7 | Zoe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do pokoju wróciłam równo o 22:30 i byłam cała w skowronkach. Spędziłam wieczór z Diego Camanem! Nie jedna dziewczyna dała by się pokroić, żeby być na moim miejscu. Ciągle uśmiechałam się sama do siebie. Zostałam zauważona przez największe ciacho tej szkoły, który jest najlepszym przyjacielem królewskiego dziedzica. Obłęd.

Starałam się być jak najciszej, kiedy wchodziłam do pokoju. Nie chciałam obudzić dziewczyn, ale gdy tylko zamknęłam drzwi, światło zapaliło się w całym pomieszczeniu. Znieruchomiałam na chwilę, a potem powoli odwróciłam się. Vanessa i Noelia stały obok siebie z skrzyżowanymi rękoma na piersi.

– Tłumacz się – rozkazała Nel.

– I nawet nie próbuj kłamać – Vanessa wystawiła ostrzegająco palec.

– Jesteście złe, że was wystawiłam? – zapytałam, spuszczając wzrok na podłogę.

Ale po co ja się w ogóle pytałam? Oczywiście, że są złe. Miałyśmy spędzić ostatni dzień przed zajęciami, żeby jeszcze bardziej się poznać, bo jeszcze wielu rzeczy o sobie nie wiemy. A ja w ostatniej chwili musiałam odwołać spotkanie.

– Co? Nie! – powiedziała zdezorientowana Nel.

Podniosłam wzrok na koleżanki i obie wyglądały jakby nie rozumiały mojego pytania.

– Ciekawi nas to ,,Przepraszam, dziewczynki, ale przystojny elf zaproponował mi spacer." – Vanessa przeczytała mojego SMS-a. – Opowiadaj jak było?

Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Usiadłyśmy na łóżku Vanessy i zaczęłam wszystko dokładnie opowiadać. Przypominało mi to trochę scenę z jakiegoś filmu z pidżama party i to mi się bardzo podobało, bo stajemy się sobie coraz bliższe.

– Był bardzo sympatyczny, zabawny i dużo opowiadał mi o Ischis i...

– Ischis? – zapytała Nel.

– Kraina elfów – wyjaśniła krótko Vanessa. – Stamtąd pochodzą wszystkie rasy.

Noelia była bardzo zdziwiona, że poza światem ludzi istnieje również magiczny świat, z którego pochodzą nasi przodkowie.

– Nie wiedziałaś? – zdziwiła się szatynka.

– Rodzice mi nigdy o tym nie mówili – przyznała.

– A dziwne, twoja rodzina jest tam znana i szanowana – kontynuowała Vanessa.

– Tak, można by powiedzieć, że twoja rodzina jest szlachtą wśród innych magów – dodałam, przypominając sobie w głowie, że mój tata dużo mówił o rodzinie Lorbeer.

Nel podniosła brwi ze zdziwienia. O tym też nie wiedziała?

– Co wy mówicie, moi rodzice mieszkają w niewielkim domu w Saint Louis i prowadzą zwyczajne życie. Mama jest prawnikiem, a tata dermatologiem. A dziadkowie mieszkają na wsi.

– Może i tak, ale są znani w naszym świecie – rzekła Vanessa. – Serio nic ci nie opowiadali? Mają ciekawą przeszłość.

Doskonale widziałam zmieszanie w oczach Nel. Ja czułabym się tak samo, gdyby okazało się, że ktoś zna moich rodziców lepiej niż ich własne dziecko.

– Ej, może dokończę moją historię? – chciałam wrócić do opowieści z przystojnym elfem. Noelia posłała mi spojrzenie pełne wdzięczności.

– Och, racja – ożywiła się Vanessa. – Jak on w ogóle się nazywa?

– Diego Caraman, widzieliśmy go na stołówce – odpowiedziałam od razu.

– Co?! On?! – Vanessa zrobiła wielkie oczy, a w jej głosie nie było już radości.

– Tak, a co?

– A to, że to straszny podrywacz. Zmienia dziewczyny jak rękawiczki, bawi się ich uczuciami – mówiła szatynka, a Nel pokiwała głową.

– A skąd możesz to wiedzieć? – zapytałam, krzyżując ręce.

– Kiedy ty byłaś na randce, my z Nel poznałyśmy innych uczniów i sobie rozmawialiśmy i w jakimś momencie temat zszedł na Nathana Roggesterna i jego kumpla. Słyszeliśmy o nim naprawdę nieciekawe rzeczy.

– Tak było – wtrąciła Nel – jednak nie będziemy ci zabraniać spotykania się z nim, ale po prostu... uważaj na siebie.

Przez chwilę jeszcze rozmawialiśmy i poszłyśmy spać. Ja jednak nie zasnęłam. Myślałam o tym, co powiedziały dziewczyny i zastanawiałam się czy to prawda czy plotki. Bo ja wiedziałam tylko, że jest cholernie przystojny i jest najlepszym przyjacielem księcia. Spędziłam z Diego tylko kilka godzin i było naprawdę fajnie, ale powinnam bardziej go poznać, żeby dowiedzieć się prawdy.

***

Nadszedł czas pierwszej lekcji w nowej szkole, a była nim historia. W liceum byłam słaba z tego przedmiotu. Nie miałam głowy to tych wszystkich dat i wydarzeń historycznych. Jednak teraz może to się zmienić, bo w końcu dowiem się, jaki był nasz początek i dowiem się coś o moich przodkach.

Po śniadaniu ja, Noelia, Vanessa i Leo wyszliśmy z akademika i weszliśmy do szkoły. Cieszę się, że szybko zaprzyjaźniłam się z tą trójką. Noelia była bardzo miłą osobą, gotowa pomóc swoim przyjaciołom i miała super ciuchy, więc bardzo się ucieszyłam, gdy pożyczyła mi bluzkę, którą miałam teraz na sobie. Vanessa była bardzo mądra i oczytana, umie wypowiedzieć się na każdy temat. Uważam, że dobrze posiadać własne zdanie. A Leo miał świetne poczucie humoru, nie ważne jak smutny/a jesteś, on zawsze umie cię rozweselić. Byliśmy bardzo zgraną paczką.

Wspólnymi siłami odnaleźliśmy odpowiednią salę, bo szkoła była strasznie duża, a niektóre sale lekcyjne, były raczej salami treningowymi.

W sali byli już pierwsi uczniowie, którzy rozmawiali lub śmiali się. Rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu. Przed nami stały kilka rzędów drewnianych ławek, a na końcu sali znajdowała się małe podwyższenie, na którym stało wielkie biurko, a za nim wisiała zielona tablica. Zajęliśmy miejsca przy ścianie. Ławki były dwuosobowe. Vanessa i Noelia usiadły razem przede mną i Leo. Gdy wypakowywałam swoje rzeczy, odwróciła się do nas Nel.

– Jestem dość podekscytowana!

– Nic dziwnego – zaśmiałam się.

– To tylko historia, dopiera na zajęciach z żywiołów zobaczysz, co to jest magia – powiedział Leo, a jego oczy się świeciły.

– Pewnie nie możesz się doczekać, aż nauczysz się wyczarować wielki płonień, którym podpalisz szkołę, żeby nie było lekcji – tym razem odezwała się Vanessa.

– Trzy dni razem spędziliśmy, a ja czuję jakbyś znała mnie całe życie – odrzekł zdziwiony, że ktoś przejrzał jego zamiary.

– To bardzo głupi pomysł – powiedziała Noelia.

– A wiesz, że kilka lat temu, ktoś tak zrobił? I nie zostali wyrzuceni – powiedział pewny siebie.

– Ale pewnie zostali zawieszeni – dodałam.

– Nie zdziwiłabym się, gdybyście byli spokrewnieni – zaśmiała się Noelia.

– Właściwie był to mój kuzyn z kolegami.

Dziewczyny i ja spojrzeliśmy na niego w tym samym momencie, wszystkie zrobiłyśmy wielkie oczy. Po chwili mag ognia zaśmiał się.

– Żartowałem! – dziewczyny jakby się trochę się uspokoiły. – Byli to moi rodzice.

Teraz na naszych twarzach malowało się przerażenie. To niezłych ma rodziców, pomyślałam.

– Piromania jest dziedziczna? – zapytała Nel, na co wszyscy się zaśmialiśmy.

Jednak nasze śmiechy zostały przerwane, gdyż pojawiła się nauczycielka. Przeszła przez całą salę. Każdy jej krok sprawiał, że jej długie szaty powiewały na wietrze. Wspięła się po małych schodkach, by po chwili zatrzymać się przy biurko.

– Witam, nowych uczniów w Akademii Gedymina. Nazywam się Ismera Bloom i w tym roku będę prowadziła lekcję historii. Jak wiecie lub jeszcze nie, jestem opiekunem czarodziejów. Podczas moich zajęć możecie śmiało zadawać pytania, ale tylko takie które dotyczą lekcji.

Mówiła z podniesioną głową, a jej głos był poważny i formalny. Miała surowy wyraz twarzy.

– Otwórzcie zeszyty i zapiszcie pierwszy temat – odwróciła się do nas tyłem i zaczęła pisać kredą po tablicy. Wszyscy momentalnie chwycili za długopisy i zaczęli skrobać po papierze. – Dzisiejszy temat lekcji to ,,Historia naszego początku". Nasza historia zaczyna się, jak pewnie już wiecie, od najsilniejszego elfa, Gedymina. To on stworzył łowców, czarodziejów i magów.

Jakaś dziewczyna podniosła rękę, a pani profesor udzieliła jej głosu.

– Elfy istniały przed innymi rasami? Jak to możliwe?

– Przez starożytne wierzenia pierwszych ludzi. Uważa się, że Adam i Ewa mieli pomocników, którzy uczyli ich jak przetrwać na ziemi. Jednak ziemia była przeznaczona tylko dla ludzi, więc elfy musiały posiada swój własny świat i taki też mają. Elfów było tysiące, ale najsilniejszym z nich był właśnie Gedymin, dlatego też inne elfy uznały go za swojego władcę. Po jego koronacji w pięknym zamku, poślubił najpiękniejszą z elfich kobiet. Po dwóch latach królowa urodziła mu syna, a za jego panowania miał trzy wielkie przygody. Pierwsza z nich dotyczy łowców.

Zrobiła krótką pauzę, żeby złapać oddech. Ja natomiast rozejrzałam się po klasie. Niektórzy słuchali uważnie nauczycielki, a inni gorliwie zapisywali jej słowa. Nie ważne co robili, to każdy zdawał się być zaciekawiony lekcją.

– Ich rasa miała początek, gdy w Ischis panował niepokój. Demony, potwory gnębiły elfów na różne sposoby. Niszczyły ich plony, zabijały zwierzęta. Elfy już nie mogły wchodzić do lasów, bo właśnie tam czyhały złe duchy. A było to uciążliwe, gdyż lasy stanowią sześćdziesiąt procent całego Ischis. A to właśnie stamtąd elfy zdobywają owoce i inne dobra. Elfy nie czuły się bezpieczne. Jednak Gedymin nie przywiązywał do tego dużej wagi, bo jemu i jego rodzinie nic nie groziło w strzeżonym zamku. Ale miarka przebrała się, gdy znaleziono pierwsze ciała elfów. Mimo, że królestwo miało armię, Gedymin wiedział, że sami nie dadzą sobie rady. I co zrobił król? Zszedł na ziemię i szukał najsilniejszych żołnierzy. A przypominam, że Gedymin odwiedził ziemię, kiedy tam panowało średniowiecze, czyli czasy wielkich rycerzy. Gedymin podróżował po wielu zakątkach ziemi i szukał tych najsilniejszych, najodważniejszych, nieustraszonych, wyszkolonych w posługiwaniu się bronią. Gdy już takich znalazł, wyznał im kim jest naprawdę. Nikt się nie przestraszył, wręcz przeciwnie, chcieli mu służyć. Gedymin obdarzył ich magicznymi zdolnościami, które miały im pomóc w zabijaniu złych istot. I od tej pory ci ludzie, przestali już nimi być, stali się łowcami, a Ischis już przestało być niebezpiecznym miejscem. Jednak demony i różnego rodzaju potworzy uciekły na ziemię i pragną magicznej lub ludzkiej krwi, więc...

Przerwała widząc, że ta sama osoba chce ponownie zadać pytanie.

– Może to głupie pytanie, ale czemu Gedymin nie mógł obdarzyć tymi ,,specjalnymi zdolnościami" innych elfów? Czemu musiał ściągać zwykłych ludzi i zmieniać ich dotychczasowe życie?

– Pozwól, że odpowiem najpierw na to drugie pytanie. Tak, Gedymin zmienił ich życie, ale oni sami tego chcieli. Składał im tylko ofertę, a nie zmuszał. Ci którzy chcieli, szli za nim. A ciekawostką jest to, że w śród tych osób które zebrał, były też kobiety, bo życie na ziemi w średniowieczu nie było usłane różami.

– Czemu? – zapytał jakiś chłopak.

Jednak za nim profesor zdążyła mu odpowiedzieć, jakaś dziewczyna zabrała głos.

– Ty naprawdę masz braki w historii. Dziewczyny w średniowieczu nie miały żadnych praw i musiały żenić się w wieku czternastu lat lub wcześniej – w jej głosie można było wyczuć irytację, ale nie wiadomo czy było to spowodowane, że chłopak tego nie wiedział, czy tym jakie realia panowały w średniowieczu. Dobrze, że czasy się zmieniły.

– Dokładnie – Ismera zgodziła się z jej słowami. – A wracając do twojego pierwszego pytania – zwróciła się do pierwszej osoby. – Gedymin nie mógł obdarzyć swoich poddanych nowymi zdolnościami, bo to nie było możliwe. Magiczna istota nie może by bardziej magiczna.

Mina dziewczyny świadczyła o tym, że nie rozumie słów nauczycielki. I się jej nie dziwiłam, bo ja sama też jej nie rozumiałam.

– Dobra, to może inaczej – powiedziała, widząc, że niektórzy nie wiedzieli, o czym mówi. – Wiecie czym jest roztwór nasycony?

Vanessa podniosła rękę i zabrała głos.

– To termin z dziedziny chemii, który mówi, że w jakiejś substancji jest rozpuszczona maksymalna ilość jakiegoś danego składnika.

Mag ziemi powiedziała to bez żadnego zająknięcia, a ja byłam pod wrażeniem jej wiedzy. Ja byłam słaba z chemii.

– Dobrze, panno Parker – pochwaliła ją, a następnie zwróciła się do klasy. – Jeśli weźmiemy wodę i zaczniemy rozpuszczać w niej na przykład cukier, to po pewnym czasie dojdziemy do momentu, kiedy nie będziemy w stanie rozpuścić ani jednego ziarenka cukru.

I teraz wszystko rozumiem. Nie sądziłam, że na historii dla magicznych istot nauczę się czegoś z chemii.

– Powinnam jeszcze opowiedzieć o jeszcze dwóch wielkich przygodach Gedymina, ale zrobię to na następnej lekcji. Do widzenia.

W chwili gdy skończyła zdanie, dzwonek ogłosił koniec lekcji. Zamrugałam oczami, nie wierząc, że to koniec. Naprawdę minęło czterdzieści pięć minut? Jeśli tak, to ja jestem pod wrażeniem tego, jak profesor Bloom zaciekawiła mnie i moich przyjaciół.

– Nie sądziłem, że to kiedykolwiek powiem, ale naprawdę zaciekawiła mnie ta lekcja – powiedział Leo, który też w lekkim szoku pakował swój plecak.

– Może w końcu czegoś się nauczysz – zaśmiała się Vanessa i ruszyli w stronę wyjścia z sali, a chłopak ruszył za nią.

Chciałam pójść w ich ślady, jednak zatrzymał mnie głoś Noelii.

– Poczekasz na mnie?

Spojrzałam na jasnobrązową dziewczynę, która nadal pakowała swoje rzeczy. Kiwnęłam głową i czekałam, aż skończy. Wychodząc z sali rozmawiałyśmy o dzisiejszej lekcji.

– Zapisywałam wszystko co się dało, ale strasznie podkreśliłam, chyba będę musiała zrobić nowe notatki – powiedziała Nel, poprawiając ręką włosy.

– A ja nic nie zapisałam, więc chyba mam większy problem niż ty. Dobrze że mam podręcznik, bo naprawdę byłabym zgubiona.

Obie zaśmiałyśmy się, ale w tym samym momencie Nel zderzyła się z jakimś chłopakiem. Wstrzymałam oddech, gdy zorientowałam się, że to Nathan Roggestern we własnej osobie. Nie wiem czemu, ale zaczęłam się stresować. Obok siebie miał swojego najlepszego kumpla, z którym spędziłam wczorajszy wieczór i jakąś szatynkę, która wyglądała jak gwiazda Hollywood.

– Uważaj jak łazisz – powiedział beznamiętnie, używając władczego tonu.

Po tych słowach on i jego świta wyminęli nas. Odetchnęłam z ulgą. Mogło być gorzej.

– Jak JA mam łazić? To ty na mnie wpadłeś – Noelia odwróciła się, żeby na nich spojrzeć.

No i jest gorzej.

– Coś ty powiedziała? – Nath był zdziwiony oraz niezadowolony tym, że ktoś odważył się odpowiedzieć mu w ten sposób. Może jego głos nie był głośniejszy niż pięć sekund temu, ale jego wypowiedz przykuła uwagę gapiów.

Błagam, Nel, przeproś i po sprawie. Nie pakuj nas w kłopoty, tak ładnie proszę.

– To co słyszałeś – skrzyżowała ramiona i przeniosła swój ciężar ciała na jedną nogę.

Mogę już pisać swój testament?

– Dziewczynko, czy ty wiesz do kogo mówisz? – odezwała się czarnowłosa, a spojrzenie księcia stawało się coraz groźniejsze.

– Wiem, dzięki, że pytasz – powiedziała sarkastycznie, na co Diego prychnął pod nosem. Nel ponownie zwróciła się do blondyna – Bądź sobie księciem i następcą tronu, ale korona ci z głowy nie spadnie, jeśli przeprosisz kogoś, że go przez przypadek potrąciłeś.

Na uszy Gedymina, dlaczego?!

Diego śmiał się z całej sytuacji. Nieznajoma brunetka otworzyła buzię z niedowierzania. A przyszły władca Ischis zabijał Nel wzrokiem. I na dodatek wszyscy się na nas gapili! Czy ja mogę umrzeć?

Przestałam użalać się nad sobą w myślach i postanowiłam działać. Złapałam przyjaciółkę za łokieć i zaczęłam odciągać ją od tego zbiorowiska. Na szczęście szatynka nie stawiała oporu.

– Co to miało być?! – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, bo próbowałam zapanować nad sobą.

– Książę nie będzie mówił, jak mam żyć.

__________________________________
02.03.2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro