9 | Nathan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Diego znowu wpadł na głupi pomysł... no dobra tym razem, nie był on wcale taki głupi.

Wczoraj wieczorem ponownie rozmawialiśmy o tym dziwnym znaku. Jak wcześniej wspomniał, znał kogoś, kto mógłby nam pomóc. Nie miałem pojęcia, o kim on mówił.

Tak więc następnego dnia szliśmy korytarzem, który należał do czarodziejów.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł? – powiedziałem nie do końca przekonany, do tego co chcieliśmy zrobić.

– Stary, ona przecież nas nie zje, a po za tym jest najlepsza na swoim roku.

– W to nie wątpię, ale czy ona będzie skłonna nam pomóc?

– A czemu miała by nie być?

Hmm... może dlatego że połowa uczniów uważa nas za dupków?

– Na serio, mam odpowiadać na to pytanie?

– Nath, daj spokój. Pomoże nam, a jak nie to użyjemy naszego uroku osobistego.

To my jakiś w ogóle posiadamy? Przecież wielu uczniów nas nie cierpi. Ale nie podzieliłem się moimi spostrzeżeniami z przyjacielem, bo sam wpadł na ten pomysł i naprawdę wierzył, że to się uda, więc postanowiłem nie podcinać mu skrzydeł.

Gdy znaleźliśmy się pod odpowiednimi drzwiami, Diego zapukał trzy razy w drewnianą płytę. Po chwili otworzyła nam jakaś dziewczyna z niebieskimi włosami, która soczyście żuła gumę balonową, a ten widok nie był za przyjemny. Nawet mój towarzysz, który uważa, że każda dziewczyna jest piękna, lekko się skrzywił. Niebieskowłosa patrzyła na nas znudzonym wzrokiem i czekała aż coś powiemy.

– Eee... jest może Blake? – zapytał Diego.

– Tamara, ktoś do ciebie! – krzyknęła za siebie.

– Nie musisz się wydzierać! – usłyszeliśmy głos z wnętrza pokoju.

– Zaraz przyjdzie – dziewczyna oddaliła się, znikając w pokoju, a w zamian pojawiła się inna dziewczyna. Ta była bardziej przyjemniejsza dla oka niż jej współlokatorka. Miała długie blond włosy z różowy pasemkami. Miała mocno pomalowane oczy.

– Czego?

– Mamy pewien problem i tylko ty możesz nam pomóc.

– Eee... nie – odpowiedziała stanowczo i chciała już zamknąć drzwi, ale Diego szybko wcisnął nogę między drzwi a framugę.

Szczerze to, spodziewałem się takiej odpowiedzi. Powszechnie wiadome jest, że Tamara Blake jest oschła dla wszystkich i dlatego nie ma za wielu przyjaciół.

– Nie przemienię wody w alkohol zaklęciem – odpowiedziała od razu, krzyżując ramiona.

– Umiesz tak?! – zdziwił się Diego najwidoczniej zachwycony z tego faktu, ja za to przewróciłem oczami n a jego zachowanie. – Jezus cię tego nauczył?

O Gedyminie, z kim ja się zadaję?!

Blake próbuje jakoś spławić tego idiotę, ale jakoś średnio jej to szło, ja natomiast zacząłem rozglądać się z nudów i nagle zobaczyłem tę szatynkę, która wczoraj na mnie wpadła i postawiła mi się, co mi się nie spodobało. Rozmawiała z jakimś łowcą. I w sumie powinienem mieć to gdzieś, ale z jakiegoś powodu nie miałem. Po chwili dwójka rozdzieliła się. Gdy chłopak mnie zobaczył, między nami pojawiło się napięcie jakby jakiś niewidzialny piorun trawił pomiędzy naszą dwójką. Co było bardzo dziwne, bo ledwo znam tego kolesia.

Po chwili łowca zniknął mi z oczu, więc musiałem wrócić do rozmowy z blondynką i Diego.

– To co pomożesz nam? – zapytałem, przerywając podchody szatyna.

Dziewczyna przeniosła na mnie wzrok i po chwili westchnęła.

– Jeśli to jedyny sposób, żebyście sobie poszli...

Wpuściła nas do pokoju i poprowadziła w jego głąb.

– Słucham.

Czarodziejka usiadła przy swoim biurku, gdy jej współlokatorki były zajęte swoimi sprawami. Sprawiały wrażenie, że w ogóle nas nie zauważyły i w sumie pasowało mi to.

– Chcielibyśmy się dowiedzieć, co oznacza ten znak – Diego rozwinął kartkę, na której był narysowany przeze mnie znak i położył ją na drewnianym stoliku.

Blake wzięła do ręki kartkę i przyglądała się znakowi. Trwało to dłuższą chwilę.

– Zastanawiamy się czy to jakaś runa lub pieczęć – dodał Diego.

Dziewczyna mu nie odpowiedziała tylko chwyciła jakąś grubą księgę i zaczęła kartkować, ale gdy nie znalazła tego czego szukała, zamknęła ją i spojrzała an nas.

– Sorry, chłopaki, ale nic mi ten znak nie mówi. I nie jest to żadna znana mi runa. I szczerze, to pierwszy raz widzę coś takiego.

Zrobiłem minę niezadowolenia. Nawet najlepsza czarodziejka w tej szkole nie może mi pomóc. Szkoda, gdybym wiedział, co ten znak oznacza, to może wiedziałbym, co z nim zrobić.

– Ale to nie oznacza, że nie jest runą. Od czasu do czasu powstają nowe, jeśli chcecie mogę poszukać w bibliotece lub w innych źródłach, ale to trochę potrwa.

– Bylibyśmy wdzięczni – uśmiechnął się do niej mój przyjaciel.

– Odezwij się, gdy coś znajdziesz – powiedziałem i ruszyłem do wyjścia, a Diego za mną.

– A po co chcecie wiedzieć, co to jest? – zapytała, a w ręku przymała kartkę.

Trochę zdziwiło mnie jej pytanie, bo w końcu Blake jest taką osobą, która nie interesuje się życiem innych osób. Ale jeśli myślała, że jej powiem, to źle myślała.

– Nie twoja sprawa – rzuciłem oschle, nie przejmując się, czy to ją urazi czy nie.

– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, piękna.

***

Piątkowy wieczór ja, Diego i inni nasi znajomi postanowiliśmy zagrać w bilarda w pokoju gier. Tylko musieliśmy być tam pierwsi, żeby trzecioklasiści nam nie zajęli. W pokoju gier, obowiązuje tylko jedna zasada: Kto pierwszy ten lepszy. Czyli nie zagrasz sobie w ulubioną grę, dopóki inna osoba nie skończy.

Tak więc od razu po lekcjach, Diego zjadł szybko obiad, przebrał się i poszedł zając nam bilard. Ja zjawiłem się pół godziny później i gdy stanąłem w progu, było już sporo osób. Niektórzy oglądali jakiś serial na ogromnym telewizorze. Inni grali na automatach, a jeszcze inni grali w karty lub jakieś planszówki. Całe pomieszczenie byłe wypełnione rozmowami i muzyką, która leciała z głośników. Zobaczyłem Diego i Taylora, którzy rozpoczęli partię bilarda i Tiffany, która obserwowała ich grę. Mój wzrok powędrował na długie nogi dziewczyny, na których miała wysokie, czarne szpilki. Ciekawostką jest to, że brunetka ciągle chodzi w wysokich butach. Ciągle. Nie ważne jaka to okazja, jaki dzień, jakie okoliczności, jaka pogoda, ona zawsze musi mieć buty na obcasie. Można powiedzieć, że to jej znak rozpoznawczy. A co jest jeszcze dziwne, że nigdy nie narzekała na to, że nogi ją bolą. Ale to dlatego, że jest elfem, a elfy moją bardzo wysoki próg bólu. Nasze ciała są doskonalsze od tych ludzkich.

– Siema, stary – powiedział do mnie Taylor. – Grasz z nami?

– Przecież wiesz, że przegrasz. Jesteś gotowy na to upokorzenie?

Zaśmialiśmy się w tym samym momencie. Elf wręczył mi kij i w trójkę próbowaliśmy zbić bile. Wiem, że gra się w dwie osoby, ale to nie była prawdziwa rozgrywka. Ja traktowałem tą grę, jako ćwiczenie precyzji, która przydaje się w strzelectwie.

Gdy Caraman zbijał bilę, w pokoju gier pojawiła się znajoma twarz. Szybko rozpoznałem tą osobę. Była to ta sama dziewczyna, która wpadła na mnie na korytarzu oraz którą widziałem dziś rano. To była świetna okazja, by się odegrać na tej małej, ale moje lenistwo sięgnęło apogeum, że aż nie chciało mi się prześladować pierwszaków.

Szatynka i jej przyjaciele zasiedli przed telewizorem, bo tamta grupka już sobie poszła. Przełączyli na mecz piłki nożnej.

– Nath, teraz ty – głos przyjaciela sprawił, że przestałem obserwować tamtą czwórkę.

Pochyliłem się i próbowałem dobrze wycelować w bilę, ale rozproszył mnie szept koło mojego ucha.

– Serio, chcesz się w to bawić? – głos Tiffany był łagodny i uwodzicielski. – Ja mam wolny pokój i tam możemy porobić coś ciekawszego.

Nie powiem, propozycja była kusząca, ale coś mówiło mi, że powinienem odmówić.

– Nie dzisiaj – odpowiedziałem, w ogóle na nią nie patrząc.

Dziewczyna wyprostowała się trochę zdumiona tym, że jej odmówiłem.

– Jak to nie? – powiedział głośniej, kładąc rękę na biodrze.

Już jej chciałem jej odpowiedzieć coś w stylu ,,Bo tak mówię", ale mnie wyprzedzono.

– Salivan, weź idź zatruwać życie komuś innemu. Jak powiedział nie, to znaczy nie. Chyba rozumiesz po angielsku – rzekł Diego z wyczuwalną niechęcią.

– Zaraz tobie zatruje życie, Caraman.

Odeszła od stołu.

Już miałem wrócić do gry, ale zauważyłem coś interesującego.

Tiffany podeszła do wielkich kanap, chwyciła pilot od telewizora i przełączyła na inny kanał.

– Ej, co jest? – zapytał jakiś chłopak, który gorliwie kibicował naszej reprezentacji. – My to oglądaliśmy! – powiedział w stronę Tiffany.

– No i? Teraz ja oglądam.

Miny tamtych osób zachęciły mnie do dalszej obserwacji. Zapowiadało się ciekawie.

Niewysoka szatynka, której imienia nadal nie było mi znane, wstała na równe nogi. W jej oczach było widać złość.

– Co ty, do cholery, robisz?! – jej podniosły głos zwrócił uwagę dosłownie wszystkich.

– Oglądam MTV, nie widać?

– Ale my byliśmy w trakcie oglądania meczu – odezwała się druga szatynka.

– To co, obejrzycie sobie powtórkę.

– Jakbyś chciała wiedzieć, to było na żywo, więc nie będzie ,,powtórki" – ponownie odezwała się ta pierwsza.

– To już nie mój problem.

– Obowiązuje tu zasada, że trzeba zaczekać na swoja kolej – dziewczyna skrzyżowała ramiona, widać, że nie zamierzała odpuszczać.

– Jak myślisz, pobiją się? – zapytał Taylor.

– Ciii... – Diego machnął ręką, aby go uciszyć, nie odrywając wzroku od odgrywającej się sceny.

Młodsza dziewczyna wyglądał na bardzo zirytowaną.

– Za kogo ty się uważasz?! – krzyknęła. – Nie jesteś jakąś pierdoloną księżniczką, żeby tak się zachować!

Tiffany wywróciła oczami co oznaczało, że jest już wkurzona. A jak Tiffany jest kurzona, trzeba uciekać. Brunetka wstała z gracją z fotela. Przez swoje dziesięciocentymetrowe szpilki znacznie górowała nad dziewczyną.

–  A ty kim jesteś, żeby mnie obrażać? Jeśli chcesz pilota to sobie go weź – pomachała urządzeniem przed jej twarzą.

Dziewczyna szybko uniosła rękę, ale Tiffany była szybsza i podniosła wyżej pilot, tak że szatynka nie mogła go dosięgnąć. Próbowała zdobyć go podskakując, ale na marne. Jej bezcelowe próby wywołały u innych cichy śmiech.

– No dawaj. Pokaż na co się stać – Tiffany bawiła się w najlepsze.

W oczach dziewczyny widziałem wielki gniew. Wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć.

Nagle dystrybutor wody, który stał w kącie wybuchnął, a woda wylądowała na Salivan. Usłyszałem jej krzyk. Miała teraz mokre włosy i ubrania, a jej makijaż się rozmazał. Wszyscy byli w szoku, a inni śmiali się z tej sceny. Ja sam byłem dość zdziwiony tym co się właśnie stało. Ale po chwili się domyśliłem. Ta niziutka, drobniutka dziewczyna była magiem wody.

– Zapłacisz mi za to! Zniszczę cię, jeśli wejdziesz mi w drogę! – krzyknęła wkurzona Tiffany.

Dopiero gdy dziewczyna wyszła z pokoju gier, zorientowałem się że na ziemi było dużo wody, która mogła zniszczyć cały sprzęt elektryczny.

Do Diego podbiegła ta sama blondynka, którą ostatnio widziałem i z strachem w oczach złapała go na rękę.

– Proszę cię, Diego, zrób coś, zanim przyjdą nauczyciele. Wszyscy będziemy mieli kłopoty.

Ale co on ma zrobić? Przecież nie pozbędzie się wody w pięć sekund. Ale on tylko kiwnął głową i zaczął ją uspokajać. Mój przyjaciel poprosił magów, żeby zajęli się wodą, a jakiś czarodziej rzucił zaklęcie niewidzialności, więc zniszczony dystrybutor stał się teraz niewidoczny.

Gdy woda zniknęła już z podłogi, dziewczyna, która to spowodowała, miała niewyraźną minę. Wyglądała jakby chciała za wszystko przeprosić, ale nie wiedziała kogo.

Do pokoju, weszło kilku nauczycieli.

– Co tu się dzieje? – zapytał profesor DeRiver.

– Usłyszeliśmy hałas i trochę się zmartwiliśmy – rzekła pani O'Konell.

– Wszystko dobrze, pani profesor, nie ma się czym przejmować – powiedziałem za wszystkich.

– Jakoś nie magę uwierzyć w pańskie słowa, panie Roggestern – odezwała się tym razem profesor Bloom. – W końcu, ty stwarzasz najwięcej problemów.

– Tym razem nikt nic nie robił – do rozmowy włączył się Taylor.

– I tak ma pozostać – ponownie odezwał się profesor DeRiver, nie lubiłem gościa. Po chwili wszyscy belfrowie wyszli.

– Wszystko dobrze, Noelia? – jej brązowowłosa przyjaciółka obejmowała maga wody ramieniem.

Czyli ta dziewczyna ma na imię Noelia. Dobrze wiedzieć.

– Tak – rzuciła, choć jej wzrok zdradzał, że nie jest wszystko dobrze.

Noelia spojrzała na mnie z wdzięcznością. Ale za co miałaby być mi wdzięczna? Może za to, że nie wydałem jej nauczycielom. Ale raczej nie ukarali by jej za to, że nie panuje nad swoimi mocami. Agh... niech już przestanie na mnie patrzeć w ten sposób! Dziwnie się czuję. Nie jestem przyzwyczajony do czegoś takiego. Zawsze było tak, że wszyscy patrzyli na mnie z nienawiścią albo strachem. Niech ona tego nie zmienia. Nie jestem dobrą osobą. Jestem chamski, okrutny i mściwy. I ona jeszcze się o tym przekona.

____________________________________________________________________________

01.05.2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro