Największe Dzieło

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

//Tagi: lore, backstory, Yajone

Było już późno, zbliżała się dwudziesta trzecia. Mżył lekki deszcz i było nieprzyjemnie wilgotno. Warsztat był zamknięty już od godziny, choć gdyby nie hologram wyświetlany na ciężkich metalowych drzwiach z godzinami otwarcia, nie byłoby widać większej różnicy, bo roleta w witrynie była zawsze zaciągnięta, nie wpuszczając świata zewnętrznego do środka.

Yajone powoli wyciągnął dłoń przed siebie, potem równie powoli zgiął jej palce. Odczekał chwilę, obserwując efekty. Obrócił dłoń, wywracając ramię na drugą stronę; otworzył palce. Poruszył każdym z nich osobno i opuścił ramię, szukając jakichkolwiek mankamentów w ruchach. Potem powtórzył to samo, tyle że z drugą ręką. Podskórnie czuł, że nie ma już na co czekać. Zrobił wszystko, co mógł i nawet gdyby dało się to jeszcze jakoś ulepszyć, to prawdopodobnie i tak nie miałby części. I tak szalone było to, że udało mu się zebrać materiały dotychczas.

Przekręcił głowę, spoglądając na laptopa stojącego na biurku, do którego za pomocą stacji dokującej było podpięte zdecydowanie więcej kabli, niż to bezpieczne dla tak słabego procesora. Wyświetlające się czarne okienka pokazywały wykresy, które w czasie rzeczywistym, kolorowymi liniami, rysowały kolejne zygzaki różnych rozmiarów. Obserwował je chwilę w bezruchu, na siłę doszukując się błędów w odczytach.

– Czyli... Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – Zapytała Brass, która do tej pory, co dla niej wyjątkowo niepodobne, stała w ciszy. Wiedziała, że nie usłyszy odpowiedzi, więc z kupy chromu przeniosła oczy na chłopaka; a w zasadzie oko, bo w miejscu lewego było coś na kształt wizjera z czerwonym szkłem. Nie było jej stać na operację, po tym, jak trafiła sobie laserem w oczodół kilka lat wcześniej.

Yajone odpiął od siebie dwie gumowe przyssawki, które kurczowo trzymały się jego skroni, rzucił je na stół i w odpowiedzi potaknął głową, choć wydawał się dosyć nieobecny, w pełni skupiając swoje spojrzenie na wynalazku.

– No dobra! To zadzwonię po gościa. Masz czas zrezygnować, póki nie dotrę do telefonu, ale to naprawdę dobry chirurg, zobaczysz! Znam go już na maksa długo. Tak w sumie, to poznaliśmy się przez jego brata, kiedy... – Tu już nie było słychać, co mówi, bo wyszła z pomieszczenia, choć monolog prawdopodobnie ciągnął się dalej.

W końcu został sam na sam ze swoim największym dziełem. Ociężale podniósł się z krzesła i podszedł bliżej pary robotycznych rąk umieszczonych na stelażu przypominającym ludzkie barki. Do ich końca była podłączona masa kabli, która w tej plątaninie znikała gdzieś pod biurkiem. Westchnął ciężko i oparł się o blat, zwieszając głowę. Dobrze wiedział, że to, co zrobi, będzie absolutnie nielegalne. Każdy lekarz powiedziałby bez zawahania, że jego ramiona są w pełni zdrowe, a zatem nie może ich sobie ot tak wymienić. Może i była to prawda, ale to nie znaczyło, że nie miał z nimi problemu. Dotykanie rzeczy było dla niego ohydne. Nie był nawet w stanie przygotować sobie jedzenia, bo wszystko, co było zbyt miękkie, mokre, tłuste albo klejące doprowadzało jego mózg do zwarcia, a zawartość żołądka wypychało pod gardło. A jak już ręce będzie miał chromowane, to i tak będzie wszystko czuć, ale no... normalnie. Może w końcu, kiedy już, albo raczej "o ile", znajdzie sobie jakąś dziewczynę, będzie mógł ją złapać za rękę i nie będzie musiał cały czas myśleć o tym, jak paskudnie wilgotna jest jej skóra.

– Jesteś umówiony na jutro rano! Zawieźć cię, co nie?

Nagły głos wywołał chłopaka z myśli. Wzdrygnął się lekko, a potem nerwowo rozejrzał po pomieszczeniu, szukając źródła dźwięku. Brass stała w drzwiach i opierała się o framugę. Yajone popatrzył na nią przez chwilę i potaknął głową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro