one shot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wydała jęk, zamykając oczy, gdy jej plecy uderzyły o matę. Peter wydał z siebie okrzyk radości i uniósł pięść ku górze, wciąż siedząc na jej biodrach, uniemożliwiając jej podniesienie się. Prychnęła pod nosem, a on posłał jej złośliwe spojrzenie.

Oparła się na łokciach, wpatrując się w niego, gdy wstał z niej i stanął obok, wciąż ciesząc się jak małe dziecko.

Próbowała złapać oddech.

— Niezła próba. — zachichotał i podał jej rękę, ale ona odepchnęła ją, wstając sama. — Nie bądź taka Ophelia, przegrana nie boli tak bardzo.

— Zamknij się, Parker. — wymamrotała, poprawiając swoje spodnie. — To nie jest równa walka, ja nie mam super mocy.

— Nie wiem o czym mówisz. — powiedział niewinnie, powodując, że brunetka przewrociła oczami zirytowana.

Natasha, która przyglądała się dwójce nastolatków, skrzyżowała ramiona na piersi i wgapiała się w chłopaka.

— Młody, rozmawialiśmy o tym, żeby było bez tej Twojej super siły.

— Ale to było bez siły!. — Peter również się w nią wpatrywał, wciąż mając swoją niewinną minę. Jego postawa sprawiała, że Ophelia zaciskała zęby ze złości. — To nie moja wina, że nie może mnie normalnie pokonać.

Dziewczyna przesunęła nogę pod jego i sprawiła, że upadł, nawet nie dbając o to, że wyglądało to bardzo niedojrzale. Wyraz jego twarzy sprawił, że było warto. Położyła dłonie na biodrach, starając się nie śmiać.

— Zasłużyłeś na to. — przyznała rudowłosa kobieta.

— To było nieuzasadnione. — mruknął Peter, gdy dziewczyna schodziła z maty, aby chwycić wodę. — Nadal wygrałem!.

— Nie, jeśli oszukiwałeś!. — krzyknęła do tyłu, opierając się pokusie, aby pokazać mu środkowy palec. Mamrotał coś pod nosem, idąc za nią i łapiąc jakiś ręcznik, aby przetrzeć twarz. Ponownie uśmiechnął się bezczelnie, gdy rzucił w nią ręcznikiem, sprawiając, że pisnęła i rzuciła go na ziemię. — Obrzydliwe. Co jest z Tobą nie tak?.

— Jesteś Avengerem i boisz się ręcznika?. — zaśmiał się, a ona spojrzała na niego gniewnie.

— Czy wy dwoje nie możecie się, choć raz, przy tym dobrze bawić?. — Natasha westchnęła, podchodząc do nich. — Powinniście wspierać się wzajemnie, a nie zachowywać w ten sposób, jak teraz.

— Tak, będę pozwalała mu..

— Nie kończ nawet tego zdania. — przerwała kobieta, rzucając jej surowe spojrzenie. —  Wiesz, że nawet by o tym nie pomyślał i ty też to wiesz Peter, więc nie udzielaj się. Misje są misjami, tam nie musicie się powstrzymywać. Ale tutaj, Peter, jeśli znów użyjesz na niej swojej siły, będziesz miał problemy.

— Powiedziałem, że nie użyłem siły. — powiedział. Ale wystarczyło tylko uniesienie brwi przez Natashę, aby chłopak poddał się. — Dobra, przepraszam!. —  przyznał, chwytając swoje rzeczy z podrywem i rzucając brunetce gniewne spojrzenie przed wyjściem z pokoju treningowego.

— Nie rozumiem waszej dwójki. — powiedziała kobieta, kiedy już go nie było, rzucając jej przy tym znaczące spojrzenie. — Bylibyście jeszcze lepszymi partnerami, gdybyście się dogadali.

— Jest irytujący. — zmarszczyła brwi, wyrzucając już pustą butelkę do śmieci. — Nie rozumiem nawet dlaczego jest taki wredny w stosunku do mnie.

— Wiesz, chłopcy są wredni dla dziewczyn, które lubią. — uśmiechnęła się lekko, co spotkało się z obrzydzoną miną u nastolatki.

— Brzmisz jak Sam. — mruknęła.

— Sam może mieć coś konkretnego na myśli. — droczyła się, unikając ręcznika, którym brunetka próbowała ją uderzyć.

Sam i czasami Bucky lubili żartować, że byliby razem idealną parą, gdyby nie kłócili się przez cały czas jak stare małżeństwo i postarali nie krzywdzić się wzajemnie.

Peter za każdym razem robił zniesmaczoną minę.

W pewnym momencie nawet chciała się z nim zaprzyjaźnić, może nawet chciała czegoś więcej niż przyjaźń, ale ten okres wyraźnie u niej minął.

Kiedy Tony powiedział jej, że dołącza nowy rekrut i to w jej wieku, była zachwycona. Bycie nastolatką w grupie dorosłych było czasem frustrujące – chodziła do szkoły, później miała treningi i do tego misje, nie było nawet z kim porozmawiać o zupełnych nastoletnich błahostkach.

Peter był miły, kiedy pierwszy raz się spotkali, pamięta to. Ale po chwili wydało się, że coś się zepsuło i nagle zaczął robić się nieznośnie zarozumiały podczas treningów oraz zaczął rzucać komentarze o jej stylu walki, które były zupełnie niepotrzebne. Myślała, że może to zazdrość, ale stwierdziła, że to nie to, bo przecież świetnie dogaduję się z innymi, a czasem nawet zyskuję więcej pochwał niż ona.

I tego najbardziej nienawidziła, że Peter dogadywał się ze wszystkimi - nawet z Buckym, który starał się go unikać po całym incydencie na lotnisku prawie trzy lata temu. Tony traktował go jak ulubieńca, ale to akurat jej nie zawadzało. Ze Stevem żartowali o słynnym Queen's i Brooklynie. Scott i Clint mieli z nim swoje prywatne dowcipy. I w gruncie rzeczy ona też się z nimi dogadywała, ale nie tak jak on - był zdecydowanie ich ulubionym stażystą.

— Te myśli Sama, są naprawdę obrzydliwe. — powiedziała bez ogródek chwytając torbę gimnastyczną, zarzucając ją przez ramię i wychodząc. Natasha była o krok za nią.

— Wygląda na to, że się tym przejmujesz.

—  Proszę, przestań.

—  W porządku. Ale nie zdziwiła bym się, gdybyś się rozproszyła będąc z nim na misji.

—  Rozpraszam się, kiedyś jestem z Tobą.

— Okej, okej. — uniosła ręce, starając się nie uśmiechać. — Omawiamy wszystko o szóstej, wychodzimy o siódmej. Upewnij się, że ty i Peter będziecie gotowi.

— Tak, będziemy. —  zmarszczyła brwi, gdy odchodziła i wskazywała na nią palcem, robiąc przy tym dziwne miny.

A kilka godzin później była w sali odpraw z Samem, Buckym, Natashą i Peterem. Wszyscy mieli na sobie swoje kostiumy, czerwono granatowy strój Petera wyróżniał się na tle innych, ale jeszcze nie udało się zrobić mu kostiumu mniej rażącego w oczy.

Natasha położyła mapę na stole i wskazywała miejsca, w które każdy z nich powinnno się udać i nie była zaskoczona, że kobieta sparowała ją z Peterem, nawet pomimo tego ile razy protestowali.

— Barnes, Wilson, wy dwaj macie drugie piętro po wschodniej stronie. Postarajcie się wywoływać jak największe zamieszanie, aby jeden z nich wezwał posiłki i udał się do reszty. — mówiła kobieta. — Ja zdobędę informacje po zachodniej stronie. Ophelia i Peter zajmą trzecie piętro i wejdą do głównego biura. Oboje trzymajcie się przy sobie i uważajcie na siebie wzajemnie. Zrozumiane?. — Natasha spojrzała na ich wszystkich, dostrzegając jak Bucky i Sam wymieniają spojrzenia.

— Och, połączyłaś nasze gołąbeczki. —  zażartował w końcu Sam, powodując, że dziewczyna drgnęła.

— Nie zdawałem sobie sprawy, że jesteście razem. — Peter wskazał na niego i Bucky'ego, przez co oboje przestali się śmiać. — Jestem bardzo szczęśliwy z waszego związku!.

Brunetka nie mogła powstrzymać się od śmiechu, widząc jak Peter uśmiechnął się szczęśliwie i zdawało jej się nawet, że wyglądał na zadowolonego z tego, że ją rozbawił.

Natasha pokręciła głową, a Sam i Bucky zaczęli się sprzeczać.

— Powinnam była przejść na emeryturę. —  mruknęła po czym uderzyła dłonią w stół, zmuszając wszystkich do zwrócenia na nią uwagi. — Spytałam, czy wszystko jest zrozumiałe?.

— Tak. —  ona i Peter odpowiedzieli w tym samym czasie, powodując śmiech Bucky'ego.

— Świetnie. Chodźmy więc, zanim wszyscy się pozabijacie.

• • •

— Dlaczego mam wrażenie, że jesteśmy w horrorze i mamy zamiar zostać zabici?. —  mówił rozglądając się dookoła.

— Dlaczego miałbyś tak myśleć?.

— Nie wiem, to chyba przez energię tego miejsca. — mruknął Peter, a ona rzuciła mu spojrzenie, które nie wyrażało w zasadzie nic więcej niż to, że ma się zamknąć.

Oboje przykucnęli na zewnętrznej platformie, czekając, aż będą mogli wejść. Peter poprowadził ich oboje na trzecie piętro, gdzie nie czekał żaden strażnik. Sądząc, że owa platforma będzie najlepszym miejscem na wejście, kiedy nadejdzie czas. I zwykle nie lubiła się z nim zgadzać, ale tym razem miał rację.

— Jesteśmy z Samem na drugim piętrze. — powiedział Bucky przez komunikator. —  Damy sygnał, gdy będzie czysto.

— Bez odbioru. — odpowiedziała Natasha.

Ophelia westchnęła i przesunęła się trochę, gdyż jej pozycja była niewygodna. Zwłaszcza, gdy Peter był blisko niej. Jego kostium przynajmniej wyglądał wygodnie i był prawdopodobnie o wiele cieplejszy od jej - gdzie jej był ciasny, a pasek na brzuchu strasznie uciskał. I nie miała wewnętrznego ogrzewania, a na zewnątrz było zimno.

— Przestań się trząść. —  wyszeptał Peter, a ona nieudolnie próbowała go uderzyć w ramię.

—Teraz!. — rzucił Sam w pośpiechu, a do jej uszu, przez komunikator, doszły krzyki i strzały.

Peter podszedł do jednego z okien i kopnął go stopą, sprawiając, że bez problemu zamieniło się w drobny mak. Podał jej rękę i pociągnął, usuwając resztki szkła. Wchodziła pierwsza, prawie upadając do przodu, ale udało mu się owinąć ramię wokół jej brzucha i ją złapać.

— O cholera. — mruknęła. Oboje spojrzeli w dół, widząc, jak daleko jest ziemia.

—  Ostrożnie następnym razem. —  wymamrotał, przyklejając sieć do jej talii i opuszczając w dół. Złapał za jej koniec, za nim upadła na podłogę, śmiejąc się nad nią.

— Nie prosiłam o to. — burknęła, mając nadzieję, że nie usłyszy, jak głośno bije jej serce. — Prawie sprawiłeś, że miałam zawał serca!.

— Myślałem, że bawiłaś się świetnie. —  opadł obok niej.

— Nie rób tego więcej.

Oboje milczeli, gdy dziewczyna postanowiła włączyć latarkę, bo nie do końca byli pewni, dlaczego światła były wyłączone. Komunikacja pomiędzy nimi wszystkimi, była teraz jak szum w uszach i słychać było, że Sam i Bucky, wywołują zamieszanie piętro niżej. Mieli nadzieję, że utrzymają je tak długo, aby nikt nie znalazł ich na trzecim piętrze.

— Chyba mamy tutaj całą bazę. — powiedział Bucky. — Możecie być spokojni.

— Nie widziałam tu nikogo. — odpowiedziała Natasha. —  Ophelia, Peter, milczycie przez cały czas. Wszystko w porządku?.

— Prawdopodobnie uprawiają seks w jakiejś szafie. — Sam zachichotał, wśród odgłosów walki.

— Zabawne, że dzieci zachowują się bardziej dojrzale niż dorośli. —  powiedziała przez komunikator.

— Robi się zadziorna — zagwizdał Bucky. —  Lepiej uważaj.

— Chłopcy. — powiedziała surowo Natasha, a dziewczyna nieco się odprężyła. —  Później pożartujecie, teraz musimy się skupić na misji. Sam, poinformuj nas kiedy skończycie z tymi agentami.

— Tak, proszę Pani. — odpowiedział Sam, ale wciąż słychać było rozbawienie w jego głosie. — Parker, trzymaj ręce przy sobie.

Słyszała jak komunikatory się wyłączają i zaczęła mruczeć jakieś przekleństwa pod nosem. Podczas tego, gdy Peter był zadowolony, że ma maskę, bo nie mogła dostrzec jego czerwonych policzków.

W końcu oboje podeszli do drzwi. Peter wyciągnął rękę, aby powstrzymać ją od ruchu.

— Poczekaj. —  położył rękę na masce, prawdopodobnie używając jakiejś wymyślnej aktualizacji, którą Stark mu wbudował. —  W porządku, jest czysto.

Poruszyła uchwytem, marszcząc brwi i opuszczając dłoń.

— Jest zamknięte.

Jego maska zmieniła swój wyraz na coś, co jej zdaniem było uśmiechem. Chłopak po prostu chwycił klamkę i oderwał ją, otwierając drzwi. Ukłonił się i wyciągnął rękę, aby mogła przejść pierwsza, powodując, że zmarszczyła brwi w irytacji.

— Popisujesz się. — wymamrotała, grzebiąc w kieszeni, aby chwycić pendrive i pospiesznie ruszyła do komputera. Peter tylko prychnął i zamknął za sobą drzwi, stawiając przy nich krzesło, aby je zablokować.

Pisała szybko na komputerze, podczas gdy on stał obok niej, a jego place drżały z niecierpliwości. Było kilka haseł, które mogły być prawidłowe i nie ukrywając, zaczęło ich drażnić, gdy ciągle wyskakiwał komunikat o błędnym haśle.

— Nie możesz robić tego szybciej?. — mruknął.

— Chcesz się zamienić?.

Po prostu prychnął i skrzyżował ręce, rozglądając się po pokoju. Był praktycznie pusty, oprócz kilku szafek i krzeseł. Był dość duży jak na biuro. Przygryzła wargę, gdy w końcu udało się jej zalogować i rozpocząć pobieranie plików.

— To miejsce jest przerażające. — powiedział cicho Peter, przeskakując z nogi na nogę.

— Rozpraszasz mnie.

— Próbuje tylko nawiązać rozmowę.

— I właśnie to mnie rozprasza.

—  Spokojnie, człowieku.

Przewrociła oczami, kiedy w końcu skończyło się pobieranie, ignorując to, jak chłopak ciągle się wiercił.

— Gotowe. — wyciągnęła pendrive, włożyła go spowrotem do kieszeni i zaczęła wycierać komputer z wszelkich dowodów ich obecności tam.

— W samą porę. —  mruknął Peter. Chciała wygarnąć mu, jak bardzo dziecinnie się zachowuje, ale oboje usłyszeli głosy spoza pokoju.

Drzwi otworzyły się gwałtownie, mimo, że krzesło je blokowało. Peter szybko pociągnął ją za biurko.

— Dlaczego moje zmysły nie działały?. —  szepnął.

— Może dlatego, bo jesteś zbyt zajęty tym, żeby mnie irytować. I to cię rozprasza. —  odszepnęła, ignorując jego zamaskowane oczy, które się w nią wpatrywały.

Oboje usłyszeli jak do pokoju wchodzi wielu ludzi. Zerknęła na chłopaka, który po prostu nasłuchiwał. Wzmocniony słuch często pomagał mu zorientować się, ile osób było w pomieszczeniu. Pokazał siedem palców, przez co lekko zmarszczyła brwi. Biorąc głęboki oddech poprawiła swój skafander i skinęła mu głową. Pomimo tego, jak często się kłócili, ona i Peter byli nawet dobrymi partnerami. Mogli walczyć razem bez potrzeby komunikowania się werbalnie i prawie zawsze potrafili przewidzieć wzajemnie swoje ruchy. Z czasem misje z nim stały się łatwiejsze, nawet gdy kłótnie były częstsze.

Podniósł się pierwszy, a ona wymknęła się bokiem, czekając, aż spowoduję wystarczająco duże zamieszanie, zanim się dołączyła. Obserwowała jak wystrzela sieci w dwóch mężczyzn i szarpie nimi o podłogę.

Podeszła do najbliższego mężczyzny i położyła ręce na jego ramionach, kopiąc go w plecy, i zmuszając do klękniecia. Rozległ się strzał z pistoletu i prawie straciła koncentrację na mężczyźnie, z którym walczyła, rozglądając się w panice, tylko po to, by zobaczyć  jak Peter wyciąga broń z jednej z męskich dłoni i przyczepia ją do sufitu, gdzie nikt nie mógł jej dosięgnąć. Odprężyła się trochę, z wiedzą, że nie został postrzelony. 

Szybko złapała pistolet od mężczyzny, którego zepchnęła na ziemię, uderzając go rączka w głowę i obezwładniając go. Pistolet został jednak szybko wyrzucony z jej rąk przez innego mężczyznę, próbowała z nim walczyć, starając się nie rozpraszać, obserwując Petera w tym samym czasie.

Radził sobie z dwoma mężczyznami na raz, co według niej było trochę niesprawiedliwe, nawet z tym, że miał super siłę. Obkręciła się i udało jej się chwycić mężczyznę, z którym walczyła za szyję. Jednak w jednej chwili upadła, a on docisnął ją do podłogi swoim ciałem. Skrzywiła się i użyła całej swojej siły, aby go odepchnąć. Wpatrywała się w niego, gdy powoli się podnosił.

Nie wahał się zacząć z nią ponownie walczyć i wyraźnie miał przewagę. Nienawidziła na misjach, jak łatwo Peterowi udawało się pokonać kilku mężczyzn bez problemowo, podczas gdy ona, musiała tak ciężko walczyć, aby nie dać się pokonać. Uderzył ją w brzuch, a brunetka upadła na kolana, zsuwając się na podłogę, gdy miał zamiar ją kopnąć. Ten mężczyzna był z trzy razy większy od niej.

Zaskomlała, gdy cofnął rękę, by znów ją uderzyć, ale sieć przylgnęła do jego dłoni i pociągnęła w tył, a twarz mężczyzny z spotkała się z pięścią Petera. Jego nos zachrzęścił, a odgłos łamania sprawił, że skurczyła się, gdy upadł na ziemię. Była zszokowana - Peter zwykle powstrzymywał się od ramienia ludzi tak bardzo.

— Nie ma za co. — mruknął, podchodząc do niej i wyciągając rękę, aby mogła ją chwycić. Był zaskoczony, gdy ją przyjęła, pozwalając mu, pomóc jej wstać. Próbowała ignorować ból spowodowany uderzeniami od tamtego mężczyzny.

— Dzięki. — starała się brzmieć gorzko, odrywając od niego swoją rękę, gdy zdała sobie sprawę, że wciąż ją trzyma. — To wszyscy?.

— Tak myślę. —  Peter wyjrzał za drzwi, aby upewnić się, że wszyscy są na zewnątrz, podczas gdy ona wpatrywała się w mężczyznę.

Szturchnęła go butem, z ulgą widząc, że został znokautowany, już nawet nie przejmując się, że zrobił to Peter. Położył ręce na swoich biodrach, gdy wrócił do niej, przechodząc nad kilkoma znokautowanymi mężczyznami.

— Czy Twoje zmysły już działają?. — zapytała sarkastycznie, wciąż zdyszana, gdy trzymała rękę na swoim boku, czując ból od wszystkich ciosów i kopnięć.

Peter zaczął coś mówić, ale ona nie słuchała, jej oczy skupiły się na mężczyźnie za nim, dostrzegając, że chowa się za biurkiem, unosząc broń w stronę pleców Petera.

Jej oczy rozszerzyły się i nie myśląc za dużo, obróciła ich dookoła, pozwalając, by kula postrzeliła ją w ramię. Krzyknęła, wpadając w ramiona Petera, ledwo słysząc jego spanikowany głos, którym pytał, co się stało.

Peter w końcu zauważył mężczyznę i nie wahał się wystrzelić w jego stronę sieci z prądem. Karen zawsze je sugerowała, ale zwykle starała się ich unikać. Mężczyzna upuścił broń, gdy upadł na podłogę.

Peter wciąż trzymał ją w ramionach, pochylając się nad nią.

— Dlaczego to zrobiłaś?. — zapytał spanikowanym tonem głosu, klękając z nią w ramionach i zdejmując maskę. Jego twarz była niewyraźna w jej polu widzenia, nawet gdy położył dłonie na jej twarzy i próbował zmusić do spojrzenia na niego. — Ophelia, nie rozpraszaj się, zostań tu ze mną. No dalej.

— To boli. — wysyczała, chwytając go za nadgarstek, prawdopodobnie zbyt mocno, ale nie miał nic przeciwko.

— Wiem. Wiem, że boli. Ale będzie w porządku, reszta jest już w drodze. —  przyłożył jedną z dłoni do ucha, włączając komunikator, gdy druga wciąż trzymała jej twarz. — Natasha, musicie przyjść. Ona.. Ktoś ją postrzelił...Niech ktoś przyjdzie, proszę..

Zdecydowanie się na to nie godziła i o ile to nie były halucynacje miała wrażenie, że Peter był wobec niej taki delikatny. Głos Natashy rozbrzmiał się w jej słuchawce, ale nie mogła jej usłyszeć. Jedyne co czuła, to rana w ramieniu i Peter trzymający ją, starała się nie zasypiać, ale jej oczy same zaczęły się zamykać.

— Hej, Ophelia, daj spokój, mam cię. — Peter ostrożnie uniósł ją. — Nie mdlej mi tutaj, proszę.

— Przepraszam. — odetchnęła, nie mogąc nic na to poradzić, gdy jej wizja stała się czarna. Słyszała jedynie spanikowany głos Petera, który nakłaniał ją do obudzenia się.

Straciła przytomność.

• • •

Pierwszą rzeczą, którą poczuła, był ostry ból w ramieniu, reszta ciała to był po prostu niewielki ból i ucisk. Można było łatwo stwierdzić, że była w szpitalu, co spowodowało, że zmarszczyła nos, czując ten charakterystyczny zapach.

— Ophelia?. — usłyszała cichy głos, czując jak smukłe palce chowają jej włosy za ucho i cichy skrzyp krzesła. — Wstałaś?.

— Hm?. — ledwo otworzyła oczy, a jej wzrok był nieco zamazany, gdy próbowała skupić się na tym, kto siedział na krześle.

— Nie śpisz. — mrugnęła i zobaczyła obok siebie Petera, z ulgowym uśmiechem na twarzy, który wprawił ją w zakłopotanie. Nigdy się do niej szczerze nie uśmiechał. — Prawie myślałem, że się nie obudzisz, naprawdę...nas przestraszyłaś . Naprawdę nas przestraszyłaś.

Wyglądał na wyczerpanego, włosy miał potargane i widoczne były u niego worki pod oczami. Była zdezorientowana naciskiem w swojej ręce, dopóki nie spojrzała w dół widząc, jak on trzymał jej dłoń w swoich dwóch.

— Po co trzymasz moją rękę?. Myślałeś, że umarłam?. — wymamrotała z delikatnym uśmiechem, ale jego twarz wciąż pozostawała poważna, najwyraźniej nie był rozbawiony jej ripostą. Puścił jej rękę.

— Dlaczego to zrobiłaś?.

— Co zrobiłam?. —  zmarszczyła brwi, nie lubiąc nagłej wrogości w jego głosie w porównaniu do tego, jak słodko brzmiał, kiedy się obudziła. Niemądrze było myśleć, że to potrwa dłużej.

—  Zdajesz sobie sprawę jak głupie to było?. Sam robię głupie rzeczy...Ale...Ale gdyby strzał był gdzieś indziej? Mogłabyś być już martwa, a ja...Ja byłbym tego powodem..—  Peter mówił, podnosząc głos. Czuł się idiotycznie, sam wiedząc, że jest już w jakiś sposób zapisana w jego życie.

— Denerwujesz się tym, że uratowałam Ci życie?. Boże, Peter, co jest z Tobą- — przerwała, zaczynając odczuwać ból w ramieniu, który tylko bardziej ja rozzłościł.

Przez chwilę patrzył na nią tępo, a ta tylko popatrzyła na niego gniewnie spod rzęs. Miała wrażenie, że miał bardzo dużo do powiedzenia. Wygarnięcia. A ona bała się to wszystko usłyszeć.

— Czy naprawdę myślisz, że jestem zły, bo uratowałaś mi życie?. — warknął. — Nie sądzisz, że jestem wściekły, ponieważ zostałaś ranna? — przeciągnął dłoń przez swoje loki. — Ponieważ widziałem, jak zostałaś postrzelona, krwawiłaś, a ja nie wiedziałem nawet gdzie i nie wiedziałem czy umrzesz. Czy nie uważasz, że może dlatego byłem zły?.

— Nie zachowuj się, jakbyś się o mnie troszczył. —  wyśmiała, ale w między czasie, zdążyła przypomnieć sobie chwilę, zanim zemdlała. Pamięta, jak trzymał ją w ramionach i mówił do niej cicho. Pamięta panikę, wymalowaną na jego twarzy.

—  Zależy mi na tym, żebyś nie zachowywała się tak lekkomyślnie. Mogłaś umrzeć, Ophelia, nie zdajesz sobie z tego sprawy?.

— A co powinnam zrobić?. Pozwolić mu Cię zastrzelić?. — pytała surowo, przypadkowo poruszając zbyt mocno ramieniem. Ostry ból sprawił, że się skrzywiła, kładąc dłoń na ramieniu i zaciskając zęby.

— Wszystko w porządku?. — zapytał szybko, podnosząc się i pozwalając lekko unieść ręce, samemu nie wiedząc, co robić. To było prawie zabawne, jak szybko zmienił się jego nastrój. — Mam iść po lekarza?.

— Jest dobrze —  mruknęła niepewnie, czy podobało jej się to, jak dziwnie się zachowywał. — Gdybym tego nie zrobiła, trafiłoby Cię to w pierś. Poradzę sobie z tą raną na ramieniu, ale ty byś nie dał rady.

— Szybciej się regeneruje. — powiedział beznamiętnie, ponownie zirytowany. —  Byłbym wystarczająco zwinny, aby tego uniknąć i nigdy by mi się to nie zdarzyło-

— Nawet nie wiedziałeś, że on tam jest!. —  przerwała mu. — Nawet nie zdawałeś sobie sprawy, że ktoś do Ciebie strzela, Peter! Dlaczego nie możesz po prostu przyznać mi racji?.

Otworzył usta, by odpowiedzieć, ale drzwi od sali otworzyły się.

— Hej, wstałaś. Parker, mogę spędzić z nią chwilę?. —  powiedziała kobieta.

Posłał brunetce gniewne spojrzenie, zanim wyszedł, nie mówiąc nic do Natashy. Podążyła za nim wzrokiem, zanim nie rzuciła dziewczynie szybkiego spojrzenia, siadając.

— Był tu cały czas. — powiedziała kobieta z lekkim uśmiechem, a nastolatka poczuła jak jej policzki się rozgrzewają. — Nie ruszał się z tego krzesła ani na moment.

— Prawdopodobnie siedział tu tylko po to, żeby krzyknąć na mnie, gdy tylko się obudzę. — mruknęła, ostrożnie krzyżując ramiona.

— Ophelia, powinnaś była zobaczyć, jak bardzo się bał, gdy Cię do nas sprowadził. - zignorowała jej słowa. —  Nie sądzę, żebym kiedykolwiek widziała go tak zmartwionego. I nie zachowuj się tak, jakbyś nie wiedziała, że trzymał Cię za rękę.

— Jak długo byłam nie przytomna?. — zmieniła temat.

— Dzień. — westchnęła, odchylając się do tyłu na krześle. — Jesteś szczęściarą. Cieszę się, że o siebie dbacie. Ta sytuacja to pokazała.

Uśmiechnęła się lekko.

— Staramy się. Co z pendrivem?.

— Jak zwykle, wszystko perfekcyjnie pobrane. — komplementowała, sprawiając, że czuła się trochę lepiej. —  Mamy wszystkie dane i nikt oprócz Ciebie nie został ranny. Leżysz w łóżku przez tydzień i nie trenujesz, dopóki Twoja rana się nie zagoi. Rozumiesz?.

Chciała się wykłócać, ale nie miała siły być upartą. Rana zaczęła boleć jeszcze bardziej, kiedy nie spała już od dłuższego czasu. Wciąż czuła obrzęk w miejscach, w których została uderzona.

— Czy nadal mogę iść na tą randkę w piątek?. — zapytała.

— Przypuszczam, że do tego czasu będziesz wystarczająco na siłach. Muszę Ci jednak powiedzieć, że jestem trochę rozczarowana, że to nie Peter.

— Niby czemu?.

— Pomyśl tylko, bylibyście słodcy. - uszczypnęła ją w nos, a ta odrzuciła jej rękę, śmiejąc się. — Ale tak, możesz iść. Po prostu uważaj na siebie i mam nadzieję, że wiesz co robić, gdy zacznie się zachowywać jak idiota.

— Poradzę sobie. — obiecała. — Mogę teraz coś zjeść? Umieram z głodu.

• • •

Tej nocy pozwolono jej opuścić łóżko szpitalne. Była wystarczająco zmęczona tym wszystkim, aby po powrocie do Stark Tower, od razu położyć się do łóżka, swojego łóżka. Mając też nadzieję, że uniknie Petera i na jej szczęście, zdawało się, że go nie ma. 

Treningi dla niej zostały przełożone, dopóki nie wyzdrowieje. Jednak nadal uczestniczyła w sesjach Natashy i Petera, obserwując i słuchając wskazówek, których udzielała mu kobieta.

Zaś Peter nie odezwał się do niej ani jednym słowem, co było niezwykle zaskakujące. Może jej nie lubił i starał się wyraźnie dać jej to do zrozumienia. Ale teraz?. Teraz pomiędzy nimi była całkowita cisza.

Później pomyślała, że wciąż mógł się wściekać na ich kłótnie, co nie miało dla niej zupełnego sensu. To nie tak, że się spodziewała, że będzie jej dziękować. Był zbyt zły, że została ranna.

Nie miało to jednak teraz dla niej większego znaczenia, bo miała lepsze rzeczy do przemyślenia. Czuła się po niecałym tygodniu już o wiele lepiej i nie potrzebowała bandaża. Jej siniaki były już przeważnie wyblakłe. To nie było coś, czego korektor by nie ukrył.

A teraz siedziała w kuchni z Natashą, Samem i Buckym, którzy przygotowywali się do własnej misji i próbowali przekonać ją, aby pozwoliła im wziąć jedzenie, zanim wyruszą.

—Jeśli zjecie teraz, będziecie mieli kolkę później. — odsuwała rękę Bucky'ego od kanapki. — Czy naprawdę jesteś aż tak zdesperowany dla tych kanapek?.

— Tak. — powiedział.

— Próbuj z Natashą, może ona Ci pozwoli. — poruszyła zabawnie brwiami w stronę jego i Sama, który wyglądał na obrażonego.

— Kiedy zaczniesz szykować się na randkę?. — Natasha mrugnęła do niej, podczas gdy jej twarz zamarła.

— Natasha!. — powiedziała surowo, ignorując spojrzenia dwójki mężczyzn na sobie. — Powiedziałam Ci, żebyś nie poruszała tego tematu!.

— Nie, nie, nie. Z kim wychodzisz?. Czy to Peter?. — pytał Sam, a ona prawie zadławiła się śliną.

— Nie, to zdecydowanie nie on. — pokręciła głową. —  Z resztą, to nie Twoja sprawa. To chłopak ze szkoły.

— Nerwowa?. — uśmiechnął się Sam, trącając lekko jej ramię.

— Błagam, przestańcie.

Natasha uśmiechnęła się i za chwilę wyszła, żeby sama przygotować się do ich misji, podczas gdy Sam i Bucky postanowili zostać, aby irytować ją pytaniami. Ale po kilku minutach na szczęście, lub nie, inny głos przerwał ich wygłupy.

— Dlaczego się tak śmiejecie?. — jej brwi zmarszczył się, gdy znajome loki pojawiły za ramieniem Bucky'ego, jego oczy spotkały oczy dziewczyny, zanim szybko odwrócił wzrok.

— Założę się, że Spider-dzieciak będzie zazdrosny. — Sam klepnął Petera w ramię, podczas śmiechu. Twarz chłopaka przybrała zmieszany wyraz. — Cóż, baw się dobrze na randce Ophelia.

Przez chwilę jego twarz nie wyrażała nic, zupełna pustka. Sam i Bucky zaczęli chichotać. Dziewczyna już prawie myślała, że jest zdenerwowany, ale potem kąciki jego ust uniosły się ku górze.

— Masz randkę?. — uśmiechnął się do niej. — Ktoś chcę się z Tobą umówić?.

Rzuciła w niego łyżką, która była na blacie, ale niestety, zdołał ją złapać.

— Tak, Parker, ktoś chcę się ze mną umówić. Możesz skończyć temat?

— Czy ta randka, to jest dziś wieczorem?. - kontynuował, ignorując jej prośbę, bawiąc się łyżeczką w swoich dłoniach. —  Bo jeśli tak, to prawdopodobnie nie powinnaś iść na tą randkę w piżamie. Taka mała rada. —  dodał, gdy podszedł niej i szarpnął szarymi dresami.

Odsunęła jego rękę od miejsca w którym szarpał jej dresy.

— Odsuń się, idioto. Nie zamierzam iść w dresach. Z resztą, co ty wiesz o randkach?.

—  Sądzisz, że się z nikim nie umawiałem?.

— Ze swoją osobowością?. Na pewno. — zrobiła udawany gest współczucia. —  Zaraz się ogarnę.

— Myślisz, że naprawdę powinnaś iść na randkę?. Kiedy wciąż zdrowiejesz?. —  zmarszczył podejrzliwie brwi.

— A dlaczego miałoby to mieć znacznie?. Nie zamierzam robić niczego, co zmusiłoby mnie do poruszania się. — spojrzała na niego z dezorientacją, gdy dostrzegła, że jego twarz zrobiła się czerwona. Otworzyła szerzej oczy, zdając sobie sprawę, co miał na myśli. — Jesteś obrzydliwy.

— Nie myślałem o tym. — tłumaczył się.

— To pierwsza randka, nie poszłabym z nim do..

— Mówię tylko, żebyś uważała!.

— Dobra, mam dość. Wychodzę!. — uniosła ręce w górę.

Kręciła głową, wychodząc z kuchni, próbując odepchnąć od siebie irytujące myśli i skupić na ekscytacji, nadchodzącą randką. Peter patrzył jak odchodzi, marszcząc brwi, tracąc cały apetyt, który miał, gdy dołączył do rozmowy.

Nigdy by tego nawet nie przyznał, ale myśl, że wychodzi na randkę, go bolała. A kiedy pojawiła się jakąś godzinę później i musiał zobaczyć ją ubraną w sukienkę do połowy uda, w pastelowym kolorze, zdenerwowaną i podekscytowaną tym, że spotyka się z kimś innym niż on, pogorszyło całkowicie jego humor.

— O masz, jednak potrafisz ładnie wyglądać. — powiedział, a brunetka pokazała mu środkowego palca. Nawet nie zważyła na to, że ją obserwował.

— Jak wrócę i nie będzie moich chipsów, przyjdę po Ciebie. — zagroziła, a on podniósł ręce w geście niewinności.

— Wychodzisz już, prawda?. Bo mam dziś całą wieżę dla siebie i nie chciałbym, żebyś tak szybko wróciła.

— Frajer. — wymamrotała, naciągając na siebie kurtkę, a zaraz potem buty. — Pa!. — krzyknęła, wychodząc.

— Pa! — pomachał jej na pożegnanie. Nie zauważyła tego, gdy trzasnęła drzwiami.

• • •

Zaprosił ją na te spotkanie do kawiarni, która według niej była słodka - znała tego chłopaka za szkoły i szczerze, nawet nie myślała, żeby się z nim umówić, ale gdy ją zaprosił, nie mogła się nie podniecić i odmówić. Minęło dość sporo czasu od tego, kiedy ostatnio była na jakiejkolwiek randce. Choć może to miało pomóc na niektóre głupie i zdecydowanie nieodwzajemnione uczucia do pewnego chłopaka.

Nie żeby się komuś do tego przyznała. Nawet samej sobie.

Nie było go tam, kiedy przyszła, co nie było na początku takie dziwne - pojawiła się trochę wcześniej niż oboje to planowali. Zamówiła sobie mrożoną kawę, próbując się trochę zrelaksować. Kawiarnia była bardzo urocza i nie było tam naprawdę wielu ludzi, biorąc pod uwagę, że było dość późno. W tle grała muzyka, a pracownicy wydawali się być w dobrym humorze.

Po chwili bawienia się swoimi dłońmi i nie robienia zbyt wiele, sprawdziła godzinę, i zdała sobie sprawę, że jej randka, już dawno miała się pojawić. Gapiła się na swoją kawę, przygryzając nerwowo wargę i stukając stopami o podłogę. To tylko dziesięć minut, to nie było jakieś specjalne spóźnienie. Mógł utknąć przecież w korku lub cokolwiek innego mogło go zatrzymać.

Napisała wiadomość, oferując mu kupienie kawy, jeśli ma się spóźnić i dając tym samym szansę na wyjaśnienie, dlaczego się nie pojawia. Wysłała ją i po prostu czekała, popijając swoją kawę, próbując zignorować to złe przeczucie w dole brzucha.

Ale dziesięć minut zamieniło się w godzinę, bez jego odpowiedzi na wiadomość i nie ukrywając, trochę się zmartiwla.

Nie chciała być dziwna i śledzić go w mediach społecznościowych, aby sprawdzić czy jest gdzieś aktywny. Ale tym razem musiała. Kliknęła ikonkę Instagrama, przeglądając relację swoich znajomych. Prawie upuściła telefon, gdy zobaczyła na jednej z relacji, że jej randka, była na jakiejś imprezie.

Nie była głupia.

Z westchnieniem zostawiła kilka dolarów na stole i po prostu stamtąd wyszła. Napisała do niego oskarżającą wiadomość, ale jej nie wysłała. To najprawdopodobniej pogorszyłoby sytuację już całkowicie. I w dodatku by się ośmieszyła.

Była smutna, czuła piekące uczucie odrzucenia w klatce piersiowej i łzy formujące się w kącikach oczu. Miała nadzieję, że wracając wcześniej do kompleksu, zostanie zignorowana przez Petera, który prawdopodobnie wciąż tam siedział i czekał, żeby jej dogryźć, gdy tylko się pojawi.

Kiedy już wróciła, było cicho, więc starała się jak najmniej hałasować. Jak najciszej starała się przejść za kanapą, na której siedział Peter, oglądając coś w telewizji.

— Co ty robisz?. — zapytał, wciąż nie odrywając wzorku od programu. Jednak, gdy usłyszał pociągnięcie nosem, jego głowa automatycznie się odwróciła w stronę dziewczyny. — Płaczesz?. —  jego głos nagle złagodniał, kiedy ocierała oczy i spojrzała w dół, żeby nie mógł zobaczyć jej twarzy.

— Nie. — powiedziała, starając się nie brzmieć żałośnie. Obkrążyła kanapę, cały czas utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Usiadła obok niego, zdmuchując z twarzy kosmyk swoich czarnych włosów. — Czy możesz zająć się sobą?. I się o nic nie pytać?.

— Co się stało?. — zignorował ją.

I w zasadzie, wszystko czego teraz chciała, to płakać jak dziecko w poduszkę. Ale nie, on tam był i wyglądał, jakby choć raz się o nią troszczył. I chyba to właśnie sprawiło, że już kompletnie się załamała.

I była zszokowana, kiedy przyciągnął ją do swojej piersi, obejmując ją ramionami w pasie, a jego głos próbował ją uspokoić. Ale zamiast się od niego odsunąć, złapała palcami jego koszulkę i przytrzymała go, płacząc oraz pozwalając się pocieszyć.

Nigdy nie pomyślała, nawet za milion lat, że będzie przytulała Petera Parkera, ale oto była w tej sytuacji, plamiąc jego koszulkę łzami i makijażem. Ale wyglądało na to, że go to nie obchodziło, gdy zaskoczył ją przyciśnięciem ust do włosów i wzmocnieniem swojego uścisku. 

— Wszystko w porządku. — powiedział cicho, kiedy trochę się uspokoiła. Ale zdał sobie sprawę, że chyba jednak powinien spytać. — Wszystko w porządku?.

— Przepraszam.  Prawdopodobnie wyglądam teraz okropnie. — wymamrotała, nie wiedząc nawet dlaczego go przeprasza lub dlaczego w ogóle ją pocieszał.

— Przynajmniej ładnie pachniesz. — powiedział beznamiętnie, a ona nie mogła powstrzymać się od śmiechu. — I jest jakiś uśmiech!.

— Jesteś taki dziwny. — rzuciła mu dziwne spojrzenie.

— Jesteś taka dziwna. — przedrzeźniał ją, gdy wyplątała się z jego uścisku, choć w sumie tak naprawdę tego nie chciała.

Siedziała nadal blisko niego, wycierając oczy z zaschniętych łez.

— To co się stało?. — zapytał Peter ponownie, a jego delikatny ton głosu sprawił, że znów się zrelaksowała.

— Nie pojawił się. — pociągnęła nosem, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy. Peter był ostatnią osobą, przed którą chciała być tak bezbronna. — I tak trochę go szpiegowałam, i dowiedziałam się, że jest na jakiejś imprezie. I wiesz co?. Może miałeś rację, że nikt nie chcę się ze mną umawiać..

— Nigdy tego nie powiedziałem. — powiedział szybko, zanim zdążyła kontynuować. — Uwierz, każdy miałby szczęście, że Cię ma, Ophelia.

Patrzyła na niego przez chwilę, zastanawiając się, kto właśnie siedzi obok niej, bo na pewno nie mógł być to Peter. Może Loki powrócił i udawał, że jest nim, ponieważ ten chłopak, nigdy nie byłby dla niej tak miły.

— Dlaczego jesteś miły?. — pytała, nie dbając o to, jak musiało być to dziwne. — Zrobiłeś coś złego, a teraz czujesz się winny?. Bo przysięgam, jeśli zjadłeś moje chipsy..

— Nie, nie zjadłem. — zachichotał. — Po prostu...Nie lubię Cię oglądać w takich sytuacjach. Mam ochotę uderzyć tego chłopaka.

— Czyli więc uważasz, że tylko ty możesz być dla mnie wredny?. — szydziła. Choć w głębi serca, jego słowa sprawiły, że poczuła ciepło, nawet jeśli nie chciała tego przyznać.

Peter przez chwilę błądził wzrokiem dookoła, a potem przygryzł wargę.

— Możemy porozmawiać?.

— Naprawdę nie jestem w nastroju, żeby się z Tobą kłócić, po tym jak Cię przytulałam..

— Nie chcę się kłócić. — powiedział szczerze. — Po prostu chcę wyjaśnić dlaczego taki jestem. I...I przeprosić.

Jej usta prawie opadły ze zdziwienia.

— Mówisz poważnie?.

Skinął głowę.

Rzuciła mu ostatnie spojrzenie i czekała, aż chłopak siedzący na przeciwko niej, zacznie mówić. Przez chwilę jednak, wpatrywał się w nią, jakby zbierał myśli.

— Nie nienawidzę Cię. — powiedział w końcu. — Nigdy nie nienawidziłem. Byłem po prostu zazdrosny, ponieważ kiedy pierwszy raz tu przyjechałem, wszystko miałaś pod kontrolą. Byłaś w moim wieku, ale czułem, jakbyś była moją przełożoną, bo wiedziałaś co robić w każdej sytuacji. Czułem się głupio, więc działałem w ten sposób. — mówił. — Nie potrzebujesz nawet super mocy, żeby mnie pokonać. — kontynuował, lekko chichotając i skupiając się na drapaniu skórek przy swoich paznokciach. — I w sumie, niepokoiło mnie to, że nawet przy moich mocach, wciąż byłaś postrzegana jako ta lepsza. Traktują Cię nawet jak rodzinę. I..I tak, chyba byłem po prostu zazdrosny. Przepraszam.

— Też myślą o Tobie jak o rodzinie. — mówi, udając, że nie widzi rumieńca na jego policzkach. — Tony lubi cię bardziej niż mnie, musisz to wiedzieć.

— Tak, ale ty jesteś za to ulubienicą Natashy. — odparł i nie mogła się z tym nie zgodzić.

— Może i tak, ale ona wciąż Cię lubi. Wszyscy lubią. Może i byłam tutaj pierwsza, ale oboje z nas postrzegają jako rodzinę i równych członków zespołu.

Na chwilę zapadła cisza i zdała sobie wtedy sprawę, że to prawdopodobnie jej kolej na wyjaśnienie niektórych rzeczy. Peter tak naprawdę nie zaczął wrogości, która była pomiędzy nimi i ona w zasadzie też. Ale jednostronne to nie było.

— Wiesz, trudno mi się dogadać z ludźmi, bo zawsze chcę, żeby mnie lubili. — przyznała, próbując ignorować intensywność jego wzroku. — Zajęło mi dość dużo czasu, aby zbliżyć się do całego zespołu, bo jestem od nich młodsza. A kiedy pojawiłeś się ty, było tak, jakby od zaraz Cie pokochali, nie musiałeś się nawet wysilać. Było mi wtedy trudno, zwłaszcza wtedy, gdy nie mogliśmy się dogadać, bo chciałam koniecznie, żebyś mnie lubił. I chyba dlatego dzisiejszy wieczór jest dla mnie tak mocnym ciosem. — zaśmiała się głośno, kręcąc głową, podczas gdy Peter wciąż na nią patrzył.

— Przykro mi, że to zrobił. Wyglądałaś naprawdę na podekscytowaną. — powiedział w końcu. — Zasługujesz na kogoś lepszego.

— Dzięki. Po części nie mam nawet nic przeciwko, że tak zrobił. — zadrwiła, pomimo tego, że przed chwilą płakała. — Myślę, że po prostu długo nie byłam na żadnej randce i dlatego się zgodziłam. Bo po części, chce być z kimś, no wiesz, kto naprawdę też chcę być ze mną i nie traktuje mnie jak przedmiot.

— Jestem pewien, że jest ktoś, kto nie będzie Cię tak traktował. — mówił, nagle bardzo skupiając się na swoich kolanach i unikając kontaktu wzrokowego. — Może jest nawet bliżej niż myślisz.

Wpatrywała się w niego przez chwilę, widząc, że nie stracił swoich rumieńców na policzkach i sposobu, w jaki unikał spojrzenia jej w oczy. Nerwowo stukał palcami w swoje kolana, przygryzając wargę.

Denerwowała go.

— Jak myślisz, jak blisko?. — zapytała cicho, trochę się przesuwając, aby siedzieć jeszcze bliżej niego. Jego oczy w końcu spotkały jej i zobaczył wyraz jej twarzy. Nie mógł zmusić się do odpowiedzi. Zamiast tego ostrożnie wsunął dłoń w jej, może trochę obawiając się przy tym, że się odsunie i znów go znienawidzi. Ale zamiast tego, pozwala mu na to i ich dłonie są ze sobą splątane.

— Pamiętasz ostatni raz, kiedy trzymałeś mnie za rękę?. — powiedziała żartobliwie, by złagodzić napięcie. Chłopak przewrócił oczami.

— Nie przypominaj mi. To był najgorszy dzień, odkąd oficjalnie zostałem Avengerem. — potrząsnął głową.

— Najgorszy dzień?. To ja zostałam postrzelona.

— Wiesz, najgorszy, bo myślałem, że Cię strace. — odpowiedział bez zastanowienia. — Byłem wtedy taki zły, ponieważ...Ponieważ bałem się, że odejdziesz i nie wiem, co bym wtedy zrobił. Nie wiem co bym zrobił, gdyby to naprawdę się wydarzyło.

— Nie wiedziałam, że tak Ci na mnie zależy. — powiedziała, próbując zignorować motyle w swoim żołądku.

— Bardzo mi na Tobie zależy. — przyznał, jego oczy spoglądały na jej twarz. — Wydaje mi się, że mam po prostu dziwny sposób na pokazywanie Ci tego.

— Może.

Peter patrzył na nią, gdy zbliżył w jej stronę wolną rękę, przysuwając się trochę bliżej. Nie sprzeciwiała się. Przesunął palcem po jej ramieniu, powodują gęsią skórkę. Przygryzł wargę i wiedziała, że robi to celowo, pozwalając jej się odsunąć, jeśli chce. Jego oczy spoczęły na jej ustach. Pochylił się bliżej, a uśmiech sam zaczął cisnąć się jej na usta.

— Twoje serce bije naprawdę szybko. — powiedział, a ona starała się nie przewrócić oczami.

— Słyszysz bicie mojego serca?. — zapytała, kiedy uniósł rękę z ramienia, aby ująć nią jej policzek i była pewna, że zaczęło bić głośniej, gdy jego uśmiech się poszerzył. — To niesprawiedliwe, zdradza, jak się czuje.

— Nie martw się, jestem pewien, że moje bije tak samo. — mruknął i nie czekał, aż odpowie. Przyciągnął jej twarz do siebie i pocałował.

Nie była tym zbytnio zszokowana, na pewno wyraźnie dawał do zrozumienia, że zaraz to zrobi, ale nie mogła powstrzymać odgłosu zaskoczenia, który wydała, kiedy przycisnął swoje usta do jej. Nie wahała się oddać pocałunku, poruszając ustami, razem z jego. I w umyśle zastanawiała się, po co spędzali ten czas na kłótnie, skoro mogli robić to.

Jego nos pocierał jej. Czuła, jak się uśmiecha, czyniąc ten moment słodszym, nawet jeśli pocałunek stawał się bardziej namiętny. Dłoń trzymająca jej policzek przesunęła się na kark, podczas gdy ta, która była splątana z jej, została ułożona na talii.

Odsunął się tylko po to, by po chwili przycisnąć jej ciało do kanapy. Jego oczy błyszczały, dopóki ich nie zamknął, ponownie łącząc ich usta, gdy pochylił się nad nią. Zarzuciła mu jedną z dłoni na szyję i pozwoliła, by druga odnalazła drogę do jego loków, za które zaczęła pociągać, podczas gdy on, opierał się o nią, będąc pomiędzy jej rozchylonymi nogami.

Próbowała się nie uśmiechać przy jego ustach, nie do końca będąc pewną, czy wierzy, że to wszystko się dzieje. Czy rzeczywiście całowała usta chłopaka, którego tak bardzo nie znosiła?. Jednak te myśli zostały przerwane, gdy wsunął język do jej ust, pieszcząc nim podniebienie i zęby. Przechyliła głowę, aby także pogłębić pocałunek, a palce znów pociągnęły jego włosy.

Mruczy w jej usta, gdy jego dłoń ocierała się o jej brzuchu, kiedy znów chciał złapać ją za talię. Próbowała się nie skrzywić, gdy przypadkowo przesunął dłonią po jednym z siniaków, które wciąż pozostały po ostatniej misji. Z pewnym wahaniem zmusiła się do wycofania, niemal śmiejąc się, gdy podążył za jej ustami, po kolejny pocałunek. Wydął nieco usta, kiedy położyła dłoń na jego klatce piersiowej, aby go zatrzymać.

— Powinniśmy trochę zwolnić. — odetchnęła, próbując zignorować ból w ramieniu i talii, który był teraz bardziej odczuwalny, gdy jego usta jej nie rozpraszały.

— Nie chcesz dowiedzieć sie, co będzie, kiedy Sam i Bucky tu wejdą, i nie przekonają się, że od początku mieli rację?. — uśmiechnął się lekko, podczas gdy ona uderzyła go w klatkę piersiową, śmiejąc się.

— Nie powinnam się zbytnio poruszać, pamiętasz?.

— Cholera. — zaczął się podnosić. — Zapomniałem. Wszystko w porządku?. Przepraszam, jeśli..

— Nic mi nie jest. — zachichotała, trzymając go za ręce, żeby nie odsunął się za daleko. Jedna z jej dłoni przesunęła się, by chwycić go za policzek, a on zamknął oczy, uśmiechając się lekko, kiedy prześledziła kciukiem jego szczękę i ocierała nim jego usta. — Ale jesteś słodki, kiedy się martwisz.

Po prostu uśmiechnął się i pochylił, całując ją delikatnie, tym razem unikając dotykania jej w jakikolwiek sposób, który mógłby ją zranić. Jego loki łaskotały jej twarz, gdy przesuwał swoimi wargami po jej szczęce. Zaśmiała się lekko, gdy zaczął przyciskać pocałunki do szyi, podpierając się ręka, aby jej nie przygnieść.

— Tak bardzo, jak mi się to podoba. — zachichotała i poczuła jak uśmiecha się do jej szyi. — Naprawdę myślę, że Sam i Bucky, którzy tu wejdą nie będą zachwyceni, widząc nas w tej pozycji. I wolałabym nie ponieść teraz konsekwencji.

— Czyli gdzie będziemy kontynuować?. — podniósł się, wciąż pochylając się nad nią, a jego oczy wciąż świeciły. Zwykle cienkie wargi, były teraz spuchnięte od całowania i rozciągnięte w leniwy uśmiech.

— To zależy, gdzie chcesz kontynuować?. — kontratakowała, pozwalając swoim palcom poruszać się po jego ramieniu. Gdy całkiem spotkali swój wzrok, zaczęła studiować jego twarz. Nierówna brew, lekko krzywy nos lub delikatne piegi na jego policzkach.

I teraz nie wiedziała czy poradzi sobie z tym, jeśli nie będzie chciał z nią być, po tym wszystkim. Nie powiedział wprost, że coś do niej czuje, co jeśli to było tylko pod wpływem chwili?.

Burnet otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale dźwięk otwierającyh drzwi, przerwał mu.

— Wróciliśmy!.— głos Bucky'ego spowodował, że oboje od siebie odskoczyli. Ophelia szaleńczo próbowała poprawić swoją sukienkę, a Peter gładził swoje włosy, żeby nie były tak znacząco potargane. — O, hej. Myślałem, że jesteś na randce?.

— Odwołałam ją. — powiedziała szybko, mając nadzieję, że tusz do rzęs, nie był widoczny pod jej oczami. — Właśnie byłam tutaj, żeby denerwować Petera.

— Mhm. — Sam przewrócił oczami. — Jasne, że go denerwowałaś. Nocne marki, nie róbcie niczego, czego ja bym nie zrobił!.

Zamiast odejść z Samem, Bucky rzucił się na kanapę, między ich dwojgiem, zmieniając kanał telewizyjny, za pomocą pilota.

— Przepraszam, że przeszkadzam w waszej małej randce, ale nie mogłem nic wcześniej obejrzeć.

— Cokolwiek. — zadrwiła, szturchając go w twarz, gdy wstawała, tym samym rozśmieszając go. Wymieniła spojrzenia z Peterem, nie wiedząc, co zrobić. Niemal chciała, żeby za nią podążył, aby mogli porozmawiać. — Um, dobranoc.

— Dobranoc. — odpowiedzieli oboje. Peter obrzucił ją przepraszającym spojrzeniem, gdy Bucky nie patrzył. Uśmiechnęła się i powiedziała ciche "w porządku".

Ale to nie było w porządku, zwłaszcza gdy poszła spać i miała nadzieję, że może chłopak zapuka do jej drzwi, ale to nie nastało. Nie zasypiała przez chwilę,  myśląc, że za bardzo się w angażuje, a potem zastanawiała się, czy to się w ogóle naprawdę wydarzyło i czy nie będzie jej ignorował do końca życia.

Ale jakoś udało jej się zasnąć.

A rano, ktoś zapukał do jej drzwi.

Otworzyła je i zobaczyła Petera, stojącego tam, z bukietem kwiatów, i nerwowym uśmiechem na twarzy. Czuła się teraz głupio, że nie spała prawie przez całą noc, myśląc, że będzie ignorował ją już na zawsze.

— Po–pomyślałem, że zabiorę Cie na randkę. — jego twarz zrobiła z lekka czerwona, przez co jej usta uniosły się w lekkim uśmiechu. — Moglibyśmy pójść na jakieś śniadanie i porozmawiać. Jeśli–jeśli chcesz.

— Chciałabym. — powiedziała cicho, odbierając od niego kwiaty i uśmiechając się bardziej. — Prawdopodobnie powinnam jednak przebrać się z dresów, prawda randkowy ekspercie?.

— Możesz w nich zostać, jeśli chcesz. — zaśmiał się, nabierając odwagi i obejmując sowim ramieniem jej talię. Uważając na jej dłoń z kwiatami. — Myślę, że wyglądasz w nich uroczo.

— Pewnie, że tak.

Peter przycisnął pocałunek do jej ust, a ta, wolną ręka przytrzymała jego policzek, żeby nie odsunął się tak szybko. Zachichotał przy jej ustach, zdając sobie sprawę, z tego co robi, więc nie przestał, a jego ramię przyciąganeło ją jeszcze bliżej.

— Ekhem.

Oboje odsunęli się od siebie, widząc Bucky'ego, stojącego w korytarzu, z filiżanką kawy i zaskocoznym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się szeroko, gdy zaczął się wycofywać, będąc plecami do Opheli i Petera.

— No nie. — wymamrotała, chowając twarz w pierś Petera, podczas gdy on się śmiał, a jego twarz była cała czerwona. Objął ja drugim ramieniem, a ona także zaczęła się śmiać.

Po chwili w kuchni słychać było śmiech Bucky'ego.

— Jesteś mi winien sto dolców, Sam!.

A/N
Z całego serca przepraszam za błędy, ale przy takiej ilości tekstu, naprawdę trudno jest jakiś wypałać. Jednak jeśli jakiś zauważysz, będę wdzięczna, gdy go podkreślisz!

W sumie, to już mój drugi one shot i nadal nie jestem pewna, czy umiem się w to bawić. Ocenę pozostawiam wam.

No i jeszcze przepraszam, jeśli moje opisy scen walki i gry wstępnej, są do kitu :/

No dobra, to na tyle ode mnie.

Mam nadzieję, że miło się czytało!.

Buziole xoxo

catsarsexx bądź ze mnie dumna, proszę :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro