Dzień pierwszy - prelekcje, tańce i rozmowy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wracam z tym tekstem po bardzo długiej przerwie. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze ma ochotę poznać dalsze losy Lou i Harry'ego. Miłego czytania:) 


Dzień pierwszy – prelekcje, tańce i rozmowy.

Naprawdę nie miał pojęcia, dlaczego ktoś chciałby spędzać czas w ten sposób. Kiedy w końcu drzwi od sali otworzyły się i wszyscy podnieśli się z miejsca, ponieważ to najwyraźniej był jakiś znak, którego nie zrozumiał, myślał, że teraz może być już tylko lepiej. Cóż mylił się bardzo mocno. Jego nogi zesztywniały i z trudem zrobił normalny krok do przodu, siedzenie w takiej pozycji na podłodze nie było najwygodniejsze, czuł, że kolana odmawiają mu posłuszeństwa. Powoli krok za krokiem przesuwali się w stronę drzwi, nie widział już grających w karty facetów i Aladyna, więc pewnie byli tymi szczęściarzami, którzy siedzieli na wygodnych krzesłach w środku. Gdy znaleźli się w sali, drzwi za nimi zostały zamknięte, najwyraźniej ta reszta ludzi, która spędziła w kolejce prawie godzinę, nie dostała się do środka. Ostatnie dwa wolne miejsca na samym końcu czekały chyba na nich. Gemma szczebiotała coś podekscytowana, ale niespecjalnie przysłuchiwał się temu co, mówiła.

Kiedy siostra powiedziała mu, że pójdą na prelekcję o wikingach, nie wiedział, czego może się spodziewać, ale na pewno nie podejrzewał, że ktoś ze słuchaczy zacznie wymądrzać się i wygłaszać przemowy niczym jego pani od historii w szkole. Warto nadmienić, że nie był fanem historii nawet w najmniejszym stopniu, a już na pewno nie przepadał za Panią Wilson, która najwidoczniej odkryła jego znudzenie i niezaangażowanie jej przedmiotem już w pierwszych dniach szkoły, gdy wpadł spóźniony do klasy, uderzył w stary jak cała ta okropna szkoła stojak podtrzymujący mapy i spektakularnie go przewrócił, samemu również upadając i przy okazji rozdzierając mapę na pół. Dyrekcja musiała zainwestować w nowy stojak i mapy, ale najwidoczniej pani Wilson nie byłą mu wdzięczna za to, że otrzymała zupełnie nowe pomoce naukowe. Może była w jakiś dziwny sposób przywiązana do tamtej mapy? Nie miał pojęcia i niespecjalnie był tym zainteresowany, ale niestety od tego dnia jego życie stało się jednym, wielkim, niekończącym się esejem z historii. Może właśnie w taki sposób pani Wilson chciała przekazać mu podziękowania, cóż wolałby czekoladki. Wracając do prelekcji i wikingów, kiedy prowadzący skończył w końcu mówić o jakimś nudnym obrządku pogrzebowym, miał nadzieję, że to już koniec, bo przecież kto chciałby zadawać jakieś pytania po godzinnej pogadance. Niestety okazało się, że jest ktoś taki. Nagle jedna ręka wystrzeliła w górę, więc przewrócił tylko oczami i jęknął cicho.

– Znalazł się nadgorliwiec – mruknął pod nosem, ignorując szturchnięcie Gemmy. Spojrzał na mężczyznę, który wstał i odebrał mikrofon od prowadzącego.

– Zastanawia mnie, dlaczego nie wspomniałeś w ogóle o pogrzebach wikingów, podczas których niewolnice również wchodziły na łódź, gdzie leżał ich zmarły pan i były tam duszone lub sztylet był wbijany w ich serce, a wszystko to robiła kobieta nazywana Aniołem Śmierci. Niewolnica była później położona obok zmarłego i dopiero wtedy podpalano łódź.

Szatyn mówił i mówił, a Harry sam z chęcią stałby się Aniołem Śmierci i udusił tego faceta. Poważnie, ile można mówić o śmierci i wikingach, to jakiś absurd. Wysłuchał tej nudnej pogadanki, ale teraz od pół godziny musiał wysłuchiwać sporu między prowadzącym, a tym całym gościem, który miał się nie wiadomo za kogo i wymądrzał się przez cały czas. Gdyby chciał słuchać takiego tonu, to wróciłby do szkoły i odwiedził panią Wilson, a tego nie miał zamiaru zrobić nigdy w życiu.

– Boże czy ktoś może mu wziąć ten cholerny mikrofon? – burknął cicho, zaplatając ramiona na piersi. Całkiem możliwe, że wyglądał w tej chwili jak obrażony, wyrośnięty przedszkolak, ale naprawdę nawet jego cierpliwość miała jakieś granice. Dzięki Bogu organizatorzy stwierdzili, że muszą już kończyć, ponieważ za kwadrans rozpocznie się kolejna część programu i sala musi zostać opróżniona. Nie miał pojęcia, za kogo przebrał się ten wymądrzający się typek, ale wyglądał jak jakiś gangster. Dobrze, że nie miał żadnej prawdziwej broni, ponieważ wyglądał na takiego furiata, który mógłby jej użyć. Zresztą cała ta jego grupka wyglądała dość dziwnie i podejrzanie, no może poza Aladynem. Kto w końcu obawiałby się gościa w sindbadkach?

– Nareszcie koniec – westchnął z ulgą, wstając z krzesła, które wcale nie było aż tak wygodne. – Teraz wracamy do domu? – zapytał, ciesząc się w duchu, że koszmar dobiegł końca.

– Oszalałeś? To dopiero początek – siostra chwyciła go za rękę i przepchnęła przez tłum kierujący się w stronę drzwi. – Nie mamy czasu na guzdranie, nasz plan jest napięty do granic możliwości.

– Nasz? – jęknął, uśmiechając się przepraszająco do osób, które przez przypadek szturchnął.

– Oczywiście, że tak. Chyba, że sam coś zaplanowałeś, wtedy mogę ewentualnie pozwolić ci oddalić się na godzinkę czy dwie.

– Jesteś naprawdę wspaniałomyślna – prychnął, czując ulgę, gdy znaleźli się w końcu na świeżym powietrzu. – Nie wiedziałem nawet, że muszę coś zaplanować. Czy nie mówiłaś, że to jest radosne miejsce, gdzie wszyscy czują się jak w domu? Ja aktualnie jestem nieszczęśliwy i wydaje mi się, że wróciłem do szkoły.

– Przestań zrzędzić i psuć wszystkim nastrój. Wyglądamy świetnie, będziemy się cudownie bawić, ale musisz zrzucić tę maskę gbura i trochę wyluzować.

– Cudownie, to co teraz zaplanowałaś? – sarknął, uśmiechając się sztucznie. Naprawdę nie wiedział, kto irytował go mocniej Gemma czy ten mądrala, który zniszczył mu i tak już nudną pogadankę o wikingach.

– Najlepsza cześć programu – odpowiedziała, nadal przedzierając się przez tłum zmierzający w przeciwnym kierunku.

– A konkretniej? – zapytał, ale gdy usłyszał odpowiedź, nie był już taki pewny, czy zadawanie tego pytania było w ogóle dobrym pomysłem.

***

Louis stał z dłońmi wciśniętymi w kieszenie swojego płaszcza i rozglądał się dookoła. Ludzi przybywało z każdą chwilą i wcale go to nie dziwiło, zbliżała się godzina szósta, festiwal oficjalnie już się rozpoczął. Zerknął na swoich przyjaciół, którzy dyskutowali o czymś zaciekle. Wstydził się za Zayna i miał zamiar dopilnować, by jutro ubrał się właściwie.

– O czym tak dyskutujecie? – podszedł do Liama, który śmiał się z czegoś głośno, obejmując Malika ramieniem.

– O twoim popisie na pierwszej prelekcji – wyjaśnił Zayn, patrząc na niego znacząco. – Ostrzegaj nas, że masz zamiar się tak zachowywać, to może zdążymy się przesiąść i udawać, że nie przyszliśmy razem.

– Zabawne – prychnął, słysząc słynny rechot Horana. – To ty przynosisz mi wstyd, a nie ja tobie. I mam zamiar zachowywać się tak za każdym razem, gdy prowadzący nie będzie dostatecznie kompetentny.

– Nie jesteś w pracy stary, wyluzuj trochę i baw się. Poznaj jakiegoś faceta, poobracaj go w tańcu i może zakończ dzisiejszy dzień miło – zaproponował Niall, uśmiechając się do niego znacząco. Jak zawsze myśląc o głupotach i bzdurach, które nie interesowały Louisa w najmniejszym stopniu.

– Dlaczego w ogóle tu jesteśmy? – stali przy jakiś barierkach, gdzie było coraz więcej ludzi. Miał wrażenie, że marnuje swój czas, który mógł spożytkować jakoś sensownie.

– Tańce Lou! – wykrzyknął Niall i zaczął jakoś dziko wymachiwać nogami na wszystkie strony. Może w normalnych warunkach przyciągnąłby uwagę innych ludzi, ale nie tutaj.

– Niee tylko nie to, błagam – jęknął, wspominając wszystkie te lata, gdy był zmuszany do uczestniczenia w tej farsie. – Tylko nie w tym roku błagam. Czy nie możemy sobie odpuścić chociaż raz? Zobaczcie, ile moglibyśmy zrobić przez ten czas, ominie nas tyle prelekcji.

– Zamknij się w końcu – przerwał mu Horan. – To jest świetna zabawa, najlepsza część programu. Ja chodzę z tobą na te głupawe prelekcje w stylu jak przetrwać apokalipsę zombie, więc ty chyba możesz się poświęcić chociaż trochę i popląsać ze mną na parkiecie. To całkiem uczciwe. Chociaż nadal uważam, że ja poświęcam się dużo bardziej. Serio stary te niektóre twoje prelekcje są chore. Kto chciałby słuchać o paleniu wiedźm na stosie albo randkach na cmentarzu? Totalny z ciebie psychol.

Liam szturchnął Horana, który zamknął się nagle i spojrzał na niego oburzony. Louis miał wrażenie, że zaraz sam zapowietrzy się ze złości. Prelekcje które wybierał były interesujące i na pewno nie był psycholem, można było go nazywać w przeróżny sposób, ale psychol to zdecydowanie nie on. Zawsze chciał iść na randkę na cmentarzu, a wiedźmy to zawsze był ciekawy temat związany z historią

– Dobrze już dobrze panowie, uspokójmy się wszyscy – Liam starał się opanować sytuację, zanim dojdzie do rękoczynów. Wystarczyło, że już kiedyś pobili się, ponieważ okazało się, że Niall miał zarejestrować ich na prelekcję dotyczącą Gry o tron, ale pomylił godzinę i zamiast tego wylądowali na spotkaniu fanów anime Yuri on Ice. Powiedzieć, że Louis był wściekły, to jakby nie powiedzieć zupełnie nic. Liam myślał, że wtedy naprawdę Lou zamorduje Horana, ostatecznie tylko pobili się, wyglądali jak prawdziwi gangsterzy po ostrej bójce i po wszystkim poszli się upić. Jakiś tydzień później dowiedzieli się, że Lou obejrzał to anime i naprawdę mu się podobało, więc koniec końców nawet podziękował Niallowi za tę małą pomyłkę. Wolał nie wspominać, że ostatecznie każdy z nich obejrzał historię tych młodych łyżwiarzy, bo tak to już było z Lou, że jeśli on coś lubił, to nagle zarażał tym ludzi dookoła i wszyscy zaczynali na przykład oglądać anime.

– Nie mam zamiaru tańczyć – burknął szatyn i obrócił się szybko, słysząc jakiś śmiech po swojej prawej stronie.

Zauważył faceta w kilcie. To pewnie ten nieszczęśnik bez majtek i jego dziewczyna, która go ośmieszyła publicznie. Miał nadzieję, że nie śmiał się z niego, bo inaczej naprawdę był w stanie komuś przyłożyć. Jak na jeden dzień zniósł wystarczającą ilość głupich ludzi i ich jeszcze głupszych pomysłów.

– Louuu – zajęczał Niall – musisz zatańczyć. Zobacz, ile jest tutaj dziewczyn, na pewno będą potrzebowały partnera do tańca, nie możesz tak stać w miejscu i się przyglądać.

– Może najpierw ty znajdź sobie partnerkę do tańca, a ode mnie się odczep. Wiesz, że nienawidzę tańczyć.

– Nieprawda, jesteś osobą, która mówi, że nienawidzi wesel, a później kiedy jesteś zmuszony do pójścia na jakieś, bawisz się najlepiej ze wszystkich gości – wytknął mu Zayn.

– Tak, dlatego, że szydzę z połowy gości, wychodzę w międzyczasie na godzinny spacer po okolicy i piję dużo darmowego alkoholu – oparł się o barierkę i wbił wzrok w tego całego Szkota, który najwyraźniej również kłócił się ze swoją dziewczyną, ponieważ wymachiwał rękoma i wyglądał na naprawdę wzburzonego. Najwyraźniej dzisiejszy dzień sprzyjał nieporozumieniom i sporom.

***

– Błagam, powiedz, że sobie ze mnie żartujesz – jego siostra zatrzymała się i rozglądała z zadowoleniem. – Gemma nie pisałem się na to ok.? Nie ma opcji, żebyś mnie zmusiła.

– Przestań Harry, nareszcie nie muszę sobie szukać partnera, więc proszę, nie psuj mi zabawy dobrze? Potańczymy trochę, zobaczysz jaka to świetna rozrywka – zapewniała z entuzjazmem, ale nie wierzył w ani jedno jej słowo.

– Nie lubię tańczyć, dobrze o tym wiesz. Nie mam zamiaru robić z siebie błazna przed tym całym tłumem – zamachnął się rękoma, wskazując na coraz więcej osób zbierających się na placu.

– Tutaj wszyscy się uczą, przecież nikt z nas nie zna tańców bretońskich prawda? Jesteśmy tu dla dobrej zabawy, a nie dla popisywania się. Proszę Harry, czy mógłbyś chociaż raz zrobić coś dla swojej siostry? Proszę, proszę.

– Za każdym razem stosujesz taką samą wymówkę, a wiesz ile razy już coś dla ciebie zrobiłem? Milion! – wykrzyknął ze złością, powoli tracąc cierpliwość. Był zmęczony entuzjazmem Gemmy, jej radością i energią. Może to miejsce naprawdę było cudowne, ale on nie był w stanie tego dostrzec przez wiecznie poganiającą go siostrę. To nie do końca tak, że nie lubił tańczyć, ale nie chciał wysłuchiwać marudzenia siostry, która z pewnością nauczyła się już tych tańców na pamięć i znała każdy krok. – I wiesz co? Tym razem nie mam zamiaru się zgadzać na twoje kolejne wymysły. Jeśli chcesz tańczyć, to proszę bardzo, tańcz sobie, ale beze mnie. I uwierz mi, nie próbuj mnie wkurzyć, bo jutro przyjdziesz tu sama – zagroził i wcale nie blefował. Jeśli miała zamiar irytować go w ten sposób do końca tego dnia, to naprawdę wolał odpuścić i zaszyć się w swojej pracowni.

– Jezu Harry, wyluzuj – Gemma popatrzyła na niego zszokowana. – Przestań krzyczeć, ludzie się gapią. Przecież do niczego cię nie zmuszam, tylko ładnie poprosiłam o współpracę.

– Ty nigdy nie potrafisz prosić, zawsze żądasz, więc nie udawaj niewiniątka – mruknął, ignorując jej zirytowany wyraz twarzy. Usłyszał, jak prowadzący warsztaty tańców bretońskich zapowiada, żeby powoli dobierać się w pary, więc zerknął na siostrę, która ewidentnie była obrażona. – Dobra, ten ostatni raz zrobię coś dla ciebie.

– Świetnie, to chodźmy na parkiet – chwyciła go za rękę, ale wyrwał się szybko. – Co jest? Jesteś bardziej niezdecydowany niż moje przyjaciółki.

– Nie masz przyjaciółek – wytknął jej złośliwie, ale to przecież była prawda, gdyby je miała to on nie musiałby jej towarzyszyć na tej super imprezie. – A teraz pozwól, że pójdę znaleźć ci partnera do tańca – nie czekał nawet na jej reakcję tylko ruszył w stronę jedynych osób, które kojarzył chociaż z widzenia. Nie był zbyt towarzyski i rozmowny, ale naprawdę chciał mieć chwilę spokoju. Mógł poczekać tutaj na Gemmę, popatrzeć jak tańczy, to mu zupełnie nie przeszkadzało, ale tańczyć nie miał zamiaru. Zwolnił, gdy był już bardzo blisko grupy facetów w czarnych płaszczach. To tylko ich kojarzył z tej nieszczęsnej kolejki, gdzie Gemma upokorzyła go przy wszystkich, wykrzykując, że nie ma bielizny. Pomyślał, że jeśli stali tutaj, to pewnie też chcieli potańczyć, a nie widział wśród nich żadnej dziewczyny, więc jeśli nie chcieli tańczyć ze sobą, a zawsze istniała taka możliwość, to może któryś z nich poświęci się i zatańczy z Gemmą. – Cześć – przywitał się i zwrócił uwagę całej grupy. – Zauważyłem, że też czekacie na tańce i pomyślałem, że może któryś z was nie ma jeszcze towarzystwa i...

– Stary, spadłeś nam jak z nieba – wykrzyknął jeden z mężczyzn, klepiąc go mocno po plecach. – Louis nie ma partnera do tańca, także jeśli nie przeszkadza ci taniec z gangsterem to śmiało – mężczyzna cały czas się uśmiechał i mówił bardzo głośno, przypominał mu... przypominał mu Gemmę.

– Zamknij się Horan – warknął wspomniany chyba wcześniej Louis i dopiero wtedy Harry spojrzał na szatyna, który był tą nieznośną mądralą. – Ja nie tańczę.

– To świetnie, bo ja też nie – powiedział i poczuł, jak Niall patrzy na niego pytająco. – Nie szukam partnera do tańca dla siebie, tylko dla mojej siostry – wyjaśnił i miał nadzieję, że któryś z nich się zgodzi, nawet ten cały Louis, który obserwował go spod przymrużonych powiek.

– Widzisz Horan, to jednak propozycja dla ciebie – sarknął szatyn, skupiając swój wzrok na ludziach dobierających się w pary na środku sali. – Pospieszcie się gamonie, zaraz zaczynają się te wasze tańce. Wiedział, że zmarnował swój czas na stanie tutaj. Mógł iść na jakąś prelekcję, którą miał w planach, a teraz zostało mu tylko stanie tutaj i obserwowanie tego marnego tańca z gwiazdami.

– To gdzie jest twoja siostra? I tak w ogóle jestem Niall – mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę Harry'ego, więc szybko ją uścisnął, przedstawiając się przy okazji. Chciał mieć z głowy siostrę, więc starał się być jak najbardziej miły i towarzyski. Gdyby jakaś grupa przygarnęła Gemms, może miałby trochę spokoju i czasu dla siebie.

– Nie widzisz idioto – Louis przewrócił oczami, wtrącając się do ich rozmowy. – Popatrz na tę marną podróbkę Szkota, jego siostra musi być w dopasowanym stroju – skinął głową w stronę dziewczyny z długimi, ciemnym włosami, która stała w pewnej odległości od nich i kiedy głowy wszystkich zwróciły się w jej stronę, pomachała im z szerokim uśmiechem i ruszyła najwyraźniej w ich kierunku.

– Heej nie jestem żadną marną podróbką Szkota, ty gangsterze od siedmiu boleści – prychnął Harry, patrząc wrogo na szatyna, który najwyraźniej był nie tylko mądralą, ale też dupkiem.

– Cześć. Jestem Gemma – Louis nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ dołączyła do nich siostra tego idioty i cóż byli do siebie całkiem podobni. Nie wiedział, jak mógł wcześniej wziąć ją za dziewczynę Szkota. Podobieństwo było uderzające. – Czy któryś z was wybiera się na tańce?

– Już wszystko załatwiłem Gemms – Harry wskazał głową na Nialla, który najwyraźniej był bardziej niż zadowolony z tego, jaka trafiła mu się partnerka. – Miłego męczenia innych ludzi – dodał, gdy uśmiechnęła się radośnie i podeszła do swojego nowego partnera.

– Jestem Niall, miło mi poznać szanowną Panią. Czy można prosić do tańca? – mężczyzna ukłonił się teatralnie i wyciągnął dłoń w stronę Gemmy, która przyjęła ją ze śmiechem.

Po chwili szli już w stronę placu, na którym ustawiły się pary przygotowane do pierwszego tańca. Nawet z tej odległości Harry słyszał, jak głośno dyskutują i śmieją się z czegoś. Idealnie dopasowani, tak mógłby ich określić. Zauważył, że jeden z gangsterów trzymający za dłoń Aladyna, również dołączył do tańczącej grupy, więc został sam z mądralą, który wyjątkowo zamilkł i nie odezwał się do niego nawet wtedy, gdy stanął obok. Usłyszał pierwsze dźwięki melodii i prowadzący zaczął tłumaczyć jakieś skomplikowane kroki, które po chwili wykonywały osoby ustawione w dwóch kołach. Zdołał wypatrzyć Gemmę i Nialla, którzy chyba całkiem dobrze się bawili w swoim towarzystwie.

– Nie jestem marną podróbką Szkota – mruknął pod nosem, wspominając słowa, którymi opisał go typ stojący obok.

– Przykro mi, muszę cię zmartwić – szatyn zerknął na jego identyfikator – Jamie, ale twój dirk jest całkowicie nie z tej epoki. Generalnie wyglądasz jak tania, chińska podróbka Szkota, ale masz chociaż ładne łydki, wiec to cię ratuje i nie ma tragedii.

– Mój dirk? – wymamrotał, patrząc na mężczyznę z szokiem wymalowanym na twarzy. Nonszalancja jego rozmówcy go przerażała. Gemma mówiła, że tu wszyscy są mili, a ten facet był całkowitym przeciwieństwem tego słowa.

– Szkocki sztylet – wyjaśnił krótko, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.

– I... i w ogóle jakim prawem mnie obrażasz ty... ty – szarpnął jego identyfikator, czytając, jakie imię jest tam nabazgrolone – Tommy. Kim ty niby jesteś co? Twoją bronią nawet nikogo nie można zastrzelić Tommy – prychnął, wskazując na broń, którą szatyn miał schowaną.

– Coś ty powiedział? – warknął szatyn, obracając się gwałtownie w jego stronę.

– Że twoim plastikowym pistolecikiem nikogo nie zabijesz – nigdy nie zachowywał się dziecinnie. Bycie dzieciuchem należało do Gemmy, ale ten facet wyzwalał w nim wszystko co najgorsze. – I nie patrz na moje nogi – dodał, nagle przypominając sobie o tym, że ten facet powiedział, że ma ładne łydki.

– Mogę zabić cię w inny sposób – warknął, podchodząc do niego bliżej. Nie obchodziło go, co ten półnagi dryblas sobie o nim myślał, ale nie pozwoli obrażać stroju, który był dopracowany w najmniejszym szczególe. – I dopiero teraz zarejestrowałeś to o łydkach? – prychnął, przewracając oczami.

– Niby jak? Uderzysz mnie? Najpierw musiałbyś dosięgnąć do mojej twarzy, a to się nie uda – jeśli chciał, potrafił być naprawdę mało uprzejmy, ale później nie czuł się z tym za dobrze.

– Uduszę cię, do tego nie potrzeba broni, a jeśli kopnę cię w te twoje łydki, albo w ten goły tyłek, to uwierz mi, nie będę musiał dosięgać do twarzy, żeby zadać ci trochę bólu. Przyrzekam, że jesteś bardziej irytujący, niż wszyscy moi uczniowie razem wzięci.

– Odczep się od mojego tyłka i moich łydek – westchnął, opierając się o barierkę oddzielającą ich od tańczącego tłumu. Czuł rumieńce na swoich policzkach, nie czuł się komfortowo w tym stroju, a ten typ musiał mu jeszcze przypomnieć, jak kretyńsko wygląda. Poderwał nagle głowę, gdy dotarło do niego, co powiedział ten Louis, Tommy czy jakkolwiek się nazywał. – Jesteś nauczycielem? Boże wiedziałem, nikt inny nie mógłby tak bardzo przypominać pani Wilson, to nie mógł być przypadek. Pewnie jesteś historykiem prawda? – nie czekał wcale na odpowiedź, tylko dalej mówił rozentuzjazmowanym głosem. – Przysięgam, że każdy historyk musi być gadułą i mądralą. Poważnie myślicie, że jesteście najmądrzejsi na świecie, bo znacie jakieś fakty z przeszłości i daty. Moja mama ogląda te nudne teleturnieje i tam zawsze, poważnie zawsze najbardziej dziwne i przemądrzałe osoby to historycy. Od razu wydawałeś mi się takim typem.

– Skończyłeś już? – Louis patrzył na niego zniecierpliwiony. – Myślałem, że nigdy się nie przymkniesz. I tak, jestem nauczycielem. Coś ci nie pasuje, podróbko Jamiego?

– Nie mam dobrych wspomnień ze szkoły – burknął, rozglądając się po Sali. Gemma zniknęła mu z oczu jakiś czas temu i teraz nie był w stanie jej dostrzec. Nie mógł uwierzyć, że aż tyle osób chciało tańczyć ten dziwny taniec pełen podskoków, kroków i obrotów. To było zadziwiające. – I daj mi spokój, przestań ciągle mówić, że jestem podróbką. Wcale nie chciałem tutaj być, a już na pewno nie w tym stroju.

– Bo byłeś pewnie sportowcem, który sądził, że może olewać sobie naukę – prychnął z pogardą mężczyzna, mierząc go oceniającym wzrokiem.

– Nie byłem sportowcem. Skąd w ogóle ten pomysł? – wyciągnął telefon, który w jakiś cudowny sposób zmieścił się w sporanie i zerknął na wyświetlacz. Nie miał pojęcia, jak długo to będzie trwało, ale może trochę żałował, że sam nie zdecydował się na tańczenie. Może wtedy czas minął, by mu szybciej. – Po prostu nauka nie jest dla mnie, nigdy nie lubiłem siedzieć nad książkami. Ile to jeszcze będzie trwało?

Czekał na jakąś reakcję, ale nie doczekał się. Mężczyzna po prostu odepchnął się od barierki i odszedł. Harry patrzył na niego, nie wiedząc, co teraz niby miał zrobić. Został sam, nie znał tego miejsca, wszyscy byli obcy, a jego siostra zniknęła w dzikim tłumie i pewnie właśnie bawiła się cudownie, zapominając o nim i całym świecie. Jedyna osoba poza Gemmą, z którą zamienił tu kilka zdań, właśnie odchodziła w bliżej nieokreślonym kierunku, więc musiał coś zrobić i jedyne co przychodziło mu do głowy, to dogonienie mężczyzny i pójście z nim, gdziekolwiek ten teraz zmierzał. Nie mógł go zgubić z oczu. Louis był wredny, opryskliwy i rozmowa z nim przypominała spacer po odłamkach szkła, ale przynajmniej go poznał i naprawdę nie chciał zostać w tym miejscu sam, a już na pewno nie w tym stroju. Ruszył biegiem, cały czas obserwując oddalające się plecy szatyna. Trzymał swój kilt tak, by materiał nie podniósł się i nie odsłonił tego, czego nie powinien. Nie chciał najeść się więcej wstydu.

– Poczekaj – złapał go za ramię, gdy był już dostatecznie blisko.

– Czego chcesz?

– Wiem, że mnie nie lubisz, ja ciebie też nie i wiem, że chcesz mnie udusić, ale czy możemy zakopać topór wojenny chociaż na chwilę? – naprawdę nie lubił się kłócić, a najwyraźniej pokazał się temu mężczyźnie z najgorszej strony. – Jestem tutaj sam i nigdy wcześniej nie byłem na takim... takim festiwalu, a ty wydajesz się dość obeznany, więc czy mogę pójść z tobą, gdziekolwiek teraz zmierzasz?

– Mówisz, że nie czytasz książek, a teraz używasz w stosunku do mnie zwrotu gdziekolwiek teraz zmierzasz? Jesteś dziwny i masz rację, nie lubię cię, jesteś irytujący, przebrany za Szkota, którego nawiasem mówiąc też nie lubię, ale okazuje się, że jesteś totalną świeżynką, a ja jestem cóż starym konwentowym wyjadaczem, więc pozwolę ci się schronić w moich ramionach. Jasne, możesz iść ze mną, tylko przestań marudzić i obrażać historię – nie mówiąc nic więcej, szatyn obrócił się na pięcie i ruszył dalej. – No idziesz czy nie? Specjalnego zaproszenia nie będzie. Błagam, bądź chociaż trochę mądrzejszy niż Jamie Fraser, a może nie zamorduję cię pod koniec tego dnia.

– Idę, idę – podbiegł do niego i maszerował obok mężczyzny, starając się nie odzywać, ale jakoś nagle miał tyle pytań i pragnął uzyskać odpowiedź na każde z nich w tej chwili. – Nie lubisz Outlandera?

– Bożeee – jęknął szatyn, zatrzymując się nagle w miejscu. – Posłuchaj, jak ty masz w ogóle na imię?

– Harry

– Dobra, posłuchaj Harry, przemyślałem sobie wszystko. Oprowadzę cię po tym miejscu, wyjaśnię, na czym polega ten konwent, pokażę wszystkie fantastyczne miejsca, a na koniec pójdziemy się napić i może jeśli dobrze pójdzie, to uda nam się unikać Nialla i nie zostaniemy zaciągnięci na karaoke. A na samym początku wyjaśnię ci, dlaczego Outlander to beznadziejny serial nie warty uwagi dobrze? I może w przyszłym roku ogarniesz sobie trochę lepszy strój, chociaż twoje nogi nadal mogą zostać odkryte.

Harry wpatrywał się w niego zszokowany, ale zdołał go jeszcze uderzyć w ramię, zanim ten wcisnął dłonie w kieszenie obszernego, czarnego płaszcza i nonszalanckim krokiem ruszył przed siebie. Nie wiedział, co było nie tak z tym facetem, ale wydawał się szalony i niebezpieczny. A to brzmiało jak złe połączenie, jak coś, czego powinien unikać, ale przecież sam, jak ostatni idiota, dobrowolnie poprosił o jego towarzystwo, więc najwyraźniej też był szalony. Postanowił ponownie dogonić mężczyznę, zanim jakieś dziewczyny nie poproszą go o zdjęcie. Widział jakieś zbliżające się kobiety, które spoglądały na niego dziwnym wzrokiem. To miejsce było przedziwne, może dzięki Louisowi zrozumie chociaż, o co w tym wszystkim chodzi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro