cz.II rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


   Kiedy Kamil wrócił do namiotu i wślizgnął się w śpiwór przypomniała mu się identyczna noc z szefem jaką przed chwilą odbył z Fabianem. 

***

 Nie wiedział czemu, ale widok palącego na podwórku Szefa w ogóle go nie zdziwił. Bez słowa opuścił werandę i uważając na głębokie bajora powoli podszedł do obcego mu chłopaka. Zapalili w tej samej chwili i stało się coś, czego Kamil zupełnie się nie spodziewał. Właściwie to po prostu nic się nie stało – obaj palili w milczeniu,Szefo obrzucił go tylko szybkim spojrzeniem. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem znowu gapili się na niebo, odległe pola i ściany stodoły. Przez kilka minut było tak cicho, że Kamil słyszał ryk silników z odległej autostrady. Szum ostatnich liści na drzewach pod domem. Odległy krzyk jakiegoś pijaka na drugim końcu wsi. I jeden bardzo charakterystyczny dźwięk.

 -Uwielbiam, kiedy słychać jak wypala się papierek – powiedział Kamil i tak naprawdę mówił do siebie samego. Już sam widok żarzącego się papierosa był hipnotyzujący. Gdy doszedł do tego cichy szelest spalanej bletki, była to jedna z małych radości kamilowskiego życia. 

-Słuchaj... - zaczął , tym razem zwracając się już do Szefa. Chłopak spojrzał na niego wyczekująco i wypuścił dym z ust. Kamil nie wiedział, co właściwie chce powiedzieć temu biedakowi, ale czuł że coś powinien. Uderzyła go nagle świadomość, że jest sporo starszy – o jakieś pięć, może sześć lat.  

  -Jesteśmy razem, prawda? – chłopak wybawił Kamila z zakłopotania.

 -No tak..

 Powoli dopalali papierosy i Kamil czuł, jak szansa na poznanie tego dziwnego człowieka przecieka mu przez palce. Dopalenie papierosa było dla niego symbolicznym momentem 

– kiedy palisz, rozmowa się klei – w pracy, na uczelni, na imprezie. Gdy wyrzucanie pety, ten zawieszony w czasie moment się kończy i trzeba postanowić co dalej.

Szefo bez słowa wyjął z paczki i odpalił kolejnego. Czy robił to, bo lubi, czy również chciał przedłużyć ich wspólną chwilę, nie miało większego znaczenia. 

-Ponoć miałeś wypadek jako dzieciak – mózg Kamila sam znalazł temat do rozmowy, od lat niezmiennie go tym zaskakiwał. 

-Wpadłem pod ciężarówkę. Podobno sam pod nią wlazłem w ostatniej chwili – głos Szefa był obojętny, dziwnie chropowaty.- Wtedy obudziłem się w szpitalu . Była noc. Wszyscy spali. W oddali korytarza ujrzałem światło.. Po jakieś chwili było tuż koło mojego łóżka . Mówiło do mnie jakimś dziwnym językiem i wyciągnął rękę w moją stronę. MOje ciało przeszył ciepły dreszcz i obudziłem się rano obok mojego łóżka , przy którym rodzina płakała nad moim ciałem. Byłem martwy. Światłość to mój pan. 

 -Bardzo ... Bardzo mnie to .. ehh nie wiem co powiedzieć... Ale mamy coś wspólnego, też miałem wypadek. Spadłem z balkonu.

-Wiem. Wiem wszystko co się działo z Twoim życiem. Obserwowałem Cię.

- Fakt.

 -Chyba łączy nas coś więcej – chłopak spojrzał na Kamila z cieniem uśmiechu. To spojrzenie było dziwne,  znał je z branżowych klubów i ulicy. W jego głowie narodziło się absurdalne przeczucie.

 - Wspólna przyszłość – dokończył Szefo i wrócił do podziwiania gwiazd. Bez wyraźnego powodu myśli Kamila powędrowały do odległych czasów, do momentu upadku z balkonu i tego co było później. Przez kilkanaście lat zmieniło się tak wiele rzeczy, choćby jego orientacja. Już od trzech lat sypiał z chłopakiem i pozbył się idiotycznych hamulców, które tak pielęgnował wcześniej. Pozostało tylko to jedno uczucie, najsilniejsze ze wszystkich, nigdy nie opuszczająca go na krok świadomość– nie pasował. Czy Szefo też tłumi w sobie takie problemy?

 -Czemu nie śpisz? – tym razem Kamil świadomie zaczął wątek.  

-Nie umiem spać tylko dlatego, że jest noc. Za to czasami mam tak realistyczne sny, że ta rozmowa być jednym z nich. Ty możesz być moim snem.

-Chyba bym wiedział, gdybym był zmyślony – Kamil poczuł idiotyczną potrzebę obrony – Nie możesz wyśnić kogoś od Ciebie niezależnego, w śnie mówisz cudzymi ustami, ale to nadal twoje słowa. A ja mówię za siebie.

 -Filozof z ciebie – przyznał Szefo – Pewnie masz rację, bo ja, czy to we śnie, czy na jawie, nie potrafiłbym tak pieprzyć. Kamil zignorował te słowa, nie wiedząc czy to kpina, czy żart. 

 -Co chcesz teraz ze sobą zrobić? – nie powstrzymał ciekawości. 

-Zjadę na ręcznym i pójdę spać. Obaj się zaśmiali i był to naprawdę szczery śmiech.

 -Mam na myśli życie. Jaki masz plan? – dociekał Kamil..  

-Plan? – Szefo uniósł brwi.- Dowiesz się już niedługo ... Doradzę Ci coś ...

- Co takiego ? 

- Bądź gotowy , że pewnego dnia będziesz musiał przygotować plan.

- Plan ? Dotyczący czego ? - Dobiegał Kamil.

- Wszystko w swoim czasie .

-No wiesz.. 

-Nie – Szefo  aż się wzdrygnął. 

Kiedy Szefo kończył palić papierosa , Kamil wstał zdeptał kiepa i wszedł do domu , zostawiając chłopaka samego na tarasie.

- Dobranoc - burknął Szefo.

- Cześć.

*** 

Leżąc jeszcze tak z dobre 10 minut rozmyślał o co chodzi z planem Szefa.. teraz wie , że plan to uratowanie z objęć Światła Szefo .. Sen przyszedł niespodziewanie .

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro