Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okej najpierw chciała bym podziękować wszystkimmm którzy komentują i serduszkują jak i bardzo podziękować ludzikom którzy dali pomysły bo dzięki wam książka będzie dłuższa^^ ale ja już nie przedłużam i zaczynajmy!
••••••••••••••••••••••••••••••••

Pov. Kanada 🍁

Ponownie skierowałem się do drzwi wyjściowych żeby założyć buty a potem wyjść w końcu po to zamówienie.
-Hej a ty gdzie się wybierasz? -usłyszałem głos mojego brata za mną.
-Nigdzie, Niemcy poprosił mnie że ym odebrał za niego coś z cukierni niedługo wrócę-powiedziałem zakładając buty.
-Niemcy? No dobra tylko nie daj się nigdzie wciągnąć wiesz że o tej godzinie często szlająją sie złe typy-parchnał odwracając wzrok, ja tylko przewróciłem oczami.
-Spokojnie cukiernia jest niedaleko wątpię że kogoś takiego spotkam-powiedziałem chwytając za klamkę od drzwi.
-Mhmm ale i tak uważaj okej? Nie mam zamiaru cię potem szukać po nocach-zasmiał się, klepiąc mnie lekko po głowie a ja popatrzyłem na niego jak na idiotę.
-Ej w razie co bym sobie poradził nie jestem aż taki słaby mądralo-powiedziałem z zamkniętymi oczami i uniesionym wyżej podbródkiem, na co tamten parsknał śmiechem.
-Tak tak haha mhym już to widzę młody-smieje się pod nosem a ja warknałem po czym go Sztutchnałem, odwracając się do niego tylem.
-Spadaj nie będę z tobą gadać mam zadanie -otwierając drzwi wyszedłem i popatrzyłem na chłopaka jeszcze z dworu.
-Tak tak ale dobra idź bo jeszcze ci żyłka pęknie -roześmiał się bardziej, na co ja zirytowany tylko zamknałem drzwi po czym skierowałem się do cukierni.

Droga nie była długa, zaledwie 15 minut zajeło mi dojście do wcześniej wspominanego miejsca. Po drodze rozgladałem się w różne strony patrząc na czasami przechodzących przechodniów zastanawiając sie nad ich życiem.. Sam nie wiem czemu ale czasami kiedy widzę różne osoby jestem ciekawy jak wygląda ich życie, czy szczęśliwe czy też nie? Ale najpewniej nigdy się tego nie dowiem ale mówi się trudno. Szedłem dalej, swiatła latarni oswietlały mi droge chociaż światło księżyca robiło to już wystarczająco dobrze. Nie minęło dużo czasu gdy w końcu dotarłem na miejsce wchodząc do małego kolorowego budynku i witając się z kasjerką.
-Dzien dobry-podszedłem do lady witając się.
-Witam! Coś dla pana? -spytała z wielkim uśmiechem na twarzy, miło.
-Taak, przyszedłem po zamówienie dla kolegi czyli dla Niemca-skierowałem wzrok na ciastka obok a pani od razu zrozumiała o co chodzi
-Oh tak! Pan Niemcy dzwonił do nas że ma ktoś przyjść po jego zamówienie niespodziankę -ponownie posłała mi promienny uśmiech wyciągając z pod lady całkiem spore i wysokie pudełko po czym położyła je na blat.
-Mhm, too ja i dziękuję-odpowiedziałem biorąc pudełko które przyznam nie należało również do najletszych i skierowałem się do wyjścia.
-Nie ma za co, dziękujemy za zamówienie i do widzenia!
-Do widzenia-lekko również się uśmiechnąłem i wyszedłem z cukierni. Nie powiem bardzo sympatyczna kobieta.

Po wyjściu z cukierni od razu skierowałem sie w stronę domu kolegi, droga była od tego momentu całkiem długa lecz dalej nie chciałem niczym jechać wolę iść z buta. Nie przeszkadzały mi co raz jeżdżące tu głośne samochody jak i chałaśliwi pijani ludzie, lecz wracajac cała droga zajeła mi chyba pół godziny (30min) ale przynajmniej się przewietrzyłem. Również gdy doszedłem w moje miejsce docelowe zapukałem uprzednio stając przed drzwiami.
-Już idę! -usłyszałem z za drzwi które za chwilę otworzyły się gwałtownie i wyskoczył z nich zabiegany niemcy.
-Hej hah-zaśmiałem się krótko na ten widok który wyglądał właśnie, dość komicznie.
-Hej hej eh.. Przepraszam ze tak wylatuje ale przez chwilą brałem prysznic i no wiesz-podrapał się po karku
-Rozumiem i spoko, tylko się nie przezięb-posłałem mu lekki uśmiech który od razu odwzajemnił.
-Postaram się i jak widzę masz zamówienie, naprawdę dziękuję-dalej lekko zdyszany, zabrał mi wypiek.
-Tak, nie musisz dziękować to drobiazg
-Możliwe ale i tak heh a zresztą nie ważne przepraszam ze nie mogę zaprosić cię do środka ale mam straszny bałagan.. -odwrócił wzrok i widać że było mu jak by lekko głupo choć niepotrzebnie.
-Nie nie trzeba w sensie i tak musiał bym już lecieć, późno troche-skierowałem wzrok na niebo na którym pojawiały się gwiazdy jak i widoczny był już wyraźnie pięknie świecący księżyc.
-Racja lecz i tak przepraszam i jeszcze razdziękuję-usmiechnał się ciepło poprawiając rzecz na rękach.
-Naprawdę nie ma za co i cóż ja już będę leciał więc Bye-odszedlem trochę od drzwi kierując się do wyjścia z sporej posesji Niemca.
-Dobra dobra paa! -pomachał mi i zamknął drzwi.

-Teraz pozostało tylko wracać do domu-pomyslałem, wkładając ręce w kieszenie i ponownie patrząc na gwiazdy.
-są takie piękne tej nocy.. Tak samo tak tamtej przed wypadkiem eh.. -dodałem też w myślach, kierując głowę w dół na ziemie. Nie chciałem już o tym myśleć, najlepiej nie myśleć o niczym wtedy nie przejmujesz się tak wszystkim czy coś... Ponownie przerwał mi lekki kaszel i drapanie w gardle.

Postanowiłem, że wstąpię po drodze do jakiegoś, jeszcze otwartego sklepu po sok lub inne picie, co również zrobiłem.
Po wyjściu ze sklepu, nieuważny ja oczywiście musiałem na kogoś wpaść i wywrócić się z na szczęście jeszcze nie otwartym sokiem marchewkowym.
-Oh strasznie przepraszam, nie patrzyłem gdzie ide-odezwałem się pierwszy nie zdarząc spojrzeć na drugą osobe.
-Czekaj.. Kanada? -usłyszałem znajomy głos.. I od razu spojrzałem na "nieznajomego" Który okazał sie Brazylia! Mój stary przyjaciel, bawiliśmy się często lecz pewnego dnia on wyjechał i nie widziałem go aż do teraz.
-Brazylia? -powiedziałem zaskoczony w tamten tylko z uśmiechem mnie przytulił.
-Stary jak ja cię dawno nie widziałem! Kope lat-przytulił mnie a ja odwzajemniłem uścisk dalej zszkowany.
-Tak.. Kope lat ale co tu robisz? Przecież się wyprowadziłeś? -uśmiechnąłem się pod nosem na myśl spotkanego przyjaciela.
-Ale teraz znowu się wprowadzam! W sensie wiesz młody długo się nie widzieliśmy to teraz trzeba odbudować ta relacje co? -odsunał się trochę a ja dopiero wtedy dostałem okazję przyjrzeć się mu lepiej, zmienił się z racji, że na jego lewym oku pojawiła się wielka blizna przechodzaca przez oko które widocznie wyblakło.
-Racja.. Zmieniłeś się z wyglądu ale z charakteru jesteś dalej tym samym bazem-zaśmiałem się lekko pod nosem a tamten tylko poklepał mnie po plecach.
-Ty również! Ten sam Liść co kiedyś-wyszczerzył się a ja tylko skarciłem go wzrokiem.
-Nie pamiętasz? Miałeś mnie nie nazywać liściem! -szturchnąłem go a tamten tylko się bardziej roześmiał
-No dobra pamiętam pamiętam liściu-wstał, podając mi rękę w geście pomocy przy wstawaniu.
-Pff dobra -przyjąłem pomoc i wstałem-Czyli teraz mieszkasz gdzieś tu? -dodałem
-Dokładnie, mieszkam ulice dalej jak chcesz to wpadaj-pokazał kciukiem za siebie
-Jasne ale nie teraz.. Mam szlaban-odwrociłem wzrok a tamten parsknał śmiechem.
-Ojoj n-nasz nada ma szlaban? -śmieje sie-Dobre ale nawet jeśli coś to -dał mi karteczkę z numerem-Dzwon hah
-Dzięki baz-przyjąłem rzecz i od razy schowałem do kieszeni-Milo się tak spotkać po paru latach-I odciągnąć myśli gdzies na bok..
-Oczywiście że tak i nie ma sprawy-poklepał mnie po plecach-Niestety ale muszę lecieć młody! Zdzwonimy się  potem-odbiegł za siebie, machajac z uśmiechem dalej.
-Tak, do zobaczenia! -zawołałem ale tamten już nie usłyszał i skierował się w stronę swojego domu. Ja zaśmiałem się ponownie na to spotkanie i poszedłem w stronę swojego domu z znacznie postawionym humorem!

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Witam! Przepraszam że rozdział się trochę spóźnił ale dopiero dzisiaj naszła mnie jakaś większą wena na pisanie^^' ale cóż przepraszam jeszcze raz i mam nadzieję że się spodobało soo bye!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro