10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spotkałem go na przystanku tramwajowym koło rynku. Stał oparty o tablicę z rozkładem jazdy i palił papierosa. Najpierw zwolniłem i przyjrzałem się uważnie. Tak, to on, stwierdziłem. Te same rysy skrytej pod daszkiem czapki twarzy, rozczochrane włosy opadające na kark i zielona bluza. Na nogach Adio. Też takie jak we śnie.
Pomyślałem, że pewnie widywałem go tu częściej, tylko nie pamiętałem. Podświadomość wyciągnęło to z jakichś powodów i urządziła mi ciekawy sen. Człowiek racjonalizuje jak tylko może, kurczowo trzyma się rzeczywistości i jakichkolwiek reguł.
-Ładny jesteś skubańcu - stwierdziłem cicho i zacisnąłem pięść. Zawsze robiłem to odruchowo, gdy wypatrzyłem jakieś wyjątkowe ciacho.
Robiąc skromne zakupy w hiperkarkecie, zobaczyłem go drugi raz. Szedł sobie za mną alejką i znudzony oglądał wystawki. Już wtedy zrozumiałem, że coś nie gra.
Udawałem, że go nie widzę, gdy stał za mną przy kasie. Chyba miałem trochę pietra, to mógł być jakiś świr albo co...Idzie taki za tobą pod sam blok, a potem wypruwa ci flaki w windzie i na razie.
Gdy wyszedłem z marketu, oczywiście poszedł prosto za mną. Zaczęło mżyć, więc schowałem się pod wiatą przystanku, tym razem wybrałem autobus. Zaleta wielkiego miasta - rozbudowana sieć miejskiej komunikacji.
Stanął tuż obok mnie i sennie obserwował otoczenie. Miałem dość!
-Czego chcesz? - zapytałem.
Niemal podskoczył w miejscu. Obejrzał się za siebie, jakby szukając kogoś.
-No? - ponagliłem zirytowany.
-Do mnie mówisz? - zdziwił się.
-Nie widzę tu nikogo innego... - trochę złagodziłem ton, bo jeszcze mu odwali i...
-Widzisz mnie? - jego ciemne oczy były wielkie jak spodki.
Zamrugałem.
-Śledzisz mnie od rana...trudno nie zauważyć - stwierdziłem.
Milczał, ale po oczach znać było rozpacz.
-Widzisz mnie... - mruknął i opadł ciężko na ławkę. Miał tak nienaturalnie płynne i miękkie ruchy...
-Ej...- zacząłęm, ale zawahałem się - Ty masz może...skrzydła? Głupio brzmi, wiem.
W jego oczach odnalazłem błysk zrozumienia.
-No no, to wiele wyjaśnia. Ty wiesz kim jestem, nie?
-Nooo...tak trochę.
-Skąd wiesz?
-Śniłeś mi się.
Pokiwał ze zrozumieniem głową. Nagle zorientowałem się, że jest nieco za cicho. Auta stały bez ruchu na ulicy, przechodnie zniknęłi z ulic. Było pusto i jakoś dziwnie ciemno.
-Tak? Ze skrzydłami?
-Tak.
-To dobrze, wiesz już mniej więcej co jest grane. Kurczę...to trudne do wyjaśnienia i...
-Zdejmij bluzę - nakazałem, nie mogąc dłużej wytrzymać.
-Co..? - nie zrozumiał.
-Nie nic, sprawdzałem tylko coś.
-Co?
-W tym śnie...no nieważne. Nie jesteś moim stróżem i nie spełnisz poleceń, nie?
Podrapał się po głowie.
-Zdecydowanie nie, ziom.
Szkoda, pomyślałem.
-To może masz pytania? - zagaił po chwili milczenia. Dowiedziałem się w ten sposób, że anioły też nie lubią krępującej ciszy.
-Odczuwasz podniecenie?
-Eee...czasem. Jesteś cholernie ludzki, wiesz? Wszystko byście wyruchali, skrzydlate czy pokryte łuskami, grunt żeby otwór miało.
Milczałem, bo w gruncie rzeczy miał rację. Anioły: 1 Ludzkość: 0.
-Jesteś sam? - pytałem dalej.
-Jest nas kilku. Tyle, że tamci są inni. Znasz dwóch, Złego i Łuskacza.
-Kogo? - zdziwiłem się.
-No...Zły to ten mały, którego ty...wiesz.
Pokiwałem głową.
-A Łuskacz to ten zakapturzony który obserwuje cię z okna... od dawna z resztą. To on jest bardziej twoim strażnikiem.
-Aha, Rycerz...podgląda mnie.
-No. Ale Łuskacz jest trochę inny. Znaczy no wiesz...on woli...
-Gargulce? - zgadywałem, biorąc pod uwagę jego raczej betonowe ciało.
-Co? Nie - zaśmiał się - On woli samice. Kobiety, dziewczyny.
-A ty nie?!
-No....nie - spuścił wzrok. Anioł gej i wstydzioszek, też dobre.
-To jakiś absurd. Co z ciebie za anioł?
-Nie jestem aniołem! Po prostu mam skrzydła i trochę talentów. Ale aniołów nie ma.
Całe to spotkanie wydało mi się jakimś niedorzecznym żartem. Zwariowałem jak nic.
-Możesz włączyć życie? Trochę nieswojo się czuję, widząc że wszystko stoi....
-Co? Aaa! Jasne, jeśli tak wolisz - pstryknął palcami i zaryczały silniki aut, zastukały podeszwy butów o chodniki. Świat znowu ruszył.
-Dzięki - odparłem.
-Drobiazg. Z przyzwyczajenia zamrażam. Gadając ze mną teraz wychodzisz na wariata, ludzie zazwyczaj mnie nie widzą.
-Spoko. Siedzę sobie na przystanku i gadam z zatrzymującym czas skejtem ze skrzydłami. Z moją psychiką wszystko świetnie.
-To dobrze - nie wychwycił ironii.
-To czemu za mną chodziłeś?
-Pilnuje cię. Łuskacz gdy jesteś w domu, a poza nim do południa Zły, a potem ja.
-A jak do ciebie mówią?
-Nazbierałem już sporo imion. Mów mi jak chcesz.
-A jak nazywaJĄ cię Zły i Rycerz?
-Jaki rycerz?
-...Łuskacz.
-Mówią mi 'Szefo'.
-Jesteś przywódcą?
-Ktoś musi.
W końcu zjawił się autobus. Niecały kwadrans spóźnienia.
-Jesteś w stanie sprawić, żeby autobusy przyjeżdzały punktualnie? - zapytałem Szefa.
-Bez przesady, są rzeczy których nawet my nie jesteśmy w stanie zmienić.
Wsiedliśmy do środka.
-Skąd się wzieliście kim jesteście i co tu robicie? - zasypałem go pytaniami, gdy tylko usiedliśmy na samym końcu pojazdu.
-I tu się sprawy komplikują. Nie wiemy kto lub co nas...powołało. Po prostu się pojawiamy. Jedni istnieją dłużej, inni krócej.
-Pojawiacie się?
-Tak. Widzisz, ja, Zły i Łuskacz też byliśmy zwykłymi ludźmi. Kiedyś. Potem staliśmy się prawdziwymi sobą.
-I co robicie w mieście? Zatrzymujecie sobie ruch uliczny i wrzucacie ludzi pod tramwaje? Nie jesteście raczej tymi dobrymi...
-Wszystko po kolei - uciszył mnie i spoważniał - Nie jestem w stanie powiedzieć co robimy. Pewne rzeczy po prostu się dzieją, tak jakby ktos je już zaplanował i teraz wciskał kolejne guziki. My pomagamy wypełnić Plan.
-Plan? Gadasz jak fanatyk religijny.
-Nie mamy nic wspólnego z jakąkolwiek religią. Tak, wiem, skrzydła. Zły i Łuskacz ich nie mają. Same mi wyrosły...
-Nie są takie złe. W sumie całkiem ładne, o ile takie jak we śnie. Możesz je chować i wyciągać? Teraz ich nie ma.
-W pewnym sensie są chowane, ale to nie scyzoryk, jeśli wiesz co mam na myśli. Boli...
-Odczuwasz ból?
-Pewnie. Tak jak i przyjemność.
-I robisz to czasami z kimś?
-Nie o mnie mamy nawijać - uciął.
-Jasne...Delikatna zmiana tematu - byłem lekko zawiedziony.
-Jeszcze jakieś pytania?
Skupiłem się.
-Chyba najważniejsze. Czemu za mna łazisz? Czemu mnie obserwujecie?
-To chyba oczywiste. Już się zaczęło. Zawsze to wyczuwamy.
-Co się zaczęło?
No jak to co? Zmieniasz się.
-W co?
-W jednego z nas.
Obudziłem się nagle i przez chwilę żałowałem, że to znowu był tylko sen. Powoli moja podświadomość tworzyła całkiem udany serial. Może sprzedam prawa jakiemuś dobremu reżyserowi i zdobędę fortunę? Kurwa, potrzebuje kawy...
________________________zapraszam tez do przeczytania
-Kwazar
- wiatr .
Komentujcie , oceniajcie.

Ten rozdział dedykuje kazdej osobie , ktora to czyta :) . Dobranoc

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro