|Rozdział trzydziesty siódmy|

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trójka chłopaków spędziła dużo czasu na rozmawianiu o różnych rzeczach i graniu w jakieś durne gry. W końcu do sali przyszła pielęgniarka z kolacją dla Jimina i poprosiła o to, aby jego przyjaciele już wyszli.

– Ja jestem kimś ważnym dla niego – zaczął Kook, patrząc na nią zakłopotany. – Muszę go pilnować – oznajmił.

– Pan może zostać w takim razie, ale cię proszę o wyjście – zwróciła się do Hoseoka, który najwyraźniej czuł się odrzucony, co nie uszło uwadze najmłodszego.

– Nie, nie – wtrącił się Park. – Jungkook, idź z Hobim do hotelu i przyjdźcie tutaj rano.

– Ale... – chłopak spojrzał na niego zdziwiony, jednakże jego wyraz twarzy zniechęcił go do kłótni z nim. – No dobra - podszedł do niego i korzystając z nieuwagi pielęgniarki, pocałował w policzek.

Jung zbił z pacjentem pionę i razem z Jeonem wyszli z pomieszczenia, a następnie ze szpitala.

– Masz jakieś hajsy? – odezwał się starszy.

– No mam, a czemu? – przeniósł swój wzrok na twarz J-Hopa.

– Em... tak się składa, że nie wziąłem ze sobą wystarczająco pieniędzy, żeby mieć na ten hotel... – zaśmiał się nerwowo.

– Oddasz mi – powiedział tylko, a drugi się zgodził oczywiście.

Będąc w budynku, Jeongguk załatwił pokój z dwoma oddzielnymi łóżkami i chłopcy mogli w końcu odpocząć. Hoseok oczywiście poszedł pod prysznic, a Kook miał iść po nim. Jednak gdy Koreańczyk opuścił łazienkę, od razu w oczy rzucił mu się śpiący na podłodze dwudziestolatek.

– No kurwa, poważnie? – jęknął, starając się go podnieść. Gdy mu się udało, powoli przeniósł jego ciało na łóżko. – Co on wpierdala, że taki ciężki? Chyba, że zaczął się robić na siłce... – zamyślił się.

Minęło kilka minut, nim odszedł od łóżka Jungkooka i poszedł na swoje. Nie był jeszcze śpiący, a teraz zależało mu na tym, aby dowiedzieć się, jak Yoongi się trzyma. Przyjaźnił się już trochę z nastolatkiem i znał go bardzo dobrze. Codziennie pomagał mu w jego problemach, a musiał wyjechać do Busan, akurat w niekorzystnej dla młodszego sytuacji. Czuł się trochę winny, że go tak zostawił. Nawet chciał wziąć go ze sobą, ale Min się uparł, że Jimin jest na niego zły i nie będzie chciał go widzieć.

– Hej, jak się trzymasz? – zapytał, słysząc ciche 'halo'.

– Um... jest już w porządku – Yoon starał się udać uspokojonego, ale jego kumpel poznał ten sposób w jaki mówił. – Jakoś to opanowałem...

– Kłamiesz, kłamiesz – westchnął chłopak. – Płakałeś przed chwilą, prawda?

– Nie - zaprzeczył coraz bardziej łamiącym się głosem. – Jest naprawdę dobrze – starał się zapewnić starszego, ale on sam wiedział, że to nic nie da. Oszukiwał nawet samego siebie.

– Yoongi - stanowczy ton mężczyzny, sprawił, że siedemnastolatek niemalże dał upust swoim emocjom i się popłakał, ale w ostatniej chwili, przypomniał sobie słowa ojca. – Co tym razem się stało?

– To na-naprawdę nic – dalej próbował. – Hyung, uwierz mi – poprosił.

– Nie mogę – oznajmił Hoseok już na skraju wytrzymałości. Miał ochotę nakrzyczeć na niego za to, że nie chciał mu powiedzieć, ale przecież nie mógł. – Ojciec cię pobił?

– Nie... – zaprzeczył zdziwiony. Jego tata nigdy nie podniósł na niego ręki. – Cóż, moja matka... pokłóciliśmy się i... ona rzuciła we mnie butelką od piwa. Trochę się skaleczyłem, ale nic poza tym – wyjaśnił ledwo powstrzymując płacz na wspomnienie tej sytuacji.

– Tak dalej nie będzie, młody – usłyszał. - Pakuj się i ja jutro zabieram cię do siebie i nie ma żadnego 'ale', czy 'nie mogę'. Już za długo mi się sprzeciwiasz.

– Ja naprawdę nie mo-

– Powiedziałem – przerwał mu zdenerwowany. – Spakuj się i idź spać. Dobranoc – powiedział nieco łagodniej i rozłączył się.






Tymczasem Jimin, leżał na swoim szpitalnym łóżku i myślał nad swoim żałosnym losem. Miał nadzieję już nigdy nie spotkać tego potwora, a jednak stało się. Na początku czuł się dobrze z tym, że dostał nauczkę, ale teraz dobrze to przemyślał i czuł się naprawdę obrzydliwie. Nie chciał już być w Busan. To miejsce przyprawiało go o nieprzyjemne dreszcze. Już zawsze będzie przywoływać do niego każde źle wspomnienie. Każde.
Chciał już wyjechać i być w swoim i Kooka domu. Chciał go przytulić i pogadać.... chciał być z nim sam na sam. Chciał mieć go dla siebie. To było jakoś bardzo dużo?
Ścisnął prześcieradło. Nie mógł wytrzymać leżenia w tym cholernym szpitalu. Miał ochotę wyjść, ale nie chciał robić sobie jeszcze większych problemów. Chciał już mieć po prostu święty spokój. Odwrócił się na drugi bok i zamknął oczy. Chciał zasnąć.

Na drugi dzień obudziła go kobieta, która miała się nim zajmować do poniedziałku. Przyniosła mu śniadanie i chciała sprawdzić, czy z nim wszystko okej, ale chłopak sprzeciwił się jej.

– Chcę rozmawiać z lekarzem – oznajmił, odpychając jej dłonie od swojej twarzy.

– Przyjdzie do pana za kilka godzin, więc spokojnie – uśmiechnęła się lekko. Na bank próbowała go poderwać. – Mogłabym sprawdzić pana ranę? – spytała niepewnie.

– Nie – mruknął. – Niech pani wezwie do mnie lekarza, póki jestem miły – warknął.

– Uh, w porządku - kobieta zabrała wszystko, co ze sobą miała i popędziła w stronę wyjścia.

Jimin musiał trochę pobyć sam, przez co zdenerwował się jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że nie będzie się później na wszystkich wyżywał.

– Prosił mnie pan – do pokoju wszedł starszy facet. – O co chodzi? – zapytał, zajmując miejsce przy łóżku Parka.

– Chciałbym się wypisać – spojrzał na niego znudzony. – Teraz.

– Rozumiem, ale byłoby lepiej, gdybyśmy jeszcze mogli sprawdzić pana stan... nie lepiej będzie zostać do jutra?

– Rozumie pan, więc dlaczego do cholery nie da mi papierków do podpisania? – jego złość wzrosła. – Chcę stąd wyjść.

Po tych słowach, doktor niechętnie zabrał ze sobą pacjenta do gabinetu i tam przeprowadzili krótką rozmowę i podpisali papiery.

Blondyn szczęśliwy skierował się do swojej sali, przy której stali już Jungkook i Hoseok. Nie spodziewał się ich tak szybko.

– Czemu mieliśmy wstać tak wcześnie? – burknął zmęczony Kook. – Jak możesz mnie tak traktować – przetarł oczy.

– Wychodzę, więc ubiorę się, pójdziemy po wasze rzeczy i jedziemy do Seulu – powiedział tylko przed wejściem do swojej sali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro