziurawą ścianą.

— To listy do mamy — powiedział mrukliwym półszeptem, spoglądając niepewnie na siostrę. Czekał, aż ta zabroni mu rozplątywać kokardkę, na której właśnie trzymał palce. — Od taty i z powrotem.

— Chcesz je przeczytać?

— A ty nie? — Uśmiechnął się szeroko, pociągając za jeden z końców wstążki i uwalniając pęk zapisanych, sztywnych kartek. — Nie powinni się na nas obrazić.

Tym razem Freja głośno cmoknęła. Przez chwilę oboje stali w bezruchu.

— Przeczytasz? — spytała nagle z szelmowskim uśmieszkiem, siadając na szerokiej pufie przy wezgłowiu wielkiego łóżka.

Wiktor nie musiał odpowiadać. Usiadł na podłodze, opierając łokieć obok siostry, by móc spoglądać na nią w przerwach między kolejnymi wierszami.

— Kiedy patrzę na deszcz spływający po szkle — zaczął cicho, przyłożył pięść do ust i odchrząknął, szybko przeczesując list wzrokiem, zanim wypowiedział resztę jego treści na głos. W końcu oznajmił: — Ojciec miał okropne pismo i zupełny brak talentu do pracy nad słowem.

— Brzmisz, jakbyś był poetą — zażartowała, zerkając na treść listu. W duchu zgodziła się z krytycznym osądem brata wobec wątpliwych umiejętności ojca.

Milcząc, hrabia spojrzał na siostrę o wiele bardziej wymownie, niż zamierzał. Ta szybko domyśliła się, co miał na myśli.

— Piszesz? — pisnęła głosem zabarwionym ekscytacją.

— Zdarzało mi się — wymamrotał w odpowiedzi, unikając wzrokiem spojrzenia Frei.

— A czy mógłbyś mnie zaszczycić prywatnym czytaniem?

— Po moim trupie.

— Czy to wiersze o miłości?

— Więcej nie powiem i nic nie przeczytam. Będziesz ze mnie drwić.

— Wcale nie.

— Wcale tak. Już się śmiejesz.

— Tylko uśmiecham. — Pokręciła głową, próbując opanować mknące ku górze kąciki ust i krótko parsknęła.

Wiktor spojrzał na siostrę spode łba i poprawił list w dłoni.

— Może kiedyś napiszę coś specjalnie dla ciebie i wsunę pod drzwi twojej sypialni, by móc udawać, że to wcale nie moja sprawka.

Freja pokiwała leciutko głową, czując się odrobinę zakłopotana. Słowa brata brzmiały jak obietnica, której już nie mogła się doczekać.

— Mam kontynuować? — dodał prawie stanowczo, walcząc z własnym, nadciągającym uśmiechem, który mógłby popsuć wrażenie urażonego hrabiego.

W odpowiedzi Freja mocniej pokiwała głową, niewinnie przygryzając wargę, której kąciki znów niebezpiecznie drgały. Wiktor zaś powrócił wzrokiem na atramentowe zygzaki. Westchnął. Mimo wszystko czuł dyskomfort, czytając intymne wyznania ojca.

— Kiedy patrzę na deszcz spływający po szkle — powtórzył — wyobrażam sobie ciebie skąpaną w jego ciepłych kroplach. Zazdroszczę im, gdy obmywają twoje kształtne... — Znów odkaszlnął, spoglądając na siostrę. — Pod którymi spoczywa nasz upragniony potomek. Niech do mojego powrotu każda kropla deszczu na twoim ciele będzie moim pocałunkiem.

— Och! — jęknęła zażenowana i wstała. — Rzeczywiście nie miał do tego talentu. Nie chcę wiedzieć, co jest dalej.

— Maj — odparł Wiktor, marszcząc brwi. — Rok tysiąc siedemsetny. — Spojrzał pytająco na Freję, która podeszła do szkatułki, przeglądając resztę listów. Były podzielone rocznikami, a miękkie pismo matki od razu dało się rozpoznać od ostrego, nieuważnego pisma ojca. — To dwa lata przed moim urodzeniem.

— To rodzi wiele pytań. Mieliśmy starsze rodzeństwo? Mama poroniła? Dlaczego nic nam nie powiedzieli?

Freja ściągnęła brwi, zdradzając grymasem zaskoczenie, którego nie była w stanie ukryć, mimo iż Wiktor robił to wzorowo. Wyciągnął dłoń po szkatułkę, którą po chwili otrzymał. Przejrzał z ciekawości daty reszty listów, po czym zamknął pudełko, ułożywszy je sobie na kolanach.

— Pewnie nigdy się nie dowiemy — odparł, wstając i odkładając wszystko na komodę. — Ten list jest ostatni. Chyba nie powinniśmy czytać reszty.

— Tak — szepnęła Freja, kładąc dłoń na ramieniu brata. — Naszej rodzinie chyba nigdy los nie sprzyjał.

— Tym lepiej, że mnie odnalazłaś — odparł z łagodnym uśmiechem, chwytając delikatnie jej dłoń i obracając siostrę tanecznym ruchem. — Mam nadzieję, że umiesz tańczyć — kontynuował, chcąc zmienić temat i odciągnąć Freję od negatywnych rozmyślań.

— Nie jestem pewna. Nie miałam wiele okazji, by się o tym przekonać — mruknęła niepewnie. — Ale podobno kobieta nie musi umieć tańczyć, gdy mężczyzna jest w tym dobry.

Wiktor prychnął rozbawiony.

— Podobno. Nie każdy mężczyzna ma stalowe buty, ale najwidoczniej będę musiał się w takowe zaopatrzyć.

— Co masz na myśli? — spytała Freja, odsuwając się od brata i podejrzliwie na niego zerkając.

— Zostałem zaproszony na bal maskowy, który odbędzie się niebawem. Oczekuję, że będziesz mi na nim towarzyszyć.

— W takim razie — odparła, prostując się z uśmiechem i wracając do tanecznej pozycji — kilka lekcji tańca może mi się przydać.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro