Rozdział V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jesteś rudy. – usłyszałem dźwięk dobiegający z mojego telefonu.

Przetarłem zaspane oczy i próbowałem się zorientować kto budzi mnie o tak barbarzyńskiej godzinie.

- Jesteś rudy. – usłyszałem ponownie.

Ten przeuroczy dzwonek nagrał mi Wiktor kilka miesięcy temu. Uznał, że świetnie nadaje się na dźwięk SMS, więc bez mojej wiedzy mi go ustawił. Machnąłem na to ręką i w ten sposób do dziś słyszę, że jestem rudy, gdy ktoś do mnie pisze.

Mrużąc oczy sięgnąłem po telefon. W myślach przekląłem osobę, która nie daje mi spać.

Odblokowałem go i spojrzałem na wyświetlacz. Oba SMSy dostałem od Sebastiana. Zmarszczyłem brwi.

Kiedy te kilka dni temu wróciłem do domu z pustymi rękami, Megi była niepocieszona. Czułem wtedy, że zawiodłem jako starszy brat.

Szukałem komórki razem z Sebastianem. Blondyn naprawdę się przejął zgubionym telefonem i pomimo późnej godziny szukał go w każdym możliwym miejscu. Nigdy bym nie przypuszczał, że poznam dokładnie każdy zakamarek stajni, do której jeszcze niedawno zaklinałem się, że nigdy nie wrócę.

Można powiedzieć, że byłem zmuszony do towarzystwa Sebastiana. I chociaż za nim nie przepadałem, to musiałem przyznać, że nie był aż taki zły. Na początku odnosiłem się do niego z rezerwą. Nie odpowiadałem na zadane przez niego pytania. Jednak po chwili coś mnie tknęło.

„Przecież on pomaga mi z własnej, nieprzymuszonej woli."- pomyślałem.

Mógł być wtedy w ciepłym domu i niczym się nie przejmować, a mimo to został ze mną i szukał komórki Madzi. Robił to, chociaż wiedział, że za nim nie przepadam. Widziałem, że jest mu zimno, kiedy raz po raz podwijał pod dłonie rękawy swojej bluzy, która, swoją drogą wydawała mi się na niego za duża. Dopadły mnie wyrzuty sumienia i spróbowałem być dla niego milszy. Zdziwiłem się, z jaką łatwością mi to przyszło.

Sebastian jakby na przekór wszystkim i wszystkiemu nie dawał po sobie poznać, że coś tu nie gra. Uśmiechał się i buzia mu się nie zamykała. Pytał mnie o różne rzeczy, a potem opowiadał mi o sobie, chociaż go o to nie prosiłem. Musiałem przyznać, że miał dar opowiadania. Chociaż mówił o zwyczajnych rzeczach, jak rodzina, przyjaciele, jego hobby, to musiałem przyznać, że robił to w fenomenalny sposób. Z niecierpliwością czekałem na każde słowo, które padło z jego ust. Po jakimś czasie przyłączyłem się do niego i sam powiedziałem co nie co o sobie.

Sebastian powiedział, że mieszka w sąsiedniej wsi i dojeżdża autobusem. Na szczęście jego autobus jeździ co pół godziny, więc nie musi się martwić, że nie zdąży. Miałem wrażenie, że mówił to, żebym nie czuł się winny, że przeze mnie nie pojechał do domu.

Blondyn jeździł w kilku stajniach. Zdziwiłem się, bo wszystkie, które wymienił były większe i bogatsze niż ta, w której obecnie byliśmy. Jednak chłopak zaparł się, że to tutaj, jeździ mu się najlepiej.

- Tutaj mam przyjaciół i mojego konia. – powiedział.- Nie wyobrażam sobie, żeby nazywać domem inną stajnię, niż tą.

Mieszkał w domu jednorodzinnym razem z przybranymi rodzicami i starszym bratem. Nie przeszkadzało mu to, że jest adoptowany, ani to, że jego brat jest biologicznym synem małżeństwa, które go wychowywało. Był szczęśliwy, że ma kochającą rodzinę i przyjaciół, oraz hobby któremu oddaje się bezwzględnie.

Dowiedziałem się też, że skończył gimnazjum ze średnią 5,5 i że wybiera się do liceum w sąsiednim mieście, tym samym do którego chodziłem ja. Jednak jego liceum znajdowało się kilkanaście ulic dalej niż moje. W ten sposób wiem, ile ma lat. Szczerze mówiąc dałbym mu naciągane 13. Nie przypuszczałem, że jest młodszy ode mnie ledwie o rok.

Telefonu w końcu nie znaleźliśmy. Poddaliśmy się, kiedy było już naprawdę bardzo ciemno, a zegar wskazywał godzinę 11. Bałem się, że moja mama będzie się martwić i denerwować, gdzie tak długo się podziewam. Szczególnie, że ja swojego telefonu ze sobą nie wziąłem.

Jakby na przekór samemu sobie, bardziej jednak martwiłem się o Sebastiana. Bałem się, że coś może mu się stać, jeśli pojedzie tak późnym autobusem do domu. Zaparł się jednak, że wszystko będzie w porządku i że mam się o niego nie martwić. Odprowadziłem go więc tylko na przystanek i poczekałem na jego autobus.

Byłem mu naprawdę wdzięczny, że okazał się takim fajnym chłopakiem. Nie przeszkadzało mi jego gadulstwo ani to, że był zbyt bezpośredni. Musiałem przyznać sam przez sobą, że mimowolnie go polubiłem.

Wymieniliśmy się jeszcze numerami telefonów, a Sebastian powiedział, że jeśli znajdzie komórkę Madzi to da mi znać. Kiedy zobaczył nadjeżdżający autobus mocno mnie przytulił.

- Dzięki za miły wieczór. – powiedział mocno mnie do siebie przyciskając, po czym wsiadł do autobusu i odjechał.


Mrużąc oczy spojrzałem na godzinę. Dochodziła 9 rano. Na Boga, przecież położyłem się spać jakieś pięć godzin temu. Wszedłem w skrzynkę SMS. Wiadomość od Sebastiana okazała się być zdjęciem chłopaka pokazującego język do aparatu i trzymającego telefon w dłoni. Telefon Madzi. Drugi SMS zawierał treść: „Zgadnij co znalazłem! *^^*".

Uśmiechnąłem się szeroko. Megi na pewno strasznie się ucieszy. Przed odłożeniem telefonu zapisałem sobie zdjęcie od Sebastiana. Wydawało mi się urocze.

Nie zaważając na wczesną porę wstałem z łóżka i pobiegłem pod prysznic. Umyłem i wysuszyłem włosy. W biegu włożyłem bokserki, spodenki do kolan i jakąś nieśmierdzącą bokserkę. Pofukałem* się jakimiś perfumami i wybiegłem z domu.

Było rześko i świeżo. Pogoda była słoneczna, ale jeszcze bez upału. Jazda na rowerze tym razem mnie ani trochę nie męczyła.

Dotarłem na miejsce i oparłem rower o płot. Zastanawiając się gdzie może podziewać się Sebastian wbiegłem do stajni.

- Cześć. – powiedziałem gdy zobaczyłem znajomą brunetkę, która właśnie siodłała burego konia.

Nie odpowiedziała mi.

- Um... - zacząłem. – Wiesz może gdzie jest Sebastian? – spytałem.

Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu i wzruszyła ramionami.

Jak widać od bardzo optymistycznie do świata nastawionej Martyny nic się nie dowiem. Postanowiłem poszukać blondyna na własną rękę. Przeszedłem przez całą długość stajni, aby wyjść tylnym wyjściem. Kiedy mijałem Martynę ta, nie spoglądając na mnie zadała mi pytanie.

- Czego od niego chcesz? – spytała nie odwracając wzroku w moją stronę.

- Um, znalazł telefon mojej siostry. Przyszedłem go odebrać.

Brunetka nie skomentowała tego. Wyglądała jakby nawet nie dosłyszała odpowiedzi na swoje pytanie. Właśnie zakładała koniowi siodło.

Wyszedłem ze stajni i po raz kolejny w przeciągu kilku dni wszedłem do magazynu. Gdy tylko przekroczyłem próg budynku usłyszałem przytłumione głosy i śmiechy z piętra. Niepewnie spróbowałem wspiąć się na górę po kamiennych schodach. Jeszcze nigdy tam nie byłem. Jak szukałem telefonu z Sebastianem, nie szliśmy tam, bo blondyn zapewniał mnie, że tam na 100% go nie ma. Doszedłem na samą górę i wszedłem do jedynego możliwego pomieszczenia, bo drzwi do drugiego pokoju były zabite dechami.

Pokój okazał się być swego rodzaju pokojem gościnnym, o ile można tak nazwać to miejsce. Na drzwiach wisiała plakietka z napisem „Pokój zwierzeń".

Nie był wielki, ale był przestrzenny. Wydawał się większy przez ogromne, otwarte na oścież okno na przeciwległej ścianie. W rogu stała kanapa trochę wygryziona przez mole i z wielką, zaschniętą plamą po lewej stronie. Naokoło małego drewnianego stolika postawione były krzesła. Znajdował się tu też stary kredens i półka, na której położone były jakieś słodycze i butelki z Tymbarkiem. Wydawało mi się, że były tam też kostki cukru. Jedno było pewnie – nie spodziewałem się tak przyjemnie wyglądającego pomieszczenia w tym miejscu.

- Alan! – Sebastian zerwał się z poniszczonej kanapy, gdy tylko mnie zobaczył.

Tym razem odwzajemniłem jego uścisk i uśmiechnąłem się. Nie był aż taki zły.

Kiedy blondyn się ode mnie oderwał, dostrzegłem Amandę siedzącą na parapecie wielkiego okna. Zdziwiłem się, że czarnowłosa nie boi się spaść z tej wysokości.

- Cześć. – powiedziałem do Amandy i kiwnąłem głową lekko w górę.

- Witaj, Alan. – odpowiedziała i uśmiechnęła się.

Wydawało mi się, że uśmiechała się odkąd mnie tu zobaczyła.

Sebastian podbiegł do starego kredensu, który lekko trząsł się pod wpływem kroków chłopaka. Wyciągnął z niego czarny przedmiot i mi go podał.

- Proszę. – powiedział. – Nie zgadniesz gdzie go znalazłem!

- Dzięki wielkie. – odpowiedziałem chowając komórkę do kieszeni spodni. – Gdzie? – spytałem.

- Tak jak myślałem, musiał jej wypaść przy sianie. Dzisiaj rano, kiedy siedziałem tam z Amandą, rzucił mi się w oczy. Widać po ciemku go nie zauważyliśmy.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo szczęśliwa będzie moja siostra. Naprawę Ci dziękuję. – powiedziałem.

- Nie ma sprawy, naprawdę. – zaśmiał się Sebastian. – Cieszę się, że mogłem pomóc. – dodał kołysząc się lekko na lewej nodze.

Nie wiedziałem czy powinienem wtedy po prostu sobie iść, czy zostać z nimi. Nie lubiłem takich sytuacji, w których nie wiedziałem jak się zachować.

Amanda wstała z okna i podeszła do kredensu. Wyciągnęła białe szklanki i Tymbark jabłko-mięta.

- Alan, masz może ochotę? – spytała. – Mamy tylko jabłko-mięta, bo tylko takie tutaj pijemy.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, dziewczyna nalała soku i podała mi jedną szklankę.

- To długa historia. – dodała uśmiechając się delikatnie i puszczając oko Sebastianowi.

Nie miałem pojęcia o co chodzi więc po prostu upiłem łyk soku.

- Dzięki. – powiedziałem.

- Tak właściwie, - zacząłem. – Jak mógłbym Ci się odwdzięczyć za pomoc? – zwróciłem się do Sebastiana.

Amanda właśnie odwróciła wzrok i przysiągłbym, że się uśmiechnęła. Zignorowałem to.

Sebastian nie ukrywał swojego zdziwienia. Widać nie spodziewał się, że zaproponuję coś takiego. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, a zaraz po tym szeroko się uśmiechnął i z rozpędem na mnie wpadł. Za mną na szczęście była ta brudna kanapa, która trochę zamortyzowała upadek. Jednak blondyn też swoje ważył.

- Alan! – krzyknął. – Zrób dla mnie jedną rzecz, proszę. – w jego oczach dostrzegłem wesołe ogniki. – Zostań ze mną dzisiaj. Do zmierzchu. Pokażę Ci jak tu jest magicznie, proszę. – spojrzał na mnie z błagalną miną. Cały czas się uśmiechał.

Zdziwiłem się. Dlaczego chciałby spędzać ze mną czas? Aż tak zależało mu na przyjaźni ze mną?

- Pod jednym warunkiem. – powiedziałem. – Zejdź ze mnie.

Sebastian wyglądał jakby wygrał co najmniej talon na balon w wesołym miasteczku. Wstałem akurat sekundę przed tym, jak chciał znowu się na mnie rzucić. Przerażało mnie to, w jaki sposób ten niewyżyty chłopak okazuje uczucia.

- Ale wybacz, nie dzisiaj. – powiedziałem, a blondyn natychmiast posmutniał. Już chciał coś powiedzieć, ale uprzedziłem go. – Mam na dzisiaj inne plany, ale obiecuję, zgadamy się i przyjdę. – powiedziałem wskazując na telefon.

Kiwnął głową i uśmiechnął się smutno.

- Trzymam Cię za słowo.

No to się wkopałem.

Trochę przerażała mnie myśl zostania cały dzień z chłopakiem, którego jeszcze kilka dni temu uważałem za niezrównoważonego.

Jednak bardziej przerażało mnie to, że podświadomie cieszyłem się ze spędzę tutaj niedługo cały dzień.

*

- No i najpierw te pieprzone ruskie mnie wzywały, a potem dodały kilka nieprzyjemnych słów we wszystkich językach świata i dostałem bana. – Wiktor nie szczędził mi szczegółów z tego, jak spędził dzisiejszy dzień.

Siedziałem przed laptopem i scrollowałem demotywatory odpowiadając „uhum" po każdym zdaniu wypowiedzianym przez mojego kumpla. Po raz enty wsadziłem dłoń do paczki Lays'ów i napchałem sobie nimi usta.

- Tak właściwie to wiesz jak jest „kurwa" po fińsku?

- Mało mnie to obchodzi. – odpowiedziałem przeżuwając chipsy.

- Perkele! Zarąbiście to brzmi, co nie?

- Uhum.

- Od dzisiaj klnę tylko po fińsku, przysięgam!

Spojrzałem w kamerkę z głupim wyrazem twarzy. Dlaczego ten ciołek tak się cieszy z głupiego, fińskiego przekleństwa? Powinienem wyciągnąć go z domu, żeby mógł sobie kląć na świeżym powietrzu. W każdym języku świata.

- Wiktor? – spytałem przecierając dłońmi twarz. – Słuchaj, stary, masz może ochotę jechać ze mną jutro do miasta? – spytałem.

Nie odpowiedział.

- Moglibyśmy iść do Empika i obczaić nowe gry i mangi. A potem możemy iść do KFC i nażreć się jak dzikie świnie. Co Ty na to?

Wiktor westchnął przeciągle. Spodziewałem się najgorszego.

- Alan... - zaczął powoli. – Naprawdę nie mam ochoty nigdzie się ruszać. Jest mi tu dobrze i kurczę, trochę kiepsko się czuję. Nie jutro, wybacz.

Kłamał. Znałem go tak długo, że doskonale wiedziałem kiedy łże. A teraz to robił i najwyraźniej myślał, że mu uwierzę. Prawda była taka, że po prostu nie chciał się ruszać ze swojej samotni. Chciał tam siedzieć i gnić do końca wakacji grając w gry i nie robią nic oprócz tego. Może to była hipokryzja z mojej strony, bo sam tak robiłem, ale bez przesady! Jednak gdzieś wychodziłem, spotykałem się ze znajomymi. Potrafiłem odróżnić realne życie od fikcji.

Prawda była taka, że cholernie się o niego martwiłem. Chciałem mu pomóc, żeby nie spędził całych wakacji przed kompem. Naprawdę zależało mi, żeby wyciągnąć go z nałogu, w którym oboje tkwiliśmy.

- Dobrze. – powiedziałem. – To zaproponuj inny termin. Taki, który będzie Ci pasował.

Wiktor był zmieszany. Ale podał datę. Byliśmy umówieni. Osiągnąłem swój cel.

Nie powiedziałem mu, że w ciągu ostatnich kilku dni byłem w stajni aż dwa razy i że najprawdopodobniej znajdę się tam kolejny raz. On by nie zrozumiał, a co najgorsze, wyciągnąłby pochopne wnioski. Wolałem zostawić tą informację dla siebie. Może kiedyś mu powiem, że tam byłem.

Jeżeli chodzi o skypowe sprawy, Alpaka gdzieś wsiąkła. Nie gadaliśmy od jakiegoś tygodnia, a ona sama nie dawała znaku życia. Wiktor uznał, że schlała się w cztery dupy na jakiejś imprezie, a teraz leży w rowie. Sam uważałem podobnie, chociaż cholernie się o nią bałem. Narkomanka, palaczka, alkoholicza czy nie, jednak była moja przyjaciółką. Wydzwanialiśmy do niej kilka razy dziennie i pisaliśmy multum SMSów, ale Alpaka najwyraźniej nie miała ochoty z nami gadać, albo naprawdę coś jej się stało.

Kilka dni po jej zniknięciu dostałem krótkiego SMSa z nieznanego numeru z wiadomością: „zyje". Nie było to jakoś super pocieszające, ale wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Skoro napisała wiadomość to znaczy, że żyła. Przynajmniej taką mieliśmy nadzieję. Nie męczyliśmy Alpaki kolejnymi wiadomościami i po prostu czekaliśmy aż wróci. Wiedzieliśmy, że to w końcu nastąpi.

Przez zniknięcie Alpaki całkowicie zapomniałem o obietnicy złożonej Sebastianowi. Przez sekundę pomyślałem nawet, że o tym zapomniał, albo że skoro się nie upomina to mu nie zależy. Jednak po chwili przypomniało mi się jak bardzo cieszył się, kiedy się zgodziłem i ukłuły mnie wyrzuty sumienia. Dodatkowo przypomniało mi się, jak bardzo szczęśliwa była moja siostra, kiedy oddałem jej telefon. To logiczne, że byłem coś winny Sebastianowi. Obracałem telefon w dłoniach zastanawiając się, co robić. Mimowolnie wszedłem w galerię telefonu i zacząłem przeglądać poszczególne foldery. Większość zdjęć była poruszona, ale było widać, że znajduje się na nich dwóch chłopców.

Wiktor.

Te zdjęcia były najprawdopodobniej robione jeszcze w szkole, kiedy chodziliśmy razem do gimnazjum. Obaj niewiele się zmieniliśmy. Próbowałem sobie przypomnieć, czy już wtedy Wiktor jak dużo czasu spędzał grając w gry komputerowe.

Tak, spędzał.

Czułem się po części winny, bo zamiast próbować go gdzieś wyciągnąć, sam naprawdę dużo czasu spędzałem przed ekranem monitora. Tylko, że ja, w przeciwieństwie do niego miałem jeszcze coś, co można było nazwać życiem pseudotowarzyskim. A Wiktor świata nie widział poza komputerem.

Chciałem go jakoś zachęcić, żeby znalazł sobie dziewczynę i więcej czasu spędzał na różnych wypadach, randkach, nawet imprezach. Tylko, że Wiktor miał już dziewczynę. I chociaż sam wmawiałem sobie, że to naprawdę nie jest moja sprawa, wiedziałem, że ten związek nie ma przyszłości. W życiu nie powiedziałbym tego Wiktorowi, ale tak uważałem. Tak duża odległość i fakt, że nigdy nie spotkali się w realu. Widzieli się tylko na Skype, chociaż miałem nieodparte wrażenie, że Kasza coraz mniej czasu spędza na tym komunikatorze.

„To nie moja sprawa" – powtarzałem sobie.

Tylko, że ja naprawdę chciałem, żeby Wiktor znalazł sobie prawdziwą dziewczynę.

Skasowałem kilka kolejnych niewyraźnych zdjęć i wszedłem w pobrane. Chciałem przede wszystkim usunąć głupie obrazki, które tylko zaśmiecały mi telefon. Pierwsze zdjęcie, jakie zobaczyłem, sprawiło, że znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia.

Sebastian.

Tak, właśnie to zdjęcie przedstawiające blondyna z telefonem Madzi.

Z mieszanymi uczuciami wybrałem w kontaktach numer Sebastiana.

DO: SEBASTIAN

Ten dzien w stajni aktualny ?


OD AUTORKI:

Dziękuję, za każdy komentarz i vote! Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to motywuje! Byłabym wdzięczna również  za komentarz z opinią pod tym rozdziałem.

Widzicie nową okładkę? To dzieło mojego Wiktora, który był mile połechtany przez komentarze pod ostatnimi rozdziałami typu "Nolife to wymarzony typ chłopaka". Nawet nie wiecie jak się słodko rumienił. A okładka śliczna, prawda?

Do następnego! ^^


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro