Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov.Kanada 🍁

Obudziłem się pare godzin później, czyli chyba około 18:00. Wstałem po czym przetarłem jeszcze lekko spuchnięte oczy od płaczu.
-Mnh.. Dobra dokończę jeszcze inne pracę i może się przejdę? Sam ale przynajmniej.. -pomysłałem podchodząc do biurka i wyjmując zeszyty od paru przedmiotów po czym zacząłem co raz wyszukiwać z internecie i co raz w książkach informacje które potem zapisywałem.

Po skończeniu juz do końca wszystkiego przeciągnąłem sie i ponownie wstałem od biurka, biorąc telefon i portfel po czym wychodząc z pokoju a następnie schodząc na dół.
-Tato idę się przejść dobrze? -spytałem wchodząc do salonu ale nie dostałem odpowiedzi z racji na to że zobaczyłem że UK śpi na kanapie, więc uśmiechnalem sie lekko po czym wziąłem koc i go przykryłem następnie wylączając cały czas gtajacy telewizor.
-Dobranoc tato-powiedziałem po czym poszedłem do kuchni gasząc uprzednio światło w salonie.
Napisałem na kartce że wychodzę sam się przejść w razie co jak by Brytania sie obudził po czym ruszyłem do wyjścia z domu, a potem skierowałem sie w stronę Parku z rekami w kieszeniach.

Cała droga do parku minela mi spokojnie nie spotkałem nikogo chociaż słyszałem jak ktoś się śmieje lecz to zignorowałem i poszedłem dalej co jakiś czas pokasłując aż w końcu doszedłem do parku. Podszedłem do jednej z ławek i usiadłem na niej spokojnie patrząc w niebo gdy w pewnym momencie usłyszałem długów śmiechy itd z mojej lewej strony, gdy popatrzyłem w nią zobaczyłem Ukrainę z Polską śmiejąc ych się z czegoś, znowu poczułem ukucie w sercu i gdy miałem już wstawać i iść dalej to usłyszałem.
-Hej Kanada! -krzyk Ukrainy rozległ się a ja obróciłem się w ich stronę poczym zobaczyłem Ukraińca biegmącego w moją stronę.
-O Hej uki-powiedziałem z usmiechem na jego widok.
-Jezu dawno nie gadalismy co tam u ciebie? -zaśmiał się cicho po czym dołączył do niego Polska obejmując go ramieniem..
-Em nic jakoś leci i Hej.. Polska-powiedziałem patrząc na drugiego a tamten uśmiechnął się lekko zadzornie.
-No hej Lisciu-powiedział Polak śmiejąc sie pod nosem
-Haha bardzo śmiesznie nie jestem liściem -warknąłem również pod nosem odwracając wzrok.
-Tak tak dobra spokojnie bo jeszcze się pozabijacie -najmniejszy sztutchnał polaka w bok na co tamten przewrócił oczami.
-Mhm a co tam u ciebie Ukraino?-spytałem ponownie patrząc na chłopaka.
-Świetnie! Wreszcie zaczęło się jakoś układać i miałeś rację że szybko się zaklumatyzuje heh-powiedział z usmiechem na twarzy po czym popatrzył na Polske
-To dobrze... Cieszę się że się cieszysz a um może chciał byś się spotkać? Sam na sam -ostatnie zdanie powiedziałem patrząc na Pierogorzerce morderczym wzrokiem.
-Chętnie tylko kiedy?-spytał a Polak zaczął się mu bardziej przyglądać.
-Może co na przykład za tydzień? -spytałem znow z uśmiechem
-Sory liściu ale następny tydzień Ukraina jest zajety bo cały tydzień OBOJE my tylko we dwoje będziemy chodzić w różne miejsca-powiedzial ostro Polak bardziej przyciskając do siebie Ukrainę a ja ponownie zakaszłałem więc wyjąłem chusteczkę i zacząłem trochę kaszleć-I jeszcze jesteś jakiś chory lepiej nie zbliżaj się do Ukrainy bo to jeszcze zarazisz-pruchnął odsuwając ich ode mnie.
-Spokojnie Polska.. Nada nic ci nie jest? -spytał odsuwając sje od drugiego i podchodząc niepewnie do mnie
-N-nie to zwykły kaszel nic takiego.. -wytarłem usta mnąc chusteczkę-To może za dwa tygodnie? -Spytałem a kwiatuszek popatrzył na biało-Czerwonego a tamten tylko pokiwał przecząco głową.
-Przepraszam Kanada.. Odezwę się tylko kiedy będę miał czas okej? -spytał Uki uśmiechnąć się nie pewnie
-Dobrze.. Ale czemu sie go tak słuchasz? -powiedziałem lekko zirytowany
-N-nie słucham go! Po prostu byliśmy umówieni.. A nie mówiłem ci?
-O czym? -spytałem z lekkim zdziwieniem patrząc na Ukrainę który pocałował Polaka w policzek
-Polska to mój chłopak super prawda? -uśmiechnął się przytulając się do troche wyższego na co tamten posłał mi zadzorny uśmiech ponownie
-O-oh.. No tak super cieszę się waszym szczęściem-powiedziałem z wymuszony uśmiechem chociaż w środku czułem jak moje serce rozpada sie na kawałeczki a w oczach zbieraja sie łzy-Przeraszam uki ale ja nic chyba pójdę.. -od wróciłem sie do nich i zacząłem iść.
-No dobrze... Uważaj na siebie! -usłyszałem tego krzyk po czym zacząłem biec jak najszybciej w stronę wyjścia z parku coraz bardziej kaszląc.

Po moich policzkach znowu leciały łzy a gdy odbieglem dalej ponownie zacząłem kaszleć i o mało się nie dusić, kwiatów było więcej jak i krwi więc starałem się wycierać to wszystko chusteczką ale przez cały czas lecące łzy było trochę ciężko.Chciałem po prostu zniknąć nigdy nie istnieć, nigdy nie żyć albo uciec od tego wszytskiego od tych kwiatów, od Krwi, od innych i tak dalej... Ale niestety to już było niemożliwe chociaż? Nie nie nie... Nie ale nie ważne po prostu postaram się o tym nie myśleć w końcu Ukraina to twój przyjaciel tak? Powinienem się cieszyć jego szczęściem a ja płacze mnh.. Nie ważne już nic chyba nie jest ważne. Znów zacząłem kaszleć lecz starając się to ignorować w końcu do domu ale wtedy naszła mnie myśl i zmieniłem lekko kierunek swojej podróży.
-D-dawno tam w sumie-kaszel-Nie byłem... -wytarłam łzy po czym rozejrzał em się i spostrzegłem że niedaleko mnie akurat jest kwiaciarnia, więc bez namysłu wstąpiłem do niej kupujac czerwone róże.

Po wyjściu zapłaceniu i wyjściu z budynku skierowałem się na cmentarz że spuszczoną głową. Czy może być jeszcze gorzej? Matka nie żyje, chłopak którego kocham jest z kimś innym i czuje ze caly czas bardziej się od siebie oddalamy.. Kłótnie z ojcem co jeszcze? Sam już nie wiem i nie wiem czy chce wiedzieć.. Mam już dość tego wszystkiego, ojca tych wszystkich ludzi i innych, otoczenia, byłych przyjaciół po prostu i wszystkiego! Ale może tylko marudzę... Chociaż brakuje mi tych starych czasów lecz przynajmniej teraz Brytania odpuścił Ameryce tyle dobrego..Dojscie w końcu na miejsce wyrwrwało mnie z myśli a ja stanałem przez bramą cmentarza czujac się nieswojo.
-Nie było mnie tu od czasu pogrzebu..-po myslałem wzduchając i ruszając w kierunku grobu matki.

///////////////////////////////////////////////////////////
985 słów bez końcówki przepraszam ze dzisiejszy rozdział trochę krótszy ale jakiś humor mi nie dopisał jak to pisze więc przepraszam ale w następnym rozdziale spróbuje to nadrobić więc mam nadzieję że się spodobało i goodbye

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro