15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Wiecie jaka jest różnica między młodszym, a starszym gościem? - zapytal Zły.
-Młodszy woli ci dawać, a starszy brać? - mruknął Szefo, sącząc przez słomke swojego szejka.
-Jak ty mnie znasz - ucieszył się Zły i włożył do ust kolejną frytkę.
-Nie trzeba cię znać. Wystarczy myśleć jak stułbia albo coś równie prymtywnego.. - Szefo odstawił kubek na stolik i ponownie zabrał się za szkicowanie czegoś na kartce. Nie widziałem obiektu jego starań, bo trzymał szkicownik na kolanach.
-Jesteśmy jak rodzina, nie? - zauważyłem.
Ucichli, co tylko dodatkowo mnie rozbawiło.
Siedzieliśmy na najwyższym piętrze Pasażu Prometeusza, na którym znajdowały się knajpki z żarłem dla znużonych zakupami nastolatków. Zajęliśmy stolik zaraz przy wielkiej szklanej ścianie.
-Widzicie tamtego kolesia w zielonej koszulce? - Zły przerwał cisze, wskazując ociekającą keczapem frytką na chłopaka przy ladzie.
-No, nawet niezły. Co z nim? - zaciekawiłem się.
-Miałem go - Zły wyszczerzył zęby.
-Co ty!? - roześmiałem się razem z nim.
-Ten głupek wyruchał pół kolesi w mieście - wyjaśnił beznamiętnie Szefo - A drugie pół wyruchało jego.
-Przeceniasz mnie - zapewnił Zły - Poza tym wolę o tym myśleć jako o misji. Wszyscy trzej jakąs mamy, nie? - Zły beztrosko wykończył kolejną frytkę. Wyglądał seksownie nawet kiedy jadł.
-A co do misji, jak tam ma się twoja mała blond zagadka? - po chwili znowu rozgadał się Zły.
Szefo złamał ołówek.
-Kamil ma misję? - zdziwił się.
-Zapewniłem mu ją. Wiesz, sam pewnie by szukał i szukał. Postanowiłem trochę pomóc szczęściu - wyjaśnil niewinnie Zły.
-Wy też mieliście swoich...no, misję, jak to nazywacie, nie?
-Zgadza się - przyznał Szefo - Ale sami ich znaleźliśmy, co trwało znacznie dłużej. Tak to powinno wyglądać. Nie możesz mu podawać wszystkiego na tacy! - Szefo po raz pierwszy odkąd go znam, stracił cierpliwość.
-No już nie płacz, przecież należy się chłopakowi trochę pomocy - bronił się Zły. Czułem się jak cień, rozmawiali o mnie tak, jakby wcale nie było mnie pośród nich. Jakbym był nieistotny...
-Pierdole twoja pomoc. Czemu ty zawsze musisz się wtrącać? To ja znalazłem Kamila. Ja jestem za niego odpowiedzialny. Możesz to w końcu przyjąć do wiadomości?
Szefo zakończył swój wywód, zgniótł kartkę i cisnął nią do kosza. Potem odszedł.
-Fagas - syknął cicho Zły - Na razie młody. Baw się ze swoim nowym kolegą póki możesz.
Zostałem sam. Sam w budynku pełnym ludzi.
Podszedłem do śmietnika i po chwili poszukiwań odnalazłem zmięta kartkę. Rozwinąłem ją.
Pomijając fakt, że Szefo nie jest wielkim artystą, rysunek był dobry. I przedstawiał mnie.

***
Zły zbudził się w środku nocy, pełen niepokoju.
W pokoju było ciemno, jeśli nie liczyć trzepoczącego płomienia świecy na stoliku. Obok niego w łóżku spał spokojnie...jak on tam miał? Chyba Robert. Najnowsza zdobycz, zaledwie sprzed paru godzin.
Jego ciuchy leżały porozrzucane na podłodze, w progu leżała porzucona deska gościa. Zły uśmiechnął się bez przekonania i wstał.
Powoli krążył nagi po pokoju, usiłując namierzyć źródło złych przeczuć, a migoczące światło rzucało refleksy na zwinne, szczupłe ciało.
Podszedł do okna, gdy zrozumiał już, co się dzieje.
Przed domem wszystko było jak zawsze, z jednym wyjątkiem. Odległa, wyrastająca z chodnika latarnia świeciła pełną mocą. Trupioblade światło padało na szary beton.
-Kurwa... - mruknął Zły. Nie osmielił się mówić głośno.
Światło.
Latarnia ta nie działała od miesięcy. Technicy przyjeżdżali tu czasem nawet kilka razy w tygodniu i walczyli z elektroniką tylko po to, by sprzęt nawalał następnego wieczoru. Mieszkańcy zdążyli się już poddać, a Zły cieszył się niezmiernie, że na jego dom nie pada żadne zbędne światło, o to przecież chodziło.
A teraz paliła się. I to nie było zwykłe światło żarówki.
Przyszło po niego, doskonale o tym wiedział.
-Jeszcze nie...kurwa. Nie ma mowy! Nie dorwiesz mnie, słyszysz? -odgrażał się, przepełniony adrenalinową odwagą.
Zapłonęły lampy ogrodowe, nieużywane od lat. Światło gryzło w oczy, niszczyło jakikolwiek cień, odzierało noc z wszelkiej tajemnicy. Było żarłoczne.
-Jasny chuj - warknął i zaczął szybko się ubierać.
-Idziesz gdzieś? - jęknął na współ przytomny skejciak w łóżku.
-Śpij, nie twoja sprawa - uciszył go Zły i wybiegł.
Chłopak natychmiast zasnął kamiennym snem i miał nie zbudzić się już do rana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro