cz. II rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kamil nie mógł spać. Na dobrą sprawę, od miesięcy nie mógł po prostu położyć się i zasnąć. Zawsze coś przeszkadzało - cieknący kran, głosy za ścianą, suche powietrza, zimno lub gorąco , albo nagłe wspomnienia związane z Szefem. Kiedy było idealnie cicho, materac był wygodny, a temperatura optymalna, po prostu leżał na plecach i patrzył w szwy namiotu, czekając na sen, który nie nadchodził. Najgorzej było, gdy Fabian z którym spał zaczynał się wiercić. W większości przypadków po prostu uciekał do innego pokoju i spał na kanapie , gdy coś za kłócało mu spokojna ciszę. Ta noc była jeszcze gorsza niż w domu - w namiocie obok spały dwie osoby. Dobrali się idealnie - ona histeryczka, on zgred. Jakimś sposobem przemęczyli się ze sobą kilkanaście miesięcy i mają zamiar odchować potomstwo, a teraz czekali, aż śmierć któregoś skończy ich wspólną udrękę. Podobne myśli pochłaniały uwagę Kamila przez całą noc. Myśli, oraz chrapanie Fabiana. Co właściwie tutaj robił? Miał w bagażniku swój namiot. Z resztą czuł się lepiej gdy spał obok nieświadomie obserwowany chłopak. Tez po głowie Kamila chodziły myśli związane z matką i ojcem. Czy to możliwe, by pod maską obojętności głęboko przeżywała stratę byłego męża? W końcu wywalczyła sobie prawo do organizacjii swojego własnego nowego i lepszego życia. ... Poczuł dziwne ciepło, gdy uświadomił sobie, że matka po prostu go potrzebowała. Fabian obudził się nadźwięk rozpinanego namiotu. Oby dwoje wyszli na zewnątrz. Zapalili w tej samej chwili i stało się coś, czego Kamil zupełnie się nie spodziewał. Właściwie to po prostu nic się nie stało - obaj palili w milczeniu, Fabian obrzucił go tylko szybkim spojrzeniem. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem znowu gapili się na niebo, odległe pola i ściany stodoły. Przez kilka minut było tak cicho, że słyszał ryk silników z odległej autostrady. Szum ostatnich liści na drzewach pod namiotem. Odległy krzyk jakiegoś pijaka na drugim końcu wsi. I jeden bardzo charakterystyczny dźwięk.
-Uwielbiam, kiedy słychać jak wypala się papierek - powiedział Kamil i tak naprawdę mówił do siebie samego. Już sam widok żarzącego się papierosa był hipnotyzujący. Gdy doszedł do tego cichy szelest spalanej bletki, była to jedna z małych radości szarlejowego życia.
-Słuchaj... - zaczął , tym razem zwracając się już do Fabiana. Chłopak spojrzał na niego wyczekująco i wypuścił dym z ust. Nie wiedział, co właściwie chce powiedzieć temu biedakowi, ale czuł że coś powinien. Uderzyła go nagle świadomość, że jest sporo starszy - o jakieś pięć, może sześć lat.
-Jesteśmy braćmi, prawda? - chłopak wybawił z zakłopotanej ciszy.
-No tak. Wspólne dzieciństwo inni ojcowie, ale to chyba nadal braterstwo.
Powoli dopalali papierosy i Kamil czuł, jak szansa na poznanie tego dziwnego człowieka przecieka mu przez palce.przecież znał go tak długo , a nic o nim nie wiedział. Dopalenie papierosa było dla niego symbolicznym momentem - kiedy palisz, rozmowa się klei - w pracy, na uczelni, na imprezie. Gdy wyrzucanie pety, ten zawieszony w czasie moment się kończy i trzeba postanowić co dalej. Fabian bez słowa wyjął z paczki i odpalił kolejnego. Czy robił to, bo lubi, czy również chciał przedłużyć ich wspólną chwilę, nie miało większego znaczenia. -Ponoć miałeś wypadek jako dzieciak - mózg Kamila sam znalazł temat do rozmowy, od lat niezmiennie go tym zaskakiwał.
-Wpadłem pod ciężarówkę. Podobno sam pod nią wlazłem w ostatniej chwili - głos Fabian był obojętny, dziwnie chropowaty.
-To mamy coś wspólnego, też miałem wypadek. Spadłem z balkonu.
-Chyba łączy nas coś więcej - chłopak spojrzał na Kamila z cieniem uśmiechu. To spojrzenie było dziwne, znał je z branżowych klubów i ulicy , a zwłaszcza Szefo tak na niego spoglądał. W jego głowie narodziło się dzienne uczucie dlatego wrócił do podziwiania gwiazd. Bez wyraźnego powodu myśli Kamila powędrowały do odległych czasów, do momentu upadku z balkonu i tego co było później. Przez kilkanaście lat zmieniło się tak wiele rzeczy, choćby jego orientacja. Już od trzech lat sypiał z „kolesiami" i pozbył się idiotycznych hamulców, które tak pielęgnował wcześniej. Pozostało tylko to jedno uczucie, najsilniejsze ze wszystkich, nigdy nie opuszczająca go na krok świadomość- swojej pierwszej miłości do faceta. . Czy Fabian też tłumi w sobie takie problemy? Czy geny mogą determinować tak wiele, by mieli podobne charaktery?
-Czemu nie śpisz? - tym razem Kamil świadomie zaczął wątek.
-Nie umiem spać tylko dlatego, że jest noc. Za to czasami mam tak realistyczne sny, że ta rozmowa być jednym z nich. U obudziła mnie Twoja pięta na moim kroczu gdy chciałeś wyjść.
-Chyba bym wiedział, gdybym był zmyślony - poczuł idiotyczną potrzebę obrony - Nie możesz wyśnić kogoś od ciebie niezależnego, w śnie mówisz cudzymi ustami, ale to nadal twoje słowa. A ja mówię za siebie.
-Filozof z ciebie - przyznał Fabian z nutka determinacji , że nie skomentował tego jak go obudził.
- Pewnie masz rację, bo ja, czy to we śnie, czy na jawie, nie potrafiłbym tak pieprzyć. Kamil zignorował te słowa, nie wiedząc czy to kpina, czy żart.
-Co chcesz teraz ze sobą zrobić? - nie powstrzymał ciekawości. -Zjadę na ręcznym i pójdę spać. Obaj się zaśmiali i był to naprawdę szczery śmiech.
-Mam na myśli życie. Jaki masz plan? - dociekał .
-Plan? - Fabian uniósł brwi.
-No wiesz, praca, mieszkanie, kasa, studia i tak dalej. Pracujesz?
-Nie - aż się wzdrygnął. Kamilowi robiło się go żal. Zastanawiał się, czy to jakieś ekspresowo rozwinięte braterskie uczucia
-Coś mi mówi, że będziesz musiał.
-Coś mi mówi, że to nie twoja sprawa - Fabian warknął i niespiesznym krokiem wrócił do namiotu. No, to tyle z braterstwa - pomyślał Kamil i zadeptał peta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro