4 | Noelia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Moje współlokatorki wydają się być naprawdę sympatyczne i mam nadzieję, że szybko złapię z nimi dobry kontakt. Zauważyłam, że Vanessa jest trochę chłodna dla Zoe, ale myślę, że to się zmieni, bo nie wygląda mi na wredną dziewczynę. Musimy tylko lepiej się poznać.

Poszliśmy wspólnie do biblioteki, która była naprawdę ogromna i odebraliśmy stamtąd darmowe podręczniki. Byłam zdziwiona, gdy bibliotekarka wręczyła nam po pięć książek. Wyobrażałam sobie raczej sterty grubych ksiąg, które będą warzyć tonę.

Gdy wszystkie miałyśmy komplet podręczników, ruszyłyśmy do wyjścia. Przechodziłyśmy obok wielkiegi stółu z krzesłami. Pewnie dożo uczniów przychodzi tu, żeby się wyciszyć lub w spokoju się pouczyć. Jednak teraz siedziała tam tylko jedna osoba. Był to chłopak o jasnych włosach i ubrany w czarną bluzkę. Pochylał się nad jakąś książką. Gdy go mijaliśmy, podniósł na nas wzrok, ale jego ciemne oczy były utkwione we mnie. Miałam dziwne wrażenie, że gdzieś go już widziałam.

– Ten chłopak cały czas ci się przyglądał – powiedziała zachwycona Vanessa, gdy wyszłyśmy z biblioteki.

– Co, serio?! – postanowiłam udawać, że tego nie zauważyłam.

– Też to widziałam! – wtrąciła się Zoe z szerokim uśmiechem. – Patrzył na ciebie i tylko na ciebie.

Dziewczyny zachichotały, a ja pokręciłam głową z dezaprobatą. Wróciłyśmy do naszego pokoju i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym.

– Jakimi magami jesteście? – zapytałam, opierając się o poduszkę, żeby je lepiej widzieć.

– Powietrza – odpowiedziała Zoe.

– Ziemi – rzekła szatynka. – A ty?

– Wody – odpowiedziałam z dumą.

– Twój brat też? – zapytała niebieskooka, a ja kiwnęłam głową.

– A ty Vanessa, masz jakieś rodzeństwo?

– Tak, brata Colina, ma piętnaście lat, ale jak na swój wiek jest najzdolniejszy z rodziny. Mam jeszcze dwie siostry bliźniaczki, są magami powietrza po mamie i jeszcze jest Luke, jest moim przyrodnim bratem i dwa lata temu skończył Akademię.

– Ale macie fajnie, ja jestem jedynaczką – powiedziała Zoe.

– Wiesz, posiadanie rodzeństwa nie zawsze jest takie fajne. Colin to okropny konfident, wszystko wypapla rodzicom.

– Tak, a Ian na każdym kroku mi dokuczał, gdy byłam mała straszył mnie potworami spod łóżka.

Dziewczyny wybuchły głośnym śmiechem. Później Zoe zaczęła opowiadać o swoich historiach miłosnych, a było ich trochę, ale wszystkie były bardzo ciekawe.

– Nel, może ty nam coś opowiesz. Mam dość słuchania o złamanych sercach.

– Jeszcze nie powiedziałam o Michaelu, Joshu, Peterze, Simonie i Ricku –oburzyła się blondynka. – Ale dobra, też jestem ciekawa – Zoe oparła głowę o rękę i spojrzała na mnie wyczekująco.

– Cóż, jestem z Saint Louis i mam tam chłopaka Jamesa, przyjaciół Juliet, Ruth i Stevena. Cała czwórka była niezadowolona z wyjazdu tutaj i...

– Znam to – przerwała mi Zoe – przez tą szkołę pokłóciłam się z moją bff! Powiedziała mi trochę za dużo i płakałam przez nią, teraz pewnie...

– Zoe! – krzyknęła Vanessa. – Nel miała nam coś o sobie opowiedzieć, a ty jej przerwałaś! – blondynka patrzyła na dziewczynę zdziwiona, a później spojrzała na mnie.

– Bardzo przepraszam, jestem straszną gadułą i czasami mam wrażenie, że moje struny głosowe mają własne życie – zaśmiała się nerwowo.

– Nic się nie stało – uśmiechnęłam się do Zoe i gdy miałam mówić dalej, mój telefon dał o sobie znać. Spojrzałam na wyświetlacz, żeby zobaczyć wspólne zdjęcie z mamą. – Dokończymy później? Mam ważny telefon.

– Trzeba złożyć raport rodzicom – Vanessa zaśmiała się przyjaźnie i ruchem dłoni pokazała mi, abym odebrała. Chyba zaczynamy się rozumieć.

Wyszłam z pokoju, odbierając połączenie.

– Cześć, mamo – powiedziałam do słuchawki.

– Hej, córuś! Jak tam? Wszystko dobrze? – zapytała wesoło. Mama była podekscytowana tym, że zacznęłam naukę tam gdzie ona i reszta naszej rodziny.

– Tak, za wiele się nie działo – włożyłam rękę do kieszeni kombinezonu i ruszyłam przed siebie. Postanowiłam się przejść. – Odebrałam na razie podręczniki.

– A jak tam twoje współlokatorki?

– Są bardzo miłe. Szybko się zaprzyjaźnimy.

– To dobrze. Pamiętam, że ja często kłóciłam się z koleżankami z pokoju... ale nie po to dzwonię. Pamiętaj, żeby dobrze nastawić budzik, nie możesz zaspać pierwszego dnia.

– Tak, pamiętam. A nawet jeśli to dziewczyny mnie obudzą – moja mama czasami była nadopiekuńcza. Ale wszystkie matki tak mają.

– Racja... a spakowałam ci koszulkę na rozpoczęcie roku taką, która zasłoni... no wiesz...

– Wiem... dzięki – odruchowo dotknęłam obojczyka, gdzie znajdowało się coś co nazywałam blizną, choć nią nie była. Nie wiem, czym to dokładnie było. Znamię było usytuowane w takim miejscu, że potrzebowałam lustra, żeby ją zobaczyć. Często ją zakrywałam, ale nie dlatego, że była brzydka czy się jej wstydziłam. Po prostu chciałam uniknąć pytań, które mogłyby paść.

Wyszłam z akademika. Kilka osób kręciło się po dziecińcu, korzystając z ostatniego dnia wakacji. Podeszłam jeszcze kilka kroków, zanim usiadłam na drewnianej ławce przy fontannie.

– Nie ma za co. Muszę już kończyć. A i mam nadzieję, że pomimo nauki i nowych znajomych znajdziesz chwilę dla twoich biednych rodziców.

– Postaram się – moje siedemnastoletnie życie nauczyło mnie, żeby niczego nie obiecywać. – Pa, mamo, pozdrów ode mnie tatę.

– Dobrze, trzymaj się.

Po zakończeniu rozmowy, dostałam SMS-a od brata.

Ian: Rozwal tę szkołę, młoda ;)

Uśmiechnęłam się pod nosem na tę krótką wiadomość. Jego słowa często były dla mnie motywacją i wsparciem.

Gdy wpatrywałam się w ekran, telefon znowu zaczął dzwonić. Była to Juliet. No co z nimi? Zmówili się czy co?

– Halo?

– Szybko zapomniałaś o swojej przyjaciółce – usłyszałam urażony głos dziewczyny.

– Nawet dzień nie minął.

– I co z tego? Bez ciebie w Saint Louis jest tak nudno! – Juliet świetnie udawała rozpacz.

– Masz jeszcze Ruth –przypomniałam jej.

– Nie, Ruth ma Steven, a ja nie mam nikogo –zaśmiałam się na jej słowa. – Widziałaś może jakiś przystojnych chłopaków w tej nowej szkole?

– Jedyny chłopak jakiego chciałabym wiedzieć to James – ta odpowiedź miało uświadomić ją, że jestem w związku i że nie oglądam się za innymi.

– Trzeba było nie wyjeżdżać. Wiesz, ile dziewczyn będzie teraz na niego polować?

– James mnie nie zdradzi.

– Też mam taką nadzieję, ale sama wiesz jaki on był, zanim zostaliście parą.

Zamknęłam dłoń w pięść. Zdenerwowała mnie, ale nie chciałam kłócić się z nią przez telefon. Fakt, James miał okres w swoim życiu, że zmieniał dziewczyny jak rękawiczki albo był z jedną a myślał o drugiej, ale... zmienił się. Zakochał się we mnie a ja w nim. Mimo że wiedziałam jaki był, to nie chciałam tego rozpamiętywać.

– Nie musiałaś mi o tym przypominać – powiedziałam oschle.

– Przepraszam.

– Wiesz, Jul, muszę kończyć, miałam długą podroż, a jutro trzeba wstać wcześniej – chciałam jakoś skończyć tą rozmowę, żeby nie skończyła się bardziej nieswojo.

– Jasne, rozumiem. Dobranoc.

– Dobranoc.

I rozłączyła się.

Wróciłam do pokoju i jeszcze trochę pogadałam z dziewczynami. Skończyłyśmy jakoś po dwudziestej drugiej.

Gdy Zoe i Vanessa smacznie sobie spały, ja nie mogłam zasnąć. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Może jest to spowodowane tym, że jestem w nowy miejscu? Albo tym co powiedziała mi Juliet? Jej słowa trochę mnie zaniepokoiły. Wiem, że relacja moja i Jamesa będzie słabsza przez odległość, ale on przecież mnie kocha.

Sięgnęłam po telefon, który teraz się ładował. Cudownie mieć łóżko przy gniazdku. Było trochę po północy. Westchnęłam, chowając urządzenie pod poduszkę. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć, ale na nic. Ciągle myślałam o moich przyjaciołach w Saint Louis.

Usłyszałam krótki dźwięk dochodzący z mojej komórki. Ucieszyłam się, na widok wiadomości od Jamesa.

My love: Dobranoc, skarbie :*

James często wysyłał mi takie wiadomości. ,,Miłego dnia", ,,Kolorowych snów". To był standard. Mimo iż były to tylko dwa słowa to bardzo mnie uspokoiły i w spokoju mogłam zasnąć.

Nie wiadomo czemu, otworzyłam oczy. Spałam, ale ile, to nie miałam pojęcia. Sięgnęłam po telefon. 5:20. Agh... czemu mój mózg tak mnie torturuje?! Podniosłam się do pozycji siedzącej, spuszczając nogi na podłogę. Moje stopy spotkały się z miękką wykładziną, aż przymknęłam oczy na te miłe uczucie. W końcu podeszłam do stolika, który stał pod oknem. Zapaliłam lampkę nocną i mogłam zobaczyć butelkę wody. Właśnie tego mi było trzeba. Odkręciłam korek i wzięłam wielki łyk. Byłam bardzo spragniona. Wzięłam jeszcze kilka łyków i odłożyłam butelkę na miejsce.

Gdy miałam wyłączyć światło, zobaczyłam jakiś ruch za oknem. Zbliżyłam się bliżej. Na zewnątrz stały trzy postacie. Były mi kompletnie obce. Dwoje chłopaków, najprawdopodobniej uczniów, właśnie witali się z jakimś mężczyzną. Rozmawiali przez chwilę, a potem cała trójka ruszyła w stronę akademika. Jeden z nich, podniósł głowę i spojrzał prosto w moje okno. Cholera, zobaczył mnie! Szybko kucnęłam, znikając z jego pola widzenia.

Może nie mogłam tego zobaczyć, ale była pewna, że on zaśmiał się na moje dziecinne zachowanie.

_____________________________________
24.12.2019 Wesołych świąt🎄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro