11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

.Wieczorem wyszedłem na dach bloku. Na ten sam dach, na którym kilka lat temu planowałem zakończyć współpracę z tym padołem. A jednak żyłem i wróciłem tu, choć tym razem w zupełnie innym celu.
Rodzice byli w domu i oczywiście wywlekali najpodlejsze wspomnienia i zadawali sobie ciosy poniżej pasa. Bałem się, że kiedyś ojciec zacznie bić matkę, jeśli wyprowadzę się z domu.
Chciałem popatrzeć na miasto, posłuchać go. W radiu, telewizji i gazetach trąbili tylko i wyłącznie o Burzy. Miała być monstrualna, zabójcza i tak dalej, prasowa podpucha. Owszem, zapowiadało się niezłe piekiełko, ale żeby od razu Burza Stulecia i Kara Boska? Litości. Ludzie zabijali wystawy sklepów dechami, usuwali wszelkie ciężkie rzeczy z podwórek, zamykali psy w domach lub budach. Zamknięto wszelkie stragany i sklepy całodobowe, nawet stacje paliw były nieczynne. Świat czekał. Tylko gargulce na szczytach kamienic i Rycerz nie uciekli i spokojnie oczekiwali nawałnicy. Było cicho, jak to przed przysłowiową burzą. Cicho, nie licząc szumu silników. Ludzie wyjeżdżali bądź wracali do domów, do rodzin. Ja od swojej wolałem uciec. Choćby na godzinę na dach bloku.
Pojawił się jakby znikąd. Przysiadł na krawędzi dachu, niedaleko mnie. Nie miał skrzydeł, poza tym był w pełni ubrany.
-Cześć - powiedziałem.
-Cześć.
A więc jednak istniał. A może znowu śniłem? Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie to. Byłem zmęczony i przygnębiony. Chciałem uciec i nie wracać do tego bagna. Miałem dość płaczu matki, ryków ojca, dziwaczności i wrogiego grymasu na twarzy przechodniów. Świat był chory, zniekształcony przez jakąś dziwaczną chorobę. Nawet powietrze pachniało stęchlizną.
-Czemu wszystko jest do dupy? Czemu jest tak źle? Co się dzieje? - zasypałem go pytaniami. Kto jak kto, ale anioł musi znać odpowiedzi. Musi!
-To dobrze, że pytasz.
-Co? - warknąłem. Nienawidziłem, gdy ktoś mówi szaradami.
-Nie pasujesz tu, co? A jednak coś cię trzyma w mieście. Coś cię ciągnie do ciemnych ulic i zaułków, jest coś w zimnych bryłach wieżowców i wszechobecnych posągach. Zadajesz sobie pytanie, czemu ludzie są nieszczęsliwi. Ale oni o tym nie myślą. Starają się utrzymać na powierzchni, wyłapać odrobinę światła. Są skazani. Ty nie.
Wstał i podszedł do mnie. Otchłań jego oczu działała na mnie jak magnes.
-O co ci chodzi? - załamał mi się głos, do oczu napłynęły łzy. Byłem już śmiertelnie zmęczony.
-Niedługo zrozumiesz - zapewnił i znów się zbliżył. Niebo było mroczne i ciężkie od ołowianych chmur.
-Nie chcę...Ja zabiłem człowieka. To wszystko jakieś chore... - nie dokończyłem, bo łzy zalały mi twarz. Pierwszy raz od wielu lat płakałem.
Przytulił mnie wtedy. Mocno i długo, a ja poczułem jego zapach. Przypomniałem sobie nagle pewien dzień z dzieciństwa. Poszliśmy nad jezioro otoczone lasem i wielkimi polanami. Było słońce i szczere uśmiechy rodziców. Było beztrosko. Trawa była zieleńsza niż kiedykolwiek później. Co się stało z tamtym światem?
Łkałem w jego ramionach i własnie wtedy się zaczęło.
Niebo przeszyły pierwsze błyskawice. Pierwszy grzmot zapowiedział nadchodzącą katastrofę. Wstrząsnął światem. W sekundę uświadomił setkom tysięcy mieszkańców miasta, że ich wysiłki były na nic. Że są jak mrówki, budujące schronienie z ziaren piasku i patyków. Burza ich znajdzie i dosięgnie. Wypleni złe postępki i myśli. Ukarze winnych, objawi kłamstwa i wstyd. Znajdę ich i ukaram. To ja byłem Burzą. Nadszedł czas, by wszystko się odwróciło.
Miasto musi zostać oczyszczone.
_______________________
Dziekuje , za czytanie , ocenianie i komentowanie. Bardzo mnie to motywuje. Życzę Wam mile spędząnych wakacji.
Oceniajcie i komentujcie dalej.:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro