cz. II rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czego się tak boisz? To kumple, zrozumieją. Poza tym w nocy wszyscy będą pijani, pójdzie jeszcze łatwiej...
-No nie wiem. A jeśli ktoś coś odwali? Tomek nie jest ostatnio za miły...
-Tomasz nigdy nie jest miły. Taki jego styl.
-Rafał...to spore ryzyko...
Rafał nic już nie mówił, tylko przytulili się czule i mocno. Było ciepło, orzeźwiający wiatr przyjemnie łasił się do skóry. Tuż pod nimi płynęła cicho rzeka, a w krzakach wokół śpiewało ptactwo i szumiały liście. Słowem - letnia sielanka.
-Nie ma ryzyka, nie ma zabawy - stwierdził w końcu Rafał.
-A jeśli rozpowiedzą? Albo nas oleją? Wiesz, spędzamy tu z nimi jeszcze pięć dni - wahał się wciąż Dominik.
-Pieprzyć to. Jakoś się ułoży, a jak komuś coś nie pasuje, to jego problem.
-Brzmi mądrze i fajnie, ale w rzeczywistości tak łatwo nigdy nie jest.
Rafał uciszył go nagłym pocałunkiem.
-Dobra - uległ Dominik - Ale żebyś potem nie żałował. Bo to twoi kumple, ja znam ich zaledwie od tygodnia.
-Damy radę - ucieszył się Rafał.
I wtedy usłyszeli szelest. A potem ujrzeli jego sprawcę - Fabiana, stojącego pośród krzaków i przyglądającego się im ciekawie.
Zerwali się z miejsca i odskoczyli od siebie, patrząc przerażonym wzrokiem na intruza.
-Cześć - powiedział.
Nie zareagowali.
-Macie jakieś fajki? Nam się skończyły, a chcieliśmy z Kamilem zapalić, odkupimy kiedyś.
-No...łap - powiedział Rafał, rzucając mu paczkę.
-Dzięki. Jak coś zostanie, to oddam wam kiedy wrócicie do obozu - oznajmił Fabian. Po chwili jęknął cicho i dodał:
-Nie trzęście portami, nie wygadam. Nie moja sprawa z kim sypiacie i innym też nic do tego.
-Nie powiesz? Dajesz słowo? - odezwał się w końcu Rafał.
-Jasne - zapewnił Fabian - Ale pod jednym warunkiem.
Jakim warunkiem? - Rafał wyczuł podstęp, bo zdążył już poznać nietypowe poczucie humoru Fabiana.
-Pocałunek - odpowiedział tamten.
-Co!? Mam się z tobą lizać? - Rafał niemal pisnął.
-Co ty, głupi? Nie wszyscy tutaj wolą chłopców. Wy się pocałujcie, ja tylko popatrzę. I nie pytaj po co mi to. Po prostu to zróbcie.
-A jeśli nie? - spytał z kolei Dominik.
Spojrzenie, które rzucił mu Fabian, wystarczyło za odpowiedź.
-Dobra... - zgodził się Rafał - Chodź - zwrócił się do Dominika. Stanęli naprzeciw siebie i po raz pierwszy w życiu odczuwali taką tremę przed pocałunkiem.
-No? - ponaglił Fabian.
Usta Rafała i Dominika zbliżyły się do siebie, zetknęły miękko i szybko się od siebie odsunęli.
-Starczy? - rzucił posępnie Rafał.
-Nie żartuj. Jeśli zawsze się tak całujecie, to nie wróżę wam długiego związku. Trochę wczuwy, panowie!
Rafał spojrzał Dominikowi w oczy. I nie zobaczył tam już strachu, ani tremy. Znalazł tam coś zupełnie innego...
'Ty mała cholero' - pomyślał rozbawiony.
-Chodź tu! - złapał Dominika w pasie i przyciągnął do siebie. Zamknęłi oczy, usta zwarły się mocno, języki walczyły ze sobą, ręce swobodnie błądziły po ciałach. Wszystko wokół ucichło, rzeka, ptaki i liście. Słyszeli tylko bicie własnych serc i przyjemny szum w uszach. Obaj przyznali potem, że był to najwspanialszy pocałunek jaki przeżyli.
Kiedy w końcu odkleili się od siebie i otworzyli oczy, Fabiana nie było.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro