Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak iż mam czas to piszę ten rozdział dla was, dosyć wcześnie jak na mnie...

-------------------------------------------

-Jakbyś tak nie ściskała, to byłoby idealnie-powiedział kosiarz.

-Wątpisz w moje umiejętności lekarskie? - oburzyła się Stauffenberg.
-Nie tylko po prostu trochę jakby krew nie dopływała mi do kończyny.

-Przesadzasz.

Uśmiechnęła się do niej promiennie po czym odeszła w stronę Bronka

____________________________________________________________

Michał wyszedł za murów kierując się w stronę Woli.
Gdy wyszedł na ulicę, minęła go mała grupka ludzi biegnąca w przeciwną stronę, w którą zmierzał.
-Niemcy!-wykrzyczał jeden z biegnących mężczyzn.
Wtem zza zakrętu wyjechał ogromny czołg ,,Tygrys".
Wielki na około 9 metrów potwór jechał prost na niego.
Wielka lufa zaczęła się kierować w jego stronę.
Zaczął biec przed siebie prosto na górę głazów. Był blisko, gdy usłyszał wybuch. Momentalnie uskoczył w bok i pocisk zamiast trafić w niego, trafił w wielką górę głazów za którą znajdował się przed chwilą.
Po dość dużym szoku wstał i pobiegł przed siebie.
Był na Woli.

Wychylił się nieco aby sprawdzić sytuację. Pod murami stało pełno bezbronnych cywili a przed nimi dwóch Niemców.
Jeden z karabinem maszynowym a drugi z dwoma pistoletami. Ustawiali ludzi. Każdego pokolei. Jednego po drugim. Równiuteńko.

Wtem jeden z Niemców dał znak do odstrzału i wszyscy ludzie padli martwi.

Michał aż zjechał po ścianie do siadu. Chwilę przemyślał zaistniałą sytuacje, po czym ruszył w innym kierunku.

W końcu udało mu się dotrzeć.

-Przepustka-usłyszał od jakiegoś powstańca pilnującego ten teren.

-Z Depeszą-powiedział do niego podając mu papiery. -Od Pułkownika Rydzkiego.

Mężczyzna spojrzał na dokumenty po czym go poprowadził.

-Dlaczego Londyn nie odpowiada? Nie powiedzieli jeszcze ani słowa o powstaniu. Depeszę wojskową wysłaliśmy zaraz po godzinie W. To jakaś angielska cenzura. Powstanie w Warszawie nie jest im na rękę.
-Major Słowicki polecił mi zredagować i wysłać komunikat do aliantów. Tego już nie będą mogli zignorować- Michał upewnił swojego rozmówcę.
-Słowicki? Myślałem, że on nie żyje.
-Żyje.

-Dobrze w takim razie każe to zaraz nadać do Londynu.Mężczyzna stał nadal wyprostowany, lecz jego wzrok prze sekundę obniżył się.
-Pułkowniku...bo...-zaczął.

-Słucham, coś jeszcze?-zapytał jego rozmówca.

-Tak. Na Woli dzieją się koszmarne rzeczy. Widziałem jak Niemcy rozstrzeliwują cywilów. Kobiety, dzieci.

-Mamy takie informacje.

-Ci ludzie są bezbronni-dodał Michał.

-Jeśli pan myśli, że ja o tym nie wiem to jest pan w błędzie. Liczyliśmy się z tym, że będą straty.

-Ale to my zostawiliśmy ich samych.
-Chce pan powiedzieć, że dowództwo powstania jest odpowiedzialne za bestialstwo Niemców?Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.

-Nie -odpowiedział.

-Depeszę otrzymałem. Może pan odejść.

Każdy rozszedł się w swoje strony idąc gdzie indziej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro