•Rozdział 20•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*dwa miesiące później*

Już jutro miały odbyć się zawody, do których z dokładnością się przygotowywałaś. Ćwiczyłaś z drużyną i starałaś się zniwelować wszelkie niedoskonałości i niedociągnięcia, aż w końcu nadszedł ten dzień. Dzień przed zawodami, które tak wiele dla ciebie znaczyły. Przez te pół roku Katashi unikał cię jak ognia, przez co niemal każdą wolną chwilę spędzałaś z Kuroo.

Teraz byłaś w domu i pakowałaś torbę na zawody, niespełna godzinę temu dostałaś wiadomość, której treść nakazała na godzine przed zawodami stawić się u lekarza. Miałaś mieć podane leki, które w razie przeciążenia serca, miały je uspokajać i nie doprowadzić do zaprzestania jego pracy. Już jutro....Twój upragniony dzień....Z tymi myślami, usnęłaś.

~•••~

- Dzień dobry! - Uśmiechnęłaś się serdecznie do lekarza, który odwzajemnił uśmiech.

- Dzień dobry, proszę, usiądź. Za chwilę przyjdzie pielęgniarka i przyniesie leki, które później ci podam.

- Dobrze. - Kiwnęłaś głową i odblokowałaś telefon.

Wszyscy z drużyny wstawiali na portale społecznościowe zdjęcia z podróży na zawody, kibice życzyli udanego meczu. Usłyszałaś otwieranie drzwi, powędrowałaś w ich stronę wzrokiem i ujrzałaś wysokiego chłopaka w stroju lekarskim. Bez słowa podszedł i położył lekarstwa na szafce, a następnie wyszedł. Zmarszczyłaś brwi i ignorując sam fakt, że owy chłopak wydawał ci się nieco podejrzany, dalej przyglądałaś zdjęcia.

- Już jestem. - Lekarz wszedł do pomieszczenia, odłożyłaś telefon i pociągnęłaś rękaw bluzy - Szybko zrobię ci zastrzyk i będziesz mogła iść na zawody.

Mężczyzna nabrał do strzykawki płynu i wbił igłę w twoją żyłę na nadgarstku, siedziałaś spokojnie, póki nie było już po zabiegu. Z pozoru mogło się wydawać, że wszystko poszło dobrze, jednak nie wiedziałaś, że z ukrycia jesteś obserwowana przez tego samego chłopaka, który przyniósł lekarstwa.

- Dziękuję.

- Nie ma za co, udanych zawodów i wygranej. - Kiwnęłaś głową i zabierając torbę, wyszłaś z pomieszczenia.

Wybiegłaś na zewnątrz i ruszyłaś szybko w stronę hali, na której mieliście rozpocząć niebawem rozgrywki. Weszłaś do szatni i z uśmiechem przywitałaś drużynę, twoja choroba wiele dała ci do myślenia. Przejrzałaś na oczy i zrozumiałaś, że powinnaś traktować ludzi tak, jak sama chciałabyś być traktowana.

- Już niedługo zagramy ostateczny mecz, który zadecyduje o tym, czy przyjdziemy dalej. - Spojrzałaś na kapitanke, która właśnie założyła koszulkę drużynową.

- Dajmy z siebie wszystko, dla nas, dla szkoły i dla całej drużyny! - Wszystkie pokiwałyście głowami.

Wstałaś z ławki i podeszłaś do kapitanki, której wcześniej nie darzyłaś zbyt wielką sympatią. Z wzajemnością oczywiście. Wystawiłaś w jej stronę dłoń.

- Jestem dumna, że mogę zagrać z wami na boisku. - Dziewczyna rozszerzyła zdziwione oczy i powoli oraz niepewnie, uścisnęła twoją dłoń - Obiecuję, że dam z siebie wszystko. Obyś zrobiła to samo. - Dziewczyna zaśmiała się cicho, gdyż spodziewała się takich słów.

- O to nie musisz się martwić.

- Świetnie, przynajmniej mam pewność, że nie mam tchórza za kapitana. - Uśmiechnęłaś się i odeszłaś, by ubrać się w strój.

Kiedy już przebrane, miałyście wychodzić, kapitanka wypowiedziała twoje imię. Spojrzałaś na nią przez ramię z pytającym wzrokiem.

- Cieszę się, że znów będę mogła z tobą zagrać. - Klepnęła cię z całej siły w plecy, kiedy obok ciebie przechodziła.

- Z wzajemnością. - Parsknęłaś, doganiając ją i już ramie w ramie, weszłyście na hale.

Do twoich uszu od razu dotarły krzyki, piski i dźwięk obijających się piłek. Zatrzymałaś się i zamknęłaś oczy, czując wewnętrzne szczęście. Od zawsze marzyłaś o tych zawodach, a teraz miałaś je na wyciągnięcie ręki. Twoje marzenie wreszcie miało się spełnić.

- [Imię]....Idziemy.

Dołączyłaś do drużyny i wraz z nimi, zaczęłaś się rozgrzewać. W czasie rozciągania, przeleciałaś wzrokiem po balkonach. Dostrzegłaś chłopców z Nekomy, którzy uparcie was wpatrywali. Aż w końcu Kuroo was dostrzegł i krzycząc, wskazał na was. Pomachałaś im i powróciłaś do ćwiczeń.

Kiedy już stałyście na boisku, serce biło ci niemiłosiernie szybko. Adrenalina na ciebie podziała i już nie mogłaś się doczekać gry. I nagle, stało się. Zabrzmiał pierwszy gwizdek, symbolizujący rozpoczęcie meczu.

Momentalnie twoje zdenerwowanie zniknęło, a twarz była nienaturalnie skoncentrowana. Grałyście przeciwko bardzo silnej drużynie, Shiratorizawie. Tak....Wieczne zwyciężczynie, mającego ego sięgające księżyca. Jednak byłaś niemal pewna, że dzisiejszego dnia, Nekoma, na tej właśnie hali przerwie tę tradycję Shiratorizawy.

Obserwowałaś bardzo dokładnie piłkę, jednocześnie rozglądając się do kogo podać, by tym samym uniknąć bloku i zdobyć łatwy punkt. Lecz nie wszystko zawsze jest tak proste, jak się to wydaje. Z prawej....Dwie zawodniczki, z lewej....Jedna....A co gdyby tak....

- [Imię]! - Obudziłaś się z transu i wystawiłaś piłkę wprost pod dłoń Akiry, która z całej siły w nią uderzyła - Nie możesz się tak bardzo skupiać.

- Hai. - Pokiwałaś głową, biorąc parę oddechów.

Piłka znów znalazła się na waszej stronie, teraz dopiero zaczęła się walka. Kapitanka była idealnie ustawiona do odbioru ataku, jednak atakująca była leworęczna. Dziewczyna odbiła piłkę, a ta zaszła na bok, a wszystkie dziewczyny były zbyt daleko by ją odbić, w tym i ty.

Syknęłaś pod nosem i wybiegłaś w pogoni za piłką, pomimo tego, że reszta dziewczyn uważała tę piłkę za straconą. Nieważnym już było to, że nie zdążyłaś dobiec, liczyło się, że walczyłaś. Zrobiłaś wślizg po parkiecie, lecz piłka uderzyła parę centymetrów przed twoją wyciągniętą dłonią. Spojrzałaś na piłkę i westchnęłaś, szybko się podnosząc i wracając na boisko.

- Jeżeli mamy zamiar wygrać musimy walczyć, dopóki piłka nie dotknie parkietu. - Burknęłaś, zajmując swoje miejsce - Myślę, że jest to dla was jasne.

Wszystkie dziewczyny spojrzały po sobie, przemyślały twoje słowa i pokiwały do siebie głowami. Kapitanka stwierdziła w głowie, że znacznie lepiej potrafisz zmotywować drużynę, aniżeli ona. Jednak teraz nie był czas, by się nad tym rozwodzić, w tej chwili liczyła się tylko gra.

~•••~

Zdyszana spojrzałaś na tablice wyników. Drużyna Shiratorizawy miała już dwadzieścia cztery punkty i jeden wygrany set, wy za to miałyście drugi wygrany set i osiemnaście punktów. Teraz, wszystko wydawało się bardzo trudne. Nadrobić szeć punktów, podczas gdy strata jednego, oznaczała koniec meczu.

Wyskoczyłaś do góry, a zaatakowana piłka odbiła się od twoich palców i poleciała do tyłu. Opadłaś na stopy i patrzyłaś jak Mira, główna rozgrywająca drużyny, wystawia piłkę. Podążałaś głową za piłką i w ostatecznym momencie, wyskoczyłaś i wbiłaś ją w parkiet. Odetchnęłaś z ulgą i przybiłaś piątke dziewczyną. Jeszcze tylko pięć punktów.

Kuroo stojący na balkonie trzymał mocno za was kciuki i dopingował najgłośniej jak tylko się dało. Po paru minutach gry, wynik znacznie się poprawił. Stałaś teraz z tyłu, oczekując na piłki, które miałaś odbić w razie potrzeby. I nagle udało się, wyrównałyście punktacje, a nawet prowadziłyście jednym punktem! Został ostatni! Piłka leciała wprost na libero, która owszem, odbiła ją....Ale.....

- Cholera. - Odparłaś cicho, gdy piłka wyleciała w bok.

Wszyscy kibice ucichli, wpatrując się w lecącą na aut, piłkę. Cała Nekoma zamarła w bezruchu, a dziewczyny nie potrafiły sie ruszyć, w tym i ty. Nie zrobiłabyś nic, nawet kroku w jej stronę dając jej upaść, gdyby nie....

- Neko-Chan! - Usłyszałaś krzyk, który wybudził cię z szoku - Biegnij!

Momentalnie zerwałaś się do biegu w stronę ławek, gdzie obecnie leciała piłka. Czułaś jak powoli tracisz dech, lecz uparcie biegłaś. Z twoim sercem było coraz gorzej. Kiedy patrzyłaś na piłkę, przed oczami widziałaś tamten pamiętny trening Karasuno i słowa rudowłosego atakującego.

"Póki piłka w grze...."

- Nikt nie wygrał i nikt nie przegrał! - Krzyknęłaś, rzucając się do przodu i pięścią, posłałaś piłkę na powrót w stronę boiska.

Pech chciał, że w ostatniej chwili zrozumiałaś, gdzie się rzuciłaś. Z impetem uderzyłaś w stoliki i ławki rezerwowych, stojące niedaleko. Drużyna Shiratorizawy była zbyt zajęta patrzeniem na twój upadek, by zauważyć jak Akira zdobywa ostatni, zwycięski punkt.

Kiedy leżałaś na parkiecie, udało ci się jeszcze zobaczyć jak dziewczyny zaczynają krzyczeć ze szczęścia, a kibice wiwatować. Już od trwania trzeciego setu czułaś się dziwnie, twoje ciało było wątłe i ledwie dawałaś radę nad nim panować. A teraz? Po prostu sobie leżałaś, mając odwróconą głowę w stronę boiska.

Podniosłaś dłoń i położyłaś ją w okolicach serca, które cię zakuło. Wtem jakby znikąd, obok ciebie pojawił się Kuroo, spojrzałaś na jego przerażony wyraz twarzy.

- Neko-Chan?! Nic ci nie jest?! - Kiwnęłaś parę razy palcem w swoją stronę, a chłopak się nachylił.

Już doskonale wiedziałaś, co za chwilę nastanie, więc pragnęłaś wykorzystać to najlepiej, jak tylko się da. Pogładziłaś go po policzku i delikatnie musnęłaś jego wargi swoimi, a twoje [kolor] oczy zaszły łzami.

- Kocham cię, wiesz? Spójrz...Wygrałyśmy, tak jak o tym marzyłam. - Odparłaś cicho i wzdychając, przymknęłaś oczy.

- Wiem, [Imię], wiem. Ja ciebie też kocham, słyszysz? - Odparł, przytulając cię do siebie - Ale dlaczego tak nag....Neko-Chan?

W tym czasie na balkonie wszyscy zaczęli między sobą szeptać, nie mając pojęcia co się dzieje. Wokół ciebie zabrała się spora grupa osób, zasłaniając cię.

- Jeśli ja nie mogę cię mieć.....To nikt cię nie będzie miał.....Hime-Chan. - Szepnął sam do siebie chłopak, chowając buteleczkę z lekiem do kieszeni spodni.

Na sale wpadło dwóch mężczyzn, będących z pogotowia, którzy zawsze byli w pobliżu, gdy takie zdarzenie miało miejsce podczas meczu. Jeden z mężczyzn złapał za twój nadgarstek, który od podania dziwnej substancji będącej rzekomym lekiem, zrobił się bardzo siny.

Kuroo odciągnięto siłą, by pracownicy medyczni mogli w spokoju działać. Ze względu na dosyć głośne krzyki, wszyscy zaczęli być powoli kierowani do wyjścia z hali. Mężczyzna rozpoczął resustytacje już w chwili, gdy twój puls był nikły i wręcz niewyczuwalny. Dziewczyny z drużyny były w kompletny szoku, nieświadome tego co się działo. Jedynie Akira stojąca niedaleko i Oikawa wraz z Iwaizumim będący na balkonie, stali sparaliżowani, niezdolni do jakiegokolwiek ruchu.

- Co się do cholery dzieje?! - krzyknął Kuroo, próbując się wyrwać dwóm mężczyzną.

Medyk zaprzestał reanimacji i podpierając się o uda, wstał. Odwrócił się w stronę Kuroo i spojrzał mu w oczy.

- Co pan wyprawia?! Niech pan jej pomoże! - Mężczyzna w odpowiedzi pokręcił przecząco głową, a Kuroo zesztywniał.

- Przykro mi chłopcze, musisz opuścić hale.

- Nie! Nie wyjdę stąd! - Niestety, chłopak został wprowadzony siłą.

Mężczyzna spojrzał na twoje ciało, leżące na parkiecie. Na twojej szyi wisiał naszyjnik, jedna zawieszka była w kształcie krzyża, następna z literą "N", "K", "A", "O" i "I". Zdjął go z twojej szyi i przekazał drugiemu medykowi.

- Zanieś to temu chłopcu, a ja....Zakryje ciało folią. - Odparł nieco przygaszony.

Kiedy Kuroo dostał w dłonie naszyjnik, czuł jakby cały jego świat legł w gruzach. Nie miał pojęcia jak ma zareagować, co zrobić, co myśleć. Tak długo czekał na wyznanie miłości z twojej strony, lecz....Nie w takich okolicznościach. Usłyszał krzyki, a jego oczom ukazała się policja trzymającą Katashiego. Tetsurō zmarszczył brwi. Katashi spojrzał na chłopaka i szeroko się uśmiechnął.

- Mam nadzieję, że zdążyłeś się z nią pożegnać! - Roześmiał się - Warto było podmienić te lekarstwa!

Tetsurō zamarł, a naszyjnik, który trzymał w dłoni, upadł na podłogę.

*****************************************

Ten rozdział jest chyba najdłuższy ze wszystkich i jak pewnie większość się spodziewa, tak....to ostatni rozdział.

Około godziny 19.00 pojawi się epilog i wszyscy wspólnie zakończymy tę książkę.
Chciałam też tutaj podziękować wszystkim, którzy dotrwali do tego momentu, komentowali, gwiazdkowali, czy dodawali do swoich list lektur, tudzież bibliotek.
Dziękuję, że byliście razem ze mną podczas tworzenia tej książki! ♥️♥️😭

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro