cz. II rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kamila obudził odgłos suwaka od namiotu.
-Kurnaaaa - jęknął sennie.
-Sorry - przeprosił Fabian, siadając obok leżącego przyjaciela.
-No nic...co jest? - przeciągnął się mocno, wypełzłszy ze śpiwora. Miał na sobie tylko czarne bokserki.
-No co się tak gapisz? - spytał, widząc nagłe odrętwienie Fabiana.
-W odpowiedzi chłopak skinął głową na bokserki Montiego.
-Aa... no często mi stoi po spaniu. Wiesz, mokre sny - ucieszył się Kamil.
-Spoko. Też tak miewam. Pierwsza rzecz jaką chce mi się wtedy zrobić po przebudzeniu to...
-Zjechać na ręcznym - dokończył chłopak.
-No - zgodził się Fabian.
-No.
Siedzieli tak przez chwile w ciszy, obaj gapiąc się na wybrzuszenie w bokserkach.
-Wyjdziesz na chwilę? - spytał w końcu Kamil
Fabian mruknął coś pod nosem i powoli, ociągając się, wyszedł.
Stanął przed namiotem, rozejrzał się. Magda i Tomek wylegiwali się na rozłożonym w słońcu śpiworze. Rafał i Dominik gdzieś zniknęli, jak zwykle. Tak samo jak Krzysio i Patrycja.
Między czterema rozłożonymi namiotami ułożony był już stosik drewna na wieczorne ognisko. Flaszki zapewne chłodziły się ukryte w rzeczce pod mostem. Wieczorem się upiją, a rano wypiją kilka butelek mineralnej. Wezmą coś na ból głowy, albo klina. I powtórzą cykl kilka razy, by potem wrócić do domu. Tyle po wyjeździe. I czemu potem miałoby być lepiej? Na co będzie czekał przez następny tydzień, miesiąc, rok, dziesięć lat? Ile już czeka na Kamila?
-Chuj... - syknął i obrócił się na pięcie. Wpadł do namiotu i spojrzał prosto w oczy speszonego chłopaka, który ledwie zdążył z powrotem założyć bokserki.
-Ku**a, musisz przerywać? - spytał , na wpół poirytowany, na współ rozbawiony.
Fabian wszedł do namiotu i usiadł okrakiem na udach Kamila, patrząc mu prosto w oczy. Bez słowa wtulił się w ciepłe, nagie ciało. Zamknął oczy i cieszył się tym najpiękniejszym na świecie zapachem, oznaczającym bezpieczeństwo i ciepło. Mógłby tak trwać wiecznie, zatrzymać czas, by reakcja Kamila niegdy nie nadeszła. Spodziewał się ciosu, odepchnięcia, ostrych słów, czegokolwiek. Ale otrzymał tylko bierną akceptację i słyszał płytszy oddech. Czuł przy uchu głośne i szybkie bicie serca. Nie myślał już logicznie. Po raz pierwszy od bardzo dawna Fabian zignorował głos rozsądku, przestał myśleć o skutkach i po prostu dał się ponieść chwili, pragnął poczuć się wolny, nieskrępowany, odległy od tego wszystkiego...
Ręka sama spoczęła na wybrzuszonych bokserkach Kamila i ścisnęła je lekko. Nie otwierając oczu zaczął je masować, a usta nieśmiało dotknęły szyji , by po chwili przylgnąć silnie i długo. Ciepło, głośne oddechy, bicie serc, ale przede wsystkim ten oszałamiający zapach, którym emanował Kamil. Nie był już kolegą. Był najepszym przyjacielem, powierzycielem, opiekunem, obrońcą, panem.
Usta Fabiana spoczęły na ustach chłopaka, ale został odtrącony. Nie było mu dane całować swego pana. Miał inne zadanie i podporządkował się woli silniejszej od własnej. Przesunął się niżej, docierając do klatki piersiowej  unoszącej się i opadającej w coraz szybszym tempie, łapiącej chciwie oddech i emanującej żarem. Fabian czuł wplecione w jego włosy dłonie, które delikatnie, ale stanowczo przesuwały głowę w dół, do brzucha. Chciał mieć to silne ciało tylko dla siebie, dotykać go w nieskończoność, dostarczać mu przyjemności jakiej nie da nikt inny. Kiedy usta dotknęły gumki bokserek, liczyło się już tylko zaspokojenie Kamila. Chciwie chwycił materiał w usta, naciskał i masował bokserki językiem, nie mogąc się doczekać nagości, a potem oddania swego ciała Kamilowi , oddania się pod opiekę, bycia...zdominowanym.

Marzenia się spełniły? Myślę tak jeszcze przez chwilę, zanim świadomość uderza.. uderza z siłą pociągu. Nie było dominacji, nie było oddania, nie było opieki. Nie przełamałem się i nie wszedłem do namiotu. Byłem jego tylko przez chwilę, kiedy spałem. Kiedy świadomość została wyparta przez podświadome.
Nadal jestem sam.
Nigdy nie próbowałbym uprawiać seksu z Kamilem. Nie jestem gejem. Nie jestem nawet biseksualny. Gdybym był, pewnie byś się w nim zakochał i próbował zaciągnąć do łóżka, jak cała reszta. Gej zakochany w heteroseksualnym przyjacielu. Banał, ale za to jaki przyjemny. Przynajmniej w śnie było przyjemnie...
Czego chcę od Kamila Miłości? Nie. Troski? Tak. Opieki? Tak. Czemu właśnie on? Czemu tak potrzebuję jego zapachu, gdy zasypiam? Czemu tylko on? Co sprawia, że Kamil zapełnia pustkę, której nie zapełni nic i nikt inny?
Nie kocham go. Nie jestem gejem. Nie jestem bi.
I nadal jestem sam..na polu. Czemu spałem na polu w środku dnia? Co ja tu robię?
Czemu towarzyszy mi strach, że gdzieś po drodze coś pójdzie źle?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro