8 | Noelia, Troy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałam na łóżku z laptopem na kolanach i grałam w Simsy. To mój sposób na odprężenie się i spędzenie jakoś wolnego czasu. Vanessa siedziała na swoim łóżku i czytała książkę. Zoe nie było w pokoju. Przez resztę dnia się do mnie nie odzywała, bo jak to ujęła ,,zniszczyłam jej życie w szkole". Fakt, cała szkoła już wiedziała o tym, co się wydarzyło i wiele osób się zastanawiało, z kim ,,król" szkoły wdał się w kłótnie. Cóż, nie chciałam przyciągnąć uwagi i może trochę mnie poniosło, ale co ja poradzę że ten cały Roggestern to dupek.

Byłam w trakcie budowania domu w grze, gdy zobaczyłam, że James dzwoni przez video chat. O cholera, zapomniałam oddzwonić. Będą źli. Kliknęłam na zieloną słuchawkę i po chwili na ekranie zobaczyłam twarze moich przyjaciół.

– O, ona jednak żyje! – jako pierwszą usłyszałam Ruth.

– Nareszcie, myślałem, że cię porwali lub co gorsza... zabrali ci telefon – powiedział Steve, na co ja się zaśmiałam.

– Nie przesadzaj, to szkoła a nie więzienie.

– Właśnie użyłaś synonimów – rzekła Ruth.

Zamyśliłam się, marszcząc brwi.

– A no faktycznie – zaśmiałam się. Nie myślałam, co mówię. – Cześć, kochanie.

– Cześć, tęsknię za tobą – uśmiechnął się do mnie uroczo.

– Ja za tobą też, ale jak przyjadę na świętą, wynagrodzę ci to.

– A jak? – Jamesa zainteresował ten temat.

– A nie wiem, a co byś chciał?

– Ciebie.

Usłyszałam jak Ruth i Steve wydobyli z siebie dźwięk obrzydzenia.

– Macie świadomość, że nie jesteście tu sami?

Spojrzałam na okno, gdzie była Juliet. Pisała coś na klawiaturze, ale jeszcze ani razu nie odezwała się podczas rozmowy.

– Juliet?

Żadnej reakcji.

– Jest zła za to, że nie odbierałaś i że nie oddzwoniłaś – wyjaśniła od razu Ruth.

Westchnęłam ciężko i podniosłam się na łóżku tak, żeby plecami dotykać ściany. Wiedziałam, że ktoś z moich przyjaciół, będzie zły. Teraz musiałam to naprawić.

– Juli, posłuchaj – użyłam jej zdrobnienia, żeby trochę zmiękczyć jej serce. Zazwyczaj to pomagało. – Wczoraj najzwyczajniej w świecie nie usłyszałam, że ktoś do mnie dzwonił lub pisze. Chciałam wam odpowiedzieć, ale zapomniałam to zrobić.

– Pozwól, że cię poprawię – odezwała się blondynka, a jej ton głosu nie był przyjemny. – Ty nie zapomniałaś odpisać, ty zapomniałaś o nas! Wyjeżdżasz sobie do innego stanu, więc my cię już nie interesujemy.

– Jul, to nie tak – powiedziałam błagalnym tonem. – Po prostu jestem w nowym miejscu i sporo się dzieje. Musiałam wszystko poukładać.

– Nel, ma rację – odezwała się Ruth. Uśmiechnęłam się do niej. To miłe, że staje po mojej stronie. Ona uwielbia mnie i Juliet, więc bardzo zależało jej, żebyśmy się przyjaźniły. – Juli, powinnaś zrozumieć Noelię. Po za tym wasza kłótnia niekorzystnie wpłynie na całą naszą paczkę.

Widziałam jak Juliet przeczesuje włosy i wzdycha ciężko.

– No dobra, ale masz tak więcej nie robić. Jeśli coś takiego się powtórzy, to mnie popamiętasz.

– No jak konflikt zażegnany to możemy pogadać o czymś przyjemniejszym – zaproponował Steve, a wszyscy się zgodzili.

Przez większość czasu przyjaciele wypytywali się jak w mojej nowej szkole. Ja musiałam kłamać lub zatajać pewne rzeczy. Czułam się okropnie, ale ciągle się uśmiechałam, żeby przyjaciele nie zauważyli, że coś jest nie tak.

Skończyliśmy po jakichś dwóch godzinach. Gdy zamknęłam laptopa, ciężko westchnęłam.

– Próbowałam nie słuchać twojej rozmowy – odezwała się Vanessa – ale się nie dało. I dochodzę do wniosku, że twoi przyjaciele nie są za fajni. Zwłaszcza ta Juliet.

– Co? Nie, Jul, jest świetna, po prostu ja się źle się zachowałam. Rozumiem, że była na mnie wkurzona.

– Serio? – po jej głosie sądzę, że mi nie wierzy. Odłożyła książkę, usiadła wyprostowana na łóżku i spojrzała na mnie. – A ty byś się wkurzyła o to, że ktoś ci nie odpisał na wiadomość?

Zastanowiłam się nad jej pytaniem. To zależy od wiadomości. Jeśli o kogoś się martwię, to oczywiste, że chciałabym, żeby ta osoba mi odpisała, że wszytko w porządku. Albo gdybym potrzebowała jakieś informacji od kogoś, to byłoby miło, gdyby przekazał ją jak najszybciej. Ale znając Juliet pewnie chciała mi powiedzieć coś w stylu ,,Nie uwierzysz jakiego chłopaka poderwałam!" lub ,,Wiesz jak ta Bridget przytyła?! Masakra!"

– No nie – odpowiedziałam niepewnie. – Pewnie uznałabym, że ta osoba ma coś ważnego do zrobienia.

– No właśnie – podsumowała szatynka. – Moim zdaniem, reakcja twojej przyjaciółki była trochę przesadzona.

Może Vanessa miała rację, ale znam Juliet od piaskownicy. Jest dla mnie jak siostra. Nie ważne jak dziwne by się nie zachowywała, ja i tak będę ją kochać.

***

Dzwonek zabrzęczał głośno, trochę mnie ogłuszając. Niby szkoła dla magicznych istot, ale dzwonki nie różnią się od tych w mojej starej szkole. Weszłam z przyjaciółmi do sali od historii i zajęliśmy miejsca. Jak zwykle uczniowie gadali ze sobą zanim nauczycielka się nie zjawiła. Profesor Bloom pojawiła się zaraz po tym jak wyciągnęłam swoje rzeczy. Bardzo szybko się przemieszcza. I tak jak na ostatnich zajęciach przeszła przez salę pewnym krokiem i z uniesioną głową.

– No dobrze, kontynuujemy wczorajszy temat. Chyba że ktoś ma jakieś pytania.

Nikt nie podniósł ręki ani się nie odezwał.

– Dobrze, w takim razie zaczynamy. Druga przygoda Gedymina dotyczy czarodziejów. Gedymin kochał ludzi i często odwiedzał ziemię. Jednak ta wizyta nie należała do najprzyjemniejszych, ponieważ, to były czasy, kiedy ludzie palowali na czarownice. Gedymin widział jak ludzie w okrutny osób zabijali swoich bliźnich. Nie mógł patrzeć na to barbarzyństwo, więc postanowił działać. Gedymin chciał przywrócić zmarłym życie. Jednak taka magia kosztowała go siły i zdrowia, więc mógł ożywić tylko nielicznych. Ostatecznie zwrócił życie dziesięciu osobom. Były to kobiety. Każda odrodziła się z magicznymi zdolnościami. Gedymin zaproponował im nowe życie w jego królestwie. Jednak połowa z nich były żądne zemsty na ludziach, które przyczyniły się do ich śmierci. Gedymin nie popierał tej postawy, więc odwróciły się od naszego króla. Od tej są nazywane wiedźmami. Czyli czarodzieje, którzy lubują się w czarnej magii.

Ktoś podniósł rękę.

– Słucham, panie Miller?

– Dlaczego do Akademii nie uczęszczają wiedźmy? W końcu zostali stworzeni przez Gedymina?

– Dlatego że wiedźmy wyparły się go i równocześnie wyrzekły się prawa nazywania się jego dziećmi, więc nie przyzwala im się uczęszczanie do szkoły, która nosi jego imię.

– Czyli potomkowie pierwszych wiedźm nie mają szansy na rozwijanie swoich mocy?

– Wiedźmy tak bardzo się usamodzielniły, że zbudowały swoją własną szkołę.

Zrobiła pauzę, wzięła wdech i mówiła dalej.

– To tyle na temat czarodziejów, a teraz ostatnia historia dotyczy magów. Zaczęło się od nagłej śmierci królowej elfów. Gedymin był w wielkiej rozpaczy i zszedł na ziemię, bo to było jedyne miejsce, które nie przypominała mu o żonie. Nie spodziewał się, że zakocha się ponownie. A zakochał się w zwykłej ziemiance. Kobieta, której imię do tej pory nie znamy, zaszła w ciążę. Gedymin ucieszył się niezmiernie. Po dziewięciu miesiącach narodziły się czworaczki. Każde z nich, jak pewnie się domyślacie, było magiem. I każde miało zdolność panowania nad jednym z żywiołów.

Profesor Bloom chciała kontynuować swój monolog, ale siedząca obok mnie Vanessa, podniosła rękę.

– Tak, panno Parker?

– Powie, pani, coś o  Jupiterach?

Jupiterach? A co to?

– Wydaje mi się, że to nie jest temat dzisiejszych zajęć.

– Cóż... tak, ale jest związane z magami.

Nauczycielka rozejrzała się po sali. Wyglądała jakby nie chciała o tym mówić.

– No dobrze... – powiedziała niepewnie. – Jupiter to mag, który ma umiejętność panowania nad wszystkimi czterema żywiołami. W całej naszej historii było trzech Jupiterów.

– Tylko trzech? Czemu? Przecież magowie, mimo że to najmłodsza rasa, istnieją kilka tysięcy lat. – Vanessa bacznie obserwowała panią Bloom.

– Może lepiej spytajcie o to profesor O'Konell. Ona lepiej się na tym zna i z chęcią odpowie na twoje pytanie.

Vanessa nie wyglądała na zadowoloną. A ja się zastanawiałam, czemu nigdy wcześniej, nie słyszałam o avatarach.

Następną lekcją była WOR, czyli wiedza o rasach, prowadzone przez profesor O'Konell. Byłam ciekawa, jakim jest nauczycielem, bo jako nasz opiekun jest świetna. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, od razu zauważyłam, że chcę się o nas troszczyć i żebyśmy dobre się tutaj czuli.

Stojąc przed salą lekcyjną i rozmawiając z Vanessą i Leo, zauważyłam, że Zoe wyglądała na zamyśloną. A to nie było do niej podobne. Zoe jest bardzo gadatliwa, więc uznałam, że to trochę dziwne że nie uczestniczy z nami w rozmowie.

– Zoe, o czym tak myślisz? – blondynka gwałtownie podniosła na mnie głowę.

– E, o niczym... – zaśmiała się w dziwny sposób.

Podniosłam brew do góry, nie do końca wierząc w jej słowa. Coś w jej zachowaniu mi przeszkadzało.

– Pewnie rozmyśla o swoim przystojnym elfie i nie chcę się przyznać – włączyła się Vanessa.

– Przejrzałaś mnie – mag powietrza znowu się zaśmiała.

Może i krótko znałam Zoe, ale miałam wrażenie, że coś chciała ukryć, ale mogło mi się tylko wydawać, więc postanowiłam nie drążyć tematu.

Po dzwonku weszliśmy do sali. Po minucie, w której zajęliśmy miejsca i przygotowaliśmy się do lekcji, weszła pani profesor. Szła żwawo jak profesor Bloom, ale na twarzy O'Konell gościł uśmiech i serdeczność, a nie chód i profesjonalizm. 

– Witam moich podopiecznych na moich zajęciach! – powiedziała radośnie, rozkładając ręce na boki. – Jak wam podoba się w Akademii?

Padło kilka różnych odpowiedzi. Leo, który siedział na tej lekcji ze mną, powiedział ,,Zajebiście", ale na szczęście kobieta tego nie usłyszała.

– To bardzo się cieszę, to ważne żebyście czuli się tu jak w domu. Ale zanim przejdziemy do zajęć wyjaśnię wam, na czym polegają te lekcję. Wiedza o rasach, to ludzki odpowiednik wiedzy o społeczeństwie, tylko że będzie dotyczyć nas. Będziemy mówić czym charakteryzuje się każda rasa, jaka jest sytuacja polityczna w naszym świecie lub o relacjach między-rasowych.

Zamilkła i spojrzała po klasie.

– No, to tyle z wyjaśnień, a teraz zapiszcie pierwszy temat.

Podeszła do tablicy i szybko zapisała słowa. ,,Skład naszego społeczeństwa." Następnie odwróciła się do nas prawie że z tanecznym tempem. Ona miała dużo energii.

– Temat łatwy i przyjemny. Czy ktoś chciałby wymienić rasy, które istnieją na ziemi?

Ręka Vanessy poszybowała w górę. Zdziwiłabym się, gdyby tego nie zrobiła. Jednak nauczycielka nie udzieliła jej głosu. Nie dlatego że ją zignorowała, ale dlatego że wie, że Vanessa zna odpowiedź. Czekała na to, aż ktoś inny się zgłosi.

Zauważyłam, że pani profesor zmusza nas do rozmowy. Kompletnie inaczej jak było na zajęciach z profesor Bloom.

– No musicie coś wiedzieć. Nie zmuszajcie mnie gadać do siebie.

– Przynajmniej pani porozmawia z kimś inteligentnym – rzucił beztroskim głosem Leo.

Kilka osób, w tym profesor O'Konell, zaśmiało się.

– Rodriguez, właśnie zgłosiłeś do odpowiedzi na moje pytanie.

– No więc ras jest wiele, ale tylko pięć z nich może żyć w śród ludzi, czarodzieje, elfy, łowcy, magowie i wiedźmy. Pozostałe rasy są potworami lub demonami i będziemy się o nich uczyć na demonologii.

– Dokładnie. Dziś porozmawiamy sobie o magach, ale jako że mini jesteście, pewnie nie powiem niczego nowego – zrobiła pauzę, a po chwili kontynuowała dalej. – Aby urodził się mag jeden z rodziców musi być magiem. Ale co jeśli jeden z rodziców jest magiem ognia, a drugi magiem ziemi? W tedy jest pięćdziesiąt procent szans, że dziecko urodzi się magiem ognia lub ziemi. Ale powiedzmy, że urodził się jako mag ziemi, jednak to dziecko w swoim kodzie genetycznym ma moc panowania nad ogniem. A jeśli oboje rodziców są magami powietrza to ich dzieci będą magami powietrza.

– A jeśli jeden z rodziców jest magiem wody, a drugie jest magiem ognia, to możliwe jest że ich dziecko będzie panował nad innym żywiołem? – zapytała jak dziewczyna, siedząca z przodu.

– Tak, jeśli w kodzie genetycznym rodziców są inne żywioły – pani profesor zdawała się zadowolona, że ktoś zadał jej pytanie. – Na przykład ja i moja siostra jesteśmy magami powietrza po naszym dziadku. Ale takie przypadki zdarzają się dość rzadko, gdyż zazwyczaj dziedziczymy moc po rodzicach.

To co mówiła nauczycielka bardzo mnie zainteresowało. Mimo że jestem magiem, to tego nie wiedziałam. Wszyscy w mojej rodzinie są magami wody.

– A co jeśli jeden z rodziców jest łowcą a drugie magiem? – zapytał chłopak z tyłu.

– Jest pięćdziesiąt procent szans. Dziecko może urodzić się łowcą lub magiem.

– To strasznie przypomina mi genetykę – powiedziałam do Leo.

– Bo to jest genetyka – odrzekła O'Konell. Kurcze, nie sądziłam, że mnie usłyszy. – Dziedziczenie magii jest jak cecha, z którą się rodzimy.

– A jeśli rodzic jest człowiekiem?

– Akurat w tym przypadku nie. Jeśli człowiek zwiąże się z magiczną istotą to ich potomstwo urodzi się z magiczne. Magia jednego z rodziców jest zawsze przekazywana potomstwu. Ale chwila, odbiegliśmy od tematu.

Ω*

Jakiś rok temu uratowałem pewną dziewczynę przed wampirem. Myślałem, że to zwykła dziewczyna, ale gdy zobaczyłem znak na jej obojczyku, zrozumiałem, że nie jest człowiekiem. Przypominały mi się wtedy słowa mojej prababki, ale przecież to niedorzeczne. To nie mogło być prawdą.

Zastanawiam się czy rozpoznała mnie, gdy widziała mnie w bibliotece. Nie wiem czemu, ale ciągle o niej myślałem.

Jednak jako łowca, musiałem przestać rozmyślać o szatynce i skupić się na zajęciach. Posługiwanie się kuszą coraz lepiej mi idzie, choć preferuję broń białą.

Cały spocony wracałem do swojego pokoju. Najgorzej, że mam na samej górze. Zastanawiałem się, czy nie pójść okrężną drogą, która prowadzi przez korytarz magów i czarodziejów.

Szczęście się do mnie uśmiechnęło, bo gdy wszedłem na drugie piętro wpadłem na dziewczynę, o której myślałem.

– Bardzo przepraszam, ostatnio ciągle na kogoś wpadam. Nic ci nie jest? – wbiła we mnie swoje mądre, brązowe oczy. Piękne oczy.

– Nic się nie stało – uśmiechnąłem się.

Gdy chciałem ją wyminąć i odejść, ona zadała pytanie, które sprawiło, że serce zaczęło mi szybciej bić. A na dodatek to pytanie sprawiło mi dziwną satysfakcję, jakbym chciał, żeby zadała to pytanie. Tak, chciałem i to bardzo.

– Czy my się już kiedyś spotkaliśmy? I nie chodzi mi o bibliotekę.

– Cóż... właściwie to tak. Rok temu – odpowiedziałem z pewnym zawahaniem. Nie chciałem jej przestraszyć. – Uratowałem cię przed wampirem.

Dziewczyna szerzej otworzyła oczy. Jakby przeraziło ją to, że się nie myliła.

– I nie miałam okazji ci podziękować – rzekła po chwili. – Dziękuję.

– Nie ma za co.

– ,,Nie ma za co"?! – zacytowała mnie. – Chłopie, uratowałeś mi życie!

– Jestem łowcą, w końcu jestem stworzony do zabijania potworów. Pełnię swoją powinność.

– Rozumiem. A tak w ogóle jestem Noelia, ale mów mi Nel – wyciągnęła w moją stronę dłoń.

– Troy, ale mów mi Troy.

Zaśmiała się, choć to co powiedziałem wcale nie było śmieszne. Ma śliczny uśmiech.

– Dobrze, jeśli znam już twoje imię i uratowałeś mnie przed wampirem to oznacza, że jesteśmy przyjaciółmi?

– Raczej, kolegami, ale nie widzę przeciwwskazań, żebyśmy się zaprzyjaźnili.

– To do zobaczenia, kolego.

Pomachała mi i zbiegła po schodach. Ta dziewczyna mnie intryguje.

Ruszyłem dalej korytarzem i gdy przechodziłem wzdłuż pokoi czarodziejów, zobaczyłem dwóch elfów stojących przy jakichś drzwiach. Jeden z nich rozmawiał z atrakcyjna blondynką, a drogi mi się przyglądał. Oczywiście, wiedziałem, kim są. W sumie kto ich nie zna? Skrzyżowałem spojrzenia z księciem elfów, a między nami pojawiło się napięcie. Elfy i łowcy od lat się nienawidzą. Często są bójki między tymi rasami, jednak ja nic nie miałem do Roggesterna, a on nie miał nic do mnie, ale i tak nie zostalibyśmy przyjaciółmi. Jeśli on nie wchodzą mi w drogę, to ja też nie będę tego robić. I niech tak pozostanie.

Jednak świat miał dla nas inny plan.

_____________________________________________________________________________

*Ω - literka omega będzie kończyła perspektywę jednej osoby i zaczynała drugi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro