10 | Noelia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Postanowiłam, że od samego początku będę się uczyć, ale nie sądziłam, że będzie to takie trudne.

Siedziałam w bibliotece, w towarzystwie podręcznika do historii i zeszytu. Chciałam zrobić dobre notatki, ale nie wiedziałam, które informacje są najważniejsze. Moim zdaniem, wszystko było ciekawe i warte zapamiętania, ale przecież nie będę przepisywać podręcznika, bo to bez sensu.

Próbowałam coś sensownego napisać, ale słowa nie chciały układać się w zdania.

– Co jest ze mną nie tak?! – zapytałam sama siebie i z frustracji oparłam się o oparcie krzesła.

– Też nie przepadałem za historią – przed sobą zobaczyłam wysoką postać Troy'a. – Ale w liceum, tutaj masz historię, która naprawdę jest ciekawa.

– Zauważyłam – uśmiechnęłam się do niego, a on do mnie. I tak przez kilka sekund, aż w końcu przypomniałam sobie, po co tu jestem. – Staram się zrobić notatki, żeby później się z nich uczyć, ale jakoś mi nie wychodzi.

– Nie robiłaś notatek podczas lekcji?

– Jakoś zapomniałam. Skupiłam się na słuchaniu pani profesor.

– Racja. Ismera Bloom umie zaciekawić uczniów.

– Ciekawi mnie jak to robi, że ludzie chcą jej słuchać.

– Jest czarodziejką, to wiele tłumaczy.

Zmarszczyłam brwi. Fakt, profesor Bloom jest czarodziejką, ale co to ma się do jej nauczania?

– Nie rozumiem – odparłam.

– Czarodzieje lubią ułatwiać sobie życie zaklęciami. Ismera rzuca zaklęcie modulujące głos, który sprawia, że inni chcą ją słuchać.

Zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia.

– Teraz pewnie myślisz ,,To nie jest nauczycielka z powołania", czy coś w tym stylu – zaśmiał się chłopak.

– Nie, znaczy pewnie ktoś by tak pomyślał, ale ja bardziej jestem pod wrażeniem jej sprytu. Mam wrażenie, że mało wiem o tym świecie, choć należę do niego od zawsze.

– Też tak miałem, ale niedługo to się zmieni – uśmiechnął się przyjaźnie. – Cóż, jeśli nie masz żadnych notatek to pomogę ci je napisać.

Chłopak pokiwał głową, usiadł obok mnie i przysunął do siebie książkę.

– To miłe z twojej strony, ale nie chcę, żebyś przeze mnie marnował swój wolny czas.

– Jeśli uwiniemy się z tym szybko, to wcale go nie zmarnuję.

Troy zaczął opowiadać o początkach naszego istnienia w podobny sposób jak to robiła Ismera, ale od czasu do czasu dodawał od siebie zabawne komentarze, które umilały nam czas. Gdy odświeżył mi pamięć, chłopak pomógł mi napisać notatkę, która była jasna i przejrzysta.

Gdy skończyłam pisać ostatnie słowo, zamknęłam zeszyt i spojrzałam na blondyna.

– No i zrobione. Zajęło nam to pół godziny – powiedział Troy, spoglądając na zegarek wiszący nad wejściem biblioteki.

– Już drugi raz mi pomagasz. Może teraz nie ratujesz mnie przed krwiożerczym potworem, ale nadal coś – oboje się głośno zaśmialiśmy, aż ktoś nam zwrócił uwagę, mówiąc ,,To jest biblioteka". – Jak ja ci się odwdzięczę?

– Relacja między ludzka nie polega na tym, że ktoś robi coś dla ciebie i później oczekuje czegoś w zamian. Jeśli ktoś ci pomaga, to powinien to robić bezinteresownie.

– No tak, ale ledwo się znamy – odparłam.

– Możemy to zmienić – powiedział pewny siebie. – Co powiesz na wizytę w bardzo fajnym miejscu.

Mówił tajemniczym głosem, ale z nutą rozbawienia. Gdy tak na niego patrzyłam a on na mnie, moje serce zaczęło bić szybciej, co w gruncie rzeczy nie powinno mieć miejsca.

Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.

Uznałam, że Troy to bardzo ciekawa osoba, dlatego też chciałam go lepiej poznać.

Zebrałam wszystkie swoje rzeczy i razem z chłopakiem opuściliśmy bibliotekę. Z pierwszego piętra szkoły weszliśmy na czwarte. Byłam ciekawa, gdzie Troy mnie prowadzi i zachodziłam w głowę jakie ,,fajne miejsce" może być w budynku szkolnym?

W pewnym momencie blondyn skręcił w jakiś zaułek, gdzie znajdowały się drzwi. Łowca wyciągnął z kieszeni klucz i zaczął kombinować coś przy zamku.

– Czy to co robimy, nie jest wbrew zasadom? – zapytałam.

– Nie, gdy ma się klucz.

Powiedział pewny siebie, a po chwili drzwi stanęły otworem. Ujrzałam wąskie schody prowadzące na górę. Chwila, czy to jest wejście na dach?

– Panie przodem – blondyn wskazał dłonią, abym szła pierwsza.

Szłam powoli z pewną niepewnością, ale byłam zbyt ciekawa, żeby się wycofać.

Gdy weszłam na szczyt schodów, zobaczyłam piękny ogród. Tak, ogród. Ogród na dachu. Ale jaki piękny. Na ziemi była zielona trawa z brukowanymi ścieżkami. W wielu miejscach rosły kolorowe drzewa i krzewy. Były też różnego rodzaju kwiaty, które wabiły swoim zapachem. Pierwszy raz na oczy widziałam coś takiego. Wszystko tu było niesamowite, przepełnione magią. Ten widok przypominał mi las z jakiegoś filmu fantasy.

– Co to za miejsce? – zapytałam, odwracając się do Troy'a.

– Ogród czarodziejów. Czasami moją tu lekcję, ale głównie przychodzą tutaj jeśli potrzebują jakiegoś składnika do eliksiru.

– Czemu nie widać go z dziedzińca?

– Żeby uczniowie o nim nie wiedzieli. Nauczyciele uważają, że uczniowie przesiadywaliby tu cały czas.

– Jeśli wiedzą o nim tylko czarodzieje, to skąd ty wiesz o tym miejscu? – zmrużyłam oczy, patrząc na niego podejrzliwie. Troy zaśmiał się na moje zachowanie.

– Mam przyjaciółkę, która jest czarodziejką.

– A, to wiele wyjaśnia.

– Chodź, musisz coś jeszcze zobaczyć.

Znowu usłyszałam w jego głosie tajemniczość. Ruszyłam za nim. Kątem oka zobaczyłam, białą huśtawkę, która była przyczepiona do dwóch drzew z niebieskimi listkami. Myślałam, że to tam, chce zabrać mnie łowca, ale jednak minęliśmy to miejsce.

– Stań tutaj.

Wskazał na jakieś podwyższenie. Nie wiele myśląc, wykonałam jego polecenie i spojrzałam przed siebie. I to co zobaczyłam, odjęło mi mowę. Właśnie patrzyłam na całą panoramę Cleveland. Do tego zachodzące słońce i lekki wiatr, który targał mi włosy. Zamknęłam oczy ciesząc się promieniami słonecznymi. To było cudowne uczucie.

– Lubię tu przychodzić – oznajmił Troy, a ja otworzyłam oczy, żeby na niego spojrzeć. – Mogę tu się wyciszyć i pomyśleć.

Pokiwałam głową, żeby pokazać, że doskonale go rozumiem. Mimo że jestem ekstrawertykiem, to czasami potrzebuję chwili samotności. Mamy coś wspólnego.

– Już wiem, co zrobię, gdy będę miała już dość szkoły – powiedziałam, na co chłopak zaśmiał się.

Ruszyłam w stronę wcześniej już widzianej huśtawki i usiadłam na niej. Troy przez chwilę jakby się wahał czy obok mnie usiąść, ale jednak to zrobił.

– Powiedz mi – zaczęłam – jak to się stało, że tamtego dnia byłeś w Saint Louis?

– Cóż byłem w Chicago u przyjaciela. Miałem zostać u niego na tydzień. Tego dnia nudziło nam się, chcieliśmy zafundować sobie trochę adrenaliny, więc ruszyliśmy na polowanie. Dowiedzieliśmy się, że Saint Louis były ,,ataki zwierząt na ludzi" – zrobił palcami cudzysłów. Doskonale wiedziałam, że miał tu na myśli wampiry i wilkołaki. – Nie wiedzieliśmy, czy cokolwiek znajdziemy, jednak wyruszyliśmy w tą podróż i pofarciło nam się, bo w lesie znaleźliśmy krew. Szliśmy tym tropem i po prawie całym dniu, znaleźliśmy wampira, jednak ciągle nam umykał. Uciekł w stronę miasta, więc musieliśmy dopaść go szybko, zanim on znajdzie kolejna ofiarę.

– Wiesz, że właśnie opowiedziałeś historię jak się poznaliśmy? – zaśmiałam się, a on razem ze mną.

– Tak, nasze pierwsze spotkanie było bardzo oryginalne.

– Później straciłam przytomność, jak znalazłam się w domu?

– Zadzwoniliśmy do twoich rodziców, a oni podali mi adres.

Zapanowała cisza, w której wszystko analizowałam. To się stało naprawdę. Przez to że wtedy zasłabłam, myślałam, że to mi się przyśniło. Jednak mama, powiedziała, że to zdarzyło się naprawdę. A na dodatek jego wersja tej historii. Wszystko układało się w jedną całość.

– Wiem, że to już mówiłam, ale dziękuję.

Usiadłam na huśtawce tak, żeby być przodem do chłopaka i oparłam brodę o rękę.

– Dobra, teraz powiedz mi jak wy, łowcy, tropicie te wszystkie potwory.

– Z historii wiesz, że mamy specjalne zdolności.

– No tak, ale jakie to są zdolności, jak one działają? Powiedz mi wszystko.

Troy zaśmiał się na to co powiedziałam, ale co ja poradzę, że mnie takie rzeczy ciekawią.

– Mamy ich wiele, ale jeśli nie będziemy ich rozwijać, one zanikną, więc każdy trening jest dla nas ważny. Gdy jest ciemno, możemy wyostrzyć wzrok, żeby zobaczyć przeciwnika lub słuch, żeby usłyszeć, czy gdzieś nie czyha zagrożenie.

Słuchałam go z wielkim zaciekawieniem.

– Łowca z reguły musi być, silny, zwinny i wysportowany, bo bez tego nie da rady złapać potwora, a tym bardziej go zabić. Łowcy uczą się tu sztuk walki, posługiwania się bronią i wykorzystywanie naszych magicznych zdolności.

– Wasze treningi muszą być bardzo intensywne.

– I nie wiesz jak bardzo – ożywił się, prostując swoje plecy.

– Czyli – zaczęłam po chwili namysłu – możesz biegać szybciej niż normalny człowiek, reagujesz szybciej, możesz usłyszeć jak ktoś się do siebie skrada, masz bardziej rozwinięty węch niż inni ludzie i widzisz w nocy. Co jeszcze potrafisz, panie-wszystko-potrafię!

Troy zaśmiał się, gdy powiedziałam ostatnie zdanie.

– Nie potrafię wszystkiego. Panowanie nad wodą to twoja działka.

– Chcesz przez to powiedzieć, że jestem wyjątkowa? – zapytałam śmiejąc się.

On odpowiedział poważnym tonem.

– Już wcześniej wiedziałem, że jesteś wyjątkowa.

Zapadła cisza. Ale nie była to niezręczna cisza, była przyjemna. Chciałam przytulić się do niego i położyć głowę na jego ramieniu. Chwila. O czym ja w ogóle pomyślałam?! Przecież ja mam chłopaka, a mój umysł podsuwa mi takie pomysły? Nie, to co bym zrobiła, byłoby niewłaściwe. Bardzo niewłaściwe. Mimo że dogadywaliśmy się świetni, to nie znamy się na tyle, żebym tak robiła.

– Dziękuję – powiedziałam nagle.

– Znowu dziękujesz mi, że uratowałem ci życie? – uśmiechnął się szelmowsko, a ja poczułam jak się rumienie i spuściłam głowę w dół. Jak on to robił, że tak łatwo wprawiał mnie w zakłopotanie?

– Nie.

– To za co?

Chciałam podziękować losowi za to, że go poznałam i że pokazał mi to niezwykłe miejsce, ale powiedziałam coś trochę innego i zabrzmiały trochę inaczej, niż tego chciałam.

– Za to że jesteś.

***

– ZA TO ŻE JESTEŚ?! – krzyknęła z niedowierzaniem Vanessa. – Serio, powiedziałaś to do prawie obcego chłopaka?!

– Nie planowałam tego, okey? To tak samo wyszło – tłumaczyłam się, przytulając do siebie poduszkę.

– Ja uważam, że to było całkiem urocze – wtrąciła Zoe.

– Raczej żałosne! – powiedziałam, podnosząc ton głosu – Ale ja jestem głupia! Czemu ja to w ogóle powiedziałam? Nie powinnam tego mówić...

W pokoju nastała cisza, a dziewczyny patrzyły na mnie, nie wiedząc o czym mówię.

– Ja mam chłopaka, dziewczyny.

– Za bardzo się przejmujesz, Nel – rzekła blondynka. – Gość uratował ci życie, teraz spędziliście razem wolny czas, a twoje słowa nie były żadnym wyznaniem miłości.

Może Zoe ma rację?

Ale jeśli nic złego nie zrobiłam, to czemu się tak czuje?

___________________________________________________________________

31.05.2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro