|Rozdział osiemnasty|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeongguk przygotował dla siebie. Jisoo i Tao pewnie wrócą późno, dlatego dla nich nie miał się co fatygować. Ustawił miseczkę z żywnością na stoliku i usiadł przed telewizorem. Życzył sobie smacznego i zaczął jeść.

Dwudziestolatek przez chwilę wpatrywał się w właśnie lecącą kreskówkę. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego teraz twórcy bajek polepszają ich grafikę. To wszystko psuje.
Jungkook zastanawiał się przez chwilę nad jutrzejszym lotem do Japonii. W sumie, to nie miał pojęcia, dlaczego brał swoją siostrę i jego żałosnego chłopaka ze sobą. Będą przecież tylko mu zawadzać. Niestety sprawa została podjęta. Miał tylko nadzieję, że para znajdzie sobie jakiś hotel czy cokolwiek podobnego.





Jimin przez cały swój czas, który miał na odpoczywanie, chodził po pokoju i narzekał na swojego współlokatora. Biedny Yoongi, musiał wysłuchiwać tego wszystkiego, bo nie miał przy sobie słuchawek, a zasnąć przy tonie starszego się definitywnie nie dało.

– Idiota - prychnął, wyglądając przez okno. – Czy on myśli w ogóle? Nie wiem, jak można ruchać sobie losowe laski z klubu, fuj – obrzydził się.

– Sam opowiadałeś mi o swoich, takich samych przygodach.... – wymruczał, wpatrując się w sylwetkę dwudziestolatka. – Śmiem stwierdzić, że jesteście tacy sami – wzruszył ramionami i ponownie się położył.

– Pojebało cię – zarechotał. – Nie jesteśmy podobni w żadnym stopniu. Żadnym! – podkreślił, uderzając otwartą dłonią o parapet kilka razy.

– Rozumiem, przestań się wydzierać – westchnął i zakrył głowę poduszką, aby jakoś zagłuszyć zrzędzenie Parka.

Jimin widząc taką, jego zdaniem okrutną postawę 'kolegi', oburzył się. Postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza i opuścił salę w piżamce i kapciach. Na dworze było zimno, ale miał to gdzieś i ignorował każdą napotkaną pielęgniarkę.

W kieszeni miał paczkę papierosów, która znalazła się w jego torbie dzięki Hoseokowi. Starszy był tak naprawdę przeciwny nawykowi Jimina, ale cóż mógł zrobić?

– Ta pogoda też jest zjebana – burknął sam do siebie, depcząc peta. – Niech was wszystkich kurwa gołębie osrają! – krzyknął i wrócił do środka.

Schodów było dużo, a on nie potrafił jeszcze tak sprawnie się poruszać, by po nich wejść, dlatego jedynym wyjściem była winda. Wszedł do niej i niepewnie wcisnął guzik z numerem piętra, na którym znajdowała się jego sala.

Czarnowłosy rozglądnął się po małym pomieszczeniu i zaczął się lekko stresować. Był tam sam, nie miał telefonu... wymieniałby dalej, ale drzwi się rozsunęły, a on wybiegł z tej puszki jak strzała i tak samo wpadł do jego i Yoona pokoju.

– Miałeś problemy z chodzeniem i poruszaniem się, o ile wiem – zdziwiony siedemnastolatek obdarował niższego nieprzyjemnym wzrokiem.

– Nie twój interes – wydyszał Park i opadł na łóżko. – Żebym ja miał się komuś tłumaczyć, zabawne – rzucił sam do siebie.





Jeongguk najchętniej poszedłby teraz spać, ale chciał zaczekać na swoją siostrę. Jego oczy lekko się już zamykały, a głowa opadała w dół. Budził się co kilka minut i starał się otrzeźwieć, co wcale nie było takie proste.

Wykonał kilka połączeń do swojej starszej, ale ta nie odbierała. Jej partner również. Internet nie potrafił pomóc, więc Jeon był po prostu bezradny.

Zasypiał poniwnie, ale przeszkodziło mu w tym głośne pukanie do drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro