13 | Nathan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wchodząc do szatni, walnąłem wściekle o metalową szafkę i od razu tego pożałowałem, czując przeszywający ból w dłoni.

– Ała, kurwa! – złapałem się za rękę, kuląc się lekko. Ten żałosny łowca zapłaci mi za to, że przebił mi rękę.

– Czym ci ta szafka zawiniła, że tak ją traktujesz? – zaśmiał się Diego, który zmieniał koszulkę na czystą.

Posłałem mu wściekłe spojrzenie. On doskonale wiedział, czemu mam taki nastój, a on jeszcze głupio się pytał. Niestety on uwielbiał mnie denerwować.

Byłem zły, za to że moja drużyna przegrała w łowcami. Przecież Nathan Roggestern, następca króla, nigdy nie przegrywa!

– Powinieneś iść z tym do skrzydła medycznego – rzekł Tyler, wskazując na moją rękę.

Dokładniej przyjrzałem się ranie. Dosłownie miałem dziurę w ręce, a jasna krew ciekła po palcach i nadgarstku.

– Samo się zagoi – odpowiedziałem wzruszając ramionami, choć bolało jak cholera, ale chciałem udawać twardziela. – A tak w ogóle – zwróciłem się ca wszystkich – byliście dzisiaj do dupy. Żeby pięciu nie pokonało dwóch marnych łowców? Żałosne.

– Ty też byleś w tej piątce – powiedział jeden z elfów, którego imienia nie pamiętam, pewnie był kimś mało ważnym.

– Uważasz, że z dziurą w ręce można coś zrobić. Jeśli chcesz możemy się przekonać – wyciągnąłem sztylet, który zawsze miałem blisko siebie, ale elf podniósł ręce w geście obrony. – Tak myślałem.

Schowałem broń i spakowałem resztę swoich rzeczy.

– Następnym razem postarajcie się bardziej, bo to my rządzimy w tej szkole nie oni. Okey?

– Okey – powiedzieli wszyscy chórem.

– Nath, pani Harber powinna to zobaczyć – powiedział Diego, podchodząc bliżej i biorąc w dłonie moją ranną dłoń.

– Nic mi nie będzie! – wyrwałem mu się i wyszedłem z szatni zabierając moją torbę.

– Ugh... on jest uparty jak osioł – usłyszałem już za drzwiami, ale zignorowałem to.

Szedłem spokojnie korytarzem, gdy ktoś na mnie wpadł. Był to jakiś dzieciak. O wiele niższy ode mnie i chudy. Może miał z jedenaście lat. Takich maluchów rzadko można było zobaczyć. Pewnie to ktoś, kto przyjechał do kogoś w odwiedziny.

– Uważaj jak łazisz, gówniarzu.

– Przepraszam – rzekł cichutko i wbił wzrok w swoje buty.

– Bo następnym razem może to się skończyć dla ciebie bardzo nieprzyjemnie – powiedziałem głosem pełen jadu. Ten mały już trząsł się ze strachu.

– Ej, może zmierzysz się z kimś w swoim wzroście, Roggestern – obok młodego pojawił się Morgan, a ja prychnąłem. Wielki obrońca się znalazł. – Przegrałeś i teraz się wyżywasz na słabszych? To tak bardzo w twoim stylu.

– Nie wtrącaj się, Morgan. Nie z tobą rozmawiam.

– Ale on nie chce z tobą rozmawiać i zrozum to, bo inaczej będziesz miał ze mną do czynienia.

Prychnąłem na jego słowa.

– To że dzisiaj ze mną wygrałeś, nie znaczy, że jesteś ode mnie lepszy – rzuciłem i wyminąłem ich.

– Najwidoczniej nasz książę nie lubi przegrywać.

Zaśmiał się, a inni łowcy poszli w jego ślady, a ja nie wytrzymałem. Odwróciłem się i zdrową ręką sprzedałem mu porządnego sierpowego. Pod wpływem mojej siły blondyn upadł na ziemie. Od razu zrobiło się zamieszanie. Nie wiadomo skąd  pojawił się Diego i inne elfy i próbowali załagodzić sytuacje, ale łowcy rzuciły się do obrony swojego lidera.

– SPOKÓJ! – nagle usłyszeliśmy głos profesor Bloom. Ona to ma doniosły głos. Obok niej stał profesor Hale i wlepiał we mnie wściekłe spojrzenie. – Co tu się dzieje?!

– Roggestern mnie uderzył! – Troy trzymał się za szczękę. Dobrze mu tak.

– To nie prawda – powiedziałem krzyżując ręce.

– Nathan, nie kłam. Wszystko dobrze widziałem. Masz szlaban. Masz niezwłocznie zgłosić się do profesor O'Konell, osobiście to sprawdzę.

Nie mogłem uwierzyć, że mnie ukarał. Przecież jest moim opiekunem i powinien mnie bronić.

– No, koniec przedstawiania – pani Bloom zwróciła się do reszty. – Zapraszam do sali, lekcje się już zaczęły.

Wszyscy się rozeszli.

– Profesorze, dlaczego mnie pan ukarał?

– Bo złamałeś zasady, Nathan. Możecie używać przemocy tylko do ćwiczeń na lekcjach w obecności nauczycieli. W szkole, podczas przerw, jest to zakazane. Kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć.

– Tak, ale szlaban? To nie za dużo?

– Za takie zachowanie, powinieneś ponieść poważniejsze konsekwencje, ale jesteś synem króla, więc ciesz się, że skończyło się na kozie. Chyba że wolisz przeprosić tego łowcę, ale wiem, że duma by ci na to nie pozwoliła.

***

– Myślałem, że Hale stanie w mojej obronie ale nie. Ukarał mnie jakbym był zwykłym uczniem – powiedziałem z pretensją w głosie, wchodząc do pokoju i rzucając niedbale torbę gdzieś pod ścianę.

– Nath, zrozum, że trochę przesadziłeś – rzekł Diego, który szedł przez cały czas za mną.

– Jesteś po jego stronie?!

– Nie jestem po żadnej stronie. Ja tylko wyrażam swoją opinie.

– O cudownie, ale ja o nią nie prosiłem – rzuciłem się na łóżko i patrzyłem w sufit.

– Wiesz co, Nath, wkurwiasz mnie.

Podniosłem głowę i spojrzałem na niego ściekłym wzrokiem, ale dopiero teraz zobaczyłem, że był na prawdę zły.

– Wiem, że jesteś zły, bo dziś przegraliśmy z łowcami. Ale to nie koniec świata. Naskoczyłeś na młodego łowcę i uderzyłeś Troy'a, bo nazwał cię ,,księciem"? Ogarnij się trochę i od czasu do czasu schowaj swoją dumę do kieszeni, bo stracisz wszystkich przyjaciół. A z tego co wiem, masz tylko mnie.

Podniosłem się na łóżku i przetarłem dłońmi twarz.

– Masz rację, przegiąłem. Przepraszam. Ja po prost uważam, że jako syn króla elfów powinienem być zawsze najlepszy.

Diego westchnął i usiadł obok mnie obejmując ramieniem.

– Przecież nikt nie wymaga od ciebie, żebyś był najlepszy.

– Ale mój ojciec tak.

– A niby jak ma się dowiedzieć, przecież go tu nie ma. Widzisz go tu gdzieś, bo ja nie.

Zaśmiałem się, może faktycznie nie powinienem się tak spinać?

– A tak w ogóle – zaczął szatyn – wciąż nie mogę uwierzyć, że to  powiedziałeś. 

– Co takiego powiedziałem?

– Przeprosiłeś mnie. Nie wiedziałem, że masz to w swoim słowniku – zaśmiał się, a rzuciłem niego poduszką.

***

Następnego dnia zapukałem do drzwi gabinetu pani profesor O'Konell.

– Dzień dobry – powiedziałem, wchodząc do niedużego pokoiku. Nigdy tu wcześniej nie byłem, więc rozejrzałem się dookoła. Za kobietą stała dość pokaźna biblioteczka, a na dużym, drewnianym biurku walały się stosy papierów.

– O już jesteś, witaj Nathanie – zdjęła swoje okulary i uśmiechnęła się do mnie szczerze. Miałem dziś zły humor, bo w końcu odbywałem karę (na którą moim zdaniem nie zasługiwałem), ale ona ma takie podejście do uczniów, że nawet ja nie mogłem jej pyskować na zajęciach i od razu stawałem się spokojniejszy. – Usiądź sobie, musimy poczekać jeszcze na jedną osobę.

Będę miał towarzystwo? Ugh... mam nadzieję, że nie będzie mnie irytować.

– Dzień dobry, pani profesor, przepraszam za spóź...

Odwróciłem się i ujrzałem dziewczynę, która była magiem wody, ale zapomniałem jak miała na imię.

– Ty!? – powiedzieliśmy do siebie w tym samym momencie.

– Nie, w cale się nie spóźniłaś – odezwała się nauczycielka, wstając od swojego biurka. – Dobrze, chodźcie za mną i powiem, co będziecie robić w ramach kary.

Ruszyliśmy za nią. Ja ani ta dziewczyna nie odezwaliśmy się nawet słowem. Zastanawiałem się, co ona tu robiła. Co takiego zrobiła, że dostała karę? Nie wygląda na kogoś, kto łamie szkolny regulamin.

Po krótkim marszu znaleźliśmy się na jednej z hali sportowych, gdzie kręcili się inni uczniowie i wnioskując po farbach, wstążkach i balonach zrozumiałem, że dekorują sale.

– Posłuchajcie, będziecie pomagać łowcom przy organizowaniu balu z okazji Halloween.

– O super – powiedziała szatynka, a ja wybuchnąłem śmiechem.

– HA, dobry żart. Nie mam zamiaru im pomagać – skrzyżowałem ręce na piersi.

Nie chodziło o to, że nie lubiłem Halloween. Lubiłem to święto, ale fakt że łowcy każdego roku organizują imprezę, jakoś niszczą mi ten dzień.

– Och, to szkoda, no cóż będę zmuszana poinformować o tym profesora Hale, nie będzie on tym zachwycony – powiedziała kobieta i ruszyła do wyjścia.

Przymknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech. Jak mówił Diego, muszę schować dumę do kieszeni.

– Nie ma takiej potrzeby... zrobię to.

– Tak właśnie myślałam – uśmiechnęła się chytrze. – Troy, możesz podejść tu na chwilę!

Co!? On też tu jest? Świetnie, tylko jego tu brakowało.

– Troy nadzoruje całą pracę. On wam powie dokładnie, co macie robić, a jak będziecie mieli do niego jakieś pytania, to kierujcie je do niego. Powodzenia – powiedziała O'Konell i po prostu sobie poszła.

– Cześć wam, słuchajcie, tegoroczne Halloween będzie inny niż w tamtych latach.

– Czyli? – zapytała szatynka.

– Ach, wybacz, zapomniałem, że to będzie twoja pierwsza taka impreza. Co roku było tak, że każdy się za coś przebierał, ale tym razem tak nie będzie. Chcemy żeby uczestnicy byli ubrani bardziej odświętnie, taka impreza z klasą, wiecie o co mi chodzi.

– Ale kicz! – prawie krzyknąłem, gdy to usłyszałem. Czy tylko dla mnie brzmiało to idiotycznie?

– A mi podoba się ten pomysł – powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się do łowcy, a on zrobił to samo. Oho, aż iskrzy.

– Dobra, trzeba zawiesić balony – zaczął łowca. – Nel, zajmiesz się tym?

– Jasne.

Nel, Nel... Ach no tak Noelia, już sobie przypomniałem.

– Nath, potrzebujemy jeszcze jednej osoby do noszenia stolików i krzeseł. Mógłbyś...?

– Ta, ta – mruknąłem, zbywając go ruchem dłoni.

– Dobrze, jak coś to wołajcie.

Morgan sobie poszedł, a ja skierowałem się do składzika.

– Poczekaj – zatrzymał mnie głos szatynki. – Pewnie mnie nie kojarzysz, ale...

– Jak miałbym cię nie kojarzyć, Jesteś Noelia, mag wody na pierwszym roku. Wpadłaś na mnie na korytarzu i zalałaś pokój gier.

Moje słowa trochę zmieszały dziewczynę i dobrze, bo o to mi chodziło.

– Po pierwsze, to ty na mnie wpadłeś.

– Mów sobie, co chcesz – przewróciłem oczami.

– A po drugie nie miałam okazji ci podziękować.

– Podziękować? Za co?

– Za to że nie wydałeś mnie nauczycielom. Miałabym niezłe kłopoty już w pierwszym tygodniu szkoły.

Poczułem się dziwnie. Nikt nigdy mi nie dziękował. I naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć. Zrobiłem krzywą minę i zostawiłem dziewczynę bez słowa.

Gdy dostawiałem krzesła do stolików, podszedł do mnie Troy.

– I jak ręka?

– Dziwne, że ty o to pytasz – rzekłem, powstrzymując się od nie rzucenia jakąś obelgę w jego stronę.

– Chciałem cię, przeprosić. Czasami jesteśmy trochę agresywny.

– Ta, ja doskonale wiem jacy wy jesteście – mój ton głosu sączył się jadem jak zwykle. Chłopak nic już nie odpowiedział, tylko stał i się patrzył. – Dobra, powiedziałeś co chciałeś, więc spływaj.

Jak powiedziałem, tak też uczynił. Pewnie wyczuł, że jeśli tego nie zrobi, to mogę wszcząć nową bójkę. A w takim byłem nastroju, więc może nie jest taki głupi jak mi się zdawało.

– To naprawdę będzie świetnie wyglądać, mogę ci pomóc jeśli chcesz – usłyszałem głos Noelii, która rozmawiała z jakąś łowczynią. Przeglądały jakieś plany.

– Bardzo zastanawia mnie czemu podchodzisz do tego tak entuzjastycznie. Przecież odbywasz karę – zacząłem mówić, powoli krocząc w ich stronę. Czarnowłosa łowczyni ulotniła się, gdy tylko mnie zobaczyła i zostawiła nas.

– Lepsze to niż mycie łazienek własna szczoteczką.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Trafna uwaga.

– Jeśli ty zadałeś mi pytanie, to teraz moja kolej. Czemu przez cały czas, który tu jesteśmy, jesteś takim gburem?

– Ja, gburem?

– Tak, no chyba że masz taki charakter.

Ta mała stąpała po cienkim lodzie. Irytowała mnie, a jak toś mnie irytuje to zazwyczaj odchodzę, ale tym razem postanowiłem kontynuować tę  rozmowę.

– Nie jestem taki, bo zostałem ukarany. Zasłużyłem sobie, ale przez kogo. Jestem tu przez profesora Hale, mojego opiekuna.

– Czyli jesteś taki nieznośny przez niego?

– Tak. Moim zdaniem powinien dać mi upomnienie czy coś takiego – wzruszyłem ramionami

– Nie wiem co zrobiłeś, ale on po prostu nie chciał, żeby inni myśleli, że cię faworyzuje. Ale jeśli poprawi ci to humor, to ja też jestem tu przez swojego opiekuna.

– O'Konell? A co takiego przeskrobałaś?

– Wałęsałam w nocy się z koleżankami po bibliotece. Przyłapała nas, ale to ja wzięłam na siebie całą odpowiedzialność.

– Jak szlachetnie – powiedziałem sarkastycznie.

– Och, daruj sobie.

– A co wy tam w ogóle robiłyście? Bo chyba nie żeby poczytać.

– O Troy, wszędzie go szukałam, mam do niego sprawę. Dokończymy później, pa – zabrała pospiesznie jakieś papiery i prawie biegnąc zostawiła mnie.

Nie znam jej zbyt dobrze i nie wiem jak zazwyczaj się zachowuje, ale to było dziwne.

____________________________________________________________________

25.11.2020

Następny rozdział może będzie na święta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro