Venti x fem! Reader

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamówienie od typowaPolka

Od wczesnego ranka, wraz z Lumine oraz Paimon, chodziliśmy po okolicy Mondstadt, szukając Klee na prośbę Jean. Po ostatnim razie, gdy dzieciak wręcz wystrzelił maga odchłani w powietrze, chciała mieć ją blisko siebie, żeby nie doszło do podobnej sytuacji. Minęło chyba z trzy godziny, zanim ją znaleźliśmy i odprowadziliśmy do biura Jean. Po tym wykonaliśmy jeszcze kilka zleceń, aż do wieczoru. Lumine, wraz z Paimon, poszli gdzieś, zostawiając mnie przy bramie Mondstadt. Idąc przed siebie przeciągałam się cicho ziewając. Nie przeszłam dużo, gdyż podbiegł do mnie zaskakująco trzeźwy Kaeya, który ledwo oddychał przez to, że biegł, jak i przez to, że zwijał się ze śmiechu. Kiedy uspokoił oddech, zaczął mówić:

- Dobrze, że już jesteś, Diluc potrzebuje twojej pomocy - Diluc i potrzebować czyjejś pomocy? Ciekawe.

- On i potrzebować czyjejś pomocy, interesujące, gdzie on jest? -

- W tawernie - słysząc Tawerna, westchnęłam zmęczona, jak i zirytowana.

- W porządku, dzięki za informację - kiwnął głową i ruszył w swoją stronę, a ja w swoją. Szybko dość dotarłam na miejsce, od razu wchodząc do środka, gdzie za ladą stał Diluc - Hej Diluc, potrzebowałeś mojej pomocy podobno - kiwnął głową, nie mając żadnej emocji na twarzy, czyli nic poważnego, tak bynajmniej myślę - więc o co chodzi? -

- Spójrz w swoje lewo, a się szybko zorientujesz, o co chodzi - jak powiedział, tak zrobiłam -

- Chyba sobie ze mnie jaja robisz, rudzielcu - przy jednym ze stolików siedział dosłownie nawalony w trzy i trochę Venti, który śpiewał coś pod nosem i śmiał się w najlepsze. Załamana spojrzałam znów na Diluca - i co ja mam z nim zrobić? -

- Nie wezmę go do siebie, ani go tu nie zostawię. Wcisnął bym go komuś innemu, ale wiem, że to by się źle skończyło - zabije po prostu -

- Tak, bo ja nie mam nic innego do roboty, tylko go zabrać do siebie i pilnować, jak małe dziecko - ten przewrócił oczami - nie kręć mi tymi oczami, ja nie jestem tu po to, żeby się nim zajmować, gdy jest pijany. Skończ dawać mu wino, a to się skończy -

Zła poszłam do Ventiego, złapałam go pod pachę i bez słowa wyszłam z Tawerny. Zawsze ja, a nie ktoś inny, nie że nie lubię Ventiego, nie o to chodzi. Venti jest miłym i sympatycznym chłopakiem, ale czasem gra na nerwach, a szczególnie w takich momentach. Szliśmy dość nie pewnym krokiem, ale jakoś dotarliśmy. Weszliśmy do mojego mieszkania i posadziłam go od razu na kanapie, niemal natychmiast się położył, odlatując całkowicie. Wzięłam jakiś koc, przykrywając go, ściągałam jego beret, czy cokolwiek to jest, i chciałam już iść, do póki czegoś nie wymamrotał, co zostanie mi w pamięci na zawsze.

- Kocham cię T/i - milczałam zaskoczona, ale zaśmiałam się pod nosem, gasząc światło i dając mu odpocząć -

- Ja ciebie też, idioto -

\\\\

Jeśli są błędy to wybaczcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro