7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

7.Gdy wstałem, był wieczór i znowu wszystko było nie tak. Pokój był czysty. Posprzątany. Wręcz sterylny, jak nigdy dotąd. Żadnych połamanych mebli, rozwalonych na ziemi książek, a przecież w takim stanie go rano zostawiłem.
-Co do kurwy...
-Posprzątałem trochę, chyba nie masz za złe?
Nie podskoczyłem, nie odwróciłem się nagle. Poznałem głos i chyba w jakiś bzdurny sposób spodziewałem się go.
-Co tu robisz? - zapytałem spokojnie, nawet na niego nie patrząc.
-Pomyślałem, że trzeba ci wyjaśnić conieco - przechadzał się po moim pokoju, podnosił z półek moje rzeczy i oglądał je, by po chwili odłożyć.
-No to nawijaj - ponagliłem. Zastanawiałem się, czy śnię, czy po prostu zwariowałem.
-Nie do końca normalne to twoje życie, co?
Uśmiechnął się, a ja nie reagowałem.
-Pamiętasz maturę?
Pamiętałem. Gdy okazało się, że większość zadań z matematyki to jakaś abstrakcja, zestresowałem się nie na żarty. Widziałem już swoją żałosną przyszłość i powtarzanie matury. Spociły mi się ręce, czułem jak krople spływają po plecach pod garniturem i koszulą. I nagle ocknąłem się na ławce przed salą, już po egzaminie. Byłem przerażony, że to koniec, że przedawkowałem kawę czy coś. Maturę zdałem na 90%.
-Jest mnóstwo takich rzeczy w ostatnich latach, co?
W jego głosie czaiło się tyle chytrości. On wiedział o mnie znacznie więcej niż ja sam i bawiło go to. Mnie irytowało.
Ale miał rację. Gdy teraz spojrzałem wstecz, powoli nabierało to sensu. Szereg pozornie możliwych, ale niewyjaśnionych wydarzeń. Wszystkie przez ostatnie lata. Po....próbie samobójczej, tak. Głupie wspomnienie i głupi wybór młodego błazna jakim byłem. A potem życie stało się dziwne, lepsze.
-Szczęściarz z ciebie, wiesz? Dowiesz się. Niedługo. Zadbamy o to.
-O co ci chodzi? Gadasz jak na jakimś filmie? Co to, archiwum x czy kurwa co? - nie wytrzymałem. Miałem dość jego zagadek i gierek. No ileż kurwa można!?
-Masz ładny widok z okna - odparł spokojnie, z lekką nuta smutku - Naprawdę zazdroszczę, ja widzę tylko podwórze pełne chaszczy.
Trzy kroki. Trzy uderzenia czarnobiałych adio o panele. Mimowolnie śledziłem je wzrokiem.
-Widzę nawet starego znajomego - roześmiał się. Podszedłem do niego. Teraz obaj patrzyliśmy na Rycerza. A potem on spojrzał na nas. Odskoczyłem od okna autentycznie przerażony. Spod kaptura posągu błyskały czerwone ślepia, doskonale widoczne mimo dzielącej mnie od niego odległości. Zresztą chuj ze ślepiami, ten posąg żył!
-Ze mną nie ma nudy - stwierdził - A tamten jest jednym z nas.
Jego pewność siebie uspokajała mnie i wprawiała w dziwny nastrój. Mimo wszelkich okoliczności, musiałem przyznać, że jest śliczny. Wyglądał jakby dojrzalej i drapieżniej niż ostatnim razem. Wydawało mi się, czy był trochę wyższy?
Nagle przestał przyglądać się światu za oknem i spojrzał wprost na mnie. Patrzył tak bez słowa, a ja czekałem na jego ruch.
Podszedł. Stał tuż przede mną, tak blisko, że czułem ciepło jego ciała.
Powoli wyciągnął dłoń i czubkiem palca wskazującego przysunął moją twarz ku swojej. Pocałowaliśmy się.
Na kolana - szepnął.
Mogłem jedynie usłuchać. Gdy byłem już na poziomie jego nóg, spojrzał w dół i uśmiechnął się, ale nie było w tym ciepła ani sympatii. Położył mi dłoń na głowie i pogłaskał delikatnie.
A potem gwałtownie nacisnął stopą na moją klatę i leżałem już na plecach u jego stóp. Adio spoczął triumfalnie na moim brzuchu. Nie czułem ciężaru, ani ucisku. Było mi błogo.
-Podoba ci się? - zapytał.
Nie odpowiedziałem. Zdjął ze mnie stopę i zaczął powoli krążyć wokół mnie. Adio uderzały cicho o parkiet przy mojej głowie, rękach, nogach. Do pokoju wpadało blade światło księżyca, nadające jego twarzy jeszcze bardziej drapieżnych rysów. Myliłem się co do niego, gdy robiliśmy to w jego łóżku...
-Wiem, że masz na nie ochotę - powiedział. Przykucnął przy mnie, tak bym miał Adio najbliżej głowy jak to możliwe. Nadal leżąc na plecach, położyłem dłoń na białym nosku buta. Przesunąłem po nim, aż do jego kostki skrytej pod nogawką szerokich jeansów. Wstał i wysunął stopę z buta, a ja natychmiast go pochwyciłem i chciwie przycisnąłem do twarzy. Pachniał jak bóg, chciałem chłonąć ten zapach bez końca, dotykać cudownego Adio i nigdy nie wypuszczać z rąk. W tym czasie odziana w białą skarpetkę stopa dotykała moich spodni. Pomogłem mu, rozpinając guzik i rozporek. Wsunął stopę do środka, nacisnął bezpośrednio na moje bokserki. Nie widziałem go, bo zamknąłem oczy skupiając się na zapachu.
Powoli ale stanowczo masował mnie i musiał czuć twardy do granic możliwości kształt. Kurwa, miał mnie w garści jak nikt wcześniej w życiu!
-Niedługo zacznie się na dobre - przerwał w końcu ciszę.
-Co się zacznie? - zapytałem.
W odpowiedzi parsknął tylko śmiechem.
-Muszę iść. Do następnego razu.
-I nagle leżałem sam na podłodze mojego pokoju z rozpiętymi spodniami i monstrualną erekcją. Wszystko wróciło - światła ulicy padające na ściany, szum silników i ryk przejeżdżającego tramwaju. Sąsiadka jak zwykle oglądała za głośno teleturnieje.
Sen? Zbyt realny...jeszcze czułem ten zapach....Jasny chuj...
Kim...lub czym był ten młody? Jak dostał się do mojego pokoju niepostrzeżony i jakim cudem tak po prostu wyparował?
Widziałem go trzeci raz w życiu, a już zdążył nim zawładnąć. Z pozoru niewinny młodzian, a jednak w blasku nocy piekielnie bystry i tajemniczy.
Czy powinienem znowu go odwiedzić w jego willi? Czy to on sprawia, że wokół mnie dzieją się te wszystkie dziwne rzeczy? Czy jest niebezpieczny?
Wiele pytań, a ja nie miałem pojęcia skąd wziąć odpowiedzi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro