|Rozdział dziewiąty|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Milutko się czyta wasze komentarze, więc fajnie by było, gdybyście pisali ich więcej!


Jimin i Jungkook stali na lotnisku pełnym ludzi. Właśnie teraz nastał czas pożegnania. Oczywiście nie na zawsze, ale jednak tydzień to dość długo zwłaszcza dla tak przywiązanych do siebie przyjaciół. Młodszy niepewnie patrzył w oczy wyższego. Zastanawiał się nad tym, czy nie powinien czasem powiedzieć czegoś bardzo znaczącego dla ich obu. Nie mógł niestety lecieć z nim, chociaż bardzo tego chciał. Jego prawdziwa praca na to nie pozwalała, więc nici. Zwiesił głowę i wlepił wzrok w ich buty, zaraz poczuł dużą dłoń Jeonga na swoim ramieniu i jego palce, które objęły podbródek dwudziestolatka.

– Poradzisz sobie, Jiminnie – uśmiechnął się szczerze i zaraz przyciągnął do siebie to drobne ciałko, by zamknąć w czułym uścisku (A/N: to nie pocałunek).

– Wyolbrzymiam to, przecież nie będziemy widzieć się tylko tydzień – zaśmiał się żałośnie z własnej głupoty. – Nie jestem już dzieckiem... przepraszam, Kook.

– Przestań, to urocze – rozłączył ich ciała i zmierzwił włosy Parka. – Muszę już iść, młody – oznajmił i złapał za małą dłoń drugiego, by ją pogładzić uspokajająco.

– Będę tęsknił – powiedział i przytulił szybko swojego hyunga. – Do zobaczenia, Jungkookie.

– Do zobaczenia – pomachał mu i oddalił się. – Też będę tęsknił! – krzyknął, odwracając się.



Jungkook siedział na swoim miejscu w samolocie i słuchał muzyki na słuchawkach. Martwił się o Jimina, nawet jeśli ten był dorosły i potrafił o siebie dbać. Nie lubił zostawiać go samego, zwłaszcza w takich chwilach. Ostatnio mają ciężkie dni i nie uśmiechał mu się samotny wylot do Japonii. Gdyby tylko nie ta praca młodszego, zabrałby go ze sobą wszędzie. Byleby nie był sam.

Odwrócił głowę w stronę okna i zemdliło go nieco. Miał lęk wysokości i bał się latać samolotami, jednak musiał wytrzymać dla swojej siostry. Przecież nic się nie stanie, prawda? Wypadki samolotowe chyba nie są aż tak częste... no nie? Pokręcił głową na swoje niedorzeczne myśli i wrócił do wpatrywania się w podłogę. Głównie jego głowę zaprzątało to nieszczęsne zadanie na pięćset tysięcy subskrypcji. Niby Jimin ostatecznie zgodził się na nie, ale co jeśli starszy zrobi coś nie tak i Park będzie się go bać? Nie chciał, by cokolwiek zniszczyło ich relacje. Naprawdę go kochał i nie mógł pozwolić na to, żeby to zniszczyło ich przyjaźń.

Ułożył głowę na zagłówku fotela i zamknął oczy. Nie minęło dziesięć minut, a on spał.



Czarnowłosy wracał z lotniska na piechotę, gdyż samochód został przed blokiem, a nie chciał tracić pieniędzy na taksówkę.

Były plusy i minusy wylotu Jeongguka.

Teraz mógł spać spokojnie do której będzie chciał. Będzie mógł siedzieć w domu całymi dniami (prócz tych, w których ma robotę) i nię będzie musiał wysłuchiwać narzekań Jungkooka na to, jak to on mało nie je.

Minusy to... samotne wieczory. Brak możliwości szczerej rozmowy, nie będzie miał do kogo się przytulić, a co gorsza... będzie sam podczas burzy, czy też awarii prądu! Do tego tęsknota za przyjacielem doskwierała mu nawet teraz, a nie ma go przy nim dopiero pół godziny.

Skręcił w znaną mu ulicę, na której znajdowało się ich mieszkanie. Miał otwierać drzwi prowadzące na korytarz, jednak powstrzymała go czyjaś dłoń zaciskająca się na jego przedramieniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro