3 | Vanessa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie miałam zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Zostałam rzucona na głęboką wodę. Stałam przed wielką szkołą z ciężkimi walizkami i nie wiedziałam gdzie iść. Moi rodzice i brat odjechali kilka minut temu, nie udzielając przy tym żadnych przydatnych informacji. Powiedzieli tylko jedno ,,Trzymaj ze swoimi". Co to w ogóle miało znaczyć?

Poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Wyciągnęłam telefon, zanim przeczytałam nową wiadomość.

Gówniarz: Mama, powiedziała, że upiecze twoje ulubione ciasto. Jaka szkoda, że cię teraz tu nie ma. Haha!

Najbardziej irytujące stworzenie jakie może być to młodsze rodzeństwo. Jak Boga kocham.

Rozejrzałam się dookoła i nie mogłam nadziwić się wielkością całej placówki. Budynek, w której odbywały się zajęcia, był wysoki i szeroki z płaskim dachem. Kolor elewacji szkoły był w kolorze jasnozielonym. Na przeciwko stała druga konstrukcja, złożona z parteru i trzech pięter. Pomalowana na brązowo. A na jej szczycie był niski dach pokryty czerwoną dachówką. To z pewnością był akademik. Za nim znajdowała się ,,zielona strefa", czyli trawnik, kwiaty, drzewa i drewniane ławki. Domyślam się, że było to coś w rodzaju parku. W pobliżu był basen, boisko do kosza, siatkówki i piłki nożnej. Dziedziniec był wyłożony szarą kostką i ozdobiony fontanną. Cała placówka była ogrodzona murem tak wysokim, żeby ludzie nie mogli się tu przedostać. Boże, kto miał tyle pieniędzy, żeby wybudować i wyposażyć tą szkołę? Tu było pięknie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek pozytywnie opiszę takie miejsce jak szkoła.

Na dziedzińcu było już sporo ludzi. Grupki uczniów, którzy stali i rozmawiali. Wiele osób z bagażami witało się ze swoimi przyjaciółmi, a inny żegnali się ze swoimi rodzicami.

Schowałam komórkę z powrotem tam gdzie była i wzięłam pod pachę swoje bagaże. W końcu muszę stawić czoła nowej szkole. Jakimś cudem uniosłam te ciężkie torby. Ruszyłam do wejścia, których drzwi przytrzymał mi jakiś chłopak. Podziękowałam mu krótko i poszłam dalej. Moim małym sukcesem, było szybkie znalezienie sekretariatu. Uniknęłam godzinnej tułaczki bez celu. Zapukałam i weszłam do środka.

– Dzień dobry – powiedziałam, zwracając uwagę siwowłosej kobiety, siedzącej za biurkiem.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

– Emm... dopiero co przyjechałam i nie wiem...

– Nazwisko?

– Vanessa Parker.

Kobieta wpisała nazwisko do komputera i zaczęła klikać coś myszką.

– Pierwszoroczna – powiedziała jakby do siebie, a następnie wstała. – Tu masz kluczyk do pokoju. A tu masz rozpiskę co będzie się działo w najbliższych dniach. Kiedy przyjadą twoje współlokatorki to podziel się informacjami.

– Dobrze, tak zrobię – podała mi kluczyk z numerem i kartkę z harmonogramem. – Do widzenia.

Wyszłam na korytarz i ciężko westchnęłam. Znowu muszę targać te ciężary. Masakra. Wyszłam ze szkoły i szłam przez dziedziniec, mijając fontannę z jednorożcem, kierując się do akademika. Pieprzone schody.

– Daj to, bo nie mogę na ciebie patrzeć jak się męczysz – usłyszałam rozbawiony, męski głos. Przekręciłam głowę, żeby zobaczyć, że ktoś też wchodzi po schodach. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że był to ten sam chłopak, który przytrzymał mi drzwi kilka minut temu. Wziął ode mnie walizkę i wielką torbę, którą założył sobie na ramię. Zostałam tylko z plecakiem.

– Dziękuję.

– Gdzie idziemy?

– Emm... – wyciągnęłam kluczyk i spojrzałam na zawieszkę. – Pokój numer pięćdziesiąt pięć.

– O, to blisko mnie, ja mam pokój dziewięćdziesiąt sześć.

– No... bardzo blisko – zaśmiałam się.

– Znajdują się naprzeciwko – rzekł, gdy weszliśmy do środka.

Spojrzałam na niego zdziwiona, a później zrobiło mi się trochę głupio, bo on już był w swoim pokoju i wiedział jak są rozmieszczone pokoje. I teraz nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Po obu końcach korytarza znajdują się schody, my skorzystamy z tych po lewej, bo będzie szybciej – skręcił w lewo, a ja podążyłam za nim.

Minęliśmy recepcję i pomieszczenie, do których prowadziły dwuskrzydłowe drzwi. Weszliśmy na drugie piętro i podeszliśmy do odpowiednich drzwi.

– Pierwsze piętro należy całkowicie do elfów. Nasze jest drugie i jest podzielona na pół. Nasza cześć jest wyłożona bordową wykładziną, a druga część należy do czarodziejów i oni mają brązową wykładzinę. A piętro wyżej znajdują się pokoje łowców – wyjaśnił, kończąc z szczerym uśmiechem.

– Dzięki, za pomoc i że wszystko mi wytłumaczyłeś.

– Nie ma sprawy sąsiadko – puścił mi oczko i wyciągnął do mnie rękę. – Jestem Leo.

– Vanessa – uścisnęłam mu dłoń.

– To do zobaczenia jutro – pożegnał się i zniknął za drzwiami swojego pokoju.

Chyba też powinnam to zrobić. Otworzyłam je kluczem i weszłam do środka. Wnętrze pokoju było uniwersalne. Zwykłe białe ściany, trzy pojedyncze łóżka, drewniany stół z trzema krzesłami do odrabiania lekcji. Zobaczyłam dwoje drzwi. Jedne prowadziły do łazienki, co wskazywały małe wentylatory u dołu, a drugie to nie mam pojęcia, więc postanowiłam je sprawdzić. Okazało się, że tam znajduje się garderoba. Jaki tu jest luksus. W internacie, w którym wcześniej mieszkałam, drzwi wypadały z zawiasów, a okna były nieszczelne, więc zimą było tam jak w psiarni.

Mimo że byłam zmęczona długą podróżą i upałem, ochoczo zabrałam się za rozpakowywanie swoich rzeczy. Otworzyłam największą walizkę i wyjęłam z niej lampkę nocną i ustawiłam na małym stoliczku obok łóżka, zabrałam ją, bo lubię trochę poczytać przed snem. Następnie wyjęłam pięć książek, które mam zamiar przeczytać i ustawiłam je na półkach zawieszony nad łóżkiem. Wiem, nie jest to dużo, ale zważając na to, że będzie dużo nauki, to nie będę miała czasu. Następnie zaczęłam gospodarować miejsce w garderobie. Gdy byłam w trakcie usłyszałam jak ktoś puka i wchodzi do pokoju. Szybko rzuciłam spodnie i pobiegłam zobaczyć, kogo przywiało.

Przy drzwiach stała blondyna ubrana cała na czarno. Rurki, top z dekoltem i skórzana kurtka. Mocny makijaż rzucał mi się w oczy, ale był wykonany bardzo dokładnie. Jednym słowem wyglądała na sukę i czułam w kościach, że się dogadamy. Dziewczyna zobaczyła mnie. Zostawiając swoją torbę, podeszła do mnie.

– Cześć, jestem Zoe. Miło mi cię poznać! – wykrzyknęła radośnie, uśmiechając się promiennie, wystawiając dłoń. I czar prysł. W cale nie jest suką.

Z krzywym uśmiechem również się przedstawiłam.

– Zaczęłaś układać swoje rzeczy? – zapytała, ale nie zdążyłam odpowiedzieć. – Chyba też powinnam to zrobić. Widziałaś już naszą łazienkę? – wniosła resztę swoich bagaży.

O Boże, dlaczego ona tak dużo mówi?!

– Jestem bardzo podekscytowana, nowe miejsce i nowi ludzie. Będziemy się świetnie dogadywać – rzuciła walizkę na łóżko i zaczęła w niej grzebać. – Ciekawi mnie jaka będzie nasza druga współlokatorka. Oby nie jakimś smutasem, bo bym z nią nie wytrzymała.

– Tak, ja też – zaśmiałam się, a w głębi duszy płakałam.

Już chciałam wrócić do swoich spraw lub uciec od niej, niech każdy myśli jak chce, gdy drzwi ponownie się otworzyły. W progu stała szatynka, której włosy sięgały do łopatek i kręciły się w delikatnie loki. Miała piwne oczy i lekko zadarty nos. Była ubrany w biały, zwiewny kombinezon. Wyglądała jak normalna licealistka. Mam nadzieję, że nie okaże się być ,,niespodzianką" tak jak Zoe, bo nie przeżyłabym tego.

– O, nasza druga koleżanka! Hej! – blondyna podbiegła do nowej i przedstawiła się.

– Też mi miło, jestem Noelia, ale możecie mówić mi Nel – wymieniła z Zoe i ze mną uściskiem dłoni. – Też ich kocham – powiedziała, skazując na mój T-shirt z Why Don't We. Tak, nareszcie! Wiecie, ile czasu czekałam na to, aż ktoś powie, że też ich lubi, gdy będę miała tą koszulkę na sobie? Już lubię tę dziewczynę.

Po dwóch godzinach, wszystkie nasze rzeczy miały swoje miejsce. Każda miała swoje łóżko, część garderoby i półkę na kosmetyki w łazience. Okazało się, że Zoe ma dużo kosmetyków i musiała mieć więcej miejsca, ale ważne, że wszystko było uporządkowane, czyli tak jak lubię.

– Dobrze, dziewczynki – zaczęłam, trzymając w ręku harmonogram, gdy one siedziały na swoich łóżkach. – Pani w sekretariacie powiedziała mi, że mam przekazać tę o to rozpiskę, więc słuchać, bo nie będę dwa razy mówić.

Dziewczyny skupiły na mnie wzrok, a ja spojrzałam na kartkę.

– Dziś o siedemnastej będzie odebranie podręczników, jutro o dziesiątej odbędzie się rozpoczęcie roku na sali gimnastycznej. Później spotkanie z naszym opiekunem, gdzie dostaniemy plan lekcji. Kto jest naszym opiekunem? – zapytałam, kończąc czytać wszystkie punkty.

– Czekaj, gdzieś miałam to zapisane – Noelia zaczęła sprawdzać coś na telefonie. – Gwen O'Konell.

Ja i Zoe patrzyliśmy na nią z zaciekawieniem.

– No co? – szatynka wzruszyła ramionami. – Mój brat opowiadał mi o szkole, więc zapisałam najważniejsze rzeczy.

– No dobra – blondynka wstała na równe nogi i spojrzała na zegarek – jest już siedemnasta, więc chodźmy do tej biblioteki, a później... bliżej się poznamy! – powiedziała podekscytowana.

Ona naprawdę jest dziwna.

________________________________
02.12.2019

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro