Rozdział 20 - Wśród blasku pochodni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przeczesując kolejne półki w poszukiwaniu tytułu w jakikolwiek sposób skojarzonego z amuletami szczęścia, rodzeństwo naprzemiennie fukało, pomrukiwało i prychało z irytacji pod zmarszczonymi, podrażnionymi kurzem nosami. Mimo ciężkiej pracy Magali widocznej w całym domu, gosposia zdawała się unikać gabinetu, który w dalszych, mniej odwiedzanych skrawkach zarastał brudem, a czasem nawet wzbudzającymi podziw Frei misternymi pajęczynami.

— Nie wierzę w to, co robimy — szepnęła dziewczyna, przebiegając wzrokiem i palcami po grzbietach starych ksiąg. Natrafiając nadgarstkiem na lepkie, popielate nitki, odruchowo nim strzepnęła.

Przez niedogodność związaną z niedyspozycją lewych dłoni, Freja przeglądała niższe partie regałów, a Wiktor te wyższe.

— Prawie trzy miesiące — wymamrotał przez zęby.

— Co trzy miesiące?

— Trzy cholerne miesiące ukrywał przede mną to, że wie, jak zniszczyć to małe przekleństwo — dodał głośniej, zaciskając prawą dłoń na boku ostatniej biblioteczki. — Przebrzydły demon.

— Skoro to dżin — zaczęła niepewnie Freja, wpatrując się w zaszklone ze złości oczy brata — może poproś go o zniszczenie łapki i uratowanie nas?

Hrabia pokręcił głową.

— To nie takie proste.

Gdy spojrzał na Freję i dostrzegł zachęcające kiwnięcie głową, westchnął. I tak był jej to winien.

— Azra to demon — kontynuował, ruszając odrętwiałym, lewym barkiem. — Spełnia życzenia, ale trzeba być ostrożnym. Może je interpretować w dowolny sposób, przez co nieprecyzyjność może doprowadzić do potwornych nieszczęść. Ojciec mnie przed tym ostrzegał. Rzeczywistość nie jest taka piękna, jak mówią w bajkach.

— Rzeczywistość — sarknęła pod nosem Freja. Na widok karcącego spojrzenia brata, spuściła głowę, w cichym geście przeprosin. Skoro tak jej zależało na prawdzie, nie powinna teraz narzekać. — Chodzi mi o to, że rzeczywistość jest kwestią bardzo względną.

— Tak. — Wiktor pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. — Do niedawna twoja rzeczywistość wyglądała całkiem inaczej.

Freja wpatrywała się w przestrzeń między półkami, nieświadomie ściągając brwi. Hrabia pozwolił jej na zebranie myśli.

— Dlaczego mama wychowywała mnie w nieświadomości? — Powoli przeniosła wzrok na twarz brata. — Dlaczego przekonywała mnie, że mity są tylko mitami?

— Bo chciała, żebyś wyrosła na normalną kobietę bez trosk, z którymi mogłabyś sobie nie poradzić w pojedynkę. Nie chciała, żebyś powróciła do niebezpiecznego świata, z którego udało wam się na moment uciec.

Wiktor zmarszczył brwi i zacisnął żuchwę. Ta odpowiedź była najbardziej prawdopodobna, choć świadomość, że matka chciała uchronić Freję, nadaremnie, obudziła w jego sercu iskierkę niepokoju. Chcąc zatuszować uczucia przed siostrą, postanowił rozproszyć ją założeniem karmelowego kosmyka za ucho. Szerzej otwarte, błyszczące oczy zdradziły, że mu się udało.

— Mam złą wiadomość — dodał, zaskoczony tym, jak chrapliwie zabrzmiał. — Przejrzeliśmy już wszystkie półki w gabinecie.

Freja najeżyła się. Widziała, gdzie Wiktor powędrował wzrokiem. Wcale nie podobał się jej ten pomysł, ale dla pewności spytała:

— Czy to konieczne?

— W piwnicy leży o wiele więcej ksiąg i szans na to, że coś znajdziemy.

Freja powstrzymała chęć wydania z siebie żałosnego jęku.

— A gdybyś chciał poprosić o to dżina, jakbyś to zrobił?

— Nie chcę słuchać wymówek — zarechotał Wiktor, ciągnąć Freję za sobą w kierunku przejścia ukrytego pod wytartym dywanikiem. Dziewczyna próbowała stawiać opór, ale brat był silniejszy. — Chciałaś, więc teraz nie marudź. W piwnicy nie ma nic przerażającego, a jak będziesz ostrożna, to nie powinna stać ci się krzywda.

Ignorując sprzeciw siostry, Wiktor odrzucił dywanik, wzniecając w powietrze solidną porcję kurzu. Drzwiczki skrzypnęły nieprzyjemnie i z łomotem upadły na podłogę. Wilgotny chłód musnął twarz Frei, która cała zadrżała. Lwi Hrabia to zauważył i mocniej ścisnął ich spętane dłonie.

— Cały czas jestem przy tobie — zapewnił, pokrzepiając dziewczynę ciepłym uśmiechem i wziął do ręki płonącą świeczkę.

Freja nabrała powietrza i odpowiedziała bratu kiwnięciem głowy. Bardziej gotowa nie będzie.

Zmierzając w dół schodów, Wiktor szedł po prawej stronie siostry, pewnie obejmując ją lewym ramieniem. Ona mocno wtulała się w jego bok, cały czas dygocząc. Płomyk świecy oświetlał niewiele więcej niż kamienne ściany oraz stopnie, a po chwili i ziejącą, czarną otchłań, kryjącą wnętrze piwnicy. Ogień tańczył na knocie, trącany lekkim przeciągiem. Freja poczuła ulgę na myśl, że poza drzwiczkami w gabinecie istnieje też inne wyjście z wapiennej pieczary, chociaż niewielki lufcik, wpuszczający kojące, świeże powietrze. Miała też nadzieję, że ów wylot nie sięga w dół, do samego piekła. Bała się, że lada moment z dołu wypełzną demony i już nigdy nie ujrzy słońca.

— Jestem tu — przypomniał hrabia, budząc echo i mocniej przycisnął Freję do siebie, jakby potrafił czytać jej w myślach. — Jeśli obiecujesz się rozchmurzyć, pokażę ci sztuczkę.

Już miała rozbrzmieć kolejna salwa zawodzenia Frei, która w ostatniej chwili ugryzła się w język. Z rosnącym zaciekawieniem wpatrzyła się w pełnego entuzjazmu brata. Wzięła głęboki wdech, a po nim kolejny i następny.

— Chyba nie chcę oglądać żadnych sztuczek — oznajmiła odważniej, odrobinę lżej wtulając się w bok Wiktora. Im dłużej stała w bezruchu, tym mocniej przytłaczał ją mrok.

— I tak ci pokażę.

Freja zacisnęła pięść na koszuli Wiktora, gdy ten nabrał powietrza i zdmuchnął płomień świecy. Chciała wrzasnąć i skarcić go za głupie żarty, ale ciemność trwała zaledwie chwilę. Jedna za drugą zapalały się wszystkie pochodnie po obu stronach rodzeństwa, zawieszone na wapiennych kolumnach, a po każdym kolejnym uderzeniu serca ogień buchał na niższych antresolach. Nagle piwnica ukazała się w całej swojej wspaniałości, zapierając dech w piersi dziewczyny.

Wszystkie jasne ściany, a w szczególności ich wypolerowane fragmenty, oraz podłogi pokrywały błyszczące żyłki i punkciki, odbijające blask płomieni. Freja odważyła się sięgnąć do najbliższej kolumny i musnąć ją palcem.

— Nie jestem pewien, jak to działa, ale robi wrażenie.

To złoto — pomyślała Freja, gładząc dłonią śliski, zimny kamień.

Nie doczekawszy się odpowiedzi, hrabia spojrzał na siostrę. Zaskoczył go widok błyszczących oczu i rozwartych w podziwie ust. Gdy zapłonęły pochodnie umiejscowione przy kolumnach na każdym z pięter, Freja mogła dostrzec wszystko, czego nie widziała poprzednim razem. Ze zdumieniem więc rozglądała się dookoła, a nawet zebrała dość odwagi, by podejść bliżej solidnej, wyrytej w kamieniu balustrady, chcąc sięgnąć wzrokiem niższych pięter.

Rodzeństwo stało na najwyższej antresoli, mając nad sobą jedynie wapienne stalaktyty. Poniżej znajdowały się jeszcze cztery coraz mniejsze kamienne obręcze, a na samym dole lśniła wypolerowana, beżowa podłoga z herbem Gallangerów wyłożonym z kolorowych, szklanych płytek. Każde z pięter zapełniono solidnymi, drewnianymi regałami, wysokimi na dwa metry, a każda z półek uginała się od nadmiaru ksiąg, szkatuł, zwojów, wypchanych i spreparowanych stworzeń oraz historycznego oręża.

Rozglądając się dalej, Freja niemal upadła, zaskoczona widokiem pozłacanej zbroi stojącej zaledwie pięć metrów po jej lewej stronie. Choć otwarta przyłbica sugerowała, że w środku było pusto, dziewczyna poczuła respekt do tego, kto swojego czasu mieścił się w potężne opancerzenie.

— Im szybciej zaczniemy — wznowił Wiktor, skupiając na sobie uwagę Frei — tym szybciej stąd wyjdziemy.

Ta pokiwała energicznie głową, po czym skierowali się do pierwszego wydrążonego w ścianie krótkiego korytarza. Stał tam olbrzymi regał zbity z grubych dębowych dech, pod sam sufit zapełniony bardzo starymi rękopisami. A gdy i tam nic nie znaleźli, weszli do następnej wnęki, a później następnej i następnej.

— Nadal nic — sarknął pod nosem Wiktor po kolejnych godzinach spędzonych na bezowocnych poszukiwaniach.

Nie zdążyli przejrzeć nawet jednej piątej wszystkich półek na pierwszym piętrze, gdy uznali, że oboje są już zbyt zmęczeni, by kontynuować syzyfową pracę. Doskwierał im także głód, nie wspominając o innych kłopotliwych potrzebach, które ignorowali, chcąc jak najszybciej znaleźć sposób na zniszczenie króliczej łapki.

— Skoro te księgi zdecydowanie nie są ułożone w porządku alfabetycznym — Freja przeskoczyła palcami między grzbietami manuskryptów opisanych jako Picatrix i Lemegeton — może rodzice układali je tematycznie? Na pewno nie masz pojęcia, gdzie moglibyśmy zawęzić poszukiwania? Czy tu w ogóle znajduje się to, czego szukamy? Przeglądanie wszystkich półek zajmie nam dobre kilka dni, jeśli nie tygodni, skoro każde niższe piętro jest obszerniejsze.

— Gdybym wiedział... — urwał i westchnął, próbując stłumić narastającą frustrację. Po chwili kąciki jego ust pomknęły ku górze. — Uznaj to za okazję do zapoznania się z tajemnicami rodziców i swoim dziedzictwem.

Freja cicho parsknęła i uśmiechnęła się do brata, a ten poczochrał jej włosy, które zdążyły zupełnie oswobodzić się z warkocza.

— Zapomniałem pogratulować ci umiejętności — kontynuował. — Spodziewałem się po tobie, że ćwiczyłaś szermierkę, ale i tak jestem mile zaskoczony.

— Ja za to jestem rozczarowana, że tak łatwo dałeś się pokonać. I to dwukrotnie.

Brwi mężczyzny natychmiast się zmarszczyły.

— Nie zapominaj, że zgubiłem łapkę i szczęście się ode mnie odwróciło. Moje umiejętności nie mają tu nic do rzeczy i są na znakomitym poziomie.

— Tak, tak — szepnęła, próbując się nie roześmiać.

— Ja przynajmniej nie boję się ciemności.

— Też nie boję się ciemności — odburknęła, chcąc skrzyżować dłonie na piersi. Niestety przywiązana dłoń Wiktora było zbyt dużą przeszkodą. — Bałam się piwnicy.

— Bałam? — powtórzył hrabia, przekrzywiając głowę i olśniewając naturalnym, pięknym uśmiechem. — A więc pokonałaś lęk. Cieszę się.

— Tak. Chyba tak. — Odwróciła twarz w stronę manuskryptów. Niespodziewanie pomyślała o balu i tym, co miało miejsce na tarasie. Uradował ją fakt, że w piwnicy było nadal zbyt ciemno, by brat dojrzał kompromitujący rumieniec. — Odrobina światła i towarzystwo sprawiają, że robi się tu odrobinę bardziej znośnie.

Chcąc skupić uwagę na czymś innym, niż na pocałunku, do którego wracała myślami przez całą noc, podniosła jeden z grymuarów. Księga była gruba, ciężka i przede wszystkim stara. Otworzyła się z jękiem, a pożółkłe kartki wyglądały tak mizernie, krucho i delikatnie, jakby przez odrobinę nieuwagi wszystko mogło rozpaść się w pył.

Frei wydawało się, że strony zapisane czarnym i czerwonym atramentem drżą pod jej dotykiem, jakby żyły i od lat czekały, aż ktoś poświęci im krztynę uwagi. Treść słów raczej nie dotyczyła drobnych amuletów szczęścia.

— Co tam znalazłaś — szepnął Wiktor zaraz przy uchu siostry, która wstrząsnęła ramionami, chcąc pozbyć się ciarek. Przez przypadek niemal wypuściła grymuar z rąk.

Wiktor zauważył, jak spośród ostatnich stron wysunęła się beżowa, ale znacznie nowsza, złożona kartka. Zdążył ją złapać, zanim spadła między zwoje na niższych półkach.

Freja ostrożnie zamknęła księgę.

— Picatrix. Tak jest napisane na okładce. A ty?

Twarz hrabiego wyraziła głęboką zadumę, gdy udało mu się odwinąć świstek.

— Mapę.

I to nie byle jaką — dodał w myślach, rozpoznając niedbały szkic ich domu, sąsiednich budynków, otaczający wszystko las i punkt znajdujący się na północy, oznaczony innym kolorem tuszu.

— Co to może być? — zapytała Freja.

— Nie mam pojęcia — odparł, składając kartkę z powrotem, by wsadzić ją w kieszeń spodni — ale jestem pewien, że niedługo to sprawdzimy.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro