[13]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miesiąc miodowy musieliśmy skrócić do dwóch tygodni. Nie spędziliśmy ich w Central Parku, a na campingu w środku uroczego lasu. Nie mieliśmy stamtąd zbyt daleko do kliniki onkologicznej, kiedy więc pewnego ranka Jasona obudził silny ból brzucha i krwawe wymioty, szybko trafił w fachowe ręce lekarzy.

Badania dłużą się niemiłosiernie, w końcu jednak lekarz wchodzi do mnie. Ma nieodgadnioną minę, a mnie ponownie włącza się zmysł psychologa - wiem, że nie ma dobrych wieści.

- Pani Spencer, skończyliśmy badać pani męża i niestety nowotwór jest już w bardzo zaawansowanym stadium. Trzustka jest ledwie wydolna, dookoła zbiera się ropa, do tego krwawienie z żołądka. Odessaliśmy ropę i krew, ale to się będzie powtarzać, nie jesteśmy już w stanie tego zatrzymać.

Kiwam głową, przyswajając te informacje.

- Czy pomijając te ataki, będzie czuł się w miarę dobrze? - pytam.

- Przyzwoicie. Jeśli podwoję dawki leków, nie będzie w ogóle czuć bólu, ale to może go trochę otępić – proponuje lekarz.

Kręcę głową.

- Proszę zostawić normalną dawkę.

- Pani mąż powiedział dokładnie to samo. - Uśmiecha się do mnie lekarz i mówi, że mogę wejść na moment do Jasona.

Jest bardzo blady, podpięty do licznych urządzeń pomiarowych, pielęgniarka poprawia jeszcze kroplówkę i zostawia nas samych, prosząc, by zawołać ją gdybyśmy czegoś potrzebowali. Przysiadam na brzegu łóżka, uważając na liczne przewody i całuję go w czoło.

- Chcieli mi zwiększyć dawkę leków, ale się nie zgodziłem – szepcze gorączkowo, a ja kiwam głową, że wiem. - Chcę być przytomny do samego końca.

- To jeszcze nie jest koniec - mówię łagodnie i kładę mu rękę na piersi. Serce bije z wysiłkiem, ale wciąż miarowo.

I wciąż bije.

- Ala - mówi Jason słabo. - Ja zrozumiem, jeżeli... jeżeli teraz odejdziesz.

Patrzę na niego zaskoczona, bo nie od razu dociera do mnie, o czym mówi.

- Jason...

- Nie, posłuchaj mnie. - Bierze mnie za rękę i delikatnie zaczyna zataczać koła kciukiem po jej powierzchni. - Wiem, że umawialiśmy się, że będziesz moją tarczą przeciwko samotności, ale nie mogę skazywać cię na patrzenie, jak umieram, nie taka była umowa.

- Umawialiśmy się na życie, nie na umieranie – dodaję cicho.

- Teraz zostało mi już tylko to drugie, Ala.

Zagryzam wargę.

- Przysięgałam ci niedawno, że "póki śmierć nas nie rozłączy" - przypominam mu. - A ja dotrzymuję obietnic, Jason.

- Ala, ta przysięga dotyczy osób, które się kochają, które łączy prawdziwa miłość. Co nas może łączyć po niecałych trzech miesiącach?

- Nie wiem - szepczę. - Ale gdybyśmy tylko mieli czas...

- Ale nie mieliśmy, kochanie – przerywa mi łagodnie.

- Gdybyśmy go mieli, nie byłoby nas - uświadamiam mu. - Niczego nie żałuję, Jason. Bo wiem, że gdyby dano nam więcej czasu, to na pewno bym cię pokochała. Bo już cię w jakiś pokrętny, niemożliwy do ogarnięcia umysłem sposób kocham.

- A oni?- pyta nagle.

Rzadko rozmawialiśmy o mojej przeszłości, zaskakuje mnie więc, że wraca do niej akurat w tym momencie. Zamieram na chwilę, przywołując wspomnienie twarzy najpierw Klemensa, a potem Petera. Potem nakłada mi się na to obraz bladej twarzy Jasona i uśmiecham się krótko.

- Obu kochałam, ale każdego inaczej – odpowiadam. Pierwszy raz mogę powiedzieć z pełną pewnością, czym było to uczucie, których obu darzyłam. - Jeszcze inaczej, niż kocham ciebie, Jason. Na świecie jest nieskończona liczba miłości, inna dla każdego człowieka. Nie kocha się bardziej lub mniej. Kocha się po prostu inaczej – mówię, sama sobie dziwiąc się, jakie to może być proste.

- Obiecaj mi coś, Ala.

Kiwam głową na potwierdzenie, że słucham go uważnie.

- Obiecaj mi, że wrócisz. Że wrócisz i naprawisz to, co będzie się dało naprawisz. Że powtórzysz te mądre słowa i jednemu, i drugiemu. Że powtórzysz je swoim rodzicom. Swoim przyjaciołom. Zasługujesz na szansę, by mogli ci wybaczyć. Dlatego obiecaj mi, że wrócisz do nich, póki jeszcze masz na to czas. Wykorzystaj to, że masz go więcej ode mnie. Obiecasz mi to?

- Obiecuję – szepczę, po czym nachylam się i ostrożnie go całuję. Chwilę później wraca pielęgniarka i prosi mnie o opuszczenie sali, by Jason mógł spokojnie wracać do sił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro