2. YouTube'rka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


*następnego dnia*

Obudził mnie koszmar i te same, znajome wizje.

Jednak tak samo przerażające.

Alarm, ucieczka, szpital.

Nie żyją.

Przeze mnie.

Dlaczego się na to wszystko zgodziłam? Przecież...

Starałam się odrzucić te myśli, instynktownie już sięgnęłam po sprzęt, bo przecież ostatnio zadziałał...

Jednak zdałam sobie sprawę, że jestem koszmarnie głodna. W końcu poprzedniego dnia po prostu odrzuciłam hełm i usnęłam. Wstałam z łóżka, dobita, głodna i niewyspana. Zaczęłam chodzić po moim małym, ale za to przytulnym mieszkanku. Był pełen rzeczy, które były pamiątką z Polski... Mojego rodzinnego kraju.

Moje dzieciństwo tam naprawdę było cudowne. Miałam tam przyjaciół, naprawdę dużo czasu spędzam z nimi poza domem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że matka robiła to po to, żebym nie była świadkiem brutalnych kłótni jej z moim ojcem. Do tej pory ją za to szanuję.

Jednak, w końcu ciągłe klotnie i bójki spowodowały rozwód. Na moje szczęście zostałam z matką. Ale moje życie i tak zbytnio się nie zmieniło. Szkoła, z podstawówki odbiera mnie znajoma mamy, tam przebywam praktycznie cały dzień, w domu praktycznie tylko jem kolację i śpię. Matka często przepraszała mnie, że nie może poświęcić mi czasu, że jest to dla niej ciężki okres. Miałam wtedy 8 lat, więc nie rozumiałam zbytnio sytuacji, ale wiedziałam, że jest smutna. I każdego wieczoru starałam się jej jakoś poprawiać humor. Chyba nawet działało.

Potem do naszego domu zaczął przychodzić jakiś chłopak, który potem stał się moim ojczymem. Z jego powodu w wieku 9 lat, przeprowadziliśmy się na stałe do Wielkiej Brytanii. Ojczym miał tam naprawdę dobrze płatną pracę, mama w końcu poświęcała mi tyle czasu, ile chciała, żyłam niemalże jak w niebie.

Jednak zawsze musi być jakieś "ale", nieprawdaż?

Po około roku indywidualnego nauczania, skupionym głównie na nauce angielskiego, moja nauczycielka stwierdziła, że nadaję się już do normalnej szkoły.

I tu zaczęły się problemy...

Już pomijając to, że z rozumieniem zajęć radziłam sobie trochę gorzej, najgorszym problemem okazała się moja klasa. Była niemożliwie nietolerancyjna na nowych. Śmiali się ze mnie na niemalże każdym możliwym punkcie. Z mojego akcentu (jakby ten brytyjski akcent był jeszcze jakkolwiek ładniejszy...), z jakichś popełnionych błędów na kartkówkach, a moją twarz wklejali w vocaloida Hatsune Miku... Raz nawet chcieli zafarbować mi włosy na niebiesko... Farbami plakatowymi. Na szczęście takie takowe naprawdę łatwo się zmywają.

Po niezliczonych interwencjach rodziców i nauczycieli z wyśmiewanego odrzutka stałam się po prostu odrzutkiem. I może niektórzy cieszyliby się z takiego obrotu sytuacji, ale nie ja.

Nie chciałam być sama.

Moje kontakty ze znajomymi z Polski urwały się, a do tego rodzicom urodziły się bliźniaki, więc nie mieli dla mnie tyle czasu, co kiedyś.

Nargorsze w tym było to, że w naszej szkole podstawówka była połączona z gimnazjum. Czyli musiałam się użerać z moją klasą jeszcze 5 lat. Jednak, ze względu na wysoki poziom placówki, rodzice nalegali na to, żebym chodziła tam jeszcze przez jeden rok, w końcu w gimnazjum dochodzi dużo nowych osób... Więc zostałam jeszcze jeden rok i...

Do naszej klasy doszedł Dimitry.

Z początku również nie był do mnie przekonany, a do tego naprawdę dobrze dogadywał się z klasą. Strasznie dużo mu na mnie nagadywali, ale w końcu zdecydował się do mnie zagadać. Z początku tak, aby jego "koledzy" nie widzieli, ale z czasem zaczął dowiadywać się ode mnie o tych gnojkach całej prawdy. Dogadywaliśmy się ze sobą coraz lepiej, a do tego nasza klasa w końcu miała pośrednika między mną, a nimi. Nareszcie miałam kogoś, komu mogłabym ufać, kto zawsze by mi pomagał w nauce (chociaż już aż tak nie odstawałam), do kogo zawsze mogłabym się odezwać, gdybym miała taką potrzebę.

Jednak rok przed ukończeniem colledge'u Dimi musiał wracać do Ameryki, pomagać ojcu od strony graficznej w produkcji gier, a miał do tego chłopak talent.

Tamten rok generalnie był pełen wrażeń...

Były moje 18 urodziny... I dostałam od rodziców własne mieszkanie. Stwierdzili, że to będzie dobre przygotowanie do mieszkania samemu na studiach, będę mieć też bliżej do szkoły, ale wiadomo było, że powód był inny. Po prostu zaczęliśmy sobie w tym domu wadzić, ja i moi bracia, do tego mój pokój był dla mnie trochę za mały, bo większy wylądował dla chłopaków. Do nowego domu wprowadziłam się 4 miesiące później, gdy już było całkowicie przyszykowane. Dawno rodzice nie poświęcali mi tyle czasu, odkąd pojawiły się te małe diabełki... Ale przywykłam jakoś. W końcu dzięki temu stałam się niemalże sanowystarczalna. Oprócz pieniędzy. Ale te, póki się uczyłam, zapewniali mi rodzice...

Z tego stanu zamyślenia wyrwał mnie burczący brzuch, wołający o jedzenie. Szybko zrobiłam sobie jakieś kanapki i jedząc je, wróciłam do pokoju.

Ach, mój pokój...

Był specyficzny, może dziecinny... Ale był mój. Ściany były w kolorze pastelowego błękitu. Jednym wyjątkiem była ta przy moim łóżku, na której była tapeta z różnymi postaciami z anime, które w jakiś sposób mnie urzekły lub były dla mnie ważne. Tego arta narysował Dimitry, co jeszcze potegowało jego wartość emocjonalną, a do tego, jak już wcześniej pisałam, chłopak miał smykałkę. Tapeta, nie dość, że była piękna, idealnie wpasowywała się do reszty ścian i białego dywanu ze sztucznego futra (po którym swoją drogą chodzenie było wyjątkowo przyjemne). W moim pokoju znajdowało się również wyjście na balkon, obok którego było dość spore okno, przez co do mojego pokoju w dzień wpadało naprawdę dużo światła. Przy ścianie naprzeciw łóżka miałam ogromne  biurko z jasnego drewna, pod którym znajdował się komputer i plątanina kabli, w której, wbrew pozorom, byłam w stanie się odnaleźć. Na stole zaś znajdowały się trzy monitory, klawiatura, myszka i pad, a do tego miałam tam (oczywiście gdy był tam względny porządek) miejsce na robienie lekcji. Po lewej stronie biurka miałam półeczkę na książki i podręczniki. Blisko tej półki miałam kącik do czytania, czyli laserowo niebieską pufę, nad którą była lampka, a naokoło walały się książki i mangi, których akurat nie chciało mi się odkładać. Największą uwagę przykuwała jednak szafa, która z powodu ogromu kolorowych kartek z rzeczami do zrobienia, których nie chciało mi się potem odklejać, wydawała się być tęczowa (do tej pory dziwię się sobie jak ja się w tym orientowałam), a naokoło niej wiecznie walały się jakieś ubrania, bo nie miałam kosza na brudy. Obok mojego łóżka, które było z tego samego rodzaju drewna co biurko i szafa, był mój najnowszy nabytek, czyli hełm i strój. Nad łóżkiem miałam malutką półeczkę, na której w teorii miały być książki, ale zapełniły ją moje stare pluszaki, do których miałam zbyt duży sentyment, żeby je wyrzucać.

Co do książek moi rodzice do tej pory nie rozumieli, jak ja mogę trwonić tyle kasy na papier, kiedy można kupić e-booka czy tableta i wszystko mieć dużo, dużo taniej. W końcu w dzisiejszych czasach książka na e-booku kosztuje około dwa razy mniej niż papierowa książka, a sam taki sprzęt kosztuje grosze. Ale elektronicznych książek nie postawisz na półeczce i nie poczujesz ich zapachu, nie przewrócisz im kartek... Czytanie na papierze było dużo przyjemniejsze i już.

Podczas mojego rozmyślania zdążyłam już zjeść kanapki, więc szybko włożyłam strój i hełm, przenosząc się do gry. Na szczęście, hełm zapisał nazwę użytkownika i hasło, więc od razu przeniosło mnie do momentu, gdzie wylogowało mnie ostatnio.

Od razu na miejscu przywitał mnie Dimitry.

- I jak tam, Miku? Dobrze się spało? Strasznie wcześnie dziś wbiłaś.

Faktycznie. Była szósta, a na nogach byłam już jakieś pół godziny. Jednak trudno spać, kiedy każdego dnia śni ci się ten sam koszmar...

Dlaczego musiało im się to stać?! Dlaczego im na to pozwoliłam?!

- Hej, Miku... - mruknął Dimitry, który zauważył, że posmutniałam. - Coś się stało?

Po chwili kompletnie przestałam o tym myśleć... Nie wiem, co robił Dimi, ale to działało.

- To... Co robimy? - powiedziałam.

- Myślę, że powinniśmy zacząć od nauki obsługi programu do nagrywania.

- Muszę? Nie możecie po prostu zareklamować swojej gry w inny sposób? - mruknęłam.

Nigdy nie marzyłam o byciu youtuberką. Rzadko go nawet oglądałam, kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić, żeby zdobyć popularność, a i ona sama nie napawała mnie pozytywnie...

- Spokojnie, nagrywanie naprawdę nie jest straszne. A stwierdziliśmy z ojcem, że naprawdę się do tego nadajesz. Jesteś charyzmatyczna i bardzo płynnie się wysławiasz. Nie mówiąc o tym, jak dużo czasami mówisz. A jeśli chodzi o reklamę, taka może być naprawdę kosztowna. A tutaj z dużym prawdopodobieństwem wybijemy się na kontrowersji.

- Kto ma słowotok, ten ma słowotok, Dimi. Ale niech ci będzie. Spróbuję.

Następna godzina zeszła nam na konfiguracji małego, latającego wokół mnie zwierzaczka, który służył za kamerę i nauki, co robi poszczególny przycisk, kiedy dawać jaki kadr. Potem zadałam jeszcze kilka pytań i byłam już gotowa. Włączyłam nagrywanie.

- To jak mam zacząć? O czym mam mówić?

- Po prostu się przywitaj, opisz, gdzie jesteś... Nic trudnego. - powiedział chłopak i puścił mi oczko.

- W takim razie... Witajcie, z tej strony Mikasa! Dzięki uprzejmości tego oto pana - Tu pokazałam na Dimiego - mam okazję testować raczkującą technologię, która pozwala kierować avatarem za pomocą własnego umysłu!

- Dokładnie! - wtrącił się Dimitry. - Ale szkoda rozgadywania się o tym, niedługo zrobimy o tym dokładniejszy film. Może teraz pokażmy to, co tygryski lubią najbardziej, co?

Chłopak wyjął swoją szablę i wykrzyczał:

- Wyzywam się na walkę PvP, Mikaso!

- Chyba cię pogrzało! Ja nawet walczyć nie umiem! Ta walka jest z góry ustawiona!

- Skąd wiesz, że nie umiesz, skoro nawet nie próbowałaś, co? - mruknął chłopak z demonicznym uśmieszkiem. - Pojmiesz to w praktyce! Poza tym, wiesz... Masz dwa sztylety, a ja tylko jedną szablę. W teorii masz przewagę.

- A w praktyce będę zaraz gryźć piach, co? - uśmiechnęłam się. - Ale dobra, zaczynajmy! - powiedziałam i zaakceptowałam wyzwanie.

Nad nami pojawił się licznik wyliczający 30 sekund na przygotowanie się przed walką. Wyjęłam moje sztylety. Jeden chwyciłam tak, że ostrze znajdowało się z przodu mojej dłoni, a drugi - na odwrót. Licznik powoli zbliżał się ku zeru. Dimi był już w pozycji bojowej ze swoją srebrną szablą przed sobą. Był ustawiony, jakby chciał zrobić szarżę.

Licznik zakończył odliczanie. Admin rozpoczął szarżę, tak zresztą jak się spodziewałam. Intuicyjnie zablokowałam się sztyletem. Udało mi się sprawić, że ostrze szabli chybiło mojego ciała. Od razu odskoczyłam, by zaatakować z dogodniejszej pozycji. Jednak Dimi zareagował na to błyskawiczną szarżą, której nie zdążyłam odparować. Ostrze tkwiło w miejscu, gdzie powinnam mieć żołądek. Czułam lekki ból w tamtym miejscu, lecz na pewno był on znacznie słabszy, niż w prawdziwym świecie. Pasek hp spadał nieubłaganie. Wymyśliłam więc, że w ramach rekompensaty wbiję mu sztylet w ciało. Szybko chwyciłam ostrze, które zanurzyło się w barku chłopaka. Dziwne uczucie tak walczyć ze świadomością, że i tak nikomu nic nie będzie... Zauważyłam też wtedy, że w tej grze nie ma krwi. Dimi lekko zawył i wyjął ostrze z mojego ciała. Poczułam lekko większy ból, lecz wciąż był on do przeżycia. W miejscu, gdzie była szabla Dimi'ego, znajdowała się dziura. Wylatywały z niej dziwne cząsteczki. Chciałam wykonać atak, lecz nagle przed moją twarzą wyskoczył komunikat, że moje hp spadło poniżej 50%, przez co przegrywam walkę. Dimi wyjął sztylet z barku, wyjąc w podobny sposób, jak mu go wbiłam i oddał mi go. Popatrzyłam na stan jego hp: wynosił 80%.

- Było dobrze, jak na pierwszy raz. - zaczął chłopak. - Ładnie odparowałaś moją szarżę, ale mam dobrą szybkość reakcji, więc szybko zaatakowałem ponownie. Atak był niemalże nie do odparcia, więc się nie martw. - dodał "skromnie".

- Ahh... To co, skoro już mnie pokonałeś, to może pokażemy jeszcze parę rzeczy?

- Jasne, możemy pokazać jak działają inne bronie, jak wygląda świat...

- A, właśnie! - przypomniałam sobie. - Wiesz może, do czego służy strój, który trzeba wkładać razem z hełmem? Bo zastanawiałam się dość długo i nic nie przychodziło mi do głowy.

- Oj... Wiesz Miku... - zakłopotał się chłopak. - Z tego, co pamiętam, służy on do paraliżowania ciała, by nie poruszało się ono podczas gry. Jednak nie mam tutaj pewności, nie siedzę w takich sprawach... To co, wracamy do prezentacji świata? - Dimi zmienił niezręczny dla siebie temat.

Siedziałam w grze aż do południa. Najpierw nagrywaliśmy film, potem Dimitry pokazał mi podstawy montażu. Jeszcze później chłopak uczył mnie, jak obsługiwać broń białą.

- Miku... Bo my niedługo mamy posiłek u siebie. Nie jesteś głodna? W końcu nie jadłaś od sześciu dobrych godzin...

- O jejku! A dziś sobie obiecałam, że zrobię sobie porządne jedzenie, a nie kolejny dzień będę żyć na zupce... Kurde, mam nadzieję, że się wyrobię ze zrobieniem jakiegoś ciepłego posiłku...

- Typowe życie studenta. Jeszcze nie spotkałem osoby na "diecie zupkowej", która miałaby potem jakieś problemy. Poza tym, kto je ciepły posiłek o dwunastej?

- Ahh... Dobrze wiesz, że ja mam trochę inny styl jedzenia niż typowy Brytol. - mruknęłam. - Tak czy siak, powinnam już wyjść i zrobić sobie coś to jedzenia. Hej, Dimi! - powiedziałam i wylogowałam się.

Jest poprawka w piątek? Jest. Przecież nie powiedziałam (chyba) w który xD

W poniedziałek będzie normalny rozdział, pamiętajcie! A w weekend (bo będę mieć imprezę w piątek i sobotę, to akurat będę daleko od kompa i Dead Cells, więc będzie motywacja do pisania) remont 3 rozdziału (w końcu będę mogła pokazać tą książkę z dumą jak poprawię te gówno-rozdziały)

A poza tym, jak minęły wam wakacje? Cieszycie się z powrotu do szkoły, czy jeszcze byście posiedzieli? Ja, szczerze mówiąc, trochę się już nudzę, ale nie pałam optymizmem do powrotu do mojej kochanej klasy... :/ Anyway, życzę wam udanego roku szkolnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro