•Rozdział 7•

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Złapałaś za bidon i oddychając szybko, chciałaś się napić. W chwili, gdy miałaś już przestawić bidon do ust, ktoś na ciebie wpadł, a twoja górna warga w dosyć bolesny sposób spotkała się z plastikiem. Syknęłaś cicho, dotykając palcami bolącego miejsca i odwróciłaś się powoli, widząc niższego od siebie, czarnowłosego chłopaka z farbowaną grzywką.

- Patrz jak chodzisz. - Mruknęłaś i już miałaś zamiar odejść, gdy :

- Oi, zaczekaj. Jestem Yuu.

- [Imię].

- Hmmm...To dziwne, nie będziesz mnie wyzywać od kurdupli i konusów?

- Dlaczego miałabym to robić? - Spytałaś, nie zatrzymując się.

- Inni zazwyczaj tak robią. - Wzruszył ramionami.

- Bo inni są debilami, którzy nie mają mózgu. - Odparłaś, zatrzymując się, chłopakowi na twoje słowa zaświeciły się oczy - Chcesz coś jeszcze, czy sobie pójdziesz?

- Em...Yuu jestem... - Odparł nieobecnie, na co zmarszczyłaś brwi.

- Już to mówiłeś, dobrze się czujesz? Dziwnie wyglądasz.

- Tak, tak, po prostu się zamyśliłem. Przepraszam, że na ciebie wpadłem, muszę już lecieć. Cześć! - Oznajmił i podbiegł gdzieś.

- Z każdym dniem ludzie są coraz dziwniejsi. - Wzdychając, mruknęłaś do siebie.

~•••~

- Tak się zastanawiałam... - Zwróciłaś na siebie uwagę Kuroo - Yaku robi za matke drużyny...Kupujecie mu coś na dzień matki? - Spytałaś cicho.

- Yaku by cię zamordował, gdyby to usłyszał. - Czarnowłosy parsknął śmiechem.

- Dlatego mówię o tym cicho, Baka.
Ale spójrz na wszystkie drużyny, każda z nich ma chociaż jednego zawodnika który zachowuje się jak nadopiekuńcza matka. - Wskazałaś dłonią na każdą z drużyn.

- W sumie jakby na to spojrzeć... - podrapał się do policzku - Jakoś nigdy nie zwracałem na to uwagi.

- Poza tym Yaku by mi nic nie zrobił. - Machnęłaś dłonią - Przecież mówię o nim jako o mamie w dobrym tego słowa znaczeniu, wiesz....Troszczy się o drużynę i takie tam. - Upiłaś łyk wody z bidonu.

- A ty co mi kupisz na dzień matki, [Imię]-Chan? - Odchyliłaś głowę do tyłu i ujrzałaś Yaku.

- Nic, nie jestem w twojej drużynie. - Wzruszyłaś ramionami - Spytaj Kuroo.

Chłopak usiadł obok ciebie i cicho ziewnął, zmęczony po długim treningu, ledwo trzymał się na nogach. Tak jak i reszta Nekomy, był to przed ostatni dzień waszego wyjazdu, po jutrze będziecie musieli wyjeżdżać. Do tak pory Nekoma nie przegrała ani jednego meczu tutaj, a ty i Akira ćwiczyłyście w każdej wolnej chwili. W ciągu dalszym próbowałaś namówić resztę na mieszany mecz, w końcu grunt to dobra zabawa...prawda?

- Może jednak zgodzicie się zagrać jeden mecz mieszany? - Spytałaś najbardziej miło jak tylko potrafiłaś, czym zdziwiłaś nie tylko chłopców, ale i samą siebie.

- Nie jestem do końca przekonany. - Yaku wydawał się być negatywnie nastawiony do twojego pomysłu.

- A co wam szkodzi? Jeśli nie będę dawać rady to zajdę z boiska.

- Najpierw inna drużyna musiałaby się na to zgodzić. Jeśli namówisz jakąś drużynę to nie ma problemu.

Twoje oczy zaświeciły się, a Kuroo i Yaku dostrzegli w nich złowieszczy błysk. Gwałtownie wstałaś i szybkim krokiem popędziłaś w stronę drużyny Karasuno, która robiła kolejne karne okrążenia.

- Ohayo! - Odrzekłaś głośno, a chłopcy spojrzeli na ciebie.

- Ohayo.

- Mogę mieć do was prośbę?

Wszyscy spojrzeli na siebie i niepewnie pokiwali głowami, co tylko zachęciło cię do zaproponowania im swojego pomysłu. Straciłaś im po krótce co i jak, wszyscy wydawali się ciebie słuchać z zaciekawieniem. Nic bardziej mylnego, lecz gdy skończyłaś mówić, paru z nich wybuchło śmiechem. Zrobiłaś zirytowaną minę i skrzyżowałaś ramiona pod biustem.

- Wybacz dziewczynko, ale z tobą w drużynie nie zdobylibyśmy nawet pięciu punktów. - Wysoki blondyn parsknął i posłał ci rozbawione spojrzenie.

- Ach tak? Skoro tak twierdzisz, to...załóżmy się. - Podniosłaś jeden kącik ust ku górze - Jeżeli twoja drużyna wygra, zrobię co tylko chcesz... - Zastanowiłaś się - A jeżeli wygram ja...Ty zrobisz co ja będę chciała.

- Nie zakładam się.

- Oh...więc przyjmę to jako strach przed przegraną. - Uśmiechnęłaś się prowokująco - No dobrze, nie będę naciskać.

Odwróciłaś się i zaczęłaś powoli iść w stronę Kuroo i Yaku, którzy przyglądali się twojej rozmowie z Karasuno. Nie zrobiłaś kilku kroków, gdy ktoś złapał cię za ramię, a na twoich ustach pojawił się złośliwy uśmiech.

- Zaczekaj.

- Tak? - spojrzałaś na blondyna kpiąco.

- Przyjmuje zakład. - Wystawił w twoją stronę dłoń, uścisnęłaś ją, a jakiś niski, rudowłosy chłopak, "przeciął" wasze dłonie.

Podeszłaś do Yaku i Kuroo, mając na ustach złośliwy uśmieszek.

- Załatwiłam nam meczyk z Karasuno, jeśli bym się postarała...Aoba Johsai też bym namów...

- Nie. - Twoją wypowiedź przerwał głos Kuroo, podniosłaś brwi.

- Dlaczego?

- Nie lubię ich, a szczególnie tego cholernego lalusia. - Mruknął, a ty zmrużyłaś oczy.

- Oi, uważaj na słowa. To mój przyjaciel.

- No i co z tego? Nie trawię go i nie zamierzam udawać, że go lubie. - Skrzyżował ramiona na torsie, posyłając ci prowokujące spojrzenie.

- Oi, o co ci chodzi? Nawet go nie znasz, a oceniasz - warknęłaś, stając centralnie przed nim.

- Nie muszę go znać, wystarczy, że widzę. A ty uważając go za przyjaciela, udowadniasz swój brak gustu, jeśli chodzi o dobór odpowiedniego towarzystwa. - Słowa chłopaka bardzo cię zdziwiły, do tego czasu był miły, a teraz? Zachowywał się zupełnie inaczej - Naprawdę myślisz, że on uważa cię za swoją przyjaciółkę? Leci tylko i wyłącznie na tak wygląd, jak większość chłopaków bo z charakteru....to raczej nie ma na co lecieć.

- Co cię nagle napadło?

- Kuroo...Dość. - Yaku złapał chłopaka za ramię.

- Nie, trzeba w końcu wyłożyć kawę na ławę i uświadomić naszej "księżniczce" jakie obowiązują tutaj zasady. - Wyrwał swoje ramie z uścisku przyjaciela, robiąc cudzysłów w powietrzu.

- Księżniczce? - Spytałaś zirytowana.

- Posłuchaj uważnie, to, że jesteś dobra w siatkówkę nie upoważnia cię do tego, że możesz zachowywać się jak ci się żywnie podoba. Twoje fałszywe zachowanie nie będzie mile widziane.

Nie miałaś pojęcia o czym on do cholery mówi i co właściwie wpłynęło na to, że ogarnęła go złość. Patrzyłaś na niego beznamiętnie i powoli pokiwałaś głową.

- Rozumiem....Niemniej jednak nie ja tu jestem fałszywa. - Zadarłaś głowę wysoko do góry - Mój podły charakter każdy był w stanie poznać już od pierwszego spotkania, zachowałam go także do dzisiaj. Nic, a nic się nie zmieniło, zapamiętaj to sobie. - Cofnęłaś się parę kroków - W przeciwieństwie do ciebie. Miły i opiekuńczy kapitan, który zawsze jest gotów służyć pomocą i....Przyjaciel. Za takiego kogoś cię miałam, no właśnie, miałam. Teraz widzę przed sobą zupełnie innego człowieka, poważnego i kochającego wytykać błędy chłopaka, który nie potrafi dostrzec swoich wad i nie widzi nic poza czubkiem swojego nosa.

Zacisnęłaś pięść.

- Ponadto nagle zachciało ci się mnie prowokować, chcesz sprawdzić granice wytrzymałości moich nerwów, czy co? Takim gadaniem i gwałtownym zmienianiem tematu w celu rozpoczęcia kłótni, nic nie osiągniesz. Jedyne co udało ci się teraz zrobić, to znacznie zniechęcić mnie do ciebie.

Kuroo zatkało, nie miał pojęcia co ci odpowiedzieć i w sumie....Dlaczego tak nagle na ciebie naskoczył. Nie był też w stanie przyswoić sobie, że ty także potrafiłaś się bronić, a wszystko co mówiłaś, nie ujawniało żadnych emocji.

- Jeżeli masz zamiar wytykać moje wady to śmiało, więcej takich okazji nie będzie. Jednak licz się z tym, że każde twoje słowo zapamiętam. Nie mam pojęcia co tak bardzo cię zdenerwowało, że postanowiłeś wszcząć kłótnie, niemniej jednak nie zamierzam cię przepraszać. - Odwróciłaś się i ruszyłaś w stronę Oikawy i Iwaizumiego.

- Śmiało! Idź do tych idiotów i najlepiej nie wracaj! - Warknął kompletnie nieświadomy tego co mówi.

Zatrzymałaś się i spojrzałaś na niego przez ramię, twoje oczy błysnęły dziwnym blaskiem.

- O to się nie martw! Masz to jak w banku, kapitanie! - Odrzekłaś i wznowiłaś swój marsz.

Czarnowłosy kapitan Nekomy dopiero po kilku minutach bezczynnego stania zdał sobie sprawę z tego co ci powiedział, rozszerzył oczy i złapał się za głowę. Ty w tym czasie siedziałaś już na materacu obok swoich przyjaciół i zaczęłaś prowadzić z nimi przyjemną rozmowę.

- Cholera jasna, ale spartoliłem!

- Masz racje. - Yaku złapał za ręcznik i z całej siły zdzielił chłopaka po twarzy - Nie mam pojęcia jak chcesz to zrobić, ale do końca tego obozu masz ją przeprosić. Chce widzieć, że wszystko jest okej, nie będę tolerować waszych sprzeczek.

Zdenerwowany Yaku odszedł w stronę reszty drużyny, zostawiając Kuroo samego ze swoimi myślami.

- Wiecie co? Chyba odechciało mi się grać mecze mieszane. - Mruknęłaś w stronę dwójki chłopców, opierając brodę o dłoń.

*****************************************

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro