Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Kanada 🍁

Wróciłem do domu i na szczęście tak jak myślałem, w domu nie było nikogo kto mógł by przeszkodzić w moim odpoczynku więc wszedłem do niego na spokojnie i pierwsze co to skierowałem wie w stronę kuchni. Wszedłem do niej po czym kładąc plecak za mną, zabrałem się za robienie tostów z serem.
Po zrobieniu wcześniej wspomnianego jedzenia, włożyłem je do tostera i usiadłem na blacie wpatrując się w okno  znowu zamyslając się i myśląc nad dzisiejszym dniem.
-Dalej nie rozumiem co się stało z ruskiem.. -mruknałem sam do siebie i zacząłem lekko machać nogami- Nagle mu coś odbiło? Wczesniej normalnie można było stwierdzić że się przyjaźnilimy a teraz to... I na dodatek ta karteczka od Brazylii, dziejszy dzień jest dziwny-tym razem pomyślałem spoglądając na moje jednolite, czarne skarpetki. Na ten moment wydawały się najciekawszą rzeczą w tej jakże szarej i nijakiej kuchni. Po jakimś czasie w końcu zobaczyłem że lampka na tosterze zmieniła się na zieloną co znaczyło że jedzenie jest gotowe, więc wstałem i ostrożnie wyjmując tościki położyłem je na talerz i powoli zacząłem jeść starając się nie myśleć o dzisiejszym dniu...

Po jakiś 15 minutach w końcu skończeniczyłem czynność i wstałem z talerzem, podszedłem do zlewu i zacząłem zmywać z zamkniętymi oczami. Podczas mycia talerza zobaczyłem że w zlewie jest więcej nauczyć więc postanowiłem je też pozmywać i trochę pomóc ojcu, nucąc sobie w tym czasie teksty jakiś losowych piosenek. W pewnym momencie przypomniał mi się Ukraina i to ile z nim nie rozmawiałem, zrobiło mi się z tego powodu trochę przykro lecz nie przestawałem nucić z raczej skoczynych nuconych piosenek pojawiły się bardziej smętne nutki. Zacząłem sobie nucić "Heather" z racji że ta piosenka akurat mi się z nim skojarzyła, pamiętam że kiedyś jak w piosence, dałem Ukrainie sweter a tamten nosił go przez prawie cały czas.
-Piękne wspomnienia... -uśmiechnąłem sie pod nosem ale w moich oczach pojawiły się łzy, lecz mimo tego nie przestawałem się uśmiechać z racji że na tamte wspomnienia zrobiło mi się cieplej na sercu. Chciałem żeby to wróciło, żeby było jak dawniej nawet jeśli nigdy nie będę z chłopakiem to dalej chce przynajmniej mieć z nim kontakt taki jak kiedyś, jak najlepsi przyjaciele. W tym momencie na jeden z talerzy znowu poleciało pare łez ale szybko je wycierając zacząłem nucić dalej inne piosenki starając się zapomnieć o Ukrainie i... Polaku.
-I still remember
Third of December
You in my sweater
I say you look better
(Wersja trochę zmieniona przezemnie na potrzeby książki dop. Aut)-Zaspiewałem z zamkniętymi oczami starając się wczuć z muzyke w mojej głowie.
-On you, than it did you
Only if you knew
How much I liked you
But I watch your eyes, as he
Walks by
What a sight for
Sore eyes
Brighter than a
Blue sky
He's got you
Mesmerized
While I die... -Dalej z zamkniętymi oczami, zaspiewałem dalej nie przejmując się już otoczeniem i tym że ktoś może wejść do domu i mnie usłyszeć, po prostu chciałem zaśpiewać to do końca.
-Why would you ever kiss me?
I'm not even half, as pretty
You gave him your sweater
It's just polyester, but you like him  better
Wish I were Hea-i w tamtym momencie nie do kończyłem bo niestety ktoś wszedł do domu a ja usłyszałem zamykanie drzwi. Od razu za przestałem śpiewu i otworzyłem oczy, ponownie biorąc się nerwowo za zmywanie nauczyń.
-Kanada to ty? -usłyszałem głos Wielkiej Brytanii który najwyraźniej wrócił już do domu, czyli w sumie nici z mojego odpoczynku. Odwróciłem się i zobaczyłem jak mój tata wchodzi do kuchni.
-Tak to jaa, spokojnie-odpowiedziałem ale tamten nie za bardzo zwrócił na mnie uwagę tylko od razu powędrował do stołu i wział gazete, zakładając nogi na stół.-Cos się stało?  Wyglądasz na zmęczonego-Dodałem, kończąc mycie i wycierając ręce.
-Po prostu ciężki dzień w pracy... A jak tam w szkole? Nie zdążyłem zajrzeć do dziennika więc jakieś oceny? -powiedział faktycznie zmęczonym głosem kładąc sobie gazete na twarz.
-Oh nie, żadnych dzisiaj w szkole w sumie mało się działo -nagiołem trochę prawdy ale nie chce żeby się przejmował   pierdołami więc po prostu ominołem temat biorąc pod uwagę że nie zobaczył chyba moich bandaży.
-To dobrze-odetchnął, i opuścił bezwładnie ręce w dół. Ja tylko spojrzałem na niego i po cichu, odwracając się na piecie skierowałem się do wyjścia z kuchni.
-Mhm, to ja już może pójdę czy coś -mruknałem niepewnie ale tamten albo nie usłyszał, albo był zbyt zmęczony na odpowiedź bo nie zareagował. Wyszedłem z kuchni uprzednio biorąc plecak i skierowałem się do mojego równie szarego i nijakiego pokoju. Od czasu kiedy nie ma Francji i dzieciaków ten dom jest właśnie szary i nijaki. Nie ma w nim życia, jest tak pusto, tak cicho i nudno. Żałuję że nie ma tu przynajmniej chłopaków, tęsknię za nimi w końcu to moi Bracia a o mamie już nie wspomnę... Ale jednak trzeba żyć dalej, żyć dalej. Cóż, po wejściu do pokoju rozpakowałem plecak, wyjmując książki z pracą domową i innymi zadaniami po czym zabrałem się do pracy, jak na co dzień...

Resztę dnia aż do wieczora spędziłem na dokończaniu jakiś prac, przeglądaniu medi społecznościowych i myśleniu nad moją aktualną sytulacją jak i Polską i kwiatuszkiem. Aż nadszedł wieczór, a dokładniej ta 22:40 za dwadziescia minut miałem się spotkać z Bazem i dowiedzieć się czego odemnie chce o tak później godzinie, więc wziąłem podstawowe rzeczy czyli, scyzoryk, telefon i pare innych pomniejszych rzeczy mieszczących się w moich kieszeniach tak żeby nie przeszkadzały.
-Dobra... -jeszcze raz popatrzyłem na zegarek na ścianę, upewniłem się że wszystko mam i czy drzwi od pokoju w razie co są zamknięte po czym podszedłem do okna. Otworzyłem je i spojrzałem na drzewo oo którym musiałem zejść, na szczęście z wcześniejszych akcji mam doświadczenie w schodzenie jak i schodzenie z lub po tym drzewie. Bez problemu złapałem się jednej z gałezi i zacząłem schodzić z drzewa tak żeby nie narobić dużo hałasu. Po zejściu, skierowałem się jak najciszej w stronę parku, dalej zastanawiało mnie to czemu Akutat o tej godzinie i nie powiem ze zdawało mi się to nadmiar podejrzane ale jeśli faktycznie to był Brazylia to jednak czemu nie? No ale cóż, skierowałem się dalej patrząc się na chodnik który idealnie oswietlało światło latarni, na niebie było widać już w ogrom gwiazd i księżyc również pięknie oświetlający niedostępne dla światła latarni miejsca. Szedłem tak dalej patrząc w dal i starając się dostrzeć umowieego ze mną chłopaka ale jak narazie z marnym skutkiem ale nie poddając się, ruszam dalej.  W pewnym momencie gdy doszedłem w końcu do mojego miejsca docelowego, zacząłem się rozglądać za chlopakiem ktory narazie nigdzie się nie pojawiał.
-Już 10 po... -powiedziałem sam do siebie wyciągając telefon i patrząc na godzinę, która wskazywała 23:10.znowu się rozejrzałem wzdychając i mając już dość czekania.
-Więc przyszedłeś? - usłyszałem lekko rozbawiony głos pewnego chłopaka zza moich pleców.

××××××××××××××××××××××××××××××××××

Jejku nareszcie skończyłam pisać ten rozdział i witam! Przepraszam z góry za małe opóźnienie ale zajełam się trochę youtube'm i po prostu jakoś nie miałam czasu^^' mam nadzieję że to nie problem i że się spodobało, ale nie przedluzając do następnego!

Ps. Piosenka ktorą śpiewa Kanada jest w mediach heh

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro