Rozdział 15 - Chwila szczerości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po powrocie do domu Wiktor zdążył ochłonąć, a chęć ukarania siostry stłumił cichy szept rozsądku. W końcu to on był w tej sytuacji na gorszej pozycji i uznał, że może lepiej zachować całe zajście w tajemnicy i bardziej uważać na Freję. Gdy już wszystko w umyśle hrabiego zostało stosownie poukładane, skierował on kroki prosto do sypialni, by zmienić nadal wilgotne ubranie na świeże, a następnie wrócić na dół i zasiąść na swym ulubionym fotelu za biurkiem w gabinecie odziedziczonym po ojcu. Gdyby Bernard Gallanger to widział, na pewno nie miałby tego za złe swojemu potomkowi. Przynajmniej póki nie przyłapałby syna na opieraniu brudnych butów na stojącym obok pufie lub podczas innych, niecnych czynów, jak chociażby podglądanie nagiej siostry.

Mimo tego że nie ponosił winy za zaistniałą sytuację, Wiktor wciąż odczuwał wyrzuty sumienia, przejawiające się ściskiem w trzewiach, szybszym biciem serca i dziwnym drżeniem gdzieś, gdzie wolał nie koncentrować swojej uwagi. W końcu miał okazję skupić się na dokumentach i sprawach, które przez ostatnie dni głównie ignorował.

Papiery nie czekały na niego w porządnie ułożonych kupkach. Były porozrzucane po całym biurku i nawet pod nim. Jakby bałagan w głowie hrabiego nie był wystarczająco zajmujący.

Wiktor wziął do ręki leżące na samym szczycie jednej ze stert zaproszenie, które otrzymał od Chevaliera. Przyzwolenie na wstęp do towarzystwa, mające uprościć plan zemsty. Tylko dlaczego nie było to już tak kuszące, jak przed dwoma tygodniami?

Z zamyślenia wyrwały go dwa puknięcia w otwarte drzwi.

Freja nadal miała wilgotne włosy. Zdążyła przebrać się w świeżą, letnią sukienkę i przykryć ją długim szlafrokiem z błękitnego jedwabiu, a bose stopy ubrać w białe mulety* z żółtą wstążką i kolorowymi koralikami ze szkła. Stąpała ostrożnie, choć kroki stawiane na drewnianych panelach zdradzały jej położenie, brzmiąc głośno i wyraźnie. Gdy minęła regały, pojawiła się w polu widzenia brata. Jedną rękę trzymała za plecami.

— Mogę przeszkodzić?

Wiktor zdążył odłożyć bilecik, złapać pierwszą lepszą kartkę papieru i skupić na niej wzrok, ściągając przy tym brwi. Udało mu się sprawić wrażenie, jakoby był to dokument o bardzo ważnej treści. Wykonał w międzyczasie niedbały gest ręką, zapraszający Freję na jeden z bliźniaczych foteli z ciemnobrązowej skóry stojących przed biurkiem.

Ta podeszła bliżej, znacznie bliżej, w cichej sugestii klepiąc buty brata, które cały czas opierał na pufie, a gdy ściągnął nogi na dół, otrzepała mebel i na nim usiadła.

— Co tam chowasz? — zapytał, patrząc na nią podejrzliwie znad kartki.

Freja wyciągnęła rękę zza pleców. Trzymała w niej szczotkę do włosów, którą podała bratu w kolejnej niemej prośbie, a raczej, sądząc po wyrazie jej twarzy, rozkazie, którego Wiktor nie śmiałby lekceważyć.

Odwróciła się do niego plecami, a hrabia jedynie westchnął, rozpoczynając czesanie długich niemal do samego pufa, pofalowanych włosów. Próbował ukryć zdenerwowanie spowodowane ciszą i nieodgadnioną aurą, która emanowała od dziewczyny.

Wzrok Wiktora mimowolnie przemknął po szczupłej, napiętej szyi i odkrytym fragmencie ramienia siostry. Pociągnęło to za sobą wyobraźnię, przywołującą w umyśle mężczyzny zakazane obrazy. Istotnie wyrosła i wypiękniała.

— Czy ty uważasz mnie za kobietę niespełna rozumu? — odezwała się trochę zbyt ostrym tonem, który zaskoczył nawet i ją, wzrok mając cały czas wpatrzony w przestrzeń między regałami.

Wiktor zamarł. Czyżby wiedziała?

— Słu... słucham? — wydusił z trudem.

Freja powoli odwróciła twarz w jego stronę. Usta miała zaciśnięte w wąską linię, a jedną brew wygięła ku górze. Parsknęła nieprzyjemnie, przewracając oczami.

— Ciągle znajdujesz nowe wymówki i unikasz swojej części opowieści — wymamrotała pod nosem. — Co się stało, gdy uciekłam z mamą?

Hrabia zagwizdał, wypuszczając z ulgą oddech, który nieświadomie wstrzymywał. Zaśmiał się cicho i krótko, a zanim odpowiedział, musiał poświęcić moment na zebranie myśli.

— Cóż... Dużo podróżowałem.

— Tylko tyle? — jęknęła, gdy brat pozwolił sobie na kilkusekundową przerwę w swojej wylewności.

Ten spojrzał na siostrę z wyrzutem, po czym złapał czubek jej głowy i obrócił tak, by z powrotem patrzyła między regały, a on mógł kontynuować czesanie.

— Walczyliśmy z ojcem ramię w ramię — zaczął niskim, przyjemnym tonem, w którym Freja wyczuwała odrobinę bólu, niczym lekkie rwanie w dawno uszkodzonym stawie, przypominającym o sobie podczas złej pogody. — Udało nam się pokonać prawie wszystkich napastników, poza jednym. Pomijając krwawe, nieistotne dla damy szczegóły, straciłem przytomność zaraz po tym, jak ojciec zginął. Chevalier musiał pomyśleć, że umarłem razem z nim, a nasze ciała strawi ogień, pozorując bardzo nieszczęśliwy wypadek.

— Chevalier?

Wiktor na moment przerwał szczotkowanie.

— To nie musi zaprzątać twojej głowy.

— Chcę wiedzieć.

Freja ostrożnie położyła dłoń na kolanie brata, chcąc dodać mu otuchy. Ten drgnął jak poparzony, by po chwili udawać, że nic się nie stało. Przykrył palce siostry swoimi.

— To człowiek, jeden z wielu, który odpowiada za naszą tragedię. — Puścił dłoń siostry, by sprawniej zebrać rozrzucone pasma włosów i dalej je rozczesywać. — Obudziłem się w lesie, gdy już świtało, a z domu, cóż — westchnął — niewiele zostało.

Freja chciała dopytać, jakim cudem niewiele zostało z domu, skoro wygląda tak, jakby nie było ani żadnego pożaru, ani tych wszystkich lat, które nie pozostawiły nigdzie chociażby rysy, sugerującej nieuchronny upływ czasu. Pozwoliła jednak bratu mówić dalej.

— Wyciągnął mnie stamtąd pewien człowiek o jakże trafionym nazwisku de Cuivre, choć w jego wypadku słowo człowiek może być trochę nad wyraz.

— Co masz na myśli?

— Jak mam ci opowiadać o tym wszystkim, skoro nie pamiętasz, czym zajmowali się rodzice i kim tak właściwie jesteśmy?

— Spróbuj — burknęła, rzucając bratu szybkie spojrzenie przez ramię, na co ten wzruszył ramionami i kontynuował:

— De Cuivre przedstawił się jako dawny przyjaciel naszych rodziców, który przez prawie cały czas obwiniał się za to, że przybył za późno. Całe szczęście przybył na tyle wcześnie, by uratować chociaż mnie i pomóc mi dojść do siebie.

— Dobrze wiedzieć, że nie byłeś sam — skomentowała łagodnie, a Wiktor prychnął. — Co? Był aż tak zły?

— Wymagający, tak, ale i troskliwy na swój pokręcony sposób. Nie niańczył mnie, jak można by było niańczyć dziecko, które właśnie wszystko straciło. Pomógł mi założyć na siebie pancerz i wznieść mur, który wielokrotnie chronił mnie przed szaleństwem, a jeśli chodzi o walkę — Zaśmiał się krótko. — Sądziłem, że ojciec zdążył wpoić mi całą potrzebną wiedzę na temat ostrzy i broni palnej, ale w porównaniu z tym, czego nauczył mnie ten człowiek, były to zaledwie podstawy.

Brwi Frei powędrowały wysoko ku górze, a usta rozchyliły, jednak nie opuściło ich żadne słowo. Czyżby Wiktor chciał jej uświadomić, że ojciec nie był najlepszym fechmistrzem w całej Francji, jak dotychczas sądziła? Ba! To brzmiało, jakby jego umiejętności były co najmniej przeciętne. A może to de Cuivre był wybitnym mistrzem w swoim fachu?

— Zabrał mnie do Herkulanum*, gdzie miałem okazję z bliska poznać ruiny budowli czasów antycznych, przedziwne, fascynujące przedmioty i cząstkę życia dawnych ludzi. W końcu to było, poniekąd, główne źródło utrzymania naszej rodziny.

— Wykopaliska?

Wiktor mruknął twierdząco.

— Zależnie od miejsca można było znaleźć coś cennego, z punktu widzenia historii, czasem kamienie szlachetne, innym razem żyłę złota lub artefakt.

— Artef... — szepnęła, ale nie dokończyła, nie chcąc znów przerywać bratu.

— Po Herkulanum powędrowaliśmy dalej na wschód i południe. Tam zacząłem drążyć temat artefaktów, Czarnego Rynku i przeszłości naszych rodziców. Rozeszliśmy się z de Cuivre w dość chłodnych stosunkach. Nie chciał, bym zagłębiał się w coś, co doprowadziło do śmierci ojca i, jak wtedy sądziliśmy, mamy i twojej, ale ja musiałem. Nie mogłem siedzieć bezczynnie i nie zdobyć chociażby przydatnej wiedzy.

— Nie wyobrażam sobie, żebyś odpuścił.

Ciszę, która rozciągała się z każdą kolejną sekundą, zaburzał jedynie szelest miękkiego włosia szczotki sunącego od czubka głowy Frei po same końce nadal wilgotnych pasm.

— I co dalej? Co skłoniło cię do powrotu? — odezwała się, domagając dalszej części historii, a Wiktor westchnął, powoli kończąc czesanie.

— Wiem, że może to być dla ciebie wiele i ja... — Nie wiedział, jak przekazać siostrze to, co chciał jej powiedzieć. — Naprawdę nie chcę zrzucać ci tego wszystkiego na głowę. Nie na raz. Nie od razu. Wróciłaś, a mnie całego rozpiera radość. Mam nadzieję, że ciebie również i nie chciałbym tego popsuć, wskazując ci burzowe chmury, które dostrzegam gdzieś na horyzoncie.

— Nie sądzisz — sarknęła — że skoro jesteśmy tu razem, nie powinnam być przygotowana na burze?

— Nie, jeśli mam parasol — skontrował żartobliwie hrabia i przez moment wyglądał na wesołego, lecz jego mina powoli zrzedła, gdy Freja odwróciła się do niego, mając poważny wyraz twarzy, brwi lekko ściągnięte, a oczy bijące rozdrażnieniem.

— Wiktorze — zaczęła spokojnie, chwytając oburącz za dłoń brata, w której trzymał szczotkę. — Odkąd się tu pojawiłam, a właściwie odkąd wyruszyłam w podróż z Marsylii, spotyka mnie wiele dziwnych rzeczy i domyślam się, to dopiero początek. Nie ukrywaj niczego przede mną. Czym jest Czarny Rynek? O jakie artefakty chodzi? Jakie masz plany?

Wiktor spoważniał, uciekając wzrokiem na złączone ręce, które przykrył wolną dłonią. Unikał spoglądania w oczy siostry, bojąc się ich wyrazu i tego, co mogły z niego wyciągnąć. Tak bardzo chciał nadal odkładać pewne tematy na czas nieokreślony, a najlepiej dalekie nigdy.

— Może będzie lepiej — zagaił w końcu ostrożnie, oddając siostrze szczotkę i kładąc dłonie na podłokietnikach — jeśli zamiast mówić, ci coś pokażę?

Freja gwałtownie podniosła się z pufy, a Wiktor uspokoił ją gestem.

— Nie. Nie teraz. Nie dziś.

— Skoro nie chcesz mi czegoś pokazywać, nie trzeba było o tym wspominać — warknęła niezadowolona i wyciągnęła rękę w stronę brata. — Wstawaj i prowadź.

Wiktor bez słowa podniósł się z fotela i sięgnął po stojącą w srebrnym lichtarzu, płonącą świecę. Ku zaskoczeniu Frei, powolnym krokiem, zerkając co chwilę na nią, podszedł do niedużego, perskiego, przetartego w kilku miejscach dywaniku, leżącego w północno-wschodnim rogu gabinetu, daleko od okien i dziennego światła. Kobierczyk przykrywał znane jedynie im ukryte przejście.

Dziewczyna przybrała zbolały wyraz twarzy, gdy hrabia złapał róg dywanu i jednym ruchem odkrył mosiężny uchwyt, za który wsunął dwa palce.

— Wyglądasz, jakbyś zaczęła się rozmyślać.

Freja pokręciła głową i skrzyżowała ręce na piersiach. Wiedziała, że brat pamięta o jej irracjonalnym lęku z dzieciństwa.

— Nadal jestem ciekawa, a skoro to jedyny sposób, by mnie oświecić, czekam z pełnią zainteresowania.

Hrabia prychnął pod nosem, rozbawiony drżeniem głosu siostry. Freja próbowała brzmieć jadowicie, ale on znał ją na tyle dobrze, by wyczuć strach zamaskowany zarozumiałością.

Drewniane drzwiczki uniosły się w akompaniamencie potwornego zawodzenia zawiasów, podrywając w powietrze kurz i, o czym Freja była niemal przekonana, sam mrok piwnicy, który złapał swoimi szponami za podłogę, chcąc wyjść z ukrycia. Cofnęła się o krok i równie szybko wróciła na miejsce, drwiąc z samej siebie i swoich niedorzecznych fobii.

Z cienia wyłoniły się zakręcające w lewą stronę, wyślizgane stopnie, które biły chłodem swoich kamiennych ścian. Wiktor zaprosił siostrę gestem, by zeszła pierwsza, a gdy zwlekała o kilka mocnych uderzeń serca za długo, poszedł przodem. Freja zaś posłusznie podążyła jego śladem.

Kiedy zeszli kilka metrów pod poziom fundamentów, spiralne schody otworzyły się na ogromną przestrzeń, którą, oświetloną jedynie płomieniem świecy trzymanej przez Wiktora, ciężko było ujrzeć w pełni jej okazałości. Zapach antyków i kurzu tłumił lekki swąd słonej wilgoci, choć Freja zakładała, że na dole powietrze będzie znacznie gęstsze i zdecydowanie bardziej duszące. Radował ją fakt, iż mogła swobodnie oddychać. Skupiając wzrok, z trudem dostrzegła rozległe antresole, ustawione w szerokich na około dwadzieścia metrów pierścieniach, jedna pod drugą. Dziewczyna nie była w stanie zliczyć wszystkich pięter ciągnących się w dół i czarną otchłań, ale dostrzegła, że stało na nich mnóstwo wypełnionych po brzegi regałów i różnej wielkości skrzyń.

Jaskinia krasowa? — pomyślała, zauważając tak charakterystyczne, wapienne stalaktyty i, po bliższym przyjrzeniu się, jasny odcień ścian.

— To wszystkie skarby naszej rodziny — zaczął Wiktor, budząc do życia niemające końca echo — i jedyne miejsce, które... — przerwał, gdy odwrócił się w stronę siostry. Zauważył, że przywarła do ściany i, trzymając zaciśniętą w pięść dłoń przy ustach, prawdopodobnie wcale go nie słucha.

— Wystarczy mi — wymamrotała, kierując ku bratu spojrzenie pełne błagania.

— Nawet się porządnie nie rozejrzałaś.

— Sam mówiłeś — mruknęła pod nosem, szybkim krokiem zmierzając w stronę schodów, po których równie prędko zaczęła się wspinać — że nie dziś.

Wiktor pokręcił głową i podążył za siostrą, a gdy oboje znaleźli się z powrotem w gabinecie, zamknął przejście i przykrył je dywanem.

— Właściwie to — zaczął, spoglądając na siostrę podejrzliwym wzrokiem. Chciał poruszyć kwestię, która zastanawiała go, odkąd Freja usiadła na pufie. — Dlaczego przyszłaś do mnie ze szczotką?

— Ja... — zawiesiła, nie spodziewając się pytania, na które nie wymyśliła jeszcze odpowiedzi. Szczotkowanie włosów miało być jedynie pretekstem do rozpoczęcia nurtującego ją tematu i przy okazji spędzenia nieco więcej czasu z bliską osobą. — Nie mogłam znaleźć Magali. Zauważyłam we włosach kołtun i bałam się czesać je sama.

To małe kłamstewko o kołtunie Wiktor wyłapałby od razu, gdyby nie skupił uwagi na czymś innym.

— Magali?

— Gospodyni — odpowiedziała Freja, barwiąc głos podejrzliwością.

Pełne zaskoczenia spojrzenie hrabiego mówiło za niego.

— Czy ty chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz, kto przebywa w twoim domu?

— Ale tu nie ma żadnej gospodyni — odpowiedział głosem zdecydowanie zbyt spokojnym i przekonanym o swojej racji.

Nagle zamilkli, widząc wzajemnie swoje zmieniające wyraz oblicza — twarz Wiktora przestała przedstawiać kompletne zagubienie, przybierając obojętność, by po chwili okryć się małymi zmarszczkami i specyficznym grymasem, jakby właśnie uświadomił sobie coś oczywistego. Po licach początkowo zirytowanej Frei przeszło gwałtowne niczym pstryknięcie palcami przerażenie, które znalazło ujście lub raczej skryło się w niepewnym uśmiechu. Prychnęła.

— Próbujesz mi wmówić, że widziałam ducha?

Wiktor potarł dłonią szorstką brodę, którą w ciągu ostatnich dwóch tygodni golił tylko trzy razy, z czego ostatni dobre cztery dni temu.

— To by wyjaśniało, dlaczego jest tu tak czysto.



Mulety rokkokowe — buty na obcasie z odkrytą piętą, używane do chodzenia po domu. Podobno okrutnie niewygodne.

Herkulanum — Miasto położone w sąsiedztwie Wezuwiusza i zniszczone wraz z Pompejami i Stabiami podczas jego wybuchu 24 sierpnia 79 roku.
Ruiny starożytnego Herkulanum zostały odkryte przypadkiem, w roku 1709 podczas kopania studni natrafiono na scenę teatru miejskiego. Odtąd datuje się prace wykopaliskowe, a wiele znalezisk jest w lepszym stanie niż w Pompejach.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro